wtorek, 29 maja 2012

Ocena bloga Spalone słowa



 Ocena bloga Spalone słowa              


No to czas zacząć pisać ocenę. Tekstu w sumie dużo nie ma, więc czytanie poszło szybko. Na pocieszenie powiem, że wygląd bloga jest bardzo urzekający, tak jak i sam tytuł historii. Bardzo mi się podoba, schludnie i porządnie, bez bałaganu. Jednak z treścią jest ciut gorzej, nie tragicznie, ale wiele rzeczy trzeba dopracować. Ciężko wypowiedzieć mi się na temat jakiejkolwiek fabuły, bądź jej zarysu, gdyż nie wiele się dzieje. Mamy trójkę uwięzionych wampirów i dwóch łowców. Jak do tej pory historia opiera się na opowieściach więźniów o swoim ludzkim życiu. Nie wiem jaki masz w głowie większy zamysł tej opowieści, jak na razie ja tego nie widzę, ale zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek. Mimo to nie zainteresowałaś mnie, ani troszkę. Ogólnie mam wrażenie, że jest dużo lania wody, masa zbędnych informacji nic nie mówiących czytelnikowi, a wręcz przeciwnie, wprowadzają tylko zamęt. No ale nie ma tego złego, czego nie dałoby się naprawić. Ze wszystkiego da się zrobić dobrą opowieść.

sobota, 26 maja 2012

Ivona

Przeglądając tematy na Weryfikatorium zauważyłam, że często polecają syntezator mowy Ivona w celu wyłapania błędów w tekście. Skoro polecają... dawaj więc, ściągnęłam wersję próbną. Powiem, że jestem mile zaskoczona. Mimo dziwnej modulacji głosu, faktycznie od razu słychać, czy coś zgrzyta w tekście. Może jak się wykaraskam finansowo, to sobie zakupię licencję. Naprawdę przydatny gadżet. W poniedziałek mam wolne i jeśli mąż nie weźmie laptopa, odsłucham swoje teksty. Przesłuchałam teraz tylko część pierwszego rozdziału Alethy i już wyłapałam kilka rzeczy. Z jednej strony szkoda, że takie bajery są płatne, a z drugiej strony wcale się nie dziwię. Jeśli ktoś nie ma pod ręką dobrej bety, taki program jest idealny. Wyłapie wszystkie literówki, od razu słychać czy zdanie ma sens i czy dobrze brzmi. Zobaczę jakie wrażenia będą po odsłuchaniu wszystkiego. Przyda się przy pisaniu oceny dla Hakuny, taki mały eksperyment.

Szablon

Nadal staram się opanować szablon i przyznam, że zabawy jest z tym sporo. W porównaniu z onetem... no nie ma porównania. Weszłam ostatnio na bloga onetowskiego i zaskoczyło mnie to, jak bardzo jest ubogi, a przecież sądziłam, że graficznie onet wygląda super. Jednak dosłownie jest ubogi, a nawet bardzo ubogi. Do tej pory naprawdę byłam leniwa i nie chciało mi się ustawiać szablonu, no ale w końcu trzeba się za to zabrać. Może nie wyszło jakoś super, ale myślę, że nie najgorzej. Jeszcze nad nim popracuje, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Dzisiaj jestem po pracy i przed pracą, więc nie będę się zbytnio wysilać. Na razie zostaje taki szablon, ale mam już w planie inny obrazek.

środa, 23 maja 2012

Jak nie urok to...

To zawsze się coś innego znajdzie. Ogólnie mam jakiegoś pecha, bo takiej kumulacji dawno nie miałam. I jak nie lubię chodzić do lekarza, tak tym razem wyjścia nie było. Kolki nerkowej w sumie nie jestem już tam pewna (aczkolwiek niewykluczona), za to na bank potworne zapalenie pęcherza. W życiu takiego nie miałam. W dodatku bonusowo okres, jakże by inaczej. No a jak już z łóżka chciałabym się dźwignąć, no to jeszcze kręgosłup głupi również coś od siebie dorzucił. Oczywiście w tym wszystkim synek solidarnie z mamusią  łączy się w bólu gorączkując i nie odstępując jej ani na krok.
Wiem, że marudzę, ale nie lubię chorować, nie lubię brać urlopu na żądanie z tego powodu, albo tym bardziej zwolnienia lekarskiego. Człowiek głupi, ale cóż poradzić. Dzisiaj nocka, dobrze chociaż, że apteczka będzie pod ręką w razie czego. Gorzej, że Młoda sama z synkiem zostanie. Powiedziała, że sobie poradzi... więc nie kombinowałam już z pracą. Zobaczymy, niby w nocy nie ma z nim problemu, bo przesypia, tylko wieczorem jest marudny i już nie bardzo chce syrop na gorączkę pić. No cóż, jakoś to będzie. Teraz śpi, więc idę korzystać z tego. Muszę jeszcze szkolenie napisać, bo zalegam z nim przez to wszystko.

piątek, 18 maja 2012

Onet

Po przeczytaniu tego stwierdziłam, że może jednak pójdę w ślady Romana i skopiuję sobie onetowski blog. Nie będę go jednak tutaj dawać, a tylko w worda wkleję. Szkoda zaśmiecać tego bloga, a wizja utraty bądź co bądź sentymentalnych wpisów... nie widzi mi się. Myślałam, że tamten będzie robił za przechowalnię, ale widać plan upadł. Trochę mi zejdzie, ponad rok czasu pisania. W sumie szkoda by było, aby wszystko przepadło, mniejsza z moimi wpisami, ale te komentarze... niektóre są bardzo cenne i nie chciałabym ich stracić. Nie wiem, czy dzisiaj się za to zabiorę, bo lenia mam strasznego. Najchętniej to bym już lulać poszła. I pewnie tak zrobię...

piątek, 11 maja 2012

Ocena

Skusiłam się i dałam opowiadanie o anielicy do oceny. A co mi tam, niech stracę. Wyszło ogólnie kiepsko i nie do końca było to, czego oczekiwałam. Jednak fakt faktem, test i tak muszę poprawić. No i być mniej chaotyczna. 
Zastanawia mnie jedno, a co ocena tylko potwierdziła, nacisk na dużą ilość opisów, a nawet bardzo dużą ich ilość. Dla mnie jest to rozciąganie niepotrzebne treści, zwykłe lanie wody, które tak naprawdę nic nie wnosi do opowieści. Poza tym jak zmieścić w kilkunastu stronach całą opowieść ze wszystkimi szczególikami? Nie wiem. 
Przy pisaniu szorta konkursowego zobaczyłam jak wiele można wywalić niepotrzebnego, zbędnego wręcz tekstu. Z niemal 7tyś znaków, przy limicie 5tyś, musiałam wywalić około 2 tys znaków. Niemal stronę. To bardzo dużo jak na tak krótki tekst (który i tak pewnie wyjdzie do bani). Zobaczymy za kilka dni. 
Wracając do oceny. To jest właśnie problem z publikowaniem na blogu i dawaniem do oceny, nie każdego się zadowoli. Albo za stara na to jestem i tyle. 
Na razie będę się trzymać Weryfikatorium, bez obrazy dla ocenialni, ale ich bardziej uważam za profesjonalnych ludzi i znających się na sprawie. Na wszystko jest miejsce i czas. Ot i tyle.

wtorek, 8 maja 2012

Fatalny dzień

Dzisiaj miałam fatalny dzień. Przed czwartą rano obudził mnie ból w lewym boku, ale przeleżałam jeszcze godzinkę, zanim i tak musiałam wstać do pracy. Szybko się wyszykowałam, zaliczając przy okazji zwrot kolacji. Do pracy pojechałam taxi, stwierdziłam że nie dam rady dojść o własnych nogach. Dziewczyny postawiły mnie nieco na nogi buscolizyną i pyralginą. Obstawiałam kolkę nerkową, bo miałam typowe objawy. No cóż, kamyczka się nie doszukano, mimo obecnego zastoju w nerce, oczywiście odesłano do poradni, gdzie na pewno pojawię się... już lecę. Na łeb, na szyję. W każdym razie użyczyłam sobie z apteczki oddziałowej mały zapasik no-spy. Na wszelki wypadek. Co najśmieszniejsze, w nerce kamyczka nie znaleziono, za to sporo w woreczku żółciowym. Masakra jakaś. Mam nadzieję, że kamyczek z nerki postanowi się sam ewakuować. Prędzej niż później, i że nie skończy się to jak ostatnim razem.
Wieczorkiem zrobiłam małe <kilk> i tekst poszedł. Już żałuję. Niby było jeszcze kilka dni, ale wiem, że jutro już bym nie wysłała. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Mąż dzisiaj zawiózł oba laptopy do naprawy, znaczy się mój i swój. Mój mały kalkulatorek jest raczej... nie do odzyskania. Jeszcze się z tym nie pogodziłam. Jakoś sprzęty elektroniczne nie lubią mnie. No nic, jak zwykle, zacznę wszystko od nowa.
Zmęczona jestem i tyle.

sobota, 5 maja 2012

Szort

Pisanie szortów jest zdecydowanie trudniejsze niż zwykłe lanie wody. Ciężko zawrzeć wszystko w niecałych dwóch stronach, dialogi, opisy, zmieścić w dodatku jakąś historię. W każdym razie skończyłam pisać, muszę tylko skasować ponad tysiąc znaków i jeszcze dostosować je do wymogów konkursu. Miałam nieco inny plan, ale przez ten limit znaków raczej nie wypalił. No chyba, że po przeróbce zmieszczę jeszcze troszkę tekstu. Zobaczymy.
Nadal jestem bez swojego sprzętu, a jak wiadomo trwa dłuuugi weekend. Muszę przeczekać i trzymać kciuki, aby dało się odratować laptopa, choć mam ogromne wątpliwości co do tego. Pod względem sprzętu komputerowego, mam pecha, zdecydowanie. Nic nie poradzę.
Będzie to pierwszy konkurs na jaki wyślę cokolwiek swojego. O ilę się nie rozmyślę. Nadal mam spore obiekcje, ale może się przełamię. Jeśli nie zostanie tekst odrzucony od razu... może w końcu przekonam samą siebie, że jednak nie piszę najgorzej? Zobaczymy.
A teraz lulu. Późno już na pisanie takich pierdół.
Edit 5.05.
Po prostu masakra. Nadal mam prawie sto znaków poza limitem i nie mam pojęcia co jeszcze mogłabym wywalić. Jedyne co mi się udało, to dostosować tekst do drugiego wymogu, przynajmniej mam taką nadzieję. Na szczęście mam jeszcze kilka dni, by dopracować wszystko.

czwartek, 3 maja 2012

Bez sprzętu

Obecnie jestem bez własnego sprzętu. Komórkę synuś mi utopił, laptopa zalał. Po prostu pięknie. Moje plany odnośnie pisania jak zwykle będę musiała nieco zweryfikować. Chciałam napisać na jeden konkurs, i mam nadzieję, że się do tego przyłożę, bo historia już obmyślana. Nie żeby była jakaś super. Tekstu ma być coś ponad stronę. 
Może dzisiaj wygonię męża na spacer z synkiem i pożyczę laptopa od Młodej. Nie lubię pisać na nie swoim sprzęcie, bo zanim się przestawię... 
Zarejestrowałam się na Weryfikatorium, ale czuję się tam strasznie mała, bynajmniej nie wiem czemu, ale tak mam jakoś. Sama nie czuję sie jako osoba, która nie pisze jakoś specjalnie dobrze, a tym bardziej nie nałogowo jak inni, a poza tym... zawsze mam problemy w dyskusjach, aby wypowiedzieć się zrozumiale dla innych. No i tym bardziej... moja znajomość gramatyki... jest bardziej intuicyjna i opiera się na tym, czego mnie nauczyli w szkole, głównie w podstawówce. Chyba będe musiała częściej korzystać z poradnikow Smirka i tyle. 
Chyba też dlatego chciałabym właśnie napisać na konkurs, aby wiedzieć jak oceniają mnie inni, bardziej doświadczeni w kwestii pisania niż ja. Poza tym byłby to pierwszy konkurs, gdzie bym cokolwiek wysyłała. Pożyjemy, zobaczymy.

wtorek, 1 maja 2012

Ciężka noc

Szykując się wczoraj do pracy miałam nadzieję,  że ludziska poczują majowy weekend i będą trzymać się z dala od szpitala. Nawet po objęciu dyżuru byłam pełna nadziei, bo przez pierwsze dni weekendu nie było wiele przyjęć. Wzięła sobie laptopa, z cichą chęcią poprawienia pracy męża, poczytania Curse of the blood, a może nawet popisania ciągu dalszego swoich historii. Na cichych chęciach się skończyło, bo nawet nie wyciągnęłam laptopa z torebki. Praca chyba mnie lubi i tyle. W każdym razie do rana stale było coś. 
Mniej więcej już odespałam nockę, choć szczerze mówiąc nadal z chęcią walnęłabym się do łóżka pod kocyk. Niestety jakoś nikt nie chce mnie zmienić, a synek rano jak na złość jak skowronek. Mąż też po nocce, więc teraz on śpi.
I już maj. Kurcze ten czas tak mi umyka... dopiero był początek roku, a już jest połowa. Czas leci, a ja mam uczucie, że wciąż stoję w miejscu, ciągle z tymi samymi problemami. Bywa.