wtorek, 17 kwietnia 2012

2. Niespodzianka


Pierwszy dzień był dość męczący, ale miała go już za sobą. Dzisiaj miała poznać wyniki niektórych badań i wstępną diagnozę. Nie sądziła, że będzie się tak denerwować. Już wczoraj nie mogła zasnąć, musiała poprosić o coś na sen. Niechciane myśli kotłowały się w głowie, nie dając ani chwili wytchnienia. Wiedziała, że rozmyślania typu co by było gdyby, nie mają najmniejszego sensu, jednak w żaden sposób nie mogła ich powstrzymać. Wiedzieć coś, a móc to dwie różne sprawy. Spodziewała się co usłyszy, jednak pragnęła całym sercem tego nie słyszeć, traktować to jak senny koszmar, z którego w każdej chwili można się obudzić. Koszmar jednak nie ustąpi, tego była boleśnie pewna.
— Dzień dobry, pani Brok.
Mimo, że czekała na wizytę, nie była do końca na nią przygotowana, przynajmniej nie psychicznie. Uśmiechnęła się nieco wymuszenie, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo to wszystko przeżywa. Nie potrzebowała fałszywego współczucia.

— Nie dla każdego dobry — odpowiedziała zbyt chłodno, niemal opryskliwie.
— No cóż, ma pani rację. Wyniki badań potwierdziły wstępną diagnozę, choć nadal musimy poczekać jeszcze kilka dni na wyniki pozostałych badań. — Lekarz spojrzał na pacjentkę, jakby sprawdzając jak przyjmuje te wiadomości. Twarz kobiety nie zmieniła się, nadal panował na niej chłodny spokój. Zdawał sobie sprawę, że każdy tego typu wiadomości przyswaja w swoim czasie i nie należy nikogo w tej kwestii poganiać.
— Pani Brok, na szczęście nie ma nacieków. Jest to dobra wiadomość.
— A ta zła? — Aletha zadała to pytanie może zbyt szybko, jednak chciała usłyszeć nawet tę czarną prawdę, a po tonie i spojrzeniu lekarza wnioskowała, że jednak jest ta zła wiadomość.
— Zła jest taka, że nie mamy możliwości leczenia radykalnego.
— Ma pan na myśli operację?
— Tak. Mimo, że nie ma nacieków, a węzły chłonne nie są powiększone… są przerzuty do oskrzeli, w obu płucach. — Dokończył po chwili wahania. Mimo, że nie raz przekazywał takie rzeczy ludziom, to jednak były to osoby, które przeżyły już większość swojego życia. Kobieta siedząca przed nim powinna mieć jeszcze do przeżycia pół wieku, albo i dłużej. Wiedział jednak, że tego czasu nie dostanie. — Musimy ograniczyć się do chemioterapii i ewentualnie radioterapii.
— Rozumiem. Czy zmiany się cofną? – musiała odkaszlnąć, gdy chrypka nie pozwoliła jej dalej mówić. Pytała tylko dla pewności, chciała usłyszeć wprost, że nie ma dla niej już żadnej nadziei, a nie wnioskować tak na podstawie współczującego tonu i spojrzenia, które jak ognia unikało jej oczu.
— Tego nie możemy pani zagwarantować. Wie o tym pani dobrze. To nie jest koniec. Nowotwór jest zaawansowany, jednak poprzednim razem bardzo dobrze zareagowała pani na leczenie. Rozmiary nie są duże, jest więc szansa, że jeśli dobrze zareaguje pani na leczenie, to zmiany mogą się cofnąć. Niepokojąca jest jednak obecność przerzutów, na tym etapie choroby nie rokuje to dobrze.
— Rozumiem. — Stwierdziła krótko, nie było sensu wdawać się w dyskusje. I tak nie powiedzą jej wprost, że umrze i to pewnie niebawem.
— Po otrzymaniu wszystkich wyników zaczniemy leczenie. Ustalimy program chemioterapii, a później radioterapię.
— Rozumiem. Dobrze.
Skinęli tylko głowami, po czym przeszli do następnej pacjentki, która była nienaturalnie blada po wysłuchaniu ich rozmowy. Aletha wiedziała, że ona także czeka na diagnozę.

Niemal trzy godziny biła się z własnymi myślami, niezdolna do podjęcia decyzji. W końcu się zdecydowała i teraz stała przed drzwiami gabinetu lekarskiego, czekając na lekarza prowadzącego jej przypadek. Była spokojna, opanowana, przynajmniej miała nadzieję, że z zewnątrz tak to wygląda. Odruchowo przeczesała palcami krótkie włosy, odetchnęła głębiej, chcąc pozbyć się wraz z wydychanym powietrzem niepokoju, który zagnieździł się gdzieś w środku niej i ciążył nieprzyjemnie.
— Słucham.
Odwróciła się słysząc lekarza. Od razu zobaczyła minę w stylu: nie mam czasu, proszę dać mi spokój. Mimo to, wiedziała po co przyszła. Nie należała do osób, które łatwo zbyć.
— Chciałam prosić o wypis. Dzisiaj.
— Nie może pani. Przecież nie ma jeszcze wszystkich wyników…
— No właśnie. Poczekać na nie mogę i w domu. — Przerwała szybko zupełnie niepotrzebny wywód lekarza. — Jeśli nie ma pan czasu dzisiaj zrobić wypisu, odbiorę go przy następnej okazji. O wynikach proszę poinformować mnie telefonicznie. — Mówiła spokojnie, jednak całą sobą czuła, że nie wytrzyma w szpitalu ani chwili dłużej. Przerażało ją to miejsce. Nie chciała stale myśleć o tym, że umrze, a tutaj nie potrafiła przestać. Widok chorych ludzi, wymowne odgłosy dobiegające z niektórych sal, gdzie zapewne podawano chemię, sprawiał, że pragnęła stąd jak najszybciej uciec. Postanowiła nie wracać do szpitala. Tym razem czuła, że nie znajdzie na to wystarczająco dużo sił, by przejść przez to wszystko jeszcze raz.
— Proszę mnie wysłuchać. Pani stan jest poważny, a opuszczając w tym…
— A ja proszę o wypis, na własne żądanie, jeśli nie można inaczej. — Ponownie przerwała lekarzowi, zdecydowanie bardziej stanowczo.
— Musi pani przecież podjąć leczenie…
— Nie rozmawialiśmy o leczeniu, lecz o czekaniu na wyniki badań. — Po raz kolejny nie dała skończyć lekarzowi. Powoli miała dość tej rozmowy. Nie lubiła, gdy rozmówca nie słuchał co do niego mówiła, a tak właśnie było w tym wypadku. — Otrzymam dzisiaj wypis? — chłód w jej głosie mógł zamrozić nawet ocean. Była zbyt opryskliwa i nieprzyjemna, zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła zmienić zachowania.
— Tak. Będzie za godzinę.
— Dziękuję. Przyjdę zatem za godzinę. — Nie miała nic więcej do dodania. Odwróciła się i poszła na salę, musiała się spakować przed wyjściem. Z trudem panowała nad sobą, starała się zachować spokój, mimo że rzeczy jak na złość wypadały z drżących dłoni. Miała ochotę rzucić tym wszystkim w ścianę, wykrzyczeć cały gniew i frustrację. Nie zrobiła jednak tego.

Myśli kotłowały się w jej głowie niczym burza z piorunami. Z wysiłkiem powstrzymywała łzy, które uparcie cisnęły się do oczu. Wysiadła kilka ulic wcześniej, by się uspokoić, nie mogła wrócić w takim stanie do domu. Nie chciała wzbudzać niczyich podejrzeń zwłaszcza, że sąsiadki z parteru kochały plotkować. Wciąż pogrążona w czarnych myślach wyciągnęła klucze.
— No nareszcie! Gdzieś ty była?!
Aletha omal ze schodów nie spadła słysząc wściekły głos siostry. Była ostatnią osobą, którą spodziewała się tutaj ujrzeć.
— Rita? Co ty tu robisz?
— Czekam na ciebie ponad dwie godziny! Sąsiedzi nie mają pojęcia gdzie wyjechałaś. Dzwoniłam do pracy, ale twierdzą, że się zwolniłaś.
— Gdzie dzwoniłaś? — Aletha była zbyt zaskoczona, by zrozumieć cokolwiek z krzyków siostry. — Miałaś być na drugim końcu świata… coś się stało? — spytała widząc nagłą zmianę na twarzy Rity. — Kochanie? — pospiesznie otworzyła drzwi do mieszkania zamiast czekać, aż dziewczyna całkiem się rozklei i zacznie głośno chlipać na klatce schodowej. Wepchnęła ją do środka, walizkę odstawiła w kąt. Martwiła się siostrą, niemal od zawsze. Teraz przynajmniej zajmie myśli innymi problemami niż jej własne.
— Siadaj i mów co się stało.
To co nastąpiło później można nazwać potopem i armageddonem w jednym. Łzy lały się nieprzerwanie, nawet poduszka nie wytrzymała ciężaru wynurzeń Rity i wkrótce zwróciła własne wnętrze na podłogę. Dziewczyna zamiast bawić się w najlepsze z narzeczonym zastała go w dość intymnej sytuacji z hotelową pokojówką. Gdyby nie to, że zapomniała wziąć dokumentów, które zostawiła poprzedniego wieczoru w kurtce chłopaka, nie musiałaby wracać i nie zobaczyłaby tego, co zobaczyła.
Aletha jeszcze długo siedziała przy siostrze, która lekko pochrapując spała na sofie. Współczuła Ricie. Zawsze chciała dla niej jak najlepiej, pragnęła uchronić ją przed takimi sytuacjami jak ta, jednak siostra była niespokojnym duchem. Nigdy nie zagościła w jednym miejscu dłużej niż kilka miesięcy. Z domu wyjechała będąc nastolatką. Aletha znalazła ją kilka miesięcy później w kościele, gdzie rozdawała dary ubogim, co raczej do niej nie pasowało. Jak się dowiedziała okrężną drogą miała problemy z prawem i pracowała społecznie, ale taka właśnie była Rita. Mała siostrzyczka, która zawsze przyjeżdżała się do niej wyżalić. Cieszyła się tą niespodzianką, jaką była jej wizyta. Nie spodziewała się tego, ale musiała przyznać, że przyjechała w odpowiednim momencie. Teraz choćby i chciała, nie będzie miała ani czasu ani możliwości myśleć o własnych zmartwieniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz