wtorek, 17 kwietnia 2012

7. Anielina Sardo

Salia Nekam wolnym krokiem zmierzała do wejściowych drzwi. Nie spodziewała się nikogo o tej godzinie. Było na tyle późno, że odprawiła już służbę na noc, teraz więc musiała sama przyjąć nieproszonego gościa.
- W czym mogę pomóc? - spytała oschle nieznajomą, która niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
- Pani Salia Nekam?
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - Salia spytała ponownie, nieco zirytowana. Nie lubiła się powtarzać, zwłaszcza o tej porze.
- Jestem Anielina Sardo. Przybyłam po Leyen.
- Przykro mi, ale nic nie wiem na ten temat. W tej sprawie oczekuję panny Biern. Poza tym nie jest to chyba odpowiednia godzina na załatwianie takich spraw.
- Rozumiem, ale Lucia nie będzie mogła kontynuować tej sprawy. Została przekazana mnie…
- Powiedziałam już, że będę rozmawiać jedynie z panną Biern. - Salia miała ochotę zatrzasnąć kobiecie drzwi przed nosem, jednak dobre wychowanie nie pozwoliło jej na to. Nie zamierzała również tolerować tego typu wyskoków agencji. To już była zdecydowana przesada.
- Przykro mi, ale Lucia… nie będzie w stanie tego robić. Zmarła dziś rano w ośrodku Masardu.
Wiadomość mimo wszystko wstrząsnęła Salią. Na takie wieści nie była przygotowana.
- Proszę mi wybaczyć to nieuprzejme powitanie. Proszę wejść do środka. - Szybko otrząsnęła się zapraszając kobietę do środka. - Proszę wszystko mi opowiedzieć.
- Dziękuję. Nie ma wiele do opowiedzenia. Z tego co mi przekazano wiem, że Lucia po przybyciu do ośrodka źle się poczuła. Jej stan szybko się pogorszył. Nie ustalono przyczyny zgonu. Niestety więcej na ten temat nie wiem. Sprawy, którymi zajmowała się Lucia zostały przekazane mnie, w tym właśnie dotycząca pani córki.
- Dziękuję za wyjaśnienia. To zapewne wielka strata dla agencji. - Salia starała się być uprzejma, choć przychodziło jej to z trudem. Zdecydowanie wolała pannę Biern.
- Proszę mi wybaczyć, ale oczekują mnie jak najszybciej w ośrodku Mirt. Chciałabym zabrać Leyen jeszcze dzisiaj, o ile byłoby to możliwe. Z dokumentacji, którą otrzymała wynika, że właśnie tam miała trafić Leyen. Wszystko już uzgodniłam.
- Czy jest to konieczne? Leyen już o tej porze śpi, nie chciałabym jej specjalnie budzić…
- Jeśli chce pani jej dobra, to tak. Proszę zrozumieć, że córka potrzebuje odpowiedniego ukierunkowania. Nie może się tu zmarnować. Bez obrazy oczywiście. Lucia miała wszystko wyjaśnić, mam nadzieję, że to zrobiła. Poza tym nie mam za wiele czasu, aby nowa przedstawiać całą sprawę. - Anielina dodała pospiesznie widząc zmianę na twarzy gospodyni.
- Tak, wyjaśniła. Dobrze. Każę wszystko przygotować do podróży. Proszę mi tylko powiedzieć, gdzie znajduje się ośrodek.
- Tuż za miastem.
- Rozumiem, że w tym wypadku nie ma potrzeby, by naznaczony znajdował się z dala od zwykłych ludzi? - spytała Salia nieco zaskoczona. Informacje jakie posiadała od panny Biern sugerowały zupełnie co innego.
- Ależ pani Nekam. W żadnym wypadku nie ma takiej potrzeby.
- Przecież panna Biern wyraźnie wyłuszczyła mi sprawę. Ośrodek do którego miała jechać Leyen znajduje się z dala od miast zwykłych ludzi, po ciemnej stronie Gór Mrocznych.
- Pani Nekam, musiała się pani pomylić. Ośrodek Masardu leży na północ stąd, niedaleko od miasta. Już od dawna nikogo nie wysyłamy dalej. - Anielina nieco przesadziła z tą odległością, ale bynajmniej nie poczuwała się do odpowiedzialności, aby tłumaczyć takie drobne szczegóły. Kompleks, w którym pracowała znajdował się dobry dzień jazdy stąd. Chciała zabrać jak najszybciej dziewczynkę i się nią zająć. Poza tym miała dość tych przymusowych wycieczek, zwykle wolała pracować na miejscu. Zupełnie nie rozumiała decyzji przełożonych, odebrać dziecko mógł ktokolwiek. Była tym wszystkim wystarczająco poirytowana, a teraz jeszcze dociekliwa matka. Z trudem zachowywała resztki cierpliwości.
- Ale przecież… - Salia zaskoczona chciała wyjaśnić to nieporozumienie, jednak ciche pukanie przerwało jej nim w ogóle zaczęła.
- Pani Nekam, proszę wybaczyć, ale to ważne - powiedziała służąca równie cicho jak zapukała. Dawała też wyraźne znaki, że chce rozmawiać na osobności.
- Proszę mi wybaczyć, niebawem wrócę i dokończymy rozmowę.
Salia przeprosiła gościa, po czym wyszła z pokoju. Nigdy nie ignorowała służby, była tak dobrana, że w pełni wszystkim ufała, zwłaszcza opiekunce dzieci. Nie przeszkadzałaby z błahego powodu.
- Mała Leyen bardzo płacze, musiała śnić jakiś koszmar. Nie potrafię jej uspokoić.
- Rozumiem, dobrze że mnie zawołałaś. Zaraz do niej pójdę. Zadbaj proszę o naszego gościa.

- Już dobrze kochanie, jestem przy tobie. Nie trzeba płakać, to tylko zły sen. - Salia tuliła do siebie małą dziewczynkę przemawiając do niej miękkim głosem, który rzadko było słychać w domu. Jedynie w takich chwilach, gdy starała się utulić córkę, jej głos był pełen czułości i troski. Rude, kręcone włosy przesłaniały zapłakaną twarz, więc delikatnym ruchem palców odgarnęła je tak, aby odsłonić ciemne oczy.
- Tylko sen? - mała spytała nadal szlochając, choć już nie tak gwałtownie.
- Tak słoneczko, tylko sen. Mama już jest przy tobie, mojej najdroższej Leyen. Zaśnij teraz kochanie, jutro mi wszystko opowiesz i nie będziesz się musiała już bać.
- To dobrze - odpowiedziała Leyen delikatnie sepleniąc. Powoli się wyciszała, a szloch zamieniał się w spokojny oddech śpiącego dziecka.
Salia jeszcze dłuższy czas siedziała przy dziewczynce, aż ta zaśnie głęboko. Rano wypyta ją o ten sen, do tej pory nigdy ich nie ignorowała, zazwyczaj mówiły prawdę. Z jednej strony bała się, że może to dotyczyć panny Biern. Wizyta zastępczyni i teraz ten koszmar, nie mógł być to tylko przypadek. Mała Leyen stanowiła bardzo dokładne źródło informacji, niemal o wszystkim. Jedyny problemem była sama interpretacja snów, zdarzały się niewielkie pomyłki, zwykle jednak zupełnie nieistotne. Podejrzewała, że tym razem będzie inaczej.

- Proszę mi wybaczyć. Mam nadzieję, że dobrze Panią ugoszczono. Myślę, że teraz będziemy mieć czas, by wszystko wyjaśnić. Proszę zacząć od początku. Jak to się stało, że panna Biern nie żyje? - Salia usiadła naprzeciw kobiety. - Kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy, nie uskarżała się na jakiekolwiek dolegliwości.
- Zanim odpowiem, chciałabym o coś zapytać. Kiedy ostatni raz widziała pani Lucię?
- Kilka dni temu. Obiecała, że znajdzie odpowiedni ośrodek dla Leyen. Wspominała o Górach Mrocznych i ośrodku Maredu.
- Rozumiem. Ma Pani rację, Lucia miała do załatwienia kilka pilnych spraw po drugiej stronie tunelu, jednak z tego co mi wiadomo, nie ma tam ośrodka dla naznaczonych dziewczynek. - Anielina uśmiechała się, jednak robiła to z przymusu. Nie lubiła pracować z dziećmi, a tym bardziej z ich rodzicami. Byli tacy… upierdliwie dociekający. Niestety była jedyną wolną opiekunką, którą wzywano wyłącznie w sytuacjach kryzysowych, takich jak ta. Niewyjaśniona śmierć Lucii nie była nikomu na rękę, a sprawy które prowadziła należało zakończyć. - Być może źle Pani ją zrozumiała - dodała tonem, który sugerował wprost, że ma już wyrobione zdanie na ten temat i nie należy już go poruszać.
- Być może… Proszę mi wybaczyć te wszystkie pytania, ale martwię się o moją córkę, nie chciałabym, by była w przyszłości źle traktowana.
- Rozumiem, nic nie szkodzi. Zmierzam obecnie do ośrodka Mirt, tam zabiorę Leyen. Jest to niewielki kompleks, składający się z zaledwie kilku połączonych budynków. Atmosfera jaka tam panuje jest bardzo przyjazna i z własnych obserwacji powiem, że dzieci czują się tam dobrze. Zwykle zostają tam jedynie na krótki okres, nim zaadaptują się do nowej sytuacji. Potem w zależności od upodobań i charakteru dziecka, przenosimy je do innego ośrodka. W każdej chwili może Pani przyjechać do ośrodka i zobaczyć się z córką. - Anielina starała się nie mówić zbyt szybko i w miarę dokładnie określić sytuację, uprzedzając jednocześnie przyszłe pytania. - Czy mogłaby Pani zadbać o powóz i przygotowanie Leyen do podróży? Jak już wspominałam, nieco mi się spieszy.
- Ależ oczywiście, jednak mam jeszcze kilka pytań odnośnie ośrodka. Rozumiem, że jest to tylko tymczasowe. Co później dzieje się z dziećmi? Sądziłam, że zostają już w danym ośrodku na dobre?
- Pani Nekam, naprawdę nie mam teraz czasu na wyjaśnianie tak podstawowych rzeczy. Jestem zmęczona i chciałabym…
- Ma pani rację. Jest już późno. - Salia wstała gwałtownie z miejsca - Porozmawiamy o tym jutro. Każę przygotować pokój.
- Nie mam czasu na… - Anielina urwała nie dokańczając zdania. Nie było sensu tego robić, bo i tak nikt by go nie wysłuchał. Salia Nekam właśnie wyszła, pozostawiając ją w pustym pokoju, wściekłą. Nie mogła nic zrobić, a bardzo nie lubiła, gdy musiała się komuś podporządkowywać, bezwarunkowo. Gdy zjawiła się służąca poszła za nią bez słowa.

- Mam nadzieję, że wypoczęła pani dobrze tej nocy - Salia przywitała chłodno kobietę, która od samego rano przybrała bardzo oficjalną postawę. W odpowiedzi dostała jedynie skromny uśmiech, wyglądający raczej jak skrzywienie mocno zaciśniętych warg niż przejaw uprzejmego podziękowania za gościnę. Już wczoraj stwierdziła, że ciężko opisać tę kobietę. Była po prostu… typową pracownicą agencji, ubrana skromnie, w przepisową suknię, a mocno zaciśnięty w talii gorset sprawiał, że wyglądała jakby połknęła kij. Ogólnie się jej nie podobała… ale z początku miała podobne zastrzeżenia do Lucii. Niestety tylko niektóre z nich okazały się być nietrafione. Nie chciała oddawać Leyen pod opiekę Anieliny, jednak nie miała wyjścia. Następna okazja może nie przyjść tak szybko.
- Leyen, kochanie, to jest Anielina Sardo. Będzie się tobą opiekować podczas podróży. - Salia zwróciła się do córki.
- Witaj Leyen - Anielina przywitała dziewczynkę miękkim głosem, który zupełnie zaskoczył matkę. - Cieszę się, że mogę cię poznać.
- Ja również się cieszę. Nie mogłam się już doczekać. - Mała blondyneczka wręcz tryskała radością, uśmiechając się szeroko. - Jak mama rano przyszła i powiedziała, że jadę na wycieczkę, zaczęłam skakać z radości. Ciągle ją wypytywałam, gdzie jedziemy, jak to będzie, jaki kolor będzie miał mój nowy pokój i…
- Wszystko powiem ci po drodze kochanie - Anielina wtrąciła się szybko, gdy dziewczynka zrobiła pauzę na nabranie powietrza. Uśmiechnęła się do niej łagodnie, kucając przed nią. - Masz śliczny wisiorek, nie sądziłam że tak małą dziewczynkę stać na taką biżuterię. - Anielina starała się nawiązać dobry kontakt z Leyen, a drobne błyskotki to był zawsze interesujący temat dla dorastających kobietek.
- To prezent. Dostałam tę perełkę od maagi, która ostatnio u nas gościła - uniosła łańcuszek wysoko, podtykając go niemal pod sam nos kobiecie, nie przestając przy tym choć na chwilę mówić. - Powiedziała, że jak będę taka duża jak ona, to będę mogła mieć cały sznur takich pereł. Pani też ma taki sznur? - spytała od razu na jednym oddechu.
- Nie kochanie, nie mam. Niedługo wyruszamy i będziesz mogła mi wszystko opowiedzieć. - Anielina szybko dodała, nie pozwalając małej się wtrącić. Bała się, że jak zacznie trajkotać, to już nie przestanie. Przyjemnie się na nią patrzyło, była taka jasna i radosna. Nie rozumiała obaw Lucii, jakby pisała o kimś innym. Nie mogła też uwierzyć w to, że ją zaatakowała. - Zanim jednak pojedziemy mam do ciebie jedną prośbę. Pokazałabyś mi znamię?
- Oczywiście, tutaj mam. O tu. - Leyen od razu się odwróciła, zgarniając jednocześnie jasne włosy z karku. Drugą ręką naciągnęła rękaw tak, by odkrył niemal cały bark. - Widzi Pani?
- Tak kochnie, dziękuję. - Anielina dokładnie widziała ciemny znak tuż pod karkiem dziewczynki. Nie było wątpliwości, że należała do naznaczonych. Szkoda, że tak urocze dziecko było dotknięte przekleństwem. - Teraz możemy już jechać. Mam nadzieję, że wszystko jest przygotowane?
- Wspaniale. Mogę dotknąć wierzchowca? A będę mogła siedzieć z woźnicą?
Anielina uśmiechnęła się słysząc te pytania. Nie zdążyła nawet na nie odpowiedzieć, gdyż dziewczynka już biegła do wyjścia.
- Jest bardzo żywiołowa.
- Tak. Proszę o nią dbać, nie chciałabym, by spotkała ją jakaś krzywda. Powóz czeka na zewnątrz, o wszystko zadbałam.
- Nie spotka. Proszę się niczym nie martwić pani Nekam. Zadbam osobiście o wszystko.
- Bardzo dziękuję. Proszę się jednak pospieszyć. Zdaję się, że Leyen będzie powozić. - Salia zaśmiała się. Leyen już dawno nie miała tylu wrażeń. - Gotowi są odjechać jeszcze bez Pani.
Salia Nekam stała przy drzwiach, patrząc jak powóz niknie za zakrętem. Serce bolało ją za każdym razem, gdy tak stała na progu, być może tym razem wszystko się uda i nie będzie musiała już więcej żegnać kolejnych dzieci.
- Na zawsze będą naszymi dziećmi, musimy pozwolić im dorosnąć.
- Masz rację, ale mimo wszystko… - uśmiechnęła się do służącej, w której zawsze miała oparcie. Pracowała u niej chyba od zawsze. Nie raz się jej wydawało, że byłaby zdecydowanie lepsza odgrywając rolę pani domu niż tylko służącą. Teraz jednak to bez znaczenia. Poza tym tak było lepiej.
- Na szczęście te drobne komplikacje nie przysporzyły nam kłopotów.
- Myślisz, że Leyen miała z tym coś wspólnego? - spytała Salia myśląc o ciemnowłosej dziewczynce, która zaledwie kilka dni temu wyjechała stąd razem z Lucią Biern. Ku jej zdziwieniu Anielina nic o tym nie wiedziała. W sumie dobrze się składało, uniknęły zbędnych pytań.
- Wątpię, jednak martwi mnie coś innego. Nie przypominam sobie, by panna Biern dawała cokolwiek Leyen. Widziały się przez chwilę i jestem pewna, że o żadnych perłach nie było mowy. Najwyższy czas był, by nas opuściła. Zaczynała być niebezpieczna.
- Masz rację. Następnym razem musimy być ostrożniejsze. Zbyt szybko odkrywają własne możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz