wtorek, 17 kwietnia 2012

3. Antykwariat


Smutki nie trzymały się Rity długo. Tym razem również tak było. Aletha nie była pewna, ale dziewczyna musiała wstać chyba przed świtem. Była siódma rano, śniadanie zrobione, a głośny szczebiot skutecznie przegonił i tak dość niespokojny sen.
— Śniadanie gotowe. Wstawaj śpiochu, dzisiaj czeka nas długi dzień!
— Już nie śpię. — Aletha zaśmiała się zachrypnięta. Musiała odkaszlnąć, by móc coś więcej powiedzieć. — Coś zaplanowałaś?
— Ależ oczywiście! Nie możemy zmarnować tak pięknego dnia. Odwiedzimy ruiny za miastem. Odkryłam je przez przypadek, gdy tu jechałam stopem…
— Jechałaś czym? Przecież mówiłam ci tyle razy byś…
— Daj spokój, marudzisz i tyle. Jak zwykle.
— Nie marudzę, tylko…
– Jedz i nie gadaj. Kawa ci wystygnie. Potem idziemy do jednego antykwariatu, który znalazłam, kiedy spotkałam …

— Nie chcę tego słuchać — Aletha zaśmiała się unosząc ręce do góry — i nie przerywaj mi jak mówię. I nie zbywaj mnie — dodała, gdy siostra machnęła na nią ręką.
— Jedz szybko. Martin pewnie już na nas czeka.
— Kto?
— Ten przystojniak, który mieszka piętro niżej. Obiecał podwieźć nas za miasto… nie mów tylko, że go nie znasz?
— Moment, powoli, nie nadążam. Kiedy zdążyłaś go poznać?
— Rano, jak szłam po zakupy. Nie masz cukru, a sklepy były zamknięte. Zapukałam więc do drzwi sąsiadów. Tylko on otworzył — wzruszyła ramionami niewinnie. — Żebyś widziała jakie ma fantastyczne ciało…
— Rita!
— No co? I jest wolny. – Rita zaśmiała się uskakując przed lecącą w jej stronę ścierką.
Aletha nie zdążyła zjeść nawet jednej kromki, gdy usłyszały wołanie od strony ulicy. Chwilę później Rita wychylała się przez okno, sprawdzając czy to na pewno Martin woła.
— Mówiłam, że będzie czekał na nas. Już idziemy! — krzyknęła na dół, w stronę mężczyzny.
— No dobrze, tylko się przebiorę. — Aletha westchnęła, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie zamierzała nigdzie wychodzić głodna. Uśmiechnęła się widząc radosną jak zwykle siostrę. Nagle świat wydał się nieco lżejszy, przynajmniej na chwilę. Cieszyła się, że przynajmniej ona nie trzyma długo smutków przy sobie. Korzystała z każdego dnia najlepiej jak się tylko dało, całą sobą. Od zawsze jej tego zazdrościła, ale to był właśnie cały urok Rity.

Chwila przeciągnęła się do niemal godziny, zanim wzięła szybki prysznic, ubrała się, uczesała, do tego lekki makijaż. Rita bynajmniej nie rozpaczała z tego powodu, czasu też nie marnowała. Zdążyła całkowicie oczarować młodego mężczyznę.
— Jestem już. To jak, jedziemy?
— Jasne, wsiadaj! — Rita od razu doskoczyła do ściany, gdzie oparte stały trzy rowery. Aletha aż zbladła na samą myśl, że musiałaby pedałować taki kawał drogi. Sądziła, że siostra mówiąc o podwiezieniu, miała na myśli zupełnie inny środek transportu.
— Ja chyba zrezygnuję…
— O nie, na to nie pozwolę. Wsiadaj na rower i jedziesz z nami. Innej opcji nie masz.
Odmówić Ricie to była sztuka. Stanęło na tym, że Aletha dotarła do ruin nieco później niż pozostała dwójka. Z tego co zobaczyła, mogła dojechać jeszcze później, bynajmniej nie tęsknili za nią. Nie chcąc przeszkadzać, zostawiła po cichu rower obok pozostałych. Przynajmniej miała chwilę dla siebie. Po kilku minutach wspinania się, mogła spokojnie nacieszyć się samotnością. Usiadła na schodach, które zapewne kiedyś prowadziły do wspaniałej budowli. Teraz zostały z niej jedynie ruiny, a schody trwały nadal przypominając o… o tym, jak wszystko przemija. Znów czarne myśli pochłonęły odzyskaną pogodę ducha. Ponownie zaczęła się zastanawiać po co żyje, albo raczej jak długo pożyje. Praktycznie wszystkie sprawy już uregulowała, wiedziała, że nie zostawi nic za sobą. Jedynie Rita, ale ona da sobie radę. Wbrew pozorom umiała sobie radzić, lubiła tylko od czasu do czasu ponarzekać. Aletha zawsze zazdrościła siostrze tej radości życia, żywiołowości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów, łatwości z jaką jej wszystko przychodziło. Sama taka nie była, często zbyt poważnie podchodziła do życia, zbyt obowiązkowo. Z drugiej strony dobrze czuła się w swoim ciele, przynajmniej do momentu, gdy zachorowała. Za pierwszym razem był to dla niej cios, bardzo silny cios. Była wtedy bardzo aktywna zawodowo, towarzysko zresztą też. Nie powiedziała jednak nikomu o chorobie, postanowiła poradzić sobie sama. Nie poddała się, walczyła każdą cząstką siebie, szła cały czas w zaparte. Tylko raz się złamała, ten pechowy raz, gdy organizm odmówił przyjęcia chemii i się zbuntował. Wtedy coś w niej pękło, niemal umarła, a może nawet umarła, tylko ją zawrócili? Nie wiedziała jak ma się czuć, co myśleć, a może nie powinna wtedy myśleć? Jednego była pewna, choć nawet teraz starała się wyprzeć to ze swojej świadomości - czuła, że nie należała już do tego świata, powinna być zupełnie gdzie indziej. Wtedy jednak miała zbyt wiele do stracenia i za wszelką cenę pragnęła żyć. A teraz? Teraz zamierzała najlepiej przeżyć ten czas, który jej pozostał. Nacieszyć się siostrą, przyjemnościami, na które do tej pory sobie nie pozwalała, zrobić rzeczy… w sumie nie wiedziała co mogłaby jeszcze zrobić, ale pewna była, że coś się znajdzie. Tylko co dalej? Przerażała ją myśl o tym, że przyjdzie jej umrzeć w szpitalu, podłączonej do maszyn, które będą żyć za nią. Tak naprawdę to tylko tego się bała. Nie samej śmierci, a raczej tego w jaki sposób ona nastąpi.
— Aletha, ty płaczesz? — zaniepokojony głos Rity zabrzmiał tuż obok.
— To nic, drobne zmartwienia. — Nie słyszała kroków, zbyt pogrążona w czarnych myślach. Otarła szybko łzy, których do tej pory nie była świadoma, po czym uśmiechnęła się do siostry. — Nic mi nie jest.
— Szukaliśmy cię. Na pewno?
— Tak. — Aletha uśmiechnęła się ponownie starając przekonać siostrę, że nic się nie stało. Odetchnęła głębiej. — Już mi lepiej. Po prostu to miejsce tak mnie nastraja. Nie słyszałam jak przyszliście, a wcześniej — wzruszyła ramionami — nie chciałam wam przeszkadzać. Byliście tak pochłonięci sobą… — Roześmiała się widząc ich zakłopotanie.
— Wracamy? Obiecałam pokazać ci ten antykwariat.
— No dobrze, ale najpierw coś zjemy. Kogoś zapraszaliście? — spytała słysząc klakson samochodu.
— Znajomi Martina, podrzucą nas do miasta.
Aletha pokręciła jedynie głową. Naprawdę, nie nadążała za siostrą. Na szczęście nie będzie musiała znów męczyć się z rowerem.

— Widziałam świetną książkę dla ciebie. — Rita usilnie przekonywała Alethę do wyjścia z domu, gdy ta uparła się zostać. — Obiecuję, że pójdziemy tylko tam. Proszę, proszę, proszę…
— No dobrze… — Aletha nie potrafiła odmawiać siostrze — ale tylko tam. Jestem zmęczona… — nie zdążyła dokończyć zdania, gdy dziewczyna chwyciła jej rękę i ciągnąc prowadziła do drzwi.
Godzinę później wciąż szukały zagubionego antykwariatu.
— Kurcze, to było gdzieś na tej ulicy… — mamrotała pod nosem Rita, nadal nie puszczając ręki Alethy. Trzymała ją całą drogę, aby przypadkiem ta się nie rozmyśliła. — Jest. Wiedziałam, że nie zabłądziłam. No co? — wzruszyła ramionami widząc sceptyczną minę Alethy.
— Witam panie. — Usłyszały zaraz po tym, jak ich wejście oznajmił niewielki dzwoneczek przyczepiony do drzwi.
— Możemy się rozejrzeć?
— Ależ oczywiście, proszę. Może pomóc, jeśli szukają panie czegoś konkretnego?
— Poradzimy sobie. — Rita krótko podziękowała za chęć pomocy ciągnąc jednocześnie siostrę w głąb sklepu.
Mężczyzna po tym krótkim powitaniu zniknął gdzieś za regałami. Aletha rozejrzała się po wnętrzu. Typowy antykwariat, zastawiony przeróżnymi rzeczami od starych mebli i zegarów, po drobne bibeloty, choć był znacznie większy niż te, które widziała do tej pory. Wzrok przykuła jej jedna półka ustawiona całkiem z tyłu, niemal schowana za wielką szafą i kilkoma stojącymi zegarami. Stały na niej szklane kule, takie jakie pamiętała z dzieciństwa. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Wyciągnęła rękę, by wziąć jedną z nich. Była niewielka i bardzo zakurzona. Starła palcami kurz, starając się odsłonić wnętrze kuli. Potrząsnęła nią delikatnie, bez efektu. Powtórzyła manewr drugi raz, tym razem bardziej zdecydowanie. Jak zahipnotyzowana patrzyła na maleńkie płatki śniegu wirujące wewnątrz, które powoli opadając na maleńkie lodowisko pokrywały stojące na nim niewielkie postacie. Pamiętała, że miała podobną kulę w dzieciństwie, która niestety się rozbiła, długo nie mogła tego odżałować. Potrząsnęła nią jeszcze raz, po czym odłożyła na miejsce. Spojrzała na pozostałe, jednak nie ruszyła ich.
— Interesują panią kule?
Aletha aż podskoczyła słysząc tuż obok głos właściciela sklepu.
— Nie chciałem pani wystraszyć. Proszę za mną, pokaże pani inną kolekcję kul. Na pewno coś pani wybierze.
Mężczyzna nie czekał nawet na odpowiedź, tylko odwrócił się i skierował w stronę następnych regałów. Aletha nieco zmieszana ruszyła za nim.

— Są bardzo delikatne. I wyjątkowe — właściciel mówił cicho, choć bardzo wyraźnie. Miał spokojny i pewny głos, wzbudzający zaufanie mimo, że zupełnie nie pasował do szczupłej, niemal chudej sylwetki.
Aletha czuła, że gdyby faktycznie chciał coś sprzedać, po krótkiej rozmowie z nim, kupiłaby chyba wszystko. Nie wydawał się jednak ani nachalny, ani zbyt chętny do sprzedaży czegokolwiek. Miała wrażenie, że te wszystkie rzeczy traktował jak własne dzieci, skrywał przed światem, chronił je. Gdyby nie porządek skryty pod powierzchownym bałaganem, uznałaby go za jednego ze zbieraczy, ludzi chorych, którzy gromadzą rzeczy nie kontrolując tego zupełnie.
— Ja naprawdę nie chcę…
— Może sobie pani do woli oglądać i wybrać odpowiednią kulę — mężczyzna przerwał, nie pozwalając dokończyć zaczętego zdania. Uśmiechał się przy tym w taki sposób, że poczuła się nagle małą dziewczynką. — Niech się pani nie krępuje — powiedział wskazując na ustawione na kilku półeczkach szklane kule.
Każda z kul spoczywała na maleńkim piedestale, niczym jakaś cenna perła w sklepie jubilera. Aletha popatrzyła się na mężczyznę niepewnie, nie chciała go urazić, ale nie wiedziała jak ma powiedzieć, że nie ma zamiaru niczego tu kupować. Takie odczucia do niej nie pasowały i źle się z tym czuła. Zazwyczaj mówiła bez ogródek to co myśli, szczerze lecz bez urazy dla rozmówcy. Przemilczała jednak, odwracając się w stronę dość szerokiej półki, na której nie dostrzegła nawet drobiny kurzu. Mimo to kule wydawały się być nim zupełnie pokryte, szaro bure, zupełnie nic nie było w nich widać. Wzięła jedną do ręki, mając nadzieję, że właściciel nie zauważy jak ją wyciera z brudu. Jednak ku swemu zaskoczeniu powierzchnia kuli była idealnie gładka i czysta. Przyjrzała się jej bliżej. To dziwne, ale mogłaby przysiąc, że to wnętrze kuli jest wypełnione tym szaro burym czymś, co przesłaniało wszystko w środku. Potrząsnęła nią delikatnie, ale nic się nie stało, odłożyła więc kulę na miejsce. Nie rozumiała po co mu takie kule, były zupełnie bezużyteczne, ani tym bardziej nie nadawały się do sprzedaży.
Aletha poczuła nagle dość wyraźnie spojrzenie właściciela na plecach, odwróciła się szybko, posyłając nieco sztuczny i mdły uśmiech. Chciała stąd odejść, ale obecność mężczyzny bardzo ją onieśmielała. Naprawdę czuła się jak mała dziewczynka, która nie otrzymała zgody na oddalenie się. Chcąc nie chcąc musiała tu stać. Uśmiechnęła się jeszcze raz, po czym znów wróciła do oglądania szklanych kul. Wzięła do ręki drugą, ale efekt był ten sam. Tak samo było z kilkoma kolejnymi, jedynym wyjątkiem była biała i niebieska kula, jednak w nich również niczego nie dojrzała. Ukradkiem, niemal kątem oka, spojrzała w stronę właściciela. Nadal stał w tym samym miejscu i choć nie patrzył w jej stronę, była pewna, że wie o każdym ruchu jaki wykonała. Westchnęła cicho, nieco zrezygnowana ujęła następną kulę. W tym samym momencie poczuła jak iskra przenika skórę palców. Wystraszona wypuściła kulę z rąk i dosłownie w ostatniej chwili zdołała ponownie ją złapać, tuż przed podłogą. Spojrzała przerażona na mężczyznę, jednak niczego nie zauważył, stał pogrążony w rozmowie z nowym klientem. Odetchnęła z ulgą. Musiała przyznać, że bała się reakcji sprzedawcy, nie wiedziała jak zareagowałby, gdyby rozbiła kulę. Oddychała głęboko, przyciskając przedmiot do piersi, starając się uspokoić oddech jak i szaleńczo bijące serce. Po chwili, już trochę bardziej opanowana, odłożyła kulę na miejsce. Zaskoczona nie zabrała jednak ręki z powrotem, stojąc jak zaklęta. Przez ułamek sekundy wydawało się jej, że szaro bury środek nabrał barw, albo raczej przerzedził się ukazując wnętrze.
— Piękna kula. Proszę ją potrzymać, nie stłucze się.
Aletha aż podskoczyła słysząc za sobą głos właściciela. Wystraszył ją tym niespodziewanym najściem. Miał nieprzyjemny zwyczaj poruszania się niezwykle cicho i nachodzenia niczego niespodziewających się klientów. Spojrzała na niego i znów poczuła się jak mała dziewczynka. Chciała coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna odszedł już, by zając się kolejną osobą czekającą przy kasie. Została sama, a Rity nigdzie nie było widać. Sklep nie wyglądał z zewnątrz na zbyt obszerny, jednak w środku można było z powodzeniem zabłądzić. Słyszała gdzieś między półkami głos siostry i była pewna, że słyszy w nim ton flirtu. Uśmiechnęła się na myśl o dziewczynie, naprawdę cieszyła się, że przyjechała akurat teraz. Miała zajęcie i nie musiała rozmyślać o sytuacji w jakiej się znalazła. Odetchnęła głębiej, po czym znów podniosła kulę. Tym razem nie było żadnej iskry, ani niczego innego. Może poza tym, że nie myliła się, szaro bure coś w środku zaczynało się rozjaśniać i rzednąć ukazując zawartość kuli. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła. Szybko ponownie odłożyła rzecz na miejsce. Nie mogła uwierzyć, by to wszystko mogło się zmieścić w tak małej przestrzeni, było to po prostu nierealne. Chyba miała już omamy i tyle.
 Aletha! Mam tę książkę — niemal w tym samym momencie wparowała rozradowana Rita. – Widzę, że ty też coś wybrałaś.
— Nie, tylko oglądałam. Chodźmy do kasy. Mam już dość.
— Niczego nie wybrałaś? Tyle tu cudów.
— Tak, nie wątpię, ale… — Aletha kątem oka spojrzała na stojące z boku półki. Cudów na pewno tu nie brakuje. — Widzę jednak, że ty nie próżnowałaś, co jeszcze wybrałaś? — spojrzała do koszyka, który siostra trzymała w ręku. Nie przypominała sobie, by przy wejściu stały koszyki. Widać musiała znaleźć go gdzieś dalej. Wzięła do ręki jedną z rzeczy, którą nie była w stanie opisać. — Możesz mi powiedzieć co to jest?
— Nie do końca wiem. Alec opowiadał mi coś o tym, ale nie mogłam skupić się na słuchaniu. Miał fantastyczne usta, takie zmysłowe…
— Rita! Opanuj się. Kim jest Alec?
— Był tu coś kupić dla dziewczyny chyba, nie pamiętam. Ale tyłeczek też miał niczego sobie.
— Rita! — Aletha miała ochotę wybuchnąć śmiechem, z trudem panowała nad sobą. Miała jednak spory ubaw grając starszą siostrę strofującą tę młodszą. — A co z Martinem? O nim już zapomniałaś?
— Nie no coś ty. Idziemy dzisiaj do kina i na kolację. A może tylko na kolację, jeszcze zobaczymy… Nie mam się w co ubrać! — Rita krzyknęła, jakby dopiero teraz uświadamiając sobie fakt, że idzie na randkę. — Mam nadzieję, że coś znajdę u ciebie w szafie. Nie mamy czasu, chodź już. — Chwyciła siostrę za rękę i niemal siłą zaciągnęła ją do kasy.

— Mam nadzieję, że znalazły coś panie dla siebie — sprzedawca sprawnie skasował rzeczy, jakie Rita powkładała do koszyka, nie zadając przy tym żadnych pytań. — Czy coś jeszcze sobie panie życzą?
— Nie dziękujemy, to wszystko. — Aletha powiedziała szybko, zanim siostra zdąży się odezwać i wybrać coś jeszcze z zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Nie musiała się jednak martwić, dziewczyna stała cicha, pogrążona zapewne w rozmyślaniach o tym, w co się ubierze wieczorem.
— Zapomniałaby pani o kuli. Proszę ją wziąć, w prezencie — mężczyzna zdążył dodać zanim kobiety odwróciły się od niego.
— Nie mogłabym… — Aletha zaprotestowała, jednak jak zwykle skutecznie zagłuszyła ją Rita, której teraz nagle zaczęło bardzo się spieszyć. Stanęło na tym, że wzięły książkę, kulę, stary zegar, pozytywkę i jeszcze kilka innych rzeczy, które w żadnym wypadku nie były im potrzebne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz