wtorek, 17 kwietnia 2012

4. Sen


Wieczorem Rita ustawiała zakupione rzeczy w mieszkaniu, szukając odpowiedniego dla nich miejsca. Aletha natomiast siedziała wpatrzona w szklaną kulę, ustawioną na podstawce, na stoliku. Myślała o niej odkąd wyszły ze sklepu. Przyciągała jej myśli jak magnes. Bała się dotknąć kuli, jednak po jakimś czasie się przemogła i wzięła ją do ręki. Gdy tylko dotknęła szkła, znów zobaczyła inny świat. Nie mały domek pokryty śniegiem z bałwanem na podwórku, tylko cały świat złożony z kilku wysp wiszących w powietrzu, jakkolwiek było to możliwe. Palcem wskazującym musnęła powierzchnię szkła mierząc w największą wyspę. Ląd powoli rósł, jakby przybliżał się. Teraz dokładniej widziała, że to nie wyspy, a sporej wielkości kontynenty. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, a mimo to nie była w stanie oderwać wzroku. Miała wrażenie, że jest zupełnie gdzie indziej, nie w swoim mieszkaniu, że stoi gdzieś wysoko i patrzy na ten zupełnie obcy świat z góry. Zmrużyła oczy, gdy promienie jasnego słońca znalazły się zbyt blisko. Mogłaby przysiąc, że czuła je na swojej twarzy. Nagle uśmiechnęła się, ogarnęło ją przemożne uczucie, że znalazła się w domu. Czuła się bezpieczna, spokojna. Pozwoliła aby ciepło słońca ogrzało skórę, wniknęło w nią głęboko, przegnało chłód trosk.

— Aletha, jak myślisz… Aletha?! — Rita krzyknęła widząc, że siostra zupełnie jej nie słucha.
— Co? — Aletha z trudem oderwała wzrok od kuli. — Jak uważasz, na pewno będzie dobrze.
— Aletha! — Rita ponownie krzyknęła zabierając siostrze kulę. — Ocknij się kobieto. W ogólnie mnie nie słuchałaś.
— Wybacz proszę. Co mówiłaś? — spojrzała na siostrę nie o końca przytomnie wzrokiem wracając do kuli, która przyciągała jak magnes. Z trudem się opanowała starając się skupić na Ricie. Nie zauważyła kiedy zdążyła się przebrać. Miała na sobie ciemnozieloną sukienkę z delikatnego i lekkiego materiału, który kupiła jakiś czas temu. Młodsza siostra wyglądała w niej zdecydowanie lepiej niż ona. Włosy upięła w luźny kok, który w połączeniu z niewielkimi, wiszącymi szmaragdami wyglądał niezwykle romantycznie. Już miała się zapytać, dlaczego bez pozwolenia użyczyła sobie jej rzeczy, gdy Rita nieco urażona odezwała się pierwsza.
— Nie ważne. Wychodzę. Nie siedź za długo. Kolację masz w kuchni. — odwróciła się na pięcie obrażona ignorującą postawą siostry. Nie myślała jednak o tym długo, pochłonięta zupełnie myślami o młodym i bardzo przystojnym mężczyźnie, którego na pewno zdoła uwieść dzisiejszego wieczoru.
— Kolację? Ale przecież… — Aletha już chciała zaprotestować, że to nie pora na kolację, ale jej wzrok padł na okno. Na zewnątrz było ciemno. Zamilkła zdziwiona. Skinęła tylko głową za wychodzącą z domu Ritą, podchodząc do okna. — Dzięki. — powiedziała powoli, nie do końca wiedząc co się stało. Pokręciła jedynie głową. Spojrzała w kierunku siostry, ale ta już zamknęła za sobą drzwi.
Aletha nie była głodna. Wzięła kulę, tym razem trzymając ją za podstawkę, po czym poszła do sypialni. Bała się, że znów czas jej umknie, poza tym ciężko było to wszystko pojąć. Nigdy nie miała takich napadów, czy jakkolwiek można to nazwać. Przez myśl jej przeszło, że to objawy przerzutów do mózgu, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Nie chciała dodatkowo się zamartwiać wyszukiwaniem kolejnych problemów. Kulę odstawiła na stolik, szybko przebrała się do snu. Ostatnimi czasy miała problemy ze snem, więc nie spodziewała się go wcześnie. Tym razem jednak nie pamiętała nawet kiedy zasnęła.


Ariyah przymknęła powieki delektując się chłodnym powiewem. Mimo, że na zewnątrz jak zwykle szalała zawierucha, tutaj panował spokój. Sanktuarium zawsze było dla niej bezpiecznym schronieniem. Nikt nie miał prawa tu być, oczywiście z wyjątkiem jednej osoby.
Yarguz. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, by cofnąć mu dostęp, jednak za każdym razem rezygnowała z tego pomysłu. Chwile jakie razem przeżywali, były niezapomniane, nie raz dobrze się jej przysłużył. Na samą myśl o tym poczuła falę gorąca rozlewającą się po ciele. Przytuliła twarz do kamiennej framugi okna, by ostudzić rosnące podniecenie. Oparła się o ścianę w najciemniejszym miejscu, tam gdzie nie dochodziło blade światło, rzucane przez krwawy księżyc, który dzisiaj znów rozpoczynał swój cykl. Czerwona poświata sprawiała, że góry płakały krwią. Był to piękny i niezapomniany widok. Drgnęła zauważając, że ktoś wszedł do Sanktuarium. Wciągnęła mocniej powietrze, chcąc rozpoznać zmysłami osobę, zachowując przy tym absolutny spokój. Zawsze zachowywała spokój, a jeśli już ktoś sprawił, że go traciła… cóż, sam był sobie wtedy winien.
Ciemnoczerwone, pełne usta uniosły się w delikatnym uśmiechu. Ponownie przymknęła powieki, by intruz nie zobaczył płonących oczu. Yarguz nie był świadomy, że go obserwuje. Nie wiedziała, że odwiedzał Sanktuarium podczas jej nieobecności, zdecydowanie za dużo sobie pozwalał, nie ruszyła się jednak z miejsca, wciąż chłonąc wszystko zmysłami. Jego zapach był bardzo silny, władczy i jednocześnie magnetyczny. Zawsze ją przyciągał, a ona się temu poddawała, był jedynym samcem, któremu ostatnio uległa. Oczywiście z własnej woli i wyboru, tylko i wyłącznie dla rozrywki jaką oferował. A starał się w tej kwestii bardzo. Bywały momenty, gdy tego żałowała, jednak pozostałe wspomnienia gorących chwil zagłuszały je skutecznie. Miała słabość do niego, może dlatego do tej pory go nie zabiła. Uniosła nieco powieki, na tyle by choć odrobię widzieć, nie zdradzając przy tym swojej obecności. Rzadko widywała go w tej postaci, i nigdy kiedy byli sami. Jednak nawet wtedy, gdy przybierał postać niewolnika, wyglądał imponująco. Wysoki, z szerokimi barkami i ramionami, na których każdy mięsień widocznie się zaznaczał pod ciemną i lśniącą skórą. Prawdziwy samiec. Tylko jeden mężczyzna go przewyższał, we wszystkim… ale nigdy nie wróci do tego zdrajcy! Otrząsnęła się z rozpraszających myśli ponownie skupiając wzrok na intruzie.
Byłoby wspaniale go zniewolić, czuć jak po jego skórze spływa gorący pot nieogarnionego bólu… odsunęła szybko od siebie te myśli, jednak zbyt późno. Ciało zalała kolejna fala przyjemnego ciepła, zbudzona ze snu gdzieś głęboko w podbrzuszu, na samą myśl o tym, co mogłaby z nim uczynić. Musiała pohamować te myśli i mimo, że nie wydała żadnego dźwięku, nie poruszyła się, wyczuł jej obecność. Widziała jak gwałtownie odwrócił się, szukając wzrokiem po kamiennej komnacie.
— Kto tu jest!
Jego głos, mocny i pełen władzy, odbił się echem od ścian, pozostając jednak bez odpowiedzi. Nie zmyliło go to, nasłuchiwał uważniej, choć nadal nie porzucił niewolniczej skóry. Uśmiechnęła się, miała ochotę się z nim zabawić, zapolować. Mimo, że pogardzała niewolnikami, to jednak zdarzało się, że sama przybierała ich wygląd. Tym razem również to zrobiła, cicho i niezauważenie. Uwieść Yarguza, będąc niewolnicą… to mogło być warte zachodu. Zamruczała na samą myśl o tym. Spojrzała na swoje ręce - smukłe dłonie; gładka, jasna skóra i ciemne włosy koloru otaczającej ich skały… na pewno mu się spodoba. Zrobiła krok do przodu, delikatnie muskając skalną ścianę opuszkami palców. Zauważył ją.
W następnej chwili znalazła się na ścianie, nie dotykając stopami ziemi. Tego się nie spodziewała. Z trudem łapała oddech. Zapomniała już jaki potrafił być szybki. I silny. Ludzkie ciało miało ograniczenia, dlatego rzadko uciekała się do tej postaci i teraz wpadła we własne sidła, jednak nie uważała, by należało się tym martwić, wręcz przeciwnie. Dopiero zaczynała się prawdziwa gra zmysłów i sił, nie tylko tych fizycznych.
— Jak śmiesz niewolnico być tutaj!
To nie było pytanie, lecz wyrok śmierci. Nie rozpoznał kim jest, nie miała jednak czasu, by się nad tym zastanowić, powoli zaczynała odczuwać skutki braku tlenu. Mimo to nie miała zamiaru porzucać tej gry, jeszcze nie, ale obiecała sobie, że odpłaci mu później za to z nawiązką.
— Czekałam na ciebie, panie. Ona mnie przysłała — wydusiła te kilka słów z trudem. Patrzyła jednak na niego nieugiętym wzrokiem, w którym musiał dojrzeć coś znajomego. Nie zabił jej od razu, choć zapewne tak by zrobił ze zwykłą niewolnicą. Nie poluzował mocnego uścisku nawet na tyle, by mogła dotknąć stopami podłoża czy zaczerpnąć mocniej powietrza.
— Co za ona? — mężczyzna niemal wypluł te słowa i gdyby miały moc zabijania, z pewnością już by nie żyła. Yarguz był silny nawet pod postacią niewolnika, jednak i tak był o wiele słabszy od niej, przynajmniej wtedy, kiedy była we własnej skórze. Uśmiechnęła się zmysłowo, zachęcająco, jednocześnie podciągając stopy aż na wysokość jego pachwin. Miała ułatwione zadanie wisząc w powietrzu, poza tym ten przygłup nigdy nie spodziewałby się takiego ruchu po niewolnicy. Kopnęła z całej siły. Zaskoczony stęknął głośno i wypuścił ją, cofając się o kilka kroków.
— Kim jesteś?! — warknął gniewnie rzucając się znów na nią.
— Twoją zgubą — odpowiedziała robiąc unik.
To ciało było zwinne, musiała przyznać. Zaśmiała się głośno, słysząc kolejne warknięcie. Lubiła budzić w nim gniew, podsycać go, a gdy osiągnie już apogeum, gasić w najmniej oczekiwany dla Yarguza sposób. Zrobiła kolejny unik odbiegając kilka kroków w bok.
— Nie wyjdziesz stąd żywa! Kto cię przysłał?! — ryknął głośno jednocześnie rzucając się w jej stronę.
Znów się zaśmiała, wzmagając tym samym wściekłość mężczyzny. Nie pozwoliła mu się jednak złapać, choć była świadoma narastającego w niej podniecenia. Znów kopnęła go mocno, tym razem celując w twarz. Zdołał w ostatniej chwili odchylić głowę, jednak i tak siła uderzenia sprawiła, że zacharczał, gdy stopa trafiła w bok szyi, jednak mimo to nie zamierzał się poddawać. Chwycił mocno smukłą kostkę, a potem drugą, gdy ponownie go zaatakowała. Tym razem jednak nie puścił. Przyciągnął mocno do siebie, przyciskając jej ciało do kamiennej podłogi. Oddychała ciężko, nie tyle ze zmęczenia walką, co z narastającego podniecenia. Lubiła takie przepychanki. Zaśmiała się głośno starając się przy tym zrzucić go z siebie. Był silny, nie mogła się uwolnić, więc ugryzła go w ramię mocno zaciskając zęby. Warknął, jeszcze mocniej przyciskając ją do posadzki. Spojrzała mu w oczy, nie okazując najmniejszego śladu strachu. Widziała, że go to intryguje, a jednocześnie wzbudza w nim większy gniew. Zaśmiała się oblizując zakrwawione usta, a po chwili, nie dając mu czasu na zareagowanie, wpiła się w jego wargi. Ugryzła mocno, tak by poczuł. Osiągnęła cel. Prócz gniewu wznieciła coś jeszcze, iskrę pożądania, którą zamierzała zmienić w prawdziwą pożogę. Mimo to, oparł się pokusie.
— Masz ostatnią szansę odpowiedzieć na pytanie: kim jesteś i kto cię tu przysłał?
Zaśmiała się nadal leżąc pod nim, choć ton jego głosu mógł wystraszyć, nie bała się jednak, to inni bali się jej. I mieli ku temu powody.
— Nie poznajesz mnie, Yarguz?
Zbyt późno zareagowała skupiona na jego oczach i palącej się tam żądzy. W następnej chwili poczuła jak uderzenie o ścianę zapiera jej dech w piersiach. Przeklęte słabe ciało. Osunęła się na podłogę, czując jak wszystko wokół wiruje. Czekał aż wstanie, jak drapieżnik bawiący się ofiarą. Spojrzała gniewnie na niego. Tego było już za wiele, nie do końca taką zabawę miała na myśli. Gniew dodał jej sił. Wstała przytrzymując się ściany. Miała zamiar się zmienić, lecz nie dostała na to szansy. Mocne uderzenie w twarz ponownie posłało ją na posadzkę, wywołując przy tym serię błyskawic w głowie. Leżała oszołomiona, nie mogąc się podnieść. Zdawała sobie sprawę, że mógł ją zabić od razu, jednak powstrzymywał się, czekał. Gdy ból nieco ustał podniosła głowę, by spojrzeć na Yarguza. Tym razem nie daruje mu. Zablokowała kolejny cios, zaskakując go. Szybko, wykorzystując okazję, oddała mocne uderzenie. Może i nie była na tyle silna w tym ciele, by uderzeniem posłać go na ziemię, to jednak miała dość mocy, by go ogłuszyć. Uderzyła go ponownie w twarz pięścią nim zdążył się otrząsnąć, zaraz po tym zadała kolejny cios. Tym razem jednak chwycił jej rękę i wykorzystując impet uderzenia posłał ją ponownie na ścianę, nie wypuszczając. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy palce drugiej ręki zacisnęły się na jej szyi, odcinając dostęp powietrza. Oczy Yarguza płonęły, rozpalone w szale polowania. Zmienił się w mgnieniu oka. Potężne ciało, które zawsze ją pociągało, ciemnobrunatna skóra połyskująca teraz czerwoną poświatą księżyca, płonące ogniście oczy pałające nienawiścią zamiast pożądaniem. Z chęcią stopiłaby się w jedno z tym ciałem, jednak przeszła jej ochota.
— Yarguz! — wycharczała z trudem mocując się z jego ręką.
Miała dość tej zabawy zwłaszcza, że nie osiągnęła zamierzonego celu. Nie do końca rozumiała, dlaczego jej nie rozpoznał, nie dał się skusić. Postanowiła się zmienić i bynajmniej nie zamierzała się z niczego tłumaczyć, a tym bardziej dlaczego tu jest. To było jej Sanktuarium i miała do niego największe prawo. Nie zdążyła nic więcej pomyśleć, ani tym bardziej porzucić skóry niewolnicy, gdy poczuła mocne szarpnięcie na szyi. Zaskoczona poczuła coś ciepłego spływającego w dół po piersi, a w następnej sekundzie została oderwana gwałtownie od ściany. Zobaczyła jeszcze ramę okna, a potem tylko pustkę pod sobą, która wydawała się nie mieć końca.

— Nieee!
— Aletha! Obudź się! — Rita potrząsała krzyczącą siostrę za ramiona.
— Nie krzycz.
— To ty krzyczysz, nie ja. Wstawaj, śniadanie czeka. Idziemy na basen.
— Gdzie? — Aletha wciąż zaspana, ledwo na oczy widziała i zupełnie nie docierało do niej, co Rita mówi. Pamiętała, że spadała z bardzo wysoka, było coś jeszcze, ale umykało bardzo szybko z jej pamięci. Spojrzała na okno, za którym panował jeszcze szary półmrok, a potem na zegarek. Była czwarta rano. Opadła zrezygnowana na poduszkę. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, która godzina?
— Nie marudź. Martin już czeka na nas — dziewczyna dodała szybko widząc na twarzy siostry malujący się protest. — Czekamy w kuchni.
— Jest czwarta rano!! — Aletha krzyknęła za nią, jednak ta już zdążyła wyjść trzaskając za sobą drzwiami. Zrezygnowana opadła na poduszki, jednak po chwili podniosła się.
Aletha już dawno nauczyła się, by nie dyskutować z Ritą. Jak już wbiła sobie coś do głowy, to nie szło jej tego wybić. Poza tym i tak nie miała nic ciekawego do roboty, oczywiście prócz spania. Spojrzała tylko kątem oka na szklaną kulę leżącą obok skołtunionej poduszki. Budziła dziwny niepokój choć nie wiedziała dlaczego. Wstała z łóżka, by się ubrać, nim Rita znów wparuje do sypialni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz