Smutki nie trzymały się
Rity długo. Tym razem również tak było. Aletha nie była pewna, ale dziewczyna
musiała wstać chyba przed świtem. Była siódma rano, śniadanie zrobione, a
głośny szczebiot skutecznie przegonił i tak dość niespokojny sen.
— Śniadanie gotowe.
Wstawaj śpiochu, dzisiaj czeka nas długi dzień!
— Już nie śpię. — Aletha
zaśmiała się zachrypnięta. Musiała odkaszlnąć, by móc coś więcej powiedzieć. — Coś
zaplanowałaś?
— Ależ oczywiście! Nie
możemy zmarnować tak pięknego dnia. Odwiedzimy ruiny za miastem. Odkryłam je
przez przypadek, gdy tu jechałam stopem…
— Jechałaś czym?
Przecież mówiłam ci tyle razy byś…
— Daj spokój, marudzisz
i tyle. Jak zwykle.
— Nie marudzę, tylko…
– Jedz i nie gadaj.
Kawa ci wystygnie. Potem idziemy do jednego antykwariatu, który znalazłam,
kiedy spotkałam …
— Nie chcę tego słuchać
— Aletha zaśmiała się unosząc ręce do góry — i nie przerywaj mi jak mówię. I
nie zbywaj mnie — dodała, gdy siostra machnęła na nią ręką.
— Jedz szybko. Martin
pewnie już na nas czeka.
— Kto?
— Ten przystojniak,
który mieszka piętro niżej. Obiecał podwieźć nas za miasto… nie mów tylko, że
go nie znasz?
— Moment, powoli, nie
nadążam. Kiedy zdążyłaś go poznać?
— Rano, jak szłam po
zakupy. Nie masz cukru, a sklepy były zamknięte. Zapukałam więc do drzwi
sąsiadów. Tylko on otworzył — wzruszyła ramionami niewinnie. — Żebyś widziała
jakie ma fantastyczne ciało…
— Rita!
— No co? I jest wolny. –
Rita zaśmiała się uskakując przed lecącą w jej stronę ścierką.
Aletha nie zdążyła
zjeść nawet jednej kromki, gdy usłyszały wołanie od strony ulicy. Chwilę
później Rita wychylała się przez okno, sprawdzając czy to na pewno Martin woła.
— Mówiłam, że będzie
czekał na nas. Już idziemy! — krzyknęła na dół, w stronę mężczyzny.
— No dobrze, tylko się
przebiorę. — Aletha westchnęła, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie
zamierzała nigdzie wychodzić głodna. Uśmiechnęła się widząc radosną jak zwykle
siostrę. Nagle świat wydał się nieco lżejszy, przynajmniej na chwilę. Cieszyła się,
że przynajmniej ona nie trzyma długo smutków przy sobie. Korzystała z każdego dnia
najlepiej jak się tylko dało, całą sobą. Od zawsze jej tego zazdrościła, ale to
był właśnie cały urok Rity.
Chwila przeciągnęła się
do niemal godziny, zanim wzięła szybki prysznic, ubrała się, uczesała, do tego
lekki makijaż. Rita bynajmniej nie rozpaczała z tego powodu, czasu też nie
marnowała. Zdążyła całkowicie oczarować młodego mężczyznę.
— Jestem już. To jak,
jedziemy?
— Jasne, wsiadaj! — Rita
od razu doskoczyła do ściany, gdzie oparte stały trzy rowery. Aletha aż zbladła
na samą myśl, że musiałaby pedałować taki kawał drogi. Sądziła, że siostra
mówiąc o podwiezieniu, miała na myśli zupełnie inny środek transportu.
— Ja chyba zrezygnuję…
— O nie, na to nie
pozwolę. Wsiadaj na rower i jedziesz z nami. Innej opcji nie masz.
Odmówić Ricie to była
sztuka. Stanęło na tym, że Aletha dotarła do ruin nieco później niż pozostała
dwójka. Z tego co zobaczyła, mogła dojechać jeszcze później, bynajmniej nie
tęsknili za nią. Nie chcąc przeszkadzać, zostawiła po cichu rower obok
pozostałych. Przynajmniej miała chwilę dla siebie. Po kilku minutach wspinania
się, mogła spokojnie nacieszyć się samotnością. Usiadła na schodach, które
zapewne kiedyś prowadziły do wspaniałej budowli. Teraz zostały z niej jedynie
ruiny, a schody trwały nadal przypominając o… o tym, jak wszystko przemija.
Znów czarne myśli pochłonęły odzyskaną pogodę ducha. Ponownie zaczęła się
zastanawiać po co żyje, albo raczej jak długo pożyje. Praktycznie wszystkie
sprawy już uregulowała, wiedziała, że nie zostawi nic za sobą. Jedynie Rita,
ale ona da sobie radę. Wbrew pozorom umiała sobie radzić, lubiła tylko od czasu
do czasu ponarzekać. Aletha zawsze zazdrościła siostrze tej radości życia,
żywiołowości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów, łatwości z jaką jej wszystko
przychodziło. Sama taka nie była, często zbyt poważnie podchodziła do życia,
zbyt obowiązkowo. Z drugiej strony dobrze czuła się w swoim ciele, przynajmniej
do momentu, gdy zachorowała. Za pierwszym razem był to dla niej cios, bardzo
silny cios. Była wtedy bardzo aktywna zawodowo, towarzysko zresztą też. Nie
powiedziała jednak nikomu o chorobie, postanowiła poradzić sobie sama. Nie
poddała się, walczyła każdą cząstką siebie, szła cały czas w zaparte. Tylko raz
się złamała, ten pechowy raz, gdy organizm odmówił przyjęcia chemii i się
zbuntował. Wtedy coś w niej pękło, niemal umarła, a może nawet umarła, tylko ją
zawrócili? Nie wiedziała jak ma się czuć, co myśleć, a może nie powinna wtedy
myśleć? Jednego była pewna, choć nawet teraz starała się wyprzeć to ze swojej
świadomości - czuła, że nie należała już do tego świata, powinna być zupełnie
gdzie indziej. Wtedy jednak miała zbyt wiele do stracenia i za wszelką cenę
pragnęła żyć. A teraz? Teraz zamierzała najlepiej przeżyć ten czas, który jej
pozostał. Nacieszyć się siostrą, przyjemnościami, na które do tej pory sobie
nie pozwalała, zrobić rzeczy… w sumie nie wiedziała co mogłaby jeszcze zrobić,
ale pewna była, że coś się znajdzie. Tylko co dalej? Przerażała ją myśl o tym,
że przyjdzie jej umrzeć w szpitalu, podłączonej do maszyn, które będą żyć za
nią. Tak naprawdę to tylko tego się bała. Nie samej śmierci, a raczej tego w
jaki sposób ona nastąpi.
— Aletha, ty płaczesz? —
zaniepokojony głos Rity zabrzmiał tuż obok.
— To nic, drobne
zmartwienia. — Nie słyszała kroków, zbyt pogrążona w czarnych myślach. Otarła
szybko łzy, których do tej pory nie była świadoma, po czym uśmiechnęła się do
siostry. — Nic mi nie jest.
— Szukaliśmy cię. Na
pewno?
— Tak. — Aletha
uśmiechnęła się ponownie starając przekonać siostrę, że nic się nie stało.
Odetchnęła głębiej. — Już mi lepiej. Po prostu to miejsce tak mnie nastraja.
Nie słyszałam jak przyszliście, a wcześniej — wzruszyła ramionami — nie
chciałam wam przeszkadzać. Byliście tak pochłonięci sobą… — Roześmiała się widząc
ich zakłopotanie.
— Wracamy? Obiecałam
pokazać ci ten antykwariat.
— No dobrze, ale
najpierw coś zjemy. Kogoś zapraszaliście? — spytała słysząc klakson samochodu.
— Znajomi Martina,
podrzucą nas do miasta.
Aletha pokręciła
jedynie głową. Naprawdę, nie nadążała za siostrą. Na szczęście nie będzie
musiała znów męczyć się z rowerem.
— Widziałam świetną
książkę dla ciebie. — Rita usilnie przekonywała Alethę do wyjścia z domu, gdy
ta uparła się zostać. — Obiecuję, że pójdziemy tylko tam. Proszę, proszę, proszę…
— No dobrze… — Aletha
nie potrafiła odmawiać siostrze — ale tylko tam. Jestem zmęczona… — nie zdążyła
dokończyć zdania, gdy dziewczyna chwyciła jej rękę i ciągnąc prowadziła do
drzwi.
Godzinę później wciąż
szukały zagubionego antykwariatu.
— Kurcze, to było
gdzieś na tej ulicy… — mamrotała pod nosem Rita, nadal nie puszczając ręki
Alethy. Trzymała ją całą drogę, aby przypadkiem ta się nie rozmyśliła. — Jest.
Wiedziałam, że nie zabłądziłam. No co? — wzruszyła ramionami widząc sceptyczną
minę Alethy.
— Witam panie. — Usłyszały
zaraz po tym, jak ich wejście oznajmił niewielki dzwoneczek przyczepiony do
drzwi.
— Możemy się rozejrzeć?
— Ależ oczywiście,
proszę. Może pomóc, jeśli szukają panie czegoś konkretnego?
— Poradzimy sobie. — Rita
krótko podziękowała za chęć pomocy ciągnąc jednocześnie siostrę w głąb sklepu.
Mężczyzna po tym
krótkim powitaniu zniknął gdzieś za regałami. Aletha rozejrzała się po wnętrzu.
Typowy antykwariat, zastawiony przeróżnymi rzeczami od starych mebli i zegarów,
po drobne bibeloty, choć był znacznie większy niż te, które widziała do tej
pory. Wzrok przykuła jej jedna półka ustawiona całkiem z tyłu, niemal schowana
za wielką szafą i kilkoma stojącymi zegarami. Stały na niej szklane kule, takie
jakie pamiętała z dzieciństwa. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Wyciągnęła
rękę, by wziąć jedną z nich. Była niewielka i bardzo zakurzona. Starła palcami
kurz, starając się odsłonić wnętrze kuli. Potrząsnęła nią delikatnie, bez
efektu. Powtórzyła manewr drugi raz, tym razem bardziej zdecydowanie. Jak
zahipnotyzowana patrzyła na maleńkie płatki śniegu wirujące wewnątrz, które
powoli opadając na maleńkie lodowisko pokrywały stojące na nim niewielkie
postacie. Pamiętała, że miała podobną kulę w dzieciństwie, która niestety się
rozbiła, długo nie mogła tego odżałować. Potrząsnęła nią jeszcze raz, po czym
odłożyła na miejsce. Spojrzała na pozostałe, jednak nie ruszyła ich.
— Interesują panią
kule?
Aletha aż podskoczyła
słysząc tuż obok głos właściciela sklepu.
— Nie chciałem pani
wystraszyć. Proszę za mną, pokaże pani inną kolekcję kul. Na pewno coś pani
wybierze.
Mężczyzna nie czekał
nawet na odpowiedź, tylko odwrócił się i skierował w stronę następnych regałów.
Aletha nieco zmieszana ruszyła za nim.
— Są bardzo delikatne.
I wyjątkowe — właściciel mówił cicho, choć bardzo wyraźnie. Miał spokojny i
pewny głos, wzbudzający zaufanie mimo, że zupełnie nie pasował do szczupłej,
niemal chudej sylwetki.
Aletha czuła, że gdyby
faktycznie chciał coś sprzedać, po krótkiej rozmowie z nim, kupiłaby chyba
wszystko. Nie wydawał się jednak ani nachalny, ani zbyt chętny do sprzedaży
czegokolwiek. Miała wrażenie, że te wszystkie rzeczy traktował jak własne
dzieci, skrywał przed światem, chronił je. Gdyby nie porządek skryty pod
powierzchownym bałaganem, uznałaby go za jednego ze zbieraczy, ludzi chorych,
którzy gromadzą rzeczy nie kontrolując tego zupełnie.
— Ja naprawdę nie chcę…
— Może sobie pani do
woli oglądać i wybrać odpowiednią kulę — mężczyzna przerwał, nie pozwalając
dokończyć zaczętego zdania. Uśmiechał się przy tym w taki sposób, że poczuła
się nagle małą dziewczynką. — Niech się pani nie krępuje — powiedział wskazując
na ustawione na kilku półeczkach szklane kule.
Każda z kul spoczywała
na maleńkim piedestale, niczym jakaś cenna perła w sklepie jubilera. Aletha
popatrzyła się na mężczyznę niepewnie, nie chciała go urazić, ale nie wiedziała
jak ma powiedzieć, że nie ma zamiaru niczego tu kupować. Takie odczucia do niej
nie pasowały i źle się z tym czuła. Zazwyczaj mówiła bez ogródek to co myśli,
szczerze lecz bez urazy dla rozmówcy. Przemilczała jednak, odwracając się w
stronę dość szerokiej półki, na której nie dostrzegła nawet drobiny kurzu. Mimo
to kule wydawały się być nim zupełnie pokryte, szaro bure, zupełnie nic nie
było w nich widać. Wzięła jedną do ręki, mając nadzieję, że właściciel nie
zauważy jak ją wyciera z brudu. Jednak ku swemu zaskoczeniu powierzchnia kuli
była idealnie gładka i czysta. Przyjrzała się jej bliżej. To dziwne, ale
mogłaby przysiąc, że to wnętrze kuli jest wypełnione tym szaro burym czymś, co
przesłaniało wszystko w środku. Potrząsnęła nią delikatnie, ale nic się nie
stało, odłożyła więc kulę na miejsce. Nie rozumiała po co mu takie kule, były
zupełnie bezużyteczne, ani tym bardziej nie nadawały się do sprzedaży.
Aletha poczuła nagle
dość wyraźnie spojrzenie właściciela na plecach, odwróciła się szybko,
posyłając nieco sztuczny i mdły uśmiech. Chciała stąd odejść, ale obecność
mężczyzny bardzo ją onieśmielała. Naprawdę czuła się jak mała dziewczynka,
która nie otrzymała zgody na oddalenie się. Chcąc nie chcąc musiała tu stać.
Uśmiechnęła się jeszcze raz, po czym znów wróciła do oglądania szklanych kul.
Wzięła do ręki drugą, ale efekt był ten sam. Tak samo było z kilkoma kolejnymi,
jedynym wyjątkiem była biała i niebieska kula, jednak w nich również niczego
nie dojrzała. Ukradkiem, niemal kątem oka, spojrzała w stronę właściciela.
Nadal stał w tym samym miejscu i choć nie patrzył w jej stronę, była pewna, że
wie o każdym ruchu jaki wykonała. Westchnęła cicho, nieco zrezygnowana ujęła
następną kulę. W tym samym momencie poczuła jak iskra przenika skórę palców.
Wystraszona wypuściła kulę z rąk i dosłownie w ostatniej chwili zdołała
ponownie ją złapać, tuż przed podłogą. Spojrzała przerażona na mężczyznę,
jednak niczego nie zauważył, stał pogrążony w rozmowie z nowym klientem.
Odetchnęła z ulgą. Musiała przyznać, że bała się reakcji sprzedawcy, nie
wiedziała jak zareagowałby, gdyby rozbiła kulę. Oddychała głęboko, przyciskając
przedmiot do piersi, starając się uspokoić oddech jak i szaleńczo bijące serce.
Po chwili, już trochę bardziej opanowana, odłożyła kulę na miejsce. Zaskoczona
nie zabrała jednak ręki z powrotem, stojąc jak zaklęta. Przez ułamek sekundy
wydawało się jej, że szaro bury środek nabrał barw, albo raczej przerzedził się
ukazując wnętrze.
— Piękna kula. Proszę
ją potrzymać, nie stłucze się.
Aletha aż podskoczyła
słysząc za sobą głos właściciela. Wystraszył ją tym niespodziewanym najściem. Miał
nieprzyjemny zwyczaj poruszania się niezwykle cicho i nachodzenia niczego niespodziewających
się klientów. Spojrzała na niego i znów poczuła się jak mała dziewczynka.
Chciała coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna odszedł już, by zając się kolejną osobą
czekającą przy kasie. Została sama, a Rity nigdzie nie było widać. Sklep nie
wyglądał z zewnątrz na zbyt obszerny, jednak w środku można było z powodzeniem
zabłądzić. Słyszała gdzieś między półkami głos siostry i była pewna, że słyszy
w nim ton flirtu. Uśmiechnęła się na myśl o dziewczynie, naprawdę cieszyła się,
że przyjechała akurat teraz. Miała zajęcie i nie musiała rozmyślać o sytuacji w
jakiej się znalazła. Odetchnęła głębiej, po czym znów podniosła kulę. Tym razem
nie było żadnej iskry, ani niczego innego. Może poza tym, że nie myliła się,
szaro bure coś w środku zaczynało się rozjaśniać i rzednąć ukazując zawartość
kuli. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła. Szybko ponownie odłożyła rzecz na
miejsce. Nie mogła uwierzyć, by to wszystko mogło się zmieścić w tak małej
przestrzeni, było to po prostu nierealne. Chyba miała już omamy i tyle.
— Aletha! Mam tę książkę — niemal w tym samym
momencie wparowała rozradowana Rita. – Widzę, że ty też coś wybrałaś.
— Nie, tylko oglądałam.
Chodźmy do kasy. Mam już dość.
— Niczego nie wybrałaś?
Tyle tu cudów.
— Tak, nie wątpię, ale…
— Aletha kątem oka spojrzała na stojące z boku półki. Cudów na pewno tu nie
brakuje. — Widzę jednak, że ty nie próżnowałaś, co jeszcze wybrałaś? — spojrzała
do koszyka, który siostra trzymała w ręku. Nie przypominała sobie, by przy
wejściu stały koszyki. Widać musiała znaleźć go gdzieś dalej. Wzięła do ręki
jedną z rzeczy, którą nie była w stanie opisać. — Możesz mi powiedzieć co to
jest?
— Nie do końca wiem.
Alec opowiadał mi coś o tym, ale nie mogłam skupić się na słuchaniu. Miał
fantastyczne usta, takie zmysłowe…
— Rita! Opanuj się. Kim
jest Alec?
— Był tu coś kupić dla
dziewczyny chyba, nie pamiętam. Ale tyłeczek też miał niczego sobie.
— Rita! — Aletha miała
ochotę wybuchnąć śmiechem, z trudem panowała nad sobą. Miała jednak spory ubaw
grając starszą siostrę strofującą tę młodszą. — A co z Martinem? O nim już
zapomniałaś?
— Nie no coś ty.
Idziemy dzisiaj do kina i na kolację. A może tylko na kolację, jeszcze
zobaczymy… Nie mam się w co ubrać! — Rita krzyknęła, jakby dopiero teraz
uświadamiając sobie fakt, że idzie na randkę. — Mam nadzieję, że coś znajdę u
ciebie w szafie. Nie mamy czasu, chodź już. — Chwyciła siostrę za rękę i niemal
siłą zaciągnęła ją do kasy.
— Mam nadzieję, że
znalazły coś panie dla siebie — sprzedawca sprawnie skasował rzeczy, jakie Rita
powkładała do koszyka, nie zadając przy tym żadnych pytań. — Czy coś jeszcze
sobie panie życzą?
— Nie dziękujemy, to
wszystko. — Aletha powiedziała szybko, zanim siostra zdąży się odezwać i wybrać
coś jeszcze z zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Nie musiała się jednak martwić,
dziewczyna stała cicha, pogrążona zapewne w rozmyślaniach o tym, w co się
ubierze wieczorem.
— Zapomniałaby pani o
kuli. Proszę ją wziąć, w prezencie — mężczyzna zdążył dodać zanim kobiety
odwróciły się od niego.
— Nie mogłabym… — Aletha
zaprotestowała, jednak jak zwykle skutecznie zagłuszyła ją Rita, której teraz
nagle zaczęło bardzo się spieszyć. Stanęło na tym, że wzięły książkę, kulę,
stary zegar, pozytywkę i jeszcze kilka innych rzeczy, które w żadnym wypadku
nie były im potrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz