wtorek, 17 kwietnia 2012

5. Romantyczna przygoda



— Kpisz sobie chyba. Błagam, powiedz, że sobie żarty robisz? — Aletha spojrzała z niedowierzaniem na siostrę. Naprawdę, nie tego się spodziewała, gdy o czwartej rano Rita zakomunikowała jej, że jadą na basen. — Po to jechaliśmy prawie cztery godziny, by teraz zjechać po tym… czymś? — wskazała ręką olbrzymią zjeżdżalnię, którą z trudem obejmowała wzrokiem. Na sam widok dostawała lęku wysokości. — Nie śmiej się ze mnie! Nie zamierzam tam wejść. W życiu!
— Aletha, proszę, fajnie będzie. Nie będę się śmiała, obiecuję — dodała szybko widząc sypiące się gromy z oczu siostry, jednak nie była w stanie powstrzymać śmiechu. — Oj, nie przesadzaj, nie jest tak wysoko przecież. Martin, powiedz coś!
— Nie zmuszaj jej. Jesteśmy tu dla zabawy, Aletha na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie, a my w tym czasie…
— Po czyjej jesteś stronie?! — Rita krzyknęła udając oburzoną, szturchając jednocześnie chłopaka w ramię.

— Po naszej oczywiście. Chodź, my zjedziemy, a w tym czasie Aletha zajmie dobre miejsce do leżenia. Dobrze?
— Gdybym wiedziała, co planujesz, w życiu bym z wami nie pojechała. Idę szukać jakichś leżaków, albo chociaż porządnego ręcznika. Nie — uprzedziła szybko siostrę widząc, że ta chce zaprotestować ostro – słuchaj Martina, dobrze mówi. Bawcie się i nie utopcie się przy okazji. — Nie czekając na dalsze komentarze ruszyła wzdłuż ogromnego basenu.
— Aletha!
Nie odwróciła się słysząc wołanie siostry, jedynie uniosła rękę w pożegnalnym geście. Tym razem nie mogła i nie chciała dać się wciągnąć w szaleństwa siostry. Zdecydowanie przesadziła, ale przynajmniej za te pieniądze, które dały za wejście, dostała porządne ręczniki, na których bez problemu mogła się wyłożyć i pozwolić słońcu nieco zarumienić jasną skórę. Kompleks był naprawdę ogromny, przynajmniej tak głosiła ulotka, którą przejrzała jedynie pobieżnie. Od strony basenów nie było wszystkiego widać, było tu też osobne wejście, tak by ludzie mogli korzystać tylko z tej części, nie przeszkadzając innym w tym kurorcie. Musiała przyznać, że sama nigdy by tu nie przyjechała, choć baseny naprawdę mogły zachwycić każdego, o ile oczywiście przyjechało się tylko po to. Podejrzewała, że dla pozostałych gości kurortu również były baseny, choć zapewne znajdowały się w bardziej ustronnym i zdecydowanie cichszym miejscu. Poza tym było to drogie miejsce, może warte swej ceny ale w sumie cieszyła się, że nie będą musieli korzystać ze wszystkich atrakcji. Rita wydałaby wszystkie zaoszczędzone pieniądze w jeden dzień, zwłaszcza że sama pieniędzy nie miała. Nie dziwiła się, że ludzie tłumnie tu przychodzą, to miejsce miało swój urok, a miejskie baseny mogły się przy tych po prostu schować.
O tej porze nie było dużo osób, więc nie miała żadnych problemów ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Ułożyła się wygodnie, układając plecy w odpowiednią stronę, by równomiernie się opaliły. Słońce, mimo że niedawno rozpoczęło wędrówkę, grzało już całkiem przyjemnie. Uświadomiła sobie też, że przydałaby się jakaś oliwka do ciała, ale nie chciało się jej wstawać, tym razem sobie odpuści takie zabezpieczenia. Poza tym nie zamierzała spędzić tu całego dnia marnując zupełnie czas. Przymknęła więc powieki, dając sobie jedynie kilka chwil na rozkoszowanie się przyjemnym ciepłem.
Nie wiedziała ile czasu minęło, ale ocknęła się nagle, wystraszona. Niezbyt przytomna uniosła głowę starając się zorientować, dlaczego nagle zaszło słońce. Odgarnęła ciemne kosmyki włosów, które przykleiły się do spoconego czoła.
— Nie powinnaś spać tak twardo na słońcu. To nie zdrowe — usłyszała tuż obok miękki, lekko chropowaty głos mężczyzny. Nie widziała jego twarzy, gdyż to właśnie on był sprawcą nagłego zaćmienia słońca.
— A ty oczywiście masz zamiar robić za parasol? — spytała unosząc się na łokciu. Teraz, gdy oczy powoli przyzwyczaiły się do światła, lepiej widziała, kto przed nią stoi. Wysoki, mocno opalony i niezwykle przystojny mężczyzna. Ciemne, niemal czarne włosy, teraz mokre, zaczesane miał do tyłu. Widać było, że lubią się skręcać w nie kontrolowane loki. Biała koszulka i spodenki dodatkowo kontrastowały z ciemną karnacją skóry, dodając mu tym samym jeszcze więcej uroku, a ciemne oczy tylko wzmacniały to wrażenie.
— Oczywiście — zaśmiał się — nie mógłbym pozwolić tak pięknej kobiecie spalić się na węgiel.
— Do tego potrzebuję tej odrobiny słońca, którą mi zasłaniasz.
— Wiem, lecz nie mogę ci na to pozwolić, nie bez tego — znów się zaśmiał pokazując trzymany w dłoni krem z filtrem.
Aletha uśmiechnęła się. Kiedyś może i była dobra w grę zwaną flirtem, ale od czasu pierwszej choroby nie pozwalała sobie na takie rzeczy. Teraz jednak nabrała ochoty na małą przygodę, czemu nie. Nie miała przecież nic do stracenia, mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, tak na sam koniec. Znów ułożyła się na brzuchu, nie odzywając się do mężczyzny. Miała nadzieję, że sam wpadnie na to, co powinien zrobić, a przynajmniej wyglądał na takiego. Nie myliła się. Po chwili usłyszała cichy śmiech, a potem poczuła na skórze chłodne krople. Nie padło ani jedno słowo więcej. Uśmiechnęła się przymykając powieki i układając ciało wygodniej. Poczuła na skórze przyjemny dotyk. Miał silne dłonie, lecz jednocześnie potrafił używać ich delikatnie. Już dawno nikt tak nie masował jej ciała, zamruczała cicho z przyjemności jak kotka. Żałowała czasami, że odsunęła od siebie wszystkich, pozbawiając się tym samym różnych przyjemności, pieszczot jakie mógłby zapewnić ukochany mężczyzna. Z drugiej strony nigdy jakoś nie tęskniła za tym, przynajmniej nie bardzo. Nie posiadała takiego apetytu na życie jak Rita. Mimo to od czasu do czasu warto było dać się ponieść chwili, tak jak teraz. Czuła jak zatacza coraz większe kręgi, jak prowadzi dłonie wzdłuż łopatek aż po bark, a potem zjeżdża na ramiona i prowadzi je z powrotem, powoli, ostrożnie. Najpierw jedna strona, potem druga, widać było, że nie robi tego pierwszy raz. Poczuła jak jego palce na chwilę odrywają się od skóry, by nabrać kolejną porcję kremu i znów podjąć zmysłową wędrówkę po jej ciele, kierując się niżej, zjeżdżając bardzo powoli w dół. Czuła delikatny nacisk męskich dłoni, które teraz obejmowały ją w talii. Był ostrożny, gotowy od razu zareagować, na każdy protest, lecz nie zamierzała zrobić. Przynajmniej raz pójdzie w ślady Rity i pozwoli się nieść chwili, gdziekolwiek miałoby to ją zaprowadzić. Rozkoszowała się przyjemnym i pobudzającym masażem. Jego dłonie zjechały teraz niżej, na uda, omijając niebezpieczne okolice, nie dotarły jednak do stóp, lecz zawróciły z powrotem w górę, masując delikatnie skórę ud. Czuła jak palce niby przypadkiem muskają ich wewnętrzną stronę, jakby chciały się zapuścić głębiej, lecz nie mają na to odwagi.
— Aaa! — krzyknęła nagle, odwracając się gwałtownie, czując na sobie lodowatą wodę. Nikt nie mógłby wpaść na tak głupi pomysł, by oblać ją zimną wodą, w dodatku wtedy, gdy przystojny mężczyzna pochyla się nad nią masując jej ciało. — Rita! — wrzasnęła. Była wściekła, zwłaszcza, że siostra nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
— Koniec tych dobroci gołąbeczki. Widzę siostra, że nie marnowałaś czasu, gdy nas nie było. Ładnego przystojniaczka sobie przygruchałaś.
— Rita! Wybacz — zwróciła się do mężczyzny — to jest moja szalona siostra Rita, jak już zdążyłeś się zorientować — powiedziała cierpko wstając z mokrego ręcznika.
— Jestem Marco — obcy szybko się przedstawił, wybawiając tym samym z kłopotu Alethę, która nie znała jego imienia.
— Zgłodniałam. Idziemy coś zjeść. Aletha, ty prowadzisz, miałaś wystarczająco dużo czasu, by zwiedzić cały kompleks. — Rita jak zwykle szybko zmieniła temat, nie pozwalając na dalsze prezentacje.
— Miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż włóczenie się tutaj bez celu. — Aletha warknęła cicho do siostry wciąż zła za przerwanie masażu, o którym chyba każda kobieta marzy. Mogła nie mieć drugiej takiej okazji.
— Widzę właśnie.
— Mogę was zaprowadzić — Marco ponownie ruszył z pomocą Alethcie, za co odwdzięczyła mu się uśmiechem — Bywam tu dość często i znam to miejsce dobrze.
— No to prowadź. — Rita z zapałem głodnego wilka ruszyła do przodu.
— Mam nadzieję, że dokończymy to, co nam przerwano.
Aletha usłyszała szept, tuż przy uchu. Spojrzała na Marca, uśmiechając się delikatnie.
— Ja również mam taką nadzieję.

Posiłek zjedli w przytulnej restauracji, niezbyt dużej, wręcz małej, porównując do innych atrakcji kurortu. Rozmowa toczyła się na różne, luźne tematy, przy czym głównie mówiła Rita, której naprawdę ciężko było zamknąć usta.
— Ten ośrodek jest po prostu ogromny. Żałuję, że nie możemy go zwiedzić w całości, czy choćby nawet w małej części. Aletha chyba nie oddałaby mi na to swoich oszczędności. — Rita parsknęła śmiechem widząc przerażony wzrok siostry.
— Mogę wam oddać swoją kartę wstępu. Nie korzystam z wszystkich atrakcji, a firma płaci za wszystko. Polecam Spa, jest naprawdę warte swojej ceny. — Marco szybko się wtrącił do rozmowy, nim Aletha zdołała uciszyć Ritę.
— Spa mówisz? — dziewczynie od razu zalśniły oczy na samą myśl o tak przyjemnym spędzeniu wolnego czasu. O planach związanych z basenem zapomniała w tej samej sekundzie, gdy padła propozycja Marca.
— Rita! — Aletha warknęła cicho i nieco zbyt ostro, chcąc opanować zapał siostry. — Wybacz, ale nie możemy skorzystać z…
— Może ty nie możesz, ja z chęcią skorzystam. To w którą stronę do tego Spa? — Rita zignorowała zabójcze spojrzenie siostry, posłała czarujący uśmiech do Marca jednocześnie biorąc od niego kartę członkowską, po czym energicznie wstała ciągnąc za sobą zupełnie zdezorientowanego Martina.
— Rita! — Aletha krzyknęła za siostrą, lecz ta zupełnie ją zignorowała. Jedynie Martin się odwrócił i wzruszył jedynie ramionami. — Wybacz proszę…
— Zrobiłem to specjalnie — Marco przerwał w pół zdania Alethcie. — Chciałem zostać z tobą sam na sam, a w ten sposób mogę zatrzymać cię na dłużej. Chodź, przejdziemy się.
Była całkowicie zaskoczona takim obrotem sprawy. Jeszcze żaden mężczyzna nie sprawił, by się tak poczuła jak teraz, zupełnie uwiedziona. Uśmiechnęła się do Marca ujmując wyciągniętą ku niej dłoń. Tym razem da się ponieść tej przygodzie, bez żadnych zahamowań.

Kompleks był naprawdę ogromny, choć widziała tylko niewielką część, gdyż szli raczej bocznymi ścieżkami. Rozmowa toczyła się dość luźno, ale z przyjemną nutą niewymuszonego flirtu. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz tak swobodnie rozmawiała z mężczyzną, który w dodatku nie proponował po kilku zdaniach udania się do łóżka. Pod tym względem Marco był inny, zauważyła, że lubił zdobywać powoli, uwodzić długo, by potem zebrać tego owoce i w pełni się nimi nacieszyć. Wolno spacerowali po ogrodzie, pięknym i starannie pielęgnowanym. Panowała tu przyjemna cisza i spokój, który na pewno cenili sobie goście kurortu, przynajmniej ci nieliczni, których spotykali na ścieżkach. Były to zazwyczaj pary, które pragnęły romantycznych chwil wyłącznie dla siebie. Miała wrażenie, że śni, że spotkała księcia z bajki, który zaraz zabierze ją do własnego zamku, a potem będą żyli długo i szczęśliwie. Już dawno nie śmiała się tak radośnie jak dzisiejszego dnia, a w myślach nie gościł stale obecny smutek, który nie chciał jej za nic opuścić. Zapomniała o chorobie i troskach z tym związanych, pragnęła aby ten dzień trwał wiecznie.
Pod wpływem impulsu powiedziała to na głos, nie zastanawiając się nad tym.
— Zamknij oczy. — Marco zatrzymał się nagle poważniejąc, choć w jego oczach widać było, że ucieszyły go te słowa. — Nie bój się, nic ci nie zrobię — zaśmiał się widząc niepewność Alethy. — Zaufaj mi. I nic nie mów. — Ujął jej dłoń i powoli zaczął prowadzić zbaczając z dróżki.
Szli powoli, po miękkiej trawie, równo przyciętej, choć nie za krótko. Nieco zaskoczona dała się prowadzić, oczekując kolejnej niespodzianki, w które ten dzień wyjątkowo obfitował. Zaśmiała się cicho zastanawiając się, gdzie ją poprowadzi. Po dłuższej chwili została ostrzeżona, by uważała na gałęzie, ale też by pod żadnym pozorem nie otwierała oczu, póki nie dostanie na to pozwolenia. Przystała na to, starając się zabezpieczyć jakoś przed gałęziami, które miały ich zaatakować, ale i tak na nic się to zdało, swoje dostać musiała.
Nie szli jednak długo i wkrótce mogła otworzyć oczy. Marco stał tuż obok czekając na jej reakcję. Rozejrzała się zdumiona wokół. Czuła się jakby przeszli do innego świata, wszystko wydawało się jak zaczarowane. Nigdzie nie widziała przejścia, którym tu weszli, musiało być skryte za mocno zarośniętymi bluszczem gałęziami. Znajdowali się w ogrodzie, a przynajmniej w zapomnianej jego części. Widać było, że ogrodnik raczej nie odwiedzał tego miejsca, choć odnosiła wrażenie, że było zadbane. Wąskie dróżki były oczyszczone, a niewielkie rabatki pozostawione naturze zachwycały soczystymi barwami kwiatów, które skryte w cieniu, nie musiały obawiać się prażącego słońca, bynajmniej jednak nie były zarośnięte chwastami, jak można by tego oczekiwać. Kawałek dalej dojrzała skrytą altanę, którą obrastały krzewy białych i czerwonych róż, przeplatając się z sobą. Chyba nigdy nie widziała miejsca, które pozostawione same sobie, potrafiło być tak piękne.
Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Zmagała się z uczuciami, które nagle ją ogarnęły. Wszystko, cały ten dzień, wydawało się wręcz magiczne. Niemal pogodziła się z tym co ją czeka, niemal. Zamierzała odpuścić sobie już jakiekolwiek leczenie, bo w sumie prócz Rity nie miała nikogo, a ona na pewno poradzi sobie w życiu. Teraz wszystko zaczynało się zmieniać, poznała Marca, wyśnionego mężczyznę, który uwodził ją jak żaden inny wcześniej i zaczynała sądzić, że nie chodzi mu jedynie o krótką przygodę. Jakby los złośliwie ofiarował jej wszystko, miała to na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko sięgnąć, a nie mogła tego zrobić. Miała nie wiele czasu, aby się tym cieszyć, nie chciała się angażować w żadne związki, przysparzać dodatkowego cierpienia innym. Widziała, że musiała stać twardo na ziemi, by jakoś przez to wszystko przebrnąć, do samego końca. Jednak teraz z trudem panowała nad uczuciami, hamując niemal siłą napływające do oczy łzy. Podeszła bliżej różanej altanki, nie do końca będąc świadoma tego co robi. Dotykała kwiatów, delikatnych, miękkich płatków drobnych różyczek, którym nikt nie przeszkadzał do tej pory. Kwitły dla samych siebie, dla tej właśnie chwili, w której ona mogła je zobaczyć. Aletha rozkoszowała się zapachem, który mimo że niezbyt intensywny, był zdecydowanie mocniejszy od wszystkich innych. Drgnęła czując na ramionach dotyk dłoni Marca. Odwróciła się powoli do niego, chciała mu powiedzieć, podziękować za to wszystko co zrobił, że się tak starał, ale głos odmówił posłuszeństwa. Zamiast tego pocałowała go, wpierw delikatnie muskając wargi, by już po chwili mocniej do nich przywrzeć. Nigdy, z żadnym mężczyzną nie czuła tego, co w tej magicznej, pełnej zachwytu i wzruszenia chwili.
— Usiądźmy tutaj. — Marco cicho zaproponował, gdy w końcu zdołali się od siebie oderwać. — Cieszę się, że podoba ci się to miejsce.
— Nie wiesz nawet jak bardzo jestem ci wdzięczna za to, że mnie tu zabrałeś. Za wszystko zresztą. To miejsce jest po prostu bajeczne, takie naturalne, niewymuszone, unikatowe.
— Masz rację, mało jest miejsc nie zaplanowanych dokładnie, zwłaszcza jeśli chodzi o naturę. Cieszę się, że ci się podoba. — Marco rozsiadł się wygodniej obejmując ramieniem Alethę. — To miejsce czekało po prostu na ciebie. Tak jak i ja.
Aletha chciała już powiedzieć, że na pewno każdej to mówi, ale gdy spojrzała w jego oczy, powstrzymała się. Nie było w nich fałszywego flirtu, a jedynie pewność tego o czym mówi. W tym momencie uwierzyła, że naprawdę na nią czekał. Przez dłuższą chwilę nie potrafiła znaleźć słów, nie wiedziała co ma powiedzieć. Nigdy nie słyszała wypowiedzianych w taki sposób uczuć, tak prawdziwych i pięknych jak ten ogród. W tej chwili pragnęła, by czas się zatrzymał, by nie musiała wracać do rzeczywistego świata i nie stracić swojego księcia z bajki.
— Aletha…
Usłyszała miękki głos tuż obok, jednocześnie czując jak palce Marca ocierają spływające po policzkach łzy. Po chwili przytulił ją, bez zbędnych słów, bez tłumaczenia wszystkiego, po prostu rozumiejąc.
Dopiero po dłuższym czasie doszła do siebie na tyle, by móc się opanować.
— Wybacz, nie chciałam…
— To ja przepraszam. Za szybko się to wszystko potoczyło i powiedziałem za dużo. Chciałem… zapomnijmy o tym, dobrze? — Marco spytał całując przy tym jej oczy. — Mam dla ciebie jeszcze kilka niespodzianek i chciałbym byś się nimi cieszyła, bez niepotrzebnych łez.
— Już nie będę, obiecuję — uśmiechnęła się szeroko. O dziwo nie czuła się też zażenowana czy zawstydzona. Było jej po prostu lżej, chyba naprawdę tego właśnie potrzebowała, oczyszczających łez i kogoś, kto przytuli ją bez zadawania pytań. — Dziękuję ci… za wszystko.

Do hotelu doszli już po zmroku. Nie spieszyli się, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Aletha dała się porwać urokowi magicznych chwil postanawiając jednocześnie zapomnieć o własnej chorobie, sięgnąć po zakazany owoc przynajmniej tej nocy, zanim się ona skończy. Wiedziała, że w innej sytuacji mogłaby spędzić z nim całe życie i nigdy się nie znudzić. Teraz jednak marzyła tylko o nadchodzącej nocy, o niczym więcej.
— Chodź, zjemy kolację, a potem…
Potem jednak nie nastąpiło, przerwane przez jednego z pracowników hotelu, który porwał Marca w jakiejś nie cierpiącej zwłoki sprawie. Okazało się, ku zaskoczeniu Alethy, że Marco nie jest jednym z gości, jak sądziła. Domyślała się teraz, że firma, która płaciła za luksusy Rity, jednocześnie sama je oferowała. Została sama w wielkim hotelowym holu, czekając na powrót Marca, samotność jednak nie trwała długo.
— Aletha! — zwykła burza to przy Ricie mało. Teraz wpadła jak tornado, zachwycona tym miejscem. – Nie uwierzysz gdzie byłam… — urwała nagle bacznie przyglądając się siostrze. — Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz siostrzyczko? Co się stało?
Aletha zupełnie zbita z tropu tą niecodzienną troską, patrzyła oniemiała na siostrę nie wiedząc co powiedzieć.
— Nic mi nie jest — odpowiedziała niepewnie, na wszelki wypadek odsuwając się o krok od Rity.
— Jak to nic ci nie jest? Nie widziałaś się w lustrze?
— Nie, ja… — teraz już się wystraszyła, że faktycznie źle wygląda, choć naprawdę się tak nie czuła. Nigdy nie czuła się zresztą lepiej.
— Martin… to już koniec, naprawdę — Rita teatralnie rzuciła się w ramiona chłopaka udając szloch. — Świat się kończy. Aletha się zakochała! — krzyknęła parskając jednocześnie śmiechem widząc zdumioną minę siostry.
— Za… co? Rita! Uduszę cię! — Aletha rzuciła się na siostrę ze śmiechem, czując jednocześnie ulgę. Naprawdę wystraszyła się, że to choroba dała znać o sobie. — I nie jestem zakochana.
— Jasne. Kochana mówisz do ekspertki w tej dziedzinie… no, bo przecież też jestem zakochana — dorzuciła szybko zmieniając się z ekspertki w zakochaną, przymilając się jednocześnie do Martina. Rita była zdecydowana unikać wszelkich niewygodnych pytań, szczególnie dotyczących wszystkich jej byłych mężczyzn, a zadawanych przez obecnego. Uważała, że mężczyźni nie powinni wiedzieć zbyt wiele. — Spójrz na siebie, cała lśnisz, oczy ci błyszczą i co chwila się rozglądasz, czy aby Marco nie pojawi się obok. Patrz, właśnie idzie.
Aletha szybko odwróciła się we wskazanym kierunku, mając na twarzy radosny uśmiech.
— Mam cię! — Rita parsknęła ponownie śmiechem, chowając się jednocześnie za Martinem, który również zaczął się śmiać. Szybko jednak zamilkł widząc wzrok Alethy. Lepiej nie wtrącać się w siostrzane kłótnie.
— Rita! Kiedyś naprawdę cię uduszę!
— Pani Rita Brok?
— Tak, to ja? O co chodzi? — Rita spojrzała na drobną kobietkę z hotelowej obsługi, która dość skutecznie przerwała siostrzane przepychanki.
— Telefon do pani, proszę ze mną do recepcji.
Rita wzruszyła jedynie ramionami do bliskich w odpowiedzi na nieme pytania, po czym posłusznie poszła za kobietą.
Po chwili pojawił się ktoś inny, również z obsługi, prosząc tym razem Martina. Towarzystwo zatem szybko się wykruszyło pozostawiając Alethę ponownie samą, jednak i tym razem nie zdążyła nawet pomyśleć o samotności, bo także i po nią ktoś przyszedł. Być może faktycznie coś się stało, ale nie bardzo w to wierzyła. Praktycznie nikt nie wiedział, że tutaj są, poza tym… ona sama nie miała już żadnych ważnych spraw.
Aletha nie została zaprowadzona jednak do recepcji, jak sądziła, a do niewielkiego pokoiku, dość eleganckiego. Nie wiedziała co o tym myśleć, ale gdy spojrzała na przewodnika, ten tylko wskazał ręką pokój, nic nie mówiąc. Weszła zatem nadal nie rozumiejąc po co została tu przyprowadzona. Była tu jedynie mała sofa, na której leżało kilka ładnych paczek, duże lustro w rogu pokoju oraz mała toaletka, jasno oświetlona. Spojrzała ponownie na mężczyznę, ten jednak uśmiechnął się tajemniczo.
— Proszę skorzystać z prezentów — powiedział cicho, po czym zamknął drzwi.

9 komentarzy:

  1. Przeczytałam wszystko jednym tchem! Tak dawno nie trafiłam na ciekawe, wciągające opowiadanie, z nutką dreszczyku i niepewności. Widać, że masz doświadczenie w pisaniu, bo czyta się Cię lekko i przyjemnie. Emocji bohaterki poruszają i czuję się jej ból, niepewność co do jutra, a zarazem tą odmianę jaką jest radość.
    Kula mnie zaintrygowała, a zwłaszcza sen Aleth'e. Wiadomo sny mają to do siebie, że są odmiennym światem, ucieczką od tego rzeczywistego, gdzie ukrywamy własne słabości. I tutaj także tak było. Inna Aletha, silna, pewna siebie, zdecydowana, gdzie nie ma choroby, gdzie nad wszystkim jako tako ma władzę i kontrolę.
    Podoba mi się też wątek romansu. Jest tak miękko wpisany w całość i nie razi jakimiś sztucznymi dialogami, wyznaniami uczuć. Chociaż Marco szybko zaczął działać. Przez to trochę czuję niepokój, czy aby nie jest to jakaś mara.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    pozdrawiam,

    Kkohaku

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ślicznie za komentarz. Mało osób w sumie czytało moje opowiadania, a komentowało do tej pory dwie, na starym blogu. Cieszę się ogromnie, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Staram się, aby wszystko wyglądało w miarę realnie i nie było właśnie sztuczne. Jeśli chodzi o Marca tak ma być, wyjaśni się w drugiej części wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mało jest osób, które mogą docenić bardzo dobre pisanie. Większa liczba szuka konkretnych wątków, tak ostatnio popularnych i przez to płytkich. Do pewnych opowiadań trzeba dojrzeć :)
      Duży plus za realność, zwłaszcza za cały wątek z chorobą Aleth. Dla mnie to ważne, bo wiem, że czytam coś porządnego, gdzie autor zadał sobie trudu, aby znaleźć odpowiednie informacje. Dzięki czemu opowiadanie nabiera smaku.
      Jedynie czego mi brakuje to opisów tła. Miasta, w którym dzieje się akcja. Chociaż tutaj aż tak bardzo to nie razi. Przez tą tajemniczą kulę, przez niezwykłe sny bohaterki, ja odczuwam jej rzeczywisty świat, za inny, który mnie otacza. Jest odniesienie jesli chodzi o chorobę, ale miasto gdzie to wszystko się dzieje, aż tak ważne nie jest. Chociaż jakaś wzmianka o nim, mogła by się przydać. I oczywiście wygląd postaci, bo nadal do końca nie wiem jak wygląda Aletha. Jest parę wskazówek, ale mało czytelnych.
      Czekam na rozwikłanie zagadki wokół Marco :)

      Usuń
    2. Jeszcze raz dziękuję za komentarze i za przeczytanie opowiadań. Mam świadomość, że brakuje opisów, ale nigdzie mi one w tekście, jak do tej pory, nie pasowały, a nie chciałam wstawiać ich na siłę. Stwierdziłam, że na opisy miejsc jak i samej Alethy przyjdzie jeszcze czas, w sumie tekstu nie ma wiele.
      Będę miała teraz większą mobilizację do pisania, bo niestety pod tym względem obijam się strasznie, mimo że w głowie wszystko jest gotowe do spisania.

      Usuń
  3. Wow.To opowiadanie jest genialne.Nie sądziłam,że jesteś tak dobra w pisaniu.Powinnam się uczyć od mistrza,czyli od Ciebie.Ta opowieść, historia jest fenomenalna.Jestem ciekawa jak to się skończy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że historia się spodobała.

      Usuń
    2. Będzie dalsza część?

      Usuń
    3. Jak się zbiorę w sobie... ogólnie całość mam mniej więcej zaplanowaną na trzy części.

      Usuń
    4. W takim razie mam nadzieję,że pojawi się kolejny rozdział,ponieważ bardzo jestem ciekawa jak to się skończy.Pozdrawiam

      Usuń