Wieczorem Rita
ustawiała zakupione rzeczy w mieszkaniu, szukając odpowiedniego dla nich
miejsca. Aletha natomiast siedziała wpatrzona w szklaną kulę, ustawioną na
podstawce, na stoliku. Myślała o niej odkąd wyszły ze sklepu. Przyciągała jej
myśli jak magnes. Bała się dotknąć kuli, jednak po jakimś czasie się przemogła
i wzięła ją do ręki. Gdy tylko dotknęła szkła, znów zobaczyła inny świat. Nie
mały domek pokryty śniegiem z bałwanem na podwórku, tylko cały świat złożony z
kilku wysp wiszących w powietrzu, jakkolwiek było to możliwe. Palcem
wskazującym musnęła powierzchnię szkła mierząc w największą wyspę. Ląd powoli
rósł, jakby przybliżał się. Teraz dokładniej widziała, że to nie wyspy, a
sporej wielkości kontynenty. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, a mimo to nie
była w stanie oderwać wzroku. Miała wrażenie, że jest zupełnie gdzie indziej,
nie w swoim mieszkaniu, że stoi gdzieś wysoko i patrzy na ten zupełnie obcy
świat z góry. Zmrużyła oczy, gdy promienie jasnego słońca znalazły się zbyt
blisko. Mogłaby przysiąc, że czuła je na swojej twarzy. Nagle uśmiechnęła się,
ogarnęło ją przemożne uczucie, że znalazła się w domu. Czuła się bezpieczna,
spokojna. Pozwoliła aby ciepło słońca ogrzało skórę, wniknęło w nią głęboko,
przegnało chłód trosk.
— Aletha, jak myślisz…
Aletha?! — Rita krzyknęła widząc, że siostra zupełnie jej nie słucha.
— Co? — Aletha z trudem
oderwała wzrok od kuli. — Jak uważasz, na pewno będzie dobrze.
— Aletha! — Rita
ponownie krzyknęła zabierając siostrze kulę. — Ocknij się kobieto. W ogólnie mnie
nie słuchałaś.
— Wybacz proszę. Co
mówiłaś? — spojrzała na siostrę nie o końca przytomnie wzrokiem wracając do
kuli, która przyciągała jak magnes. Z trudem się opanowała starając się skupić
na Ricie. Nie zauważyła kiedy zdążyła się przebrać. Miała na sobie
ciemnozieloną sukienkę z delikatnego i lekkiego materiału, który kupiła jakiś
czas temu. Młodsza siostra wyglądała w niej zdecydowanie lepiej niż ona. Włosy upięła
w luźny kok, który w połączeniu z niewielkimi, wiszącymi szmaragdami wyglądał niezwykle
romantycznie. Już miała się zapytać, dlaczego bez pozwolenia użyczyła sobie jej
rzeczy, gdy Rita nieco urażona odezwała się pierwsza.
— Nie ważne. Wychodzę.
Nie siedź za długo. Kolację masz w kuchni. — odwróciła się na pięcie obrażona
ignorującą postawą siostry. Nie myślała jednak o tym długo, pochłonięta
zupełnie myślami o młodym i bardzo przystojnym mężczyźnie, którego na pewno
zdoła uwieść dzisiejszego wieczoru.
— Kolację? Ale
przecież… — Aletha już chciała zaprotestować, że to nie pora na kolację, ale
jej wzrok padł na okno. Na zewnątrz było ciemno. Zamilkła zdziwiona. Skinęła
tylko głową za wychodzącą z domu Ritą, podchodząc do okna. — Dzięki. — powiedziała
powoli, nie do końca wiedząc co się stało. Pokręciła jedynie głową. Spojrzała w
kierunku siostry, ale ta już zamknęła za sobą drzwi.
Aletha nie była głodna.
Wzięła kulę, tym razem trzymając ją za podstawkę, po czym poszła do sypialni.
Bała się, że znów czas jej umknie, poza tym ciężko było to wszystko pojąć.
Nigdy nie miała takich napadów, czy jakkolwiek można to nazwać. Przez myśl jej przeszło,
że to objawy przerzutów do mózgu, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Nie chciała dodatkowo
się zamartwiać wyszukiwaniem kolejnych problemów. Kulę odstawiła na stolik,
szybko przebrała się do snu. Ostatnimi czasy miała problemy ze snem, więc nie
spodziewała się go wcześnie. Tym razem jednak nie pamiętała nawet kiedy
zasnęła.
Ariyah przymknęła
powieki delektując się chłodnym powiewem. Mimo, że na zewnątrz jak zwykle
szalała zawierucha, tutaj panował spokój. Sanktuarium zawsze było dla niej
bezpiecznym schronieniem. Nikt nie miał prawa tu być, oczywiście z wyjątkiem
jednej osoby.
Yarguz. Wielokrotnie
zastanawiała się nad tym, by cofnąć mu dostęp, jednak za każdym razem
rezygnowała z tego pomysłu. Chwile jakie razem przeżywali, były niezapomniane,
nie raz dobrze się jej przysłużył. Na samą myśl o tym poczuła falę gorąca
rozlewającą się po ciele. Przytuliła twarz do kamiennej framugi okna, by
ostudzić rosnące podniecenie. Oparła się o ścianę w najciemniejszym miejscu,
tam gdzie nie dochodziło blade światło, rzucane przez krwawy księżyc, który
dzisiaj znów rozpoczynał swój cykl. Czerwona poświata sprawiała, że góry
płakały krwią. Był to piękny i niezapomniany widok. Drgnęła zauważając, że ktoś
wszedł do Sanktuarium. Wciągnęła mocniej powietrze, chcąc rozpoznać zmysłami
osobę, zachowując przy tym absolutny spokój. Zawsze zachowywała spokój, a jeśli
już ktoś sprawił, że go traciła… cóż, sam był sobie wtedy winien.
Ciemnoczerwone, pełne
usta uniosły się w delikatnym uśmiechu. Ponownie przymknęła powieki, by intruz
nie zobaczył płonących oczu. Yarguz nie był świadomy, że go obserwuje. Nie
wiedziała, że odwiedzał Sanktuarium podczas jej nieobecności, zdecydowanie za
dużo sobie pozwalał, nie ruszyła się jednak z miejsca, wciąż chłonąc wszystko
zmysłami. Jego zapach był bardzo silny, władczy i jednocześnie magnetyczny.
Zawsze ją przyciągał, a ona się temu poddawała, był jedynym samcem, któremu
ostatnio uległa. Oczywiście z własnej woli i wyboru, tylko i wyłącznie dla
rozrywki jaką oferował. A starał się w tej kwestii bardzo. Bywały momenty, gdy
tego żałowała, jednak pozostałe wspomnienia gorących chwil zagłuszały je
skutecznie. Miała słabość do niego, może dlatego do tej pory go nie zabiła.
Uniosła nieco powieki, na tyle by choć odrobię widzieć, nie zdradzając przy tym
swojej obecności. Rzadko widywała go w tej postaci, i nigdy kiedy byli sami.
Jednak nawet wtedy, gdy przybierał postać niewolnika, wyglądał imponująco.
Wysoki, z szerokimi barkami i ramionami, na których każdy mięsień widocznie się
zaznaczał pod ciemną i lśniącą skórą. Prawdziwy samiec. Tylko jeden mężczyzna go
przewyższał, we wszystkim… ale nigdy nie wróci do tego zdrajcy! Otrząsnęła się z
rozpraszających myśli ponownie skupiając wzrok na intruzie.
Byłoby wspaniale go
zniewolić, czuć jak po jego skórze spływa gorący pot nieogarnionego bólu…
odsunęła szybko od siebie te myśli, jednak zbyt późno. Ciało zalała kolejna
fala przyjemnego ciepła, zbudzona ze snu gdzieś głęboko w podbrzuszu, na samą
myśl o tym, co mogłaby z nim uczynić. Musiała pohamować te myśli i mimo, że nie
wydała żadnego dźwięku, nie poruszyła się, wyczuł jej obecność. Widziała jak
gwałtownie odwrócił się, szukając wzrokiem po kamiennej komnacie.
— Kto tu jest!
Jego głos, mocny i
pełen władzy, odbił się echem od ścian, pozostając jednak bez odpowiedzi. Nie
zmyliło go to, nasłuchiwał uważniej, choć nadal nie porzucił niewolniczej
skóry. Uśmiechnęła się, miała ochotę się z nim zabawić, zapolować. Mimo, że
pogardzała niewolnikami, to jednak zdarzało się, że sama przybierała ich
wygląd. Tym razem również to zrobiła, cicho i niezauważenie. Uwieść Yarguza,
będąc niewolnicą… to mogło być warte zachodu. Zamruczała na samą myśl o tym.
Spojrzała na swoje ręce - smukłe dłonie; gładka, jasna skóra i ciemne włosy
koloru otaczającej ich skały… na pewno mu się spodoba. Zrobiła krok do przodu,
delikatnie muskając skalną ścianę opuszkami palców. Zauważył ją.
W następnej chwili
znalazła się na ścianie, nie dotykając stopami ziemi. Tego się nie spodziewała.
Z trudem łapała oddech. Zapomniała już jaki potrafił być szybki. I silny.
Ludzkie ciało miało ograniczenia, dlatego rzadko uciekała się do tej postaci i
teraz wpadła we własne sidła, jednak nie uważała, by należało się tym martwić,
wręcz przeciwnie. Dopiero zaczynała się prawdziwa gra zmysłów i sił, nie tylko
tych fizycznych.
— Jak śmiesz niewolnico
być tutaj!
To nie było pytanie,
lecz wyrok śmierci. Nie rozpoznał kim jest, nie miała jednak czasu, by się nad
tym zastanowić, powoli zaczynała odczuwać skutki braku tlenu. Mimo to nie miała
zamiaru porzucać tej gry, jeszcze nie, ale obiecała sobie, że odpłaci mu
później za to z nawiązką.
— Czekałam na ciebie,
panie. Ona mnie przysłała — wydusiła te kilka słów z trudem. Patrzyła jednak na
niego nieugiętym wzrokiem, w którym musiał dojrzeć coś znajomego. Nie zabił jej
od razu, choć zapewne tak by zrobił ze zwykłą niewolnicą. Nie poluzował mocnego
uścisku nawet na tyle, by mogła dotknąć stopami podłoża czy zaczerpnąć mocniej
powietrza.
— Co za ona? — mężczyzna
niemal wypluł te słowa i gdyby miały moc zabijania, z pewnością już by nie żyła.
Yarguz był silny nawet pod postacią niewolnika, jednak i tak był o wiele
słabszy od niej, przynajmniej wtedy, kiedy była we własnej skórze. Uśmiechnęła
się zmysłowo, zachęcająco, jednocześnie podciągając stopy aż na wysokość jego
pachwin. Miała ułatwione zadanie wisząc w powietrzu, poza tym ten przygłup
nigdy nie spodziewałby się takiego ruchu po niewolnicy. Kopnęła z całej siły.
Zaskoczony stęknął głośno i wypuścił ją, cofając się o kilka kroków.
— Kim jesteś?! — warknął
gniewnie rzucając się znów na nią.
— Twoją zgubą — odpowiedziała
robiąc unik.
To ciało było zwinne,
musiała przyznać. Zaśmiała się głośno, słysząc kolejne warknięcie. Lubiła
budzić w nim gniew, podsycać go, a gdy osiągnie już apogeum, gasić w najmniej
oczekiwany dla Yarguza sposób. Zrobiła kolejny unik odbiegając kilka kroków w
bok.
— Nie wyjdziesz stąd
żywa! Kto cię przysłał?! — ryknął głośno jednocześnie rzucając się w jej
stronę.
Znów się zaśmiała,
wzmagając tym samym wściekłość mężczyzny. Nie pozwoliła mu się jednak złapać,
choć była świadoma narastającego w niej podniecenia. Znów kopnęła go mocno, tym
razem celując w twarz. Zdołał w ostatniej chwili odchylić głowę, jednak i tak
siła uderzenia sprawiła, że zacharczał, gdy stopa trafiła w bok szyi, jednak
mimo to nie zamierzał się poddawać. Chwycił mocno smukłą kostkę, a potem drugą,
gdy ponownie go zaatakowała. Tym razem jednak nie puścił. Przyciągnął mocno do
siebie, przyciskając jej ciało do kamiennej podłogi. Oddychała ciężko, nie tyle
ze zmęczenia walką, co z narastającego podniecenia. Lubiła takie przepychanki.
Zaśmiała się głośno starając się przy tym zrzucić go z siebie. Był silny, nie
mogła się uwolnić, więc ugryzła go w ramię mocno zaciskając zęby. Warknął,
jeszcze mocniej przyciskając ją do posadzki. Spojrzała mu w oczy, nie okazując
najmniejszego śladu strachu. Widziała, że go to intryguje, a jednocześnie
wzbudza w nim większy gniew. Zaśmiała się oblizując zakrwawione usta, a po
chwili, nie dając mu czasu na zareagowanie, wpiła się w jego wargi. Ugryzła
mocno, tak by poczuł. Osiągnęła cel. Prócz gniewu wznieciła coś jeszcze, iskrę
pożądania, którą zamierzała zmienić w prawdziwą pożogę. Mimo to, oparł się
pokusie.
— Masz ostatnią szansę
odpowiedzieć na pytanie: kim jesteś i kto cię tu przysłał?
Zaśmiała się nadal
leżąc pod nim, choć ton jego głosu mógł wystraszyć, nie bała się jednak, to
inni bali się jej. I mieli ku temu powody.
— Nie poznajesz mnie,
Yarguz?
Zbyt późno zareagowała
skupiona na jego oczach i palącej się tam żądzy. W następnej chwili poczuła jak
uderzenie o ścianę zapiera jej dech w piersiach. Przeklęte słabe ciało. Osunęła
się na podłogę, czując jak wszystko wokół wiruje. Czekał aż wstanie, jak
drapieżnik bawiący się ofiarą. Spojrzała gniewnie na niego. Tego było już za
wiele, nie do końca taką zabawę miała na myśli. Gniew dodał jej sił. Wstała
przytrzymując się ściany. Miała zamiar się zmienić, lecz nie dostała na to
szansy. Mocne uderzenie w twarz ponownie posłało ją na posadzkę, wywołując przy
tym serię błyskawic w głowie. Leżała oszołomiona, nie mogąc się podnieść.
Zdawała sobie sprawę, że mógł ją zabić od razu, jednak powstrzymywał się,
czekał. Gdy ból nieco ustał podniosła głowę, by spojrzeć na Yarguza. Tym razem
nie daruje mu. Zablokowała kolejny cios, zaskakując go. Szybko, wykorzystując
okazję, oddała mocne uderzenie. Może i nie była na tyle silna w tym ciele, by
uderzeniem posłać go na ziemię, to jednak miała dość mocy, by go ogłuszyć.
Uderzyła go ponownie w twarz pięścią nim zdążył się otrząsnąć, zaraz po tym
zadała kolejny cios. Tym razem jednak chwycił jej rękę i wykorzystując impet
uderzenia posłał ją ponownie na ścianę, nie wypuszczając. Nie zdążyła nawet
zareagować, gdy palce drugiej ręki zacisnęły się na jej szyi, odcinając dostęp
powietrza. Oczy Yarguza płonęły, rozpalone w szale polowania. Zmienił się w
mgnieniu oka. Potężne ciało, które zawsze ją pociągało, ciemnobrunatna skóra
połyskująca teraz czerwoną poświatą księżyca, płonące ogniście oczy pałające
nienawiścią zamiast pożądaniem. Z chęcią stopiłaby się w jedno z tym ciałem,
jednak przeszła jej ochota.
— Yarguz! — wycharczała
z trudem mocując się z jego ręką.
Miała dość tej zabawy
zwłaszcza, że nie osiągnęła zamierzonego celu. Nie do końca rozumiała, dlaczego
jej nie rozpoznał, nie dał się skusić. Postanowiła się zmienić i bynajmniej nie
zamierzała się z niczego tłumaczyć, a tym bardziej dlaczego tu jest. To było
jej Sanktuarium i miała do niego największe prawo. Nie zdążyła nic więcej
pomyśleć, ani tym bardziej porzucić skóry niewolnicy, gdy poczuła mocne
szarpnięcie na szyi. Zaskoczona poczuła coś ciepłego spływającego w dół po
piersi, a w następnej sekundzie została oderwana gwałtownie od ściany.
Zobaczyła jeszcze ramę okna, a potem tylko pustkę pod sobą, która wydawała się
nie mieć końca.
— Nieee!
— Aletha! Obudź się! — Rita
potrząsała krzyczącą siostrę za ramiona.
— Nie krzycz.
— To ty krzyczysz, nie
ja. Wstawaj, śniadanie czeka. Idziemy na basen.
— Gdzie? — Aletha wciąż
zaspana, ledwo na oczy widziała i zupełnie nie docierało do niej, co Rita mówi.
Pamiętała, że spadała z bardzo wysoka, było coś jeszcze, ale umykało bardzo
szybko z jej pamięci. Spojrzała na okno, za którym panował jeszcze szary
półmrok, a potem na zegarek. Była czwarta rano. Opadła zrezygnowana na
poduszkę. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, która godzina?
— Nie marudź. Martin
już czeka na nas — dziewczyna dodała szybko widząc na twarzy siostry malujący
się protest. — Czekamy w kuchni.
— Jest czwarta rano!! —
Aletha krzyknęła za nią, jednak ta już zdążyła wyjść trzaskając za sobą
drzwiami. Zrezygnowana opadła na poduszki, jednak po chwili podniosła się.
Aletha już dawno
nauczyła się, by nie dyskutować z Ritą. Jak już wbiła sobie coś do głowy, to
nie szło jej tego wybić. Poza tym i tak nie miała nic ciekawego do roboty,
oczywiście prócz spania. Spojrzała tylko kątem oka na szklaną kulę leżącą obok
skołtunionej poduszki. Budziła dziwny niepokój choć nie wiedziała dlaczego.
Wstała z łóżka, by się ubrać, nim Rita znów wparuje do sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz