czwartek, 21 listopada 2013

Dla odmiany

Dla odmiany znów zmieniłam nieco szablon, prosto i w miarę skromnie. Oczywiście na obrazek trafiłam w sieci, dzięki pomocy wujka Google. Przypadł mi do gustu, naprawdę, może ze względu na skojarzenia, że gdzieś tam, w każdym z nas tkwi kolorowa wyobraźnia zdolna zmieniać świat, otulona jedynie w szary papier codzienności. Jak gruby jest ten papier zależy od każdego z osobna, i oczywiście czy zechce się przez niego przedrzeć. Na obrazku akurat widnieje moja, troszkę smutna i zbyt poważna, ale może dlatego, że istnieje zupełnie w innym świecie, a do mnie zagląda tylko co jakiś czas. Osobiście lubię marzyć na jawie, tuż przed snem, podczas truptania do pracy, czy powrotu do domu. Gorzej jednak przychodzi skupienie się w domu, przelania tego wszystkiego na papier. Rozpraszam się bardzo, jednak nadal jestem zdania, że krok po kroczku, a będzie lepiej. Wierzę, że przyjdą dni, kiedy troska o codzienność dnia nie będzie mnie przytłaczać i będzie mi ciut lżej na sercu. Oby tak było. Póki co staram się jakoś zorganizować, choć naprawdę kiepsko mi to wychodzi. Będzie dobrze.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Drzwi zamknięte

Wczoraj skończyłam czytać książkę S. Kinga pt."Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika". Bardzo fajna książka, nie jako podręcznik pisania, ale ogólnie, o nim. Często powtarza, by pisać przy zamkniętych drzwiach, sam na sam z tym co się ma w głowie, a dopiero jak się skończy całość, te drzwi otworzyć. Nie jest to głupie, zwłaszcza gdy pomyślę o wielu blogach w sieci. Człowieka aż korci przecież, by pokazać choć ten jeden rozdział komukolwiek, przeczytać w komentarzu kilka miłych słów. Owszem, fajnie się czyta takie komentarze, ale to wypala na dłużą metę, potem gdy czytelnicy się wykruszą, nagle okazuje się, że nie ma dla kogo pisać i jest wielki dołek, porzucanie bloga, opowieści, a czasem i pisania. Z drugiej strony jak ktoś nie ma wokół siebie nikogo, komu mógłby bez skrępowania pokazać co napisał, zostaje internet, blogi, ocenialnie. Te z kolei potrafią czasami skrzywdzić, nie mówię o wszystkich, absolutnie, bo są przecież osoby, które naprawdę przykładają się do pracy i robią to porządnie. Jednak taka korekta potrzebna jest na samym końcu pracy, pisania, gdy opowieść jest już skonczona. Tylko gdzie znaleźć kogoś, kto przeczyta i poprawi dzieło, które ma sporą oobjętość?
" Słowa tworzą zdania. Zdania - akapity. Czasami akapity ożywają i zaczynają oddychać." Ten fragment również bardzo mi sie spodobał. Mam nadzieję, że moje akapity również będą oddychać, będą żyć i kiedyś ktoś będzie mógł to zobaczyć. Jak moje dzieło żyje. O ile się je napisze :).
A teraz mykam. Trzeba zamknąć drzwi i napisać kilka słów.

piątek, 8 listopada 2013

To, co podświadome

Czasami dziwią mnie własne sny, nie chodzi mi tu o marzenia senne, ale takie związane z codziennością, przeżywanie jej w snach. Czemu o tym piszę, śniło mi się w nocy, że zaspaliśmy z synkiem, obudzilismy się o 8:39 (czas pamiętam o dziwo doskonale), a przez okno widziałam jego kolegę, który wracał z mamą z przedszkola (czemu akurat tak, to nie wiem). W każdym razie obudziłam się o 2:20 i sprawdziłam budzik, którego oczywiście wieczorem nie nastawiłam. Naprawiłam szybko błąd i znów poszłam spać. Podobnie mi się śni, jak dostaję okres w nocy, śni mi się morze czerwone, dosłownie. Jak się obudzę, mam akurat tyle czasu, coby do łazienki dojść i się zabezpeczyć przed potopem. Śni mi się też czasem to, co się przemilczy na codzień, ale o tym pisać nie będę. Bywa też, że śni mi się szkoła, straszne czasy widać były, bo takie sny mam zwykle, gdy sie przed czymś stresuje, albo gdy się boję do pracy spóźnić, albo przed egazminem.
Przynajmniej takie sny łatwo wytłumaczyć, wprost mówią, co chcą przekazać. Człowiek jednak ma zakodowane w mózgownicy to i owo, z czego sam sobie sprawy nie zdaje. 
Dzisiaj już mi nieco lżej na duszy. Ktoś jednak czuwa stale, bym nie wpadła w naprawdę wielki dołek. Wiem, że wygrana w totka byłaby za dużywm wymaganiem, więc zadowolilam się bonusem męża z pracy i czym prędzej wydałam. I lżej mi na duszy, bo nie musze pisać pisma do spółdzielni, huurra! No i daje mi to jeszcze nieco czasu, może nie będę musiała szukać drugiej pracy... 

poniedziałek, 4 listopada 2013

O matko i córko!

Jestem do niczego! Poczucie chwili, wena, tęsknota, czy jakby to tam zwał, wciąż sprawia, że mam zmiany nastrojów gorsze niż w ciąży, ale to nie o humorach chciałam pisać. Po niemal roku czasu przeczytałam swój tekst, a przynajmniej zaczęłam. I pierwszy raz nie widziałam filmu, lecz słowa, obce, nie swoje. Hip hip hurra! Szkoda, że trwało to aż tyle czasu. Przynajmniej będę mogła wrócić do tego i może, przez duże M, zobaczę błędy, tak jakbym czytała czyjś tekst. Długo się mnie trzymają marzenia, a nie umiem pisać, przynajmniej nie tragicznie, w takcie tzw weny. Może jutro, znów przed duże M albo i większe, bo nie wiem czy duże wystarczy, aby mój zapał się nie ulotnił. Już sama nie wiem, wcześniej mobilizowała mnie myśl, że jednak ktoś to czyta, fakt faktem, nie mam nikogo takiego, kto by bliżej chciał o tym ze mną dyskutować. W każdym razie, zwykle kończy się na chceniu i nic nie robieniu. Tradycyjnie. Zobaczymy jutro jak to będzie. Może mi się nie odechce. Dzisiaj jestem już zbyt zmęczona i jedyne co mi się chce, to spać. I tak chyba zrobię. Spanko przede wszystkim (tak rzecze mój Leń).

niedziela, 3 listopada 2013

Z innej beczki

Z innej beczki, a raczej bajki. Nerwy nieco opadły, więc i myślenie nieco inne. Ostatnimi dniami znów zaczęłam marzyć na jawie. Historia wciąga mnie, nęci stale. Aż żal, że nie można się odciąć całkiem, w ciszy, tak by nikt nie przeszkadzał i marzyć. Porzucić ten świat i odwiedzić inny, być kimś niezwykłym, od kogo zależą losy świata... wiem, banalne, ale co mi tam. Ważne, że przyjemne... Najlepsze momenty, gdy historia się dopiero wyłania, pojawia fragmentami, które o dziwo tworzą całość. To jak oglądanie serialu, nowości, gdzie na kolejne odcinki trzeba czekać niecierpliwie. Uwielbiam to. Żałuję, że nie ma opcji nagrywania marzeń, bo niestety pisać to ja nie potrafię. Nawet się przemóc nie mogę, już niemal rok, ale co tam, przyjdzie i na to czas. Opowieści nie uciekną, są gdzieś tam, zaszufladkowane, czekają tylko na mój lepszy dzień. Kiedyś nadejdzie ten moment, gdy zrealizuje wszystkie plany, zlikwiduję kolejkę czekającą na przeczytanie, aż w końcu napiszę to, co tłucze mi się po łepetynie. 
Przyznam, że brakuje mi tego pisania, ogólnie, również tego paplania na blogu. Patrząc na mój stary blog, pisałam zdecydowanie częściej niż teraz. Cóż zrobić, muszę przeczekać gorsze momenty życia, licząc że przyjdą te lepsze. Czasami mam wrażenie, że to już już... że tylko krok mnie dzieli od tego, by dobre wróciło, ale coś mnie powstrzymuje, by go nie zrobić. Wiem, że kiedyś to zrobię, ten jeden jedyny krok, później nóżki już same pójdą. Obym tylko wybrała dobry kierunek.
A teraz idę pomarzyć. Potem spać, bo jutro praca ;/.

Nerwy na wodzy

Jak mi ciężko utrzymać nerwy na wodzy, masakra jakaś. Naprawdę chciałabym mieć tyle cierpliwości, by po prostu ze stoickim spokojem znieść idiotów, zwłaszcza tych bezczelnych. Niestety takich zdolności nie mam, i nerwy nie raz mi puszczają. Nie żebym od razu krzyczała itp., po prostu pozwalam sobie, choć nie powinnam, nieco zniżyć się do ich poziomu. Hasło - bądź mądrzejsza, nie pomaga w takich sytuacjach. Jeszcze gorsze jest to, że się w ogóle tym przejmuje. Być może za mało przebywam z ludźmi, jestem strasznie nietowarzyska, a internet... cóż, to tylko internet. Nie jest dobry jako substytut życia towarzyskiego. Jak dla mnie, mam zdecydowanie za dużo na głowie... koniecznie muszę iść do fryzjera. Szkoda tylko, że w ten sposób nie pozbędę się kłopotów i zmartwień tak szybko jak nadmiaru włosów. Cóż, dzisiaj nie będę o tym myśleć. Pomyślę o tym jutro :).