- Żyje?
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie nie.
- Spadła naprawdę z wysoka - chłopiec zadarł głowę do
góry, jednak nie był w stanie ocenić wysokości. - Nie mogła przeżyć.
- Idź sprawdź.
- Sama idź! Czemu ja się mam narażać?
- Bo jesteś starszy? - spytała niepewnie dziewczynka
wycofując się kilka kroków.
- Niech ci będzie, ale ty biegniesz po ojca.
- Ja? Dlaczego? - tym razem dziewczynka niemal
zapiszczała, bardziej przerażona wizją poinformowania o tym zdarzeniu ojca, niż
możliwością, że martwa kobieta nagle ożyje.
- Bo ciebie ojciec nie spierze, za mała jesteś. Leć już,
a ja sprawdzę, czy ona żyje - chłopiec twardo wydał polecenie, choć tym razem
sam miał ochotę pobiec po ojca. Jednak wiedział, że gdyby zostawił siostrę tu
samą, dostałby jeszcze większe cięgi. Wolał już poczekać tutaj. Miał jedynie
nadzieję, że nie dostaną po głowie za to, że wałęsali się w pobliżu wysokich
ruin.
Nie zamierzał też ryzykować podchodząc do tej dziwnej,
martwej kobiety. Nigdy nie widział, by ktoś tak wyglądał. Miała jakieś metalowe
znaki na twarzy i mechaniczne części na plecach. Nie wiele mógł zobaczyć z tej
odległości, przyjdzie ojciec to sam sprawdzi.
Nie czekał bardzo długo, widać Nika była dość
przekonująca.
- Ojcze! - zawołał jak tylko zobaczył zbliżającą się
grupę ludzi.
- Gani, co tu się stało? - tubalny głos mężczyzny
słusznie mógł wzbudzać przerażenie, szczególnie gdyby wpadł w gniew. Tym razem
na szczęście miał spokojny, choć zmartwiony ton. - Nika mówiła coś o martwej
kobiecie… - urwał, gdy jego wzrok padł na leżące ciało kawałek dalej. - No tak
- tym razem dzieciaki nie zmyślały, ale
to już dodał w myślach.
- To anioł.
- Nie wiedziałem, że one naprawdę istnieją - ciche szepty
pozostałych przerwały nagłą ciszę.
- Cicho tam! - warknął ojciec chłopca - Trzeba ją zabrać,
nie można zostawić tak ciała, by gniło - powiedział podchodząc do anioła. - O
cholera! - wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język. - Ona żyje - dodał
już zdecydowanie ciszej nachylając się nad ciałem.
Mężczyzna dla pewności dotknął szyi, szukając pulsu.
Wyczuł go, choć był słaby, tak jak i oddech. Spróbował delikatnie obrócić
kobietę, lecz natychmiast wyczuł opór. Nie widział do końca co ją
przytrzymywało. Być może mechanizmy skrzydeł wbiły się w beton, albo zahaczyły
o coś. Nie było sensu się szarpać przyprawiając więcej cierpień kobiecie.
- Terk, skocz do warsztatu po narzędzia, tylko migiem.
Może uda się ją żywą wyciągnąć, ale trzeba pozbyć się tego złomu. I powiedz
Maddy, by naszykowała miejsce dla niej. I niech medyka zawoła. Albo lepiej nie!
- krzyknął głośno za znikającym już za rogiem mężczyzną. - Lepiej na razie
utrzymać to w tajemnicy zwłaszcza, gdy nie wiadomo czy anioł przeżyje. - Maddy
będzie wiedzieć, co z tym bałaganem zrobić. - Spróbował ponownie obrócić
kobietę, jednak nawet z pomocą nie udało się ruszyć kobiety. Jedynym efektem
tego było to, że na dłoni został ślad świeżej krwi.
- Zostawmy ją. Jeszcze się przez nas całkiem wykrwawi. I
tak nie wiem jakim cudem przeżyła upadek, ale nie musimy jej dobijać.
Nie czekali długo. Terk szybko załatwił co trzeba,
przyniósł odpowiednie narzędzie, a także coś więcej, przyprowadził Maddy.
- Czyś ty chłopie do reszty zgłupiał wysyłając Terka do
warsztatu?! Mało co nóg nie połamał, a język to po drodze na pewno zgubił, bo
takie niestworzone rzeczy wygadywał, że aż… - kobieta urwała nagle głośny i
gniewny wywód widząc, że jednak posłaniec dobrze mówił. - Cicho bądź! -
warknęła widząc, że mąż chce się odezwać. Nie czas był na małżeńskie
przekomarzania. Uklękła przy anielicy ostrożnie ją oglądając. - Jakim cudem
przeżyła upadek?
- Widać Bóg tak chciał.
- Cicho! Jeszcze kto usłyszy! - uciszyła ponownie męża. -
Trzeba usunąć skrzydła, inaczej jej nie wyciągniemy. Nie jestem pewna, ale
chyba nabiła się na coś i to ją trzyma. Będziesz umiał je rozmontować?
- A jeśli to ją zabije?
- To zrób to tak, by nie zabiło - Maddy syknęła cicho na
Garlo, przejmując dowodzenie nad całą akcją. Mimo, że w zwyczaju było, iż to
mężczyzna rządzi, to jakoś nigdy nie miała z tym problemu. Nikt też nie odważył
się aby zwrócić jej na to uwagę. - Zrób to powoli, te skrzydła ją przytrzymują,
chyba jedno wbiło się w bok - stęknęła próbując w miarę delikatnie wybadać
sytuację ręką. - Spróbuj ich nie uszkodzić za bardzo. Może będzie ich
potrzebować.
Dzieci odsunięto na bok, by się nie plątały pod nogami,
gdy dorośli pracują. Poza tym sytuacja była na tyle niecodzienna, że nawet nie
śmiały protestować. I tak będą miały czym się chwalić innym, wszak to one
znalazły anioła.
- Ciężko będzie. - Garlo przerwał pełną napięcia ciszę. -
Mechanizmy są jakoś połączone z nią. Nie wiem, czy uda mi się ich nie
uszkodzić.
- Trudno. Musimy ją wyciągnąć, nie może tu tak leżeć.
Po tej krótkiej wymianie zdań znów zapanowała cisza.
Wszyscy czekali aż Garlo z pomocą Terka rozmontują skrzydła. Z początku chcieli
odłączyć je w całości, ale szybko okazało się, że to nie jest takie proste. Na
szczęście anielica nadal była nieprzytomna i na nic nie reagowała, choć to
raczej źle wróżyło dla niej. Wkrótce okazało się, że skrzydła nie stanowią
jedności, a raczej jest to kilka części ściśle na siebie nachodzących. Po
jakimś czasie mężczyznom w końcu udało się mniej więcej zrozumieć ich budowę,
przynajmniej na tyle, że po kilku cichych zgrzytach udało się rozmontować
pierwsze skrzydło. Mogli wtedy spróbować nieco obrócić kobietę, jednak okazało
się, że nie będzie to takie proste. Maddy słusznie podejrzewała, że jedno ze
skrzydeł wbiło się w ciało. Na domiar złego, wbiło się również głęboko w beton.
- Jest złamane z jednej strony. Chyba właśnie na tę część
się nadziała. - Po dłuższych oględzinach Garlo w końcu wydał opinię. - Nie damy
rady go rozmontować w ten sam sposób, co pierwsze.
- Nie, nie możemy też wyciągnąć go z niej tutaj, zbyt
głęboko siedzi. Od razu by się wykrwawiła i cała ta praca na nic by poszła. -
Maddy spojrzała na męża oczekując propozycji. Mimo iż nie wyglądali na zgodne
małżeństwo i kłócili się niemal nieustannie, to jednak rozumieli się bez słów.
- Będę musiał je rozciąć. Mam tylko nadzieję, że metal
puści, wydaje się być dość mocny. - Garlo nie był zbyt pewny własnych słów,
choć na mechanice znał się dobrze. Od dziecka pomagał ojcu w warsztacie, a
teraz sam go prowadził. Umiał naprawić i złożyć wszystko. Nigdy jednak nie miał
do czynienia ze skrzydłami anioła. Nie miał pojęcia czy uda mu się je złożyć na
nowo.
- Dobrze, tylko uważaj, by nie szarpać nimi.
Garlo skinął tylko głową, zabierając się z ciężkim sercem
do pracy. Pierwszy raz w życiu rozkładał żywego człowieka na części, jeśli tak
to można było określić. Myślał dłuższą chwilę, zastanawiając się jakie
narzędzie wybrać. Ostatecznie zdecydował się na mały palnik. Zdawał sobie
sprawę, że w ten sposób zniszczy skrzydło, jednak obejdzie się bez szarpania.
Nie było za bardzo możliwości, by unieruchomić złamane skrzydło, a nieuważny
ruch mógł doprowadzić do śmierci anioła. Z ciężkim więc sercem włączył płomień.
W pierwszej chwili miał wrażenie, że nie uda się, ale szybko musiał znów się
skupić, gdyż metal powoli ustępował.
Po kilkunastu minutach, które zdawały się być
wiecznością, udało się przeciąć do końca skrzydło. Anielica była wolna, choć
jej życie nadal nie było pewne.
- Połóżcie ją na noszach. - Maddy szybko przejęła
kontrolę wskazując przyniesione w międzyczasie prowizoryczne nosze. - Tylko
ostrożnie. Na tym boku.
Dopiero teraz mogli przyjrzeć się dokładniej anielicy.
Młoda, pociągła twarz była mocno poobijana, a ciemne włosy oblepione krwią
wyglądały jak strąki. Mimo to widać było, że urody jej nie brakowało. Przed
Przeistoczeniem musiała być piękną dziewczyną, może nie olśniewającą, ale na
pewno zwracała na siebie uwagę.
- Zaniesiemy ją do nas, Natia miała przygotować miejsce.
Wy - spojrzała na męża i Terka - zabierzcie resztę skrzydła, lepiej, żeby tak
nie sterczało tutaj. Lepiej też aby nikt o tym, co tu się wydarzyło nie
wiedział. Zrozumieli mnie wszyscy? - spytała patrząc w oczy po kolei każdemu.
Mimo, że kapłani nie zaglądali do tej części miasta, to jednak nie pragnęła
ściągać sobie takich kłopotów na głowę. A kapłani zdecydowanie oznaczali
kłopoty. - Dobrze, idziemy. A wy szybko się z tym uwińcie.
Mężczyźni nie skończyli pracy tak szybko jakby tego
chcieli. Skrzydło było wbite bardzo głęboko. Anielica musiała spaść naprawdę z
wysoka, by mogło wbić się z taką siłą w beton. Musieli się trochę napracować,
by rozłupać twardą podstawę, nie udało im się też nie uszkodzić skrzydła. Poza
tym i tak nie nadawało się już do niczego.
- I co z nią? - Garlo spytał Maddy zaraz po tym, jak
uporządkował części skrzydeł w warsztacie, oczywiście w swojej prywatnej
części.
- Nadal jest nieprzytomna i wątpię by przeżyła do rana.
Straciła bardzo dużo krwi przy upadku, przy wyciąganiu z niej skrzydła również.
Szkoda mi jej, opatrzyłam wszystkie rany, ale… - pokręciła jedynie głową. Nie
miała żadnych złudzeń. Nigdy nie widziała, by z tak poważnej rany ktokolwiek
się wygrzebał. - Pozostaje nam jedynie modlitwa i prośba do Boga, by ją
oszczędził. - Maddy wtuliła się w ramiona męża, które z chęcią ją przyjęły.
Była zmęczona i potrzebowała chwili pocieszenia. Jutro zapewne czekał ich
smutny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz