- Pani Nekam. Właśnie kończymy jeść śniadanie.
Może przysiądzie się pani na chwilkę?
- Dziękuję, może innym razem. Leyen, mam
nadzieję, że nie sprawiasz problemów guwernantce.
- Nie matko. - Leyen odpowiedziała uprzejmie
formułką, jednak gdyby tylko mogła wzrokiem zabijać… na pewno w tym momencie
zrobiłaby użytek z tej umiejętności. Byłby jeden problem z głowy.
- Dobrze. Wybaczcie zatem.
Leyen pożegnała matkę skinieniem głowy, patrząc
uważnie jak wychodzi. Ach jak pragnęła mieć zabójczy wzrok, albo potrafić
wzrokiem wzniecać płomienie. Spaliłaby ją tu na miejscu, patrząc jak jej ciało
skwierczy w płomieniach. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Niemal czuła
zapach palonego mięsa. Przestałaby ją w końcu gnębić. Potem w podobny sposób
rozprawiłaby się z tą jędzą guwernantką, tylko że ją piekłaby powoli, na wolnym
ogniu, ciesząc się z pełnych przerażenia krzyków. Tak… widok byłby naprawdę
piękny.
- Leyen! - nieco zirytowany głos guwernantki przywrócił
ją do rzeczywistości. - Obudź się i skończ śniadanie. Za chwilę zaczniemy
kolejną lekcję.
- Nie. - Leyen usłyszała własny głos, cichy ale
zdecydowany. Słyszała jak groźnie zabrzmiał, co nawet ją zdziwiło. - Żadnych
więcej lekcji nie będzie! - mówiła powoli akcentując każdy wyraz. Nie zauważyła
nawet kiedy nóż do pieczywa znalazł się w jej ręku. Zobaczyła go dopiero w
chwili, gdy atakowała nauczycielkę.
Kobieta broniła się. Była silna. W ostatniej
chwili chciała złapać ją za rękę, ale nie zdołała. Chwyciła nóż. Czerwona
posoka spłynęła po dłoni skapując na podłogę. Chwilę się szarpały. Kilka minut
później nóż leżał na podłodze, a ona wierzgając się była ciągnięta w stronę
szafy. Krzyczała coś, ale nie słyszała już słów. Była po prostu wściekła i
mogła jedynie wrzeszczeć w bezsilnej nienawiści. Po chwili zapadła ciemność, a
zgrzyt przekręcanego w zamku klucza głośno oświadczył, że prędko stąd nie
wyjdzie. To nic. Miała przynajmniej satysfakcję. Ta suka chociaż wie, że nie
należy z nią zadzierać. Na pewno nie wróci tu więcej. Sukces!
- Panno Biern, co się stało? - Salia Nekam już
z daleka zauważyła zakrwawioną suknię guwernantki.
- To nic takiego. - Blady uśmiech na twarzy
nauczycielki bynajmniej nie wyglądał uspokajająco. - Dałam się zaskoczyć, a nie
powinnam. Leyen zaatakowała, tak jak tego oczekiwałam. Nie sądziłam jednak, że
zrobi to tak szybko. Za chwilę wszystko wyjaśnię, proszę się nie martwić.
- Rozumiem. Możemy spotkać się w moim
gabinecie, jak tylko opatrzy pani ranę?
- Oczywiście. Zaraz przyjdę. Proszę wysłać kogoś ze służby, by ją
pilnował, lecz nie otwierał szafy.
- Proszę mi opowiedzieć wszystko. Czy nasze
podejrzenia były słuszne? - Salia spytała, gdy tylko panna Biern zamknęła za
sobą drzwi. Długo z zastanawiała się, czy wezwać kogoś z agencji, ale w końcu
podjęła decyzję, oby słuszną.
- Tak, pani Nekam. Leyen jest jedną z
naznaczonych. Ale to nie były jedynie podejrzenia, prawda? Od kiedy wiecie? -
Lucia Biern spytała chłodnym rzeczowym tonem. Zawsze tak robiła, gdy rodzice
coś ukrywali bądź nie byli do końca szczerzy z nią. Wyczuwała takie sprawy od
razu. Tym razem również tak było.
- Nie byliśmy całkowicie pewni, ale tyle się o
tym mówi… odkąd skończyła czwarty rok życia. - Salia dodała szybko widząc, że
nie zdoła ominąć całej prawdy. Ale przecież po to właśnie wezwała pannę Biern.
- Wtedy pojawiło się znamię i zmiana zachowania. Musieliśmy ją odseparować od
reszty domowników. Czasami… czasami bywała nieobliczalna.
- Rozumiem. Jestem tu, by wam pomóc. - Lucia
mówiąc to wyciągnęła kilka pomiętych kartek papieru. - Znalazłam to w jej
starym pokoju. Leżały pod łóżkiem wciśnięte w kąt.
- To jakieś bazgroły.
- Owszem, ale nie w oczach Leyen. Przypuszczam,
że to jakieś ukryte plany, które sama tworzyła. Podobnie pisze zresztą na
zajęciach. Jest to dość typowe u naznaczonych dzieci. Czy kiedykolwiek podjęli
państwo próbę nauki pisania?
- Tak. Niestety opiekunka szybko zrezygnowała.
Wytrzymała zaledwie kilka dni. Następna niania również starała się podjąć nauki
Leyen, jednak gdy ta ją zaatakowała, zrezygnowaliśmy.
- Rozumiem. - Lucia spojrzała wyrozumiale na
kobietę. Musieli przeżywać piekło przez tyle lat. - Dlaczego nie zgłosiliście
wcześniej, że Leyen jest naznaczona?
- Baliśmy się, że odbiorą nam dziecko.
- Rozumiem to, jednak Leyen żyje w swoim
świecie, nie zawsze mając kontakt z rzeczywistością. Powinna przebywać pod
specjalną opieką. Pani Nekam, czy jest coś jeszcze, co chciałaby pani mi
powiedzieć? - Lucia przerwała wykład widząc, że rozmówczyni to wszystko wie, za
to skrywa jakiś palący sekret, który zdecydowanie ciążył jej zbyt długo. Nie
raz widziała rodziców lub opiekunów w wielkiej rozterce. Nie chcieli tracić
dziecka, jednak życie z tak obciążonym wychowankiem bywało bardzo ciężkie.
Metody Salii wskazywały na jedno, nie była w tej kwestii nowicjuszką tym
bardziej, że wytrzymała niemal dziesięć lat z naznaczonym dzieckiem. Musiało
nałożyć się kilka rzeczy, z którymi nie była w stanie sobie poradzić, inaczej
nie prosiłaby o pomoc. Dzieci jednak dorastają i Lucia podejrzewała, że to było
główną przyczyną. Coraz trudniej było im zapanować nad Leyen, która z każdym
rokiem była coraz silniejsza. Niepokoiło ją tylko jedno, matka nie wspomniała
nic o zdolnościach Leyen, a sama dziewczynka również niczego takiego nie
wykazywała. To akurat było dość nietypowe u naznaczonych.
- Nie. Ale powinna pani kogoś poznać, panno
Biern. - Salia wstała szybko. Skoro się już zdecydowała podjąć ten krok, nie
można się było wycofać. - Chodźmy.
Lucia ruszyła za nią, jeszcze bardziej
zaniepokojona.
Po kilkunastu minutach kluczenia korytarzami i
przechodzenia przez kilkoro drzwi, Salia zapukała do jednych, z jasnego drewna.
- Proszę wejść - powiedziała do guwernantki. -
Kochanie, chciałabym ci kogoś przedstawić - słowa skierowała do jasnowłosej
dziewczynki, która z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do nich. - To jest
panna Biern. Przedstaw się.
- Miło mi panią poznać, panno Biern. Jestem
Leyen. - Dygnęła ładnie. Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jasne
włosy układały się falami na ramionach.
Lucia stała oniemiała. Tego się nie
spodziewała.
- Witaj Leyen. - Lucia dopiero po chwili
odpowiedziała, otrząsając się z trudem z doznanego szoku. Była zupełnie
zaskoczona. Przed nią stała kopia Leyen, a raczej jej zupełne przeciwieństwo. Nie
rozumiała tylko, dlaczego miały takie samo imię, ale to pytanie zostawiła sobie
na później. Interesowało ją natomiast, czy dziewczynka również jest naznaczona
i już miała o to zapytać, gdy ta akurat odwróciła się poprawiając przy tym
włosy. Lucia nie mogła nie zauważyć ciemnego znamienia tuż pod karkiem. Nie
pozostawiało ono żadnych wątpliwości. Przeniosła nadal zdumione spojrzenie na
panią Nekam. Miała mnóstwo pytań i sama nie wiedziała od czego ma zacząć. Nie
słyszała nigdy, by w jednej rodzinie było więcej niż jedno dziecko naznaczone.
Tym bardziej nigdy nie słyszała o takich bliźniakach. To zmieniało wszystko. Musiała
teraz gruntownie przemyśleć swoje działania. Przyjechała z planami obejmującymi
tylko jedno dziecko, a nie dwójkę. Zupełnie też nie wiedziała co ma myśleć o
odmienności dziewczynek, poza tym odnosiła wrażenie, że obie były bardzo
skrupulatnie izolowane od siebie i prawdopodobnie nie miały o sobie pojęcia.
Być może tak było lepiej. Gdyby obie odkryły własne możliwości i zaczęły
działać wspólnie… nie była nawet w stanie sobie tego wyobrazić.
- Masz bardzo ładną sukienkę - zagaiła, chcąc
zachęcić dziewczynkę do rozmowy, choć nie sądziła, by miała z tym jakieś
problemy. Ta Leyen wydawała się być bardzo rozmowna.
- Też tak uważam. Dostałam ją na urodziny -
dziewczynka zaszczebiotała okręcając się w kółko kilka razy.
- Naprawdę? - Luci uśmiechnęła się ciepło, wciąż
zdziwiona odmiennością bliźniaczek, choć pod pewnymi względami były podobne.
Rzucała się w oczy ich dziecinność, choć akurat tutaj miała wrażenie, że była
udawana. Mówiąc nieco sepleniła, w dość zabawny sposób, jakby specjalnie
stylizowała niektóre głoski. Poza tym wydawała się być bardzo naturalna, miła,
uprzejma… dziecko idealne, o którym marzył każdy rodzic. - A powiesz mi ile lat
skończyłaś?
- Trzynaście… i siedem miesięcy - dodała po
chwili uśmiechając się szeroko.
Lucia miała wrażenie, że dziewczynka wcale nie
chce wyglądać na dorosłą, lecz wciąż trzyma się mocno okresu dzieciństwa.
Musiała jednak przyznać, że swym urokiem jasnowłosa Leyen potrafiła zaczarować
każdego. Duże niebieskie oczy, delikatna twarzyczka okolona blond lokami,
niewinne spojrzenie.
- Zatem jesteś już dużą dziewczynką, wybaczysz
mi więc, jeśli zostawię cię i zabiorę mamę? Muszę jej coś ważnego powiedzieć.
- Dobrze. Miło było panią poznać. - Leyen
uśmiechnęła się, dygnęła lekko, po czy wróciła do przerwanej wcześniej zabawy.
- Pani Nekam, możemy porozmawiać? Na osobności
- Lucia nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku. Bliźniaczki, które były tak
odmienne. Obie naznaczone. To było niepojęte. - Mam kilka pytań, dość
istotnych, a nie chciałabym omawiać ich w obecności Leyen.
- Oczywiście. Wróćmy do mojego gabinetu.
Lucia spojrzała jeszcze na dziewczynkę, która
wróciła już do zabawy. Była taka pogodna i jasna, o ile było to właściwe
określenie. Byłaby idealna, gdyby nie ten niewielki znak tuż pod karkiem. Nie
widziała dokładnie znaku Leyen, tej ciemnowłosej, jednak wydawały się być
podobne, jeśli nie identyczne. Musiała to później sprawdzić, koniecznie. Nadanie
tego samego imienia bliźniaczkom było bardzo mylące i nie do końca rozumiała
jaki był tego cel. Teraz musiała to wszystko sobie poukładać w głowie,
poskładać cały ten chaos w całość, jednak podczas milczącej drogi powrotnej
zbyt wiele myśli biło się o pierwszeństwo i w konsekwencji nadal panował wśród
nich wielki bałagan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz