środa, 18 kwietnia 2012

Marzenie Anioła cz. III


- Żyje?
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie nie.
- Spadła naprawdę z wysoka - chłopiec zadarł głowę do góry, jednak nie był w stanie ocenić wysokości. - Nie mogła przeżyć.
- Idź sprawdź.
- Sama idź! Czemu ja się mam narażać?
- Bo jesteś starszy? - spytała niepewnie dziewczynka wycofując się kilka kroków.
- Niech ci będzie, ale ty biegniesz po ojca.
- Ja? Dlaczego? - tym razem dziewczynka niemal zapiszczała, bardziej przerażona wizją poinformowania o tym zdarzeniu ojca, niż możliwością, że martwa kobieta nagle ożyje.
- Bo ciebie ojciec nie spierze, za mała jesteś. Leć już, a ja sprawdzę, czy ona żyje - chłopiec twardo wydał polecenie, choć tym razem sam miał ochotę pobiec po ojca. Jednak wiedział, że gdyby zostawił siostrę tu samą, dostałby jeszcze większe cięgi. Wolał już poczekać tutaj. Miał jedynie nadzieję, że nie dostaną po głowie za to, że wałęsali się w pobliżu wysokich ruin.
Nie zamierzał też ryzykować podchodząc do tej dziwnej, martwej kobiety. Nigdy nie widział, by ktoś tak wyglądał. Miała jakieś metalowe znaki na twarzy i mechaniczne części na plecach. Nie wiele mógł zobaczyć z tej odległości, przyjdzie ojciec to sam sprawdzi.
Nie czekał bardzo długo, widać Nika była dość przekonująca.
- Ojcze! - zawołał jak tylko zobaczył zbliżającą się grupę ludzi.
- Gani, co tu się stało? - tubalny głos mężczyzny słusznie mógł wzbudzać przerażenie, szczególnie gdyby wpadł w gniew. Tym razem na szczęście miał spokojny, choć zmartwiony ton. - Nika mówiła coś o martwej kobiecie… - urwał, gdy jego wzrok padł na leżące ciało kawałek dalej. - No tak -  tym razem dzieciaki nie zmyślały, ale to już dodał w myślach.
- To anioł.
- Nie wiedziałem, że one naprawdę istnieją - ciche szepty pozostałych przerwały nagłą ciszę.
- Cicho tam! - warknął ojciec chłopca - Trzeba ją zabrać, nie można zostawić tak ciała, by gniło - powiedział podchodząc do anioła. - O cholera! - wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język. - Ona żyje - dodał już zdecydowanie ciszej nachylając się nad ciałem.
Mężczyzna dla pewności dotknął szyi, szukając pulsu. Wyczuł go, choć był słaby, tak jak i oddech. Spróbował delikatnie obrócić kobietę, lecz natychmiast wyczuł opór. Nie widział do końca co ją przytrzymywało. Być może mechanizmy skrzydeł wbiły się w beton, albo zahaczyły o coś. Nie było sensu się szarpać przyprawiając więcej cierpień kobiecie.
- Terk, skocz do warsztatu po narzędzia, tylko migiem. Może uda się ją żywą wyciągnąć, ale trzeba pozbyć się tego złomu. I powiedz Maddy, by naszykowała miejsce dla niej. I niech medyka zawoła. Albo lepiej nie! - krzyknął głośno za znikającym już za rogiem mężczyzną. - Lepiej na razie utrzymać to w tajemnicy zwłaszcza, gdy nie wiadomo czy anioł przeżyje. - Maddy będzie wiedzieć, co z tym bałaganem zrobić. - Spróbował ponownie obrócić kobietę, jednak nawet z pomocą nie udało się ruszyć kobiety. Jedynym efektem tego było to, że na dłoni został ślad świeżej krwi.
- Zostawmy ją. Jeszcze się przez nas całkiem wykrwawi. I tak nie wiem jakim cudem przeżyła upadek, ale nie musimy jej dobijać.

Nie czekali długo. Terk szybko załatwił co trzeba, przyniósł odpowiednie narzędzie, a także coś więcej, przyprowadził Maddy.
- Czyś ty chłopie do reszty zgłupiał wysyłając Terka do warsztatu?! Mało co nóg nie połamał, a język to po drodze na pewno zgubił, bo takie niestworzone rzeczy wygadywał, że aż… - kobieta urwała nagle głośny i gniewny wywód widząc, że jednak posłaniec dobrze mówił. - Cicho bądź! - warknęła widząc, że mąż chce się odezwać. Nie czas był na małżeńskie przekomarzania. Uklękła przy anielicy ostrożnie ją oglądając. - Jakim cudem przeżyła upadek?
- Widać Bóg tak chciał.
- Cicho! Jeszcze kto usłyszy! - uciszyła ponownie męża. - Trzeba usunąć skrzydła, inaczej jej nie wyciągniemy. Nie jestem pewna, ale chyba nabiła się na coś i to ją trzyma. Będziesz umiał  je rozmontować?
- A jeśli to ją zabije?
- To zrób to tak, by nie zabiło - Maddy syknęła cicho na Garlo, przejmując dowodzenie nad całą akcją. Mimo, że w zwyczaju było, iż to mężczyzna rządzi, to jakoś nigdy nie miała z tym problemu. Nikt też nie odważył się aby zwrócić jej na to uwagę. - Zrób to powoli, te skrzydła ją przytrzymują, chyba jedno wbiło się w bok - stęknęła próbując w miarę delikatnie wybadać sytuację ręką. - Spróbuj ich nie uszkodzić za bardzo. Może będzie ich potrzebować.
Dzieci odsunięto na bok, by się nie plątały pod nogami, gdy dorośli pracują. Poza tym sytuacja była na tyle niecodzienna, że nawet nie śmiały protestować. I tak będą miały czym się chwalić innym, wszak to one znalazły anioła.
- Ciężko będzie. - Garlo przerwał pełną napięcia ciszę. - Mechanizmy są jakoś połączone z nią. Nie wiem, czy uda mi się ich nie uszkodzić.
- Trudno. Musimy ją wyciągnąć, nie może tu tak leżeć.
Po tej krótkiej wymianie zdań znów zapanowała cisza. Wszyscy czekali aż Garlo z pomocą Terka rozmontują skrzydła. Z początku chcieli odłączyć je w całości, ale szybko okazało się, że to nie jest takie proste. Na szczęście anielica nadal była nieprzytomna i na nic nie reagowała, choć to raczej źle wróżyło dla niej. Wkrótce okazało się, że skrzydła nie stanowią jedności, a raczej jest to kilka części ściśle na siebie nachodzących. Po jakimś czasie mężczyznom w końcu udało się mniej więcej zrozumieć ich budowę, przynajmniej na tyle, że po kilku cichych zgrzytach udało się rozmontować pierwsze skrzydło. Mogli wtedy spróbować nieco obrócić kobietę, jednak okazało się, że nie będzie to takie proste. Maddy słusznie podejrzewała, że jedno ze skrzydeł wbiło się w ciało. Na domiar złego, wbiło się również głęboko w beton.
- Jest złamane z jednej strony. Chyba właśnie na tę część się nadziała. - Po dłuższych oględzinach Garlo w końcu wydał opinię. - Nie damy rady go rozmontować w ten sam sposób, co pierwsze.
- Nie, nie możemy też wyciągnąć go z niej tutaj, zbyt głęboko siedzi. Od razu by się wykrwawiła i cała ta praca na nic by poszła. - Maddy spojrzała na męża oczekując propozycji. Mimo iż nie wyglądali na zgodne małżeństwo i kłócili się niemal nieustannie, to jednak rozumieli się bez słów.
- Będę musiał je rozciąć. Mam tylko nadzieję, że metal puści, wydaje się być dość mocny. - Garlo nie był zbyt pewny własnych słów, choć na mechanice znał się dobrze. Od dziecka pomagał ojcu w warsztacie, a teraz sam go prowadził. Umiał naprawić i złożyć wszystko. Nigdy jednak nie miał do czynienia ze skrzydłami anioła. Nie miał pojęcia czy uda mu się je złożyć na nowo.
- Dobrze, tylko uważaj, by nie szarpać nimi.
Garlo skinął tylko głową, zabierając się z ciężkim sercem do pracy. Pierwszy raz w życiu rozkładał żywego człowieka na części, jeśli tak to można było określić. Myślał dłuższą chwilę, zastanawiając się jakie narzędzie wybrać. Ostatecznie zdecydował się na mały palnik. Zdawał sobie sprawę, że w ten sposób zniszczy skrzydło, jednak obejdzie się bez szarpania. Nie było za bardzo możliwości, by unieruchomić złamane skrzydło, a nieuważny ruch mógł doprowadzić do śmierci anioła. Z ciężkim więc sercem włączył płomień. W pierwszej chwili miał wrażenie, że nie uda się, ale szybko musiał znów się skupić, gdyż metal powoli ustępował.
Po kilkunastu minutach, które zdawały się być wiecznością, udało się przeciąć do końca skrzydło. Anielica była wolna, choć jej życie nadal nie było pewne.
- Połóżcie ją na noszach. - Maddy szybko przejęła kontrolę wskazując przyniesione w międzyczasie prowizoryczne nosze. - Tylko ostrożnie. Na tym boku.
Dopiero teraz mogli przyjrzeć się dokładniej anielicy. Młoda, pociągła twarz była mocno poobijana, a ciemne włosy oblepione krwią wyglądały jak strąki. Mimo to widać było, że urody jej nie brakowało. Przed Przeistoczeniem musiała być piękną dziewczyną, może nie olśniewającą, ale na pewno zwracała na siebie uwagę.
- Zaniesiemy ją do nas, Natia miała przygotować miejsce. Wy - spojrzała na męża i Terka - zabierzcie resztę skrzydła, lepiej, żeby tak nie sterczało tutaj. Lepiej też aby nikt o tym, co tu się wydarzyło nie wiedział. Zrozumieli mnie wszyscy? - spytała patrząc w oczy po kolei każdemu. Mimo, że kapłani nie zaglądali do tej części miasta, to jednak nie pragnęła ściągać sobie takich kłopotów na głowę. A kapłani zdecydowanie oznaczali kłopoty. - Dobrze, idziemy. A wy szybko się z tym uwińcie.

Mężczyźni nie skończyli pracy tak szybko jakby tego chcieli. Skrzydło było wbite bardzo głęboko. Anielica musiała spaść naprawdę z wysoka, by mogło wbić się z taką siłą w beton. Musieli się trochę napracować, by rozłupać twardą podstawę, nie udało im się też nie uszkodzić skrzydła. Poza tym i tak nie nadawało się już do niczego.
- I co z nią? - Garlo spytał Maddy zaraz po tym, jak uporządkował części skrzydeł w warsztacie, oczywiście w swojej prywatnej części.
- Nadal jest nieprzytomna i wątpię by przeżyła do rana. Straciła bardzo dużo krwi przy upadku, przy wyciąganiu z niej skrzydła również. Szkoda mi jej, opatrzyłam wszystkie rany, ale… - pokręciła jedynie głową. Nie miała żadnych złudzeń. Nigdy nie widziała, by z tak poważnej rany ktokolwiek się wygrzebał. - Pozostaje nam jedynie modlitwa i prośba do Boga, by ją oszczędził. - Maddy wtuliła się w ramiona męża, które z chęcią ją przyjęły. Była zmęczona i potrzebowała chwili pocieszenia. Jutro zapewne czekał ich smutny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz