— Kpisz sobie chyba.
Błagam, powiedz, że sobie żarty robisz? — Aletha spojrzała z niedowierzaniem na
siostrę. Naprawdę, nie tego się spodziewała, gdy o czwartej rano Rita
zakomunikowała jej, że jadą na basen. — Po to jechaliśmy prawie cztery godziny,
by teraz zjechać po tym… czymś? — wskazała ręką olbrzymią zjeżdżalnię, którą z
trudem obejmowała wzrokiem. Na sam widok dostawała lęku wysokości. — Nie śmiej
się ze mnie! Nie zamierzam tam wejść. W życiu!
— Aletha, proszę,
fajnie będzie. Nie będę się śmiała, obiecuję — dodała szybko widząc sypiące się
gromy z oczu siostry, jednak nie była w stanie powstrzymać śmiechu. — Oj, nie
przesadzaj, nie jest tak wysoko przecież. Martin, powiedz coś!
— Nie zmuszaj jej.
Jesteśmy tu dla zabawy, Aletha na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie, a my w
tym czasie…
— Po czyjej jesteś
stronie?! — Rita krzyknęła udając oburzoną, szturchając jednocześnie chłopaka w
ramię.
— Po naszej oczywiście.
Chodź, my zjedziemy, a w tym czasie Aletha zajmie dobre miejsce do leżenia.
Dobrze?
— Gdybym wiedziała, co
planujesz, w życiu bym z wami nie pojechała. Idę szukać jakichś leżaków, albo
chociaż porządnego ręcznika. Nie — uprzedziła szybko siostrę widząc, że ta chce
zaprotestować ostro – słuchaj Martina, dobrze mówi. Bawcie się i nie utopcie
się przy okazji. — Nie czekając na dalsze komentarze ruszyła wzdłuż ogromnego
basenu.
— Aletha!
Nie odwróciła się
słysząc wołanie siostry, jedynie uniosła rękę w pożegnalnym geście. Tym razem
nie mogła i nie chciała dać się wciągnąć w szaleństwa siostry. Zdecydowanie
przesadziła, ale przynajmniej za te pieniądze, które dały za wejście, dostała
porządne ręczniki, na których bez problemu mogła się wyłożyć i pozwolić słońcu
nieco zarumienić jasną skórę. Kompleks był naprawdę ogromny, przynajmniej tak
głosiła ulotka, którą przejrzała jedynie pobieżnie. Od strony basenów nie było
wszystkiego widać, było tu też osobne wejście, tak by ludzie mogli korzystać
tylko z tej części, nie przeszkadzając innym w tym kurorcie. Musiała przyznać,
że sama nigdy by tu nie przyjechała, choć baseny naprawdę mogły zachwycić
każdego, o ile oczywiście przyjechało się tylko po to. Podejrzewała, że dla
pozostałych gości kurortu również były baseny, choć zapewne znajdowały się w
bardziej ustronnym i zdecydowanie cichszym miejscu. Poza tym było to drogie
miejsce, może warte swej ceny ale w sumie cieszyła się, że nie będą musieli
korzystać ze wszystkich atrakcji. Rita wydałaby wszystkie zaoszczędzone
pieniądze w jeden dzień, zwłaszcza że sama pieniędzy nie miała. Nie dziwiła
się, że ludzie tłumnie tu przychodzą, to miejsce miało swój urok, a miejskie
baseny mogły się przy tych po prostu schować.
O tej porze nie było
dużo osób, więc nie miała żadnych problemów ze znalezieniem odpowiedniego
miejsca. Ułożyła się wygodnie, układając plecy w odpowiednią stronę, by
równomiernie się opaliły. Słońce, mimo że niedawno rozpoczęło wędrówkę, grzało
już całkiem przyjemnie. Uświadomiła sobie też, że przydałaby się jakaś oliwka
do ciała, ale nie chciało się jej wstawać, tym razem sobie odpuści takie
zabezpieczenia. Poza tym nie zamierzała spędzić tu całego dnia marnując
zupełnie czas. Przymknęła więc powieki, dając sobie jedynie kilka chwil na
rozkoszowanie się przyjemnym ciepłem.
Nie wiedziała ile czasu
minęło, ale ocknęła się nagle, wystraszona. Niezbyt przytomna uniosła głowę
starając się zorientować, dlaczego nagle zaszło słońce. Odgarnęła ciemne kosmyki
włosów, które przykleiły się do spoconego czoła.
— Nie powinnaś spać tak
twardo na słońcu. To nie zdrowe — usłyszała tuż obok miękki, lekko chropowaty
głos mężczyzny. Nie widziała jego twarzy, gdyż to właśnie on był sprawcą
nagłego zaćmienia słońca.
— A ty oczywiście masz
zamiar robić za parasol? — spytała unosząc się na łokciu. Teraz, gdy oczy
powoli przyzwyczaiły się do światła, lepiej widziała, kto przed nią stoi.
Wysoki, mocno opalony i niezwykle przystojny mężczyzna. Ciemne, niemal czarne
włosy, teraz mokre, zaczesane miał do tyłu. Widać było, że lubią się skręcać w
nie kontrolowane loki. Biała koszulka i spodenki dodatkowo kontrastowały z
ciemną karnacją skóry, dodając mu tym samym jeszcze więcej uroku, a ciemne oczy
tylko wzmacniały to wrażenie.
— Oczywiście — zaśmiał
się — nie mógłbym pozwolić tak pięknej kobiecie spalić się na węgiel.
— Do tego potrzebuję
tej odrobiny słońca, którą mi zasłaniasz.
— Wiem, lecz nie mogę
ci na to pozwolić, nie bez tego — znów się zaśmiał pokazując trzymany w dłoni krem
z filtrem.
Aletha uśmiechnęła się.
Kiedyś może i była dobra w grę zwaną flirtem, ale od czasu pierwszej choroby
nie pozwalała sobie na takie rzeczy. Teraz jednak nabrała ochoty na małą
przygodę, czemu nie. Nie miała przecież nic do stracenia, mogła sobie pozwolić
na odrobinę szaleństwa, tak na sam koniec. Znów ułożyła się na brzuchu, nie
odzywając się do mężczyzny. Miała nadzieję, że sam wpadnie na to, co powinien
zrobić, a przynajmniej wyglądał na takiego. Nie myliła się. Po chwili usłyszała
cichy śmiech, a potem poczuła na skórze chłodne krople. Nie padło ani jedno
słowo więcej. Uśmiechnęła się przymykając powieki i układając ciało wygodniej.
Poczuła na skórze przyjemny dotyk. Miał silne dłonie, lecz jednocześnie
potrafił używać ich delikatnie. Już dawno nikt tak nie masował jej ciała,
zamruczała cicho z przyjemności jak kotka. Żałowała czasami, że odsunęła od
siebie wszystkich, pozbawiając się tym samym różnych przyjemności, pieszczot
jakie mógłby zapewnić ukochany mężczyzna. Z drugiej strony nigdy jakoś nie
tęskniła za tym, przynajmniej nie bardzo. Nie posiadała takiego apetytu na
życie jak Rita. Mimo to od czasu do czasu warto było dać się ponieść chwili,
tak jak teraz. Czuła jak zatacza coraz większe kręgi, jak prowadzi dłonie
wzdłuż łopatek aż po bark, a potem zjeżdża na ramiona i prowadzi je z powrotem,
powoli, ostrożnie. Najpierw jedna strona, potem druga, widać było, że nie robi
tego pierwszy raz. Poczuła jak jego palce na chwilę odrywają się od skóry, by
nabrać kolejną porcję kremu i znów podjąć zmysłową wędrówkę po jej ciele,
kierując się niżej, zjeżdżając bardzo powoli w dół. Czuła delikatny nacisk
męskich dłoni, które teraz obejmowały ją w talii. Był ostrożny, gotowy od razu
zareagować, na każdy protest, lecz nie zamierzała zrobić. Przynajmniej raz pójdzie
w ślady Rity i pozwoli się nieść chwili, gdziekolwiek miałoby to ją zaprowadzić.
Rozkoszowała się przyjemnym i pobudzającym masażem. Jego dłonie zjechały teraz
niżej, na uda, omijając niebezpieczne okolice, nie dotarły jednak do stóp, lecz
zawróciły z powrotem w górę, masując delikatnie skórę ud. Czuła jak palce niby
przypadkiem muskają ich wewnętrzną stronę, jakby chciały się zapuścić głębiej,
lecz nie mają na to odwagi.
— Aaa! — krzyknęła
nagle, odwracając się gwałtownie, czując na sobie lodowatą wodę. Nikt nie
mógłby wpaść na tak głupi pomysł, by oblać ją zimną wodą, w dodatku wtedy, gdy
przystojny mężczyzna pochyla się nad nią masując jej ciało. — Rita! — wrzasnęła.
Była wściekła, zwłaszcza, że siostra nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
— Koniec tych dobroci
gołąbeczki. Widzę siostra, że nie marnowałaś czasu, gdy nas nie było. Ładnego
przystojniaczka sobie przygruchałaś.
— Rita! Wybacz — zwróciła
się do mężczyzny — to jest moja szalona siostra Rita, jak już zdążyłeś się
zorientować — powiedziała cierpko wstając z mokrego ręcznika.
— Jestem Marco — obcy
szybko się przedstawił, wybawiając tym samym z kłopotu Alethę, która nie znała
jego imienia.
— Zgłodniałam. Idziemy
coś zjeść. Aletha, ty prowadzisz, miałaś wystarczająco dużo czasu, by zwiedzić
cały kompleks. — Rita jak zwykle szybko zmieniła temat, nie pozwalając na
dalsze prezentacje.
— Miałam ważniejsze
sprawy na głowie, niż włóczenie się tutaj bez celu. — Aletha warknęła cicho do
siostry wciąż zła za przerwanie masażu, o którym chyba każda kobieta marzy.
Mogła nie mieć drugiej takiej okazji.
— Widzę właśnie.
— Mogę was zaprowadzić —
Marco ponownie ruszył z pomocą Alethcie, za co odwdzięczyła mu się uśmiechem — Bywam
tu dość często i znam to miejsce dobrze.
— No to prowadź. — Rita
z zapałem głodnego wilka ruszyła do przodu.
— Mam nadzieję, że dokończymy
to, co nam przerwano.
Aletha usłyszała szept,
tuż przy uchu. Spojrzała na Marca, uśmiechając się delikatnie.
— Ja również mam taką
nadzieję.
Posiłek zjedli w
przytulnej restauracji, niezbyt dużej, wręcz małej, porównując do innych
atrakcji kurortu. Rozmowa toczyła się na różne, luźne tematy, przy czym głównie
mówiła Rita, której naprawdę ciężko było zamknąć usta.
— Ten ośrodek jest po
prostu ogromny. Żałuję, że nie możemy go zwiedzić w całości, czy choćby nawet w
małej części. Aletha chyba nie oddałaby mi na to swoich oszczędności. — Rita
parsknęła śmiechem widząc przerażony wzrok siostry.
— Mogę wam oddać swoją
kartę wstępu. Nie korzystam z wszystkich atrakcji, a firma płaci za wszystko.
Polecam Spa, jest naprawdę warte swojej ceny. — Marco szybko się wtrącił do
rozmowy, nim Aletha zdołała uciszyć Ritę.
— Spa mówisz? — dziewczynie
od razu zalśniły oczy na samą myśl o tak przyjemnym spędzeniu wolnego czasu. O
planach związanych z basenem zapomniała w tej samej sekundzie, gdy padła
propozycja Marca.
— Rita! — Aletha
warknęła cicho i nieco zbyt ostro, chcąc opanować zapał siostry. — Wybacz, ale
nie możemy skorzystać z…
— Może ty nie możesz,
ja z chęcią skorzystam. To w którą stronę do tego Spa? — Rita zignorowała
zabójcze spojrzenie siostry, posłała czarujący uśmiech do Marca jednocześnie
biorąc od niego kartę członkowską, po czym energicznie wstała ciągnąc za sobą
zupełnie zdezorientowanego Martina.
— Rita! — Aletha
krzyknęła za siostrą, lecz ta zupełnie ją zignorowała. Jedynie Martin się
odwrócił i wzruszył jedynie ramionami. — Wybacz proszę…
— Zrobiłem to
specjalnie — Marco przerwał w pół zdania Alethcie. — Chciałem zostać z tobą sam
na sam, a w ten sposób mogę zatrzymać cię na dłużej. Chodź, przejdziemy się.
Była całkowicie
zaskoczona takim obrotem sprawy. Jeszcze żaden mężczyzna nie sprawił, by się
tak poczuła jak teraz, zupełnie uwiedziona. Uśmiechnęła się do Marca ujmując
wyciągniętą ku niej dłoń. Tym razem da się ponieść tej przygodzie, bez żadnych
zahamowań.
Kompleks był naprawdę
ogromny, choć widziała tylko niewielką część, gdyż szli raczej bocznymi
ścieżkami. Rozmowa toczyła się dość luźno, ale z przyjemną nutą niewymuszonego
flirtu. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz tak swobodnie rozmawiała z
mężczyzną, który w dodatku nie proponował po kilku zdaniach udania się do
łóżka. Pod tym względem Marco był inny, zauważyła, że lubił zdobywać powoli,
uwodzić długo, by potem zebrać tego owoce i w pełni się nimi nacieszyć. Wolno
spacerowali po ogrodzie, pięknym i starannie pielęgnowanym. Panowała tu przyjemna
cisza i spokój, który na pewno cenili sobie goście kurortu, przynajmniej ci
nieliczni, których spotykali na ścieżkach. Były to zazwyczaj pary, które
pragnęły romantycznych chwil wyłącznie dla siebie. Miała wrażenie, że śni, że
spotkała księcia z bajki, który zaraz zabierze ją do własnego zamku, a potem
będą żyli długo i szczęśliwie. Już dawno nie śmiała się tak radośnie jak
dzisiejszego dnia, a w myślach nie gościł stale obecny smutek, który nie chciał
jej za nic opuścić. Zapomniała o chorobie i troskach z tym związanych, pragnęła
aby ten dzień trwał wiecznie.
Pod wpływem impulsu
powiedziała to na głos, nie zastanawiając się nad tym.
— Zamknij oczy. — Marco
zatrzymał się nagle poważniejąc, choć w jego oczach widać było, że ucieszyły go
te słowa. — Nie bój się, nic ci nie zrobię — zaśmiał się widząc niepewność
Alethy. — Zaufaj mi. I nic nie mów. — Ujął jej dłoń i powoli zaczął prowadzić
zbaczając z dróżki.
Szli powoli, po
miękkiej trawie, równo przyciętej, choć nie za krótko. Nieco zaskoczona dała
się prowadzić, oczekując kolejnej niespodzianki, w które ten dzień wyjątkowo
obfitował. Zaśmiała się cicho zastanawiając się, gdzie ją poprowadzi. Po
dłuższej chwili została ostrzeżona, by uważała na gałęzie, ale też by pod
żadnym pozorem nie otwierała oczu, póki nie dostanie na to pozwolenia.
Przystała na to, starając się zabezpieczyć jakoś przed gałęziami, które miały
ich zaatakować, ale i tak na nic się to zdało, swoje dostać musiała.
Nie szli jednak długo i
wkrótce mogła otworzyć oczy. Marco stał tuż obok czekając na jej reakcję.
Rozejrzała się zdumiona wokół. Czuła się jakby przeszli do innego świata,
wszystko wydawało się jak zaczarowane. Nigdzie nie widziała przejścia, którym
tu weszli, musiało być skryte za mocno zarośniętymi bluszczem gałęziami. Znajdowali
się w ogrodzie, a przynajmniej w zapomnianej jego części. Widać było, że
ogrodnik raczej nie odwiedzał tego miejsca, choć odnosiła wrażenie, że było
zadbane. Wąskie dróżki były oczyszczone, a niewielkie rabatki pozostawione
naturze zachwycały soczystymi barwami kwiatów, które skryte w cieniu, nie
musiały obawiać się prażącego słońca, bynajmniej jednak nie były zarośnięte
chwastami, jak można by tego oczekiwać. Kawałek dalej dojrzała skrytą altanę,
którą obrastały krzewy białych i czerwonych róż, przeplatając się z sobą. Chyba
nigdy nie widziała miejsca, które pozostawione same sobie, potrafiło być tak
piękne.
Chciała coś powiedzieć,
ale nie mogła. Zmagała się z uczuciami, które nagle ją ogarnęły. Wszystko, cały
ten dzień, wydawało się wręcz magiczne. Niemal pogodziła się z tym co ją czeka,
niemal. Zamierzała odpuścić sobie już jakiekolwiek leczenie, bo w sumie prócz
Rity nie miała nikogo, a ona na pewno poradzi sobie w życiu. Teraz wszystko
zaczynało się zmieniać, poznała Marca, wyśnionego mężczyznę, który uwodził ją
jak żaden inny wcześniej i zaczynała sądzić, że nie chodzi mu jedynie o krótką
przygodę. Jakby los złośliwie ofiarował jej wszystko, miała to na wyciągnięcie
ręki, wystarczyło tylko sięgnąć, a nie mogła tego zrobić. Miała nie wiele
czasu, aby się tym cieszyć, nie chciała się angażować w żadne związki,
przysparzać dodatkowego cierpienia innym. Widziała, że musiała stać twardo na
ziemi, by jakoś przez to wszystko przebrnąć, do samego końca. Jednak teraz z
trudem panowała nad uczuciami, hamując niemal siłą napływające do oczy łzy.
Podeszła bliżej różanej altanki, nie do końca będąc świadoma tego co robi.
Dotykała kwiatów, delikatnych, miękkich płatków drobnych różyczek, którym nikt
nie przeszkadzał do tej pory. Kwitły dla samych siebie, dla tej właśnie chwili,
w której ona mogła je zobaczyć. Aletha rozkoszowała się zapachem, który mimo że
niezbyt intensywny, był zdecydowanie mocniejszy od wszystkich innych. Drgnęła
czując na ramionach dotyk dłoni Marca. Odwróciła się powoli do niego, chciała
mu powiedzieć, podziękować za to wszystko co zrobił, że się tak starał, ale
głos odmówił posłuszeństwa. Zamiast tego pocałowała go, wpierw delikatnie
muskając wargi, by już po chwili mocniej do nich przywrzeć. Nigdy, z żadnym
mężczyzną nie czuła tego, co w tej magicznej, pełnej zachwytu i wzruszenia
chwili.
— Usiądźmy tutaj. — Marco
cicho zaproponował, gdy w końcu zdołali się od siebie oderwać. — Cieszę się, że
podoba ci się to miejsce.
— Nie wiesz nawet jak
bardzo jestem ci wdzięczna za to, że mnie tu zabrałeś. Za wszystko zresztą. To
miejsce jest po prostu bajeczne, takie naturalne, niewymuszone, unikatowe.
— Masz rację, mało jest
miejsc nie zaplanowanych dokładnie, zwłaszcza jeśli chodzi o naturę. Cieszę
się, że ci się podoba. — Marco rozsiadł się wygodniej obejmując ramieniem
Alethę. — To miejsce czekało po prostu na ciebie. Tak jak i ja.
Aletha chciała już
powiedzieć, że na pewno każdej to mówi, ale gdy spojrzała w jego oczy,
powstrzymała się. Nie było w nich fałszywego flirtu, a jedynie pewność tego o
czym mówi. W tym momencie uwierzyła, że naprawdę na nią czekał. Przez dłuższą
chwilę nie potrafiła znaleźć słów, nie wiedziała co ma powiedzieć. Nigdy nie
słyszała wypowiedzianych w taki sposób uczuć, tak prawdziwych i pięknych jak
ten ogród. W tej chwili pragnęła, by czas się zatrzymał, by nie musiała wracać
do rzeczywistego świata i nie stracić swojego księcia z bajki.
— Aletha…
Usłyszała miękki głos
tuż obok, jednocześnie czując jak palce Marca ocierają spływające po policzkach
łzy. Po chwili przytulił ją, bez zbędnych słów, bez tłumaczenia wszystkiego, po
prostu rozumiejąc.
Dopiero po dłuższym
czasie doszła do siebie na tyle, by móc się opanować.
— Wybacz, nie chciałam…
— To ja przepraszam. Za
szybko się to wszystko potoczyło i powiedziałem za dużo. Chciałem… zapomnijmy o
tym, dobrze? — Marco spytał całując przy tym jej oczy. — Mam dla ciebie jeszcze
kilka niespodzianek i chciałbym byś się nimi cieszyła, bez niepotrzebnych łez.
— Już nie będę,
obiecuję — uśmiechnęła się szeroko. O dziwo nie czuła się też zażenowana czy
zawstydzona. Było jej po prostu lżej, chyba naprawdę tego właśnie potrzebowała,
oczyszczających łez i kogoś, kto przytuli ją bez zadawania pytań. — Dziękuję
ci… za wszystko.
Do hotelu doszli już po
zmroku. Nie spieszyli się, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Aletha dała się
porwać urokowi magicznych chwil postanawiając jednocześnie zapomnieć o własnej
chorobie, sięgnąć po zakazany owoc przynajmniej tej nocy, zanim się ona
skończy. Wiedziała, że w innej sytuacji mogłaby spędzić z nim całe życie i nigdy
się nie znudzić. Teraz jednak marzyła tylko o nadchodzącej nocy, o niczym
więcej.
— Chodź, zjemy kolację,
a potem…
Potem jednak nie
nastąpiło, przerwane przez jednego z pracowników hotelu, który porwał Marca w
jakiejś nie cierpiącej zwłoki sprawie. Okazało się, ku zaskoczeniu Alethy, że
Marco nie jest jednym z gości, jak sądziła. Domyślała się teraz, że firma,
która płaciła za luksusy Rity, jednocześnie sama je oferowała. Została sama w
wielkim hotelowym holu, czekając na powrót Marca, samotność jednak nie trwała
długo.
— Aletha! — zwykła
burza to przy Ricie mało. Teraz wpadła jak tornado, zachwycona tym miejscem. –
Nie uwierzysz gdzie byłam… — urwała nagle bacznie przyglądając się siostrze. — Nic
ci nie jest? Dobrze się czujesz siostrzyczko? Co się stało?
Aletha zupełnie zbita z
tropu tą niecodzienną troską, patrzyła oniemiała na siostrę nie wiedząc co
powiedzieć.
— Nic mi nie jest — odpowiedziała
niepewnie, na wszelki wypadek odsuwając się o krok od Rity.
— Jak to nic ci nie
jest? Nie widziałaś się w lustrze?
— Nie, ja… — teraz już
się wystraszyła, że faktycznie źle wygląda, choć naprawdę się tak nie czuła.
Nigdy nie czuła się zresztą lepiej.
— Martin… to już
koniec, naprawdę — Rita teatralnie rzuciła się w ramiona chłopaka udając
szloch. — Świat się kończy. Aletha się zakochała! — krzyknęła parskając
jednocześnie śmiechem widząc zdumioną minę siostry.
— Za… co? Rita! Uduszę
cię! — Aletha rzuciła się na siostrę ze śmiechem, czując jednocześnie ulgę.
Naprawdę wystraszyła się, że to choroba dała znać o sobie. — I nie jestem
zakochana.
— Jasne. Kochana mówisz
do ekspertki w tej dziedzinie… no, bo przecież też jestem zakochana — dorzuciła
szybko zmieniając się z ekspertki w zakochaną, przymilając się jednocześnie do
Martina. Rita była zdecydowana unikać wszelkich niewygodnych pytań, szczególnie
dotyczących wszystkich jej byłych mężczyzn, a zadawanych przez obecnego.
Uważała, że mężczyźni nie powinni wiedzieć zbyt wiele. — Spójrz na siebie, cała
lśnisz, oczy ci błyszczą i co chwila się rozglądasz, czy aby Marco nie pojawi
się obok. Patrz, właśnie idzie.
Aletha szybko odwróciła
się we wskazanym kierunku, mając na twarzy radosny uśmiech.
— Mam cię! — Rita
parsknęła ponownie śmiechem, chowając się jednocześnie za Martinem, który
również zaczął się śmiać. Szybko jednak zamilkł widząc wzrok Alethy. Lepiej nie
wtrącać się w siostrzane kłótnie.
— Rita! Kiedyś naprawdę
cię uduszę!
— Pani Rita Brok?
— Tak, to ja? O co
chodzi? — Rita spojrzała na drobną kobietkę z hotelowej obsługi, która dość
skutecznie przerwała siostrzane przepychanki.
— Telefon do pani,
proszę ze mną do recepcji.
Rita wzruszyła jedynie
ramionami do bliskich w odpowiedzi na nieme pytania, po czym posłusznie poszła
za kobietą.
Po chwili pojawił się
ktoś inny, również z obsługi, prosząc tym razem Martina. Towarzystwo zatem
szybko się wykruszyło pozostawiając Alethę ponownie samą, jednak i tym razem
nie zdążyła nawet pomyśleć o samotności, bo także i po nią ktoś przyszedł. Być
może faktycznie coś się stało, ale nie bardzo w to wierzyła. Praktycznie nikt
nie wiedział, że tutaj są, poza tym… ona sama nie miała już żadnych ważnych
spraw.
Aletha nie została
zaprowadzona jednak do recepcji, jak sądziła, a do niewielkiego pokoiku, dość
eleganckiego. Nie wiedziała co o tym myśleć, ale gdy spojrzała na przewodnika,
ten tylko wskazał ręką pokój, nic nie mówiąc. Weszła zatem nadal nie rozumiejąc
po co została tu przyprowadzona. Była tu jedynie mała sofa, na której leżało
kilka ładnych paczek, duże lustro w rogu pokoju oraz mała toaletka, jasno
oświetlona. Spojrzała ponownie na mężczyznę, ten jednak uśmiechnął się
tajemniczo.
— Proszę skorzystać z
prezentów — powiedział cicho, po czym zamknął drzwi.
Przeczytałam wszystko jednym tchem! Tak dawno nie trafiłam na ciekawe, wciągające opowiadanie, z nutką dreszczyku i niepewności. Widać, że masz doświadczenie w pisaniu, bo czyta się Cię lekko i przyjemnie. Emocji bohaterki poruszają i czuję się jej ból, niepewność co do jutra, a zarazem tą odmianę jaką jest radość.
OdpowiedzUsuńKula mnie zaintrygowała, a zwłaszcza sen Aleth'e. Wiadomo sny mają to do siebie, że są odmiennym światem, ucieczką od tego rzeczywistego, gdzie ukrywamy własne słabości. I tutaj także tak było. Inna Aletha, silna, pewna siebie, zdecydowana, gdzie nie ma choroby, gdzie nad wszystkim jako tako ma władzę i kontrolę.
Podoba mi się też wątek romansu. Jest tak miękko wpisany w całość i nie razi jakimiś sztucznymi dialogami, wyznaniami uczuć. Chociaż Marco szybko zaczął działać. Przez to trochę czuję niepokój, czy aby nie jest to jakaś mara.
Czekam na kolejny rozdział :)
pozdrawiam,
Kkohaku
Dziękuję ślicznie za komentarz. Mało osób w sumie czytało moje opowiadania, a komentowało do tej pory dwie, na starym blogu. Cieszę się ogromnie, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Staram się, aby wszystko wyglądało w miarę realnie i nie było właśnie sztuczne. Jeśli chodzi o Marca tak ma być, wyjaśni się w drugiej części wszystko.
OdpowiedzUsuńMyślę, że mało jest osób, które mogą docenić bardzo dobre pisanie. Większa liczba szuka konkretnych wątków, tak ostatnio popularnych i przez to płytkich. Do pewnych opowiadań trzeba dojrzeć :)
UsuńDuży plus za realność, zwłaszcza za cały wątek z chorobą Aleth. Dla mnie to ważne, bo wiem, że czytam coś porządnego, gdzie autor zadał sobie trudu, aby znaleźć odpowiednie informacje. Dzięki czemu opowiadanie nabiera smaku.
Jedynie czego mi brakuje to opisów tła. Miasta, w którym dzieje się akcja. Chociaż tutaj aż tak bardzo to nie razi. Przez tą tajemniczą kulę, przez niezwykłe sny bohaterki, ja odczuwam jej rzeczywisty świat, za inny, który mnie otacza. Jest odniesienie jesli chodzi o chorobę, ale miasto gdzie to wszystko się dzieje, aż tak ważne nie jest. Chociaż jakaś wzmianka o nim, mogła by się przydać. I oczywiście wygląd postaci, bo nadal do końca nie wiem jak wygląda Aletha. Jest parę wskazówek, ale mało czytelnych.
Czekam na rozwikłanie zagadki wokół Marco :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i za przeczytanie opowiadań. Mam świadomość, że brakuje opisów, ale nigdzie mi one w tekście, jak do tej pory, nie pasowały, a nie chciałam wstawiać ich na siłę. Stwierdziłam, że na opisy miejsc jak i samej Alethy przyjdzie jeszcze czas, w sumie tekstu nie ma wiele.
UsuńBędę miała teraz większą mobilizację do pisania, bo niestety pod tym względem obijam się strasznie, mimo że w głowie wszystko jest gotowe do spisania.
Wow.To opowiadanie jest genialne.Nie sądziłam,że jesteś tak dobra w pisaniu.Powinnam się uczyć od mistrza,czyli od Ciebie.Ta opowieść, historia jest fenomenalna.Jestem ciekawa jak to się skończy ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że historia się spodobała.
UsuńBędzie dalsza część?
UsuńJak się zbiorę w sobie... ogólnie całość mam mniej więcej zaplanowaną na trzy części.
UsuńW takim razie mam nadzieję,że pojawi się kolejny rozdział,ponieważ bardzo jestem ciekawa jak to się skończy.Pozdrawiam
Usuń