wtorek, 17 kwietnia 2012

3. Leyen


- Pani Nekam. Właśnie kończymy jeść śniadanie. Może przysiądzie się pani na chwilkę?
- Dziękuję, może innym razem. Leyen, mam nadzieję, że nie sprawiasz problemów guwernantce.
- Nie matko. - Leyen odpowiedziała uprzejmie formułką, jednak gdyby tylko mogła wzrokiem zabijać… na pewno w tym momencie zrobiłaby użytek z tej umiejętności. Byłby jeden problem z głowy.
- Dobrze. Wybaczcie zatem.
Leyen pożegnała matkę skinieniem głowy, patrząc uważnie jak wychodzi. Ach jak pragnęła mieć zabójczy wzrok, albo potrafić wzrokiem wzniecać płomienie. Spaliłaby ją tu na miejscu, patrząc jak jej ciało skwierczy w płomieniach. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Niemal czuła zapach palonego mięsa. Przestałaby ją w końcu gnębić. Potem w podobny sposób rozprawiłaby się z tą jędzą guwernantką, tylko że ją piekłaby powoli, na wolnym ogniu, ciesząc się z pełnych przerażenia krzyków. Tak… widok byłby naprawdę piękny.
- Leyen! - nieco zirytowany głos guwernantki przywrócił ją do rzeczywistości. - Obudź się i skończ śniadanie. Za chwilę zaczniemy kolejną lekcję.
- Nie. - Leyen usłyszała własny głos, cichy ale zdecydowany. Słyszała jak groźnie zabrzmiał, co nawet ją zdziwiło. - Żadnych więcej lekcji nie będzie! - mówiła powoli akcentując każdy wyraz. Nie zauważyła nawet kiedy nóż do pieczywa znalazł się w jej ręku. Zobaczyła go dopiero w chwili, gdy atakowała nauczycielkę.
Kobieta broniła się. Była silna. W ostatniej chwili chciała złapać ją za rękę, ale nie zdołała. Chwyciła nóż. Czerwona posoka spłynęła po dłoni skapując na podłogę. Chwilę się szarpały. Kilka minut później nóż leżał na podłodze, a ona wierzgając się była ciągnięta w stronę szafy. Krzyczała coś, ale nie słyszała już słów. Była po prostu wściekła i mogła jedynie wrzeszczeć w bezsilnej nienawiści. Po chwili zapadła ciemność, a zgrzyt przekręcanego w zamku klucza głośno oświadczył, że prędko stąd nie wyjdzie. To nic. Miała przynajmniej satysfakcję. Ta suka chociaż wie, że nie należy z nią zadzierać. Na pewno nie wróci tu więcej. Sukces!

- Panno Biern, co się stało? - Salia Nekam już z daleka zauważyła zakrwawioną suknię guwernantki.
- To nic takiego. - Blady uśmiech na twarzy nauczycielki bynajmniej nie wyglądał uspokajająco. - Dałam się zaskoczyć, a nie powinnam. Leyen zaatakowała, tak jak tego oczekiwałam. Nie sądziłam jednak, że zrobi to tak szybko. Za chwilę wszystko wyjaśnię, proszę się nie martwić.
- Rozumiem. Możemy spotkać się w moim gabinecie, jak tylko opatrzy pani ranę?
- Oczywiście. Zaraz przyjdę. Proszę wysłać kogoś ze służby, by ją pilnował, lecz nie otwierał szafy.

- Proszę mi opowiedzieć wszystko. Czy nasze podejrzenia były słuszne? - Salia spytała, gdy tylko panna Biern zamknęła za sobą drzwi. Długo z zastanawiała się, czy wezwać kogoś z agencji, ale w końcu podjęła decyzję, oby słuszną.
- Tak, pani Nekam. Leyen jest jedną z naznaczonych. Ale to nie były jedynie podejrzenia, prawda? Od kiedy wiecie? - Lucia Biern spytała chłodnym rzeczowym tonem. Zawsze tak robiła, gdy rodzice coś ukrywali bądź nie byli do końca szczerzy z nią. Wyczuwała takie sprawy od razu. Tym razem również tak było.
- Nie byliśmy całkowicie pewni, ale tyle się o tym mówi… odkąd skończyła czwarty rok życia. - Salia dodała szybko widząc, że nie zdoła ominąć całej prawdy. Ale przecież po to właśnie wezwała pannę Biern. - Wtedy pojawiło się znamię i zmiana zachowania. Musieliśmy ją odseparować od reszty domowników. Czasami… czasami bywała nieobliczalna.
- Rozumiem. Jestem tu, by wam pomóc. - Lucia mówiąc to wyciągnęła kilka pomiętych kartek papieru. - Znalazłam to w jej starym pokoju. Leżały pod łóżkiem wciśnięte w kąt.
- To jakieś bazgroły.
- Owszem, ale nie w oczach Leyen. Przypuszczam, że to jakieś ukryte plany, które sama tworzyła. Podobnie pisze zresztą na zajęciach. Jest to dość typowe u naznaczonych dzieci. Czy kiedykolwiek podjęli państwo próbę nauki pisania?
- Tak. Niestety opiekunka szybko zrezygnowała. Wytrzymała zaledwie kilka dni. Następna niania również starała się podjąć nauki Leyen, jednak gdy ta ją zaatakowała, zrezygnowaliśmy.
- Rozumiem. - Lucia spojrzała wyrozumiale na kobietę. Musieli przeżywać piekło przez tyle lat. - Dlaczego nie zgłosiliście wcześniej, że Leyen jest naznaczona?
- Baliśmy się, że odbiorą nam dziecko.
- Rozumiem to, jednak Leyen żyje w swoim świecie, nie zawsze mając kontakt z rzeczywistością. Powinna przebywać pod specjalną opieką. Pani Nekam, czy jest coś jeszcze, co chciałaby pani mi powiedzieć? - Lucia przerwała wykład widząc, że rozmówczyni to wszystko wie, za to skrywa jakiś palący sekret, który zdecydowanie ciążył jej zbyt długo. Nie raz widziała rodziców lub opiekunów w wielkiej rozterce. Nie chcieli tracić dziecka, jednak życie z tak obciążonym wychowankiem bywało bardzo ciężkie. Metody Salii wskazywały na jedno, nie była w tej kwestii nowicjuszką tym bardziej, że wytrzymała niemal dziesięć lat z naznaczonym dzieckiem. Musiało nałożyć się kilka rzeczy, z którymi nie była w stanie sobie poradzić, inaczej nie prosiłaby o pomoc. Dzieci jednak dorastają i Lucia podejrzewała, że to było główną przyczyną. Coraz trudniej było im zapanować nad Leyen, która z każdym rokiem była coraz silniejsza. Niepokoiło ją tylko jedno, matka nie wspomniała nic o zdolnościach Leyen, a sama dziewczynka również niczego takiego nie wykazywała. To akurat było dość nietypowe u naznaczonych.
- Nie. Ale powinna pani kogoś poznać, panno Biern. - Salia wstała szybko. Skoro się już zdecydowała podjąć ten krok, nie można się było wycofać. - Chodźmy.
Lucia ruszyła za nią, jeszcze bardziej zaniepokojona.
Po kilkunastu minutach kluczenia korytarzami i przechodzenia przez kilkoro drzwi, Salia zapukała do jednych, z jasnego drewna.
- Proszę wejść - powiedziała do guwernantki. - Kochanie, chciałabym ci kogoś przedstawić - słowa skierowała do jasnowłosej dziewczynki, która z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do nich. - To jest panna Biern. Przedstaw się.
- Miło mi panią poznać, panno Biern. Jestem Leyen. - Dygnęła ładnie. Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jasne włosy układały się falami na ramionach.
Lucia stała oniemiała. Tego się nie spodziewała.

- Witaj Leyen. - Lucia dopiero po chwili odpowiedziała, otrząsając się z trudem z doznanego szoku. Była zupełnie zaskoczona. Przed nią stała kopia Leyen, a raczej jej zupełne przeciwieństwo. Nie rozumiała tylko, dlaczego miały takie samo imię, ale to pytanie zostawiła sobie na później. Interesowało ją natomiast, czy dziewczynka również jest naznaczona i już miała o to zapytać, gdy ta akurat odwróciła się poprawiając przy tym włosy. Lucia nie mogła nie zauważyć ciemnego znamienia tuż pod karkiem. Nie pozostawiało ono żadnych wątpliwości. Przeniosła nadal zdumione spojrzenie na panią Nekam. Miała mnóstwo pytań i sama nie wiedziała od czego ma zacząć. Nie słyszała nigdy, by w jednej rodzinie było więcej niż jedno dziecko naznaczone. Tym bardziej nigdy nie słyszała o takich bliźniakach. To zmieniało wszystko. Musiała teraz gruntownie przemyśleć swoje działania. Przyjechała z planami obejmującymi tylko jedno dziecko, a nie dwójkę. Zupełnie też nie wiedziała co ma myśleć o odmienności dziewczynek, poza tym odnosiła wrażenie, że obie były bardzo skrupulatnie izolowane od siebie i prawdopodobnie nie miały o sobie pojęcia. Być może tak było lepiej. Gdyby obie odkryły własne możliwości i zaczęły działać wspólnie… nie była nawet w stanie sobie tego wyobrazić.
- Masz bardzo ładną sukienkę - zagaiła, chcąc zachęcić dziewczynkę do rozmowy, choć nie sądziła, by miała z tym jakieś problemy. Ta Leyen wydawała się być bardzo rozmowna.
- Też tak uważam. Dostałam ją na urodziny - dziewczynka zaszczebiotała okręcając się w kółko kilka razy.
- Naprawdę? - Luci uśmiechnęła się ciepło, wciąż zdziwiona odmiennością bliźniaczek, choć pod pewnymi względami były podobne. Rzucała się w oczy ich dziecinność, choć akurat tutaj miała wrażenie, że była udawana. Mówiąc nieco sepleniła, w dość zabawny sposób, jakby specjalnie stylizowała niektóre głoski. Poza tym wydawała się być bardzo naturalna, miła, uprzejma… dziecko idealne, o którym marzył każdy rodzic. - A powiesz mi ile lat skończyłaś?
- Trzynaście… i siedem miesięcy - dodała po chwili uśmiechając się szeroko.
Lucia miała wrażenie, że dziewczynka wcale nie chce wyglądać na dorosłą, lecz wciąż trzyma się mocno okresu dzieciństwa. Musiała jednak przyznać, że swym urokiem jasnowłosa Leyen potrafiła zaczarować każdego. Duże niebieskie oczy, delikatna twarzyczka okolona blond lokami, niewinne spojrzenie.
- Zatem jesteś już dużą dziewczynką, wybaczysz mi więc, jeśli zostawię cię i zabiorę mamę? Muszę jej coś ważnego powiedzieć.
- Dobrze. Miło było panią poznać. - Leyen uśmiechnęła się, dygnęła lekko, po czy wróciła do przerwanej wcześniej zabawy.
- Pani Nekam, możemy porozmawiać? Na osobności - Lucia nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku. Bliźniaczki, które były tak odmienne. Obie naznaczone. To było niepojęte. - Mam kilka pytań, dość istotnych, a nie chciałabym omawiać ich w obecności Leyen.
- Oczywiście. Wróćmy do mojego gabinetu.

Lucia spojrzała jeszcze na dziewczynkę, która wróciła już do zabawy. Była taka pogodna i jasna, o ile było to właściwe określenie. Byłaby idealna, gdyby nie ten niewielki znak tuż pod karkiem. Nie widziała dokładnie znaku Leyen, tej ciemnowłosej, jednak wydawały się być podobne, jeśli nie identyczne. Musiała to później sprawdzić, koniecznie. Nadanie tego samego imienia bliźniaczkom było bardzo mylące i nie do końca rozumiała jaki był tego cel. Teraz musiała to wszystko sobie poukładać w głowie, poskładać cały ten chaos w całość, jednak podczas milczącej drogi powrotnej zbyt wiele myśli biło się o pierwszeństwo i w konsekwencji nadal panował wśród nich wielki bałagan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz