czwartek, 23 kwietnia 2015

Przeczytane: Musivum


Przeczytane: Musivum



Na samym wstępie wypadałoby przeprosić, że tak długo musiałaś czekać, aż się pofatyguję, ruszę dupsko do czytania i ogólnie aż mi się zechce zmusić do czegokolwiek. Więc przepraszam.
Do Musivum podchodziłam bodajże trzy razy. Raz niemal skończyłam, po czym szlag trafił lapka, tak mi się zdaje. Po nauczce zapisywałam na pendrivie, którego też mi trafiło. Jakoś sprzęt mnie nie lubi. W każdym razie, tym razem nic mi nie trafiło, mnie o dziwo też nie. Tak sobie myślałam, że w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem czytałam na spokojnie i w sumie na nowo odkrywałam Twoje teksty. I przyznam się, choć może nie powinnam, że za pierwszym razem chyba mniej miałabym uwag. Być może dlatego, że wtedy jeszcze siedziałam w "ocenialniach". Zwykle też nie czytam ocen innych, póki sama nie przeczytam tekstu, by się nie sugerować. W tym wypadku nie raz robiłam odstępstwa od tej reguły. I doszłam do jednego wniosku: jako, że wszyscy zachwalali pod niebiosa, nie znaleźli nic do wypomnienia... przerobiłaś teksty specjalnie, bym miała na co ponarzekać. Nie może być inaczej po prostu. Sprawdzałam kilka razy... Poza tym utwierdziło mnie też to, co poczytałam w dodatkach, że jednak należysz do tych pedantów, co pilnują wszystkiego, zwłaszcza porządku w tekstach.

piątek, 17 kwietnia 2015

Zaczytana

Czasami nachodzą mnie takie chwile, że chcialabym wrócić do dawnych czasów, jeszcze ze studiów, gdy może nie byłam już "na swoim", ale w każdym razie z dala od domu. Czasów, gdzie mogłam się zaszyć w pokoju, olać wszystko i wszystkich, wziąć książke do ręki i czytać. Dać się porwać słowom, utonąć w treści, odwiedzać wszystkie te inne światy, które nawiedziły głowy autorów. Z dala od teraźniejszości, z dala od wszystkiego. Bywają takie chwile jak dziś, że mi tęskno do tego... Teraz nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, może jedynie na krótką chwilę, godzinkę, może dwie, kiedy jestem sama w domu, kiedy mam jeszcze czas dla siebie, zanim będę musiała szykować się do obiadu, lecieć na zakupy, potem po synka... Nie mogę pozwolić sobie na olanie wszystkiego i wszystkich, nie da się, a czasami bym tego potrzebowała. Póki co, muszę zadowolić się tym co mam. Nie sądzę też, by więcej czasu w dobie cokolwiek by zmieniło, zawsze znalazłoby się coś ważniejszego, pilniejszego co należałoby zrobić na już. Tak wiele rzeczy stale przekładam na później, że chyba weszło mi to w nawyk, niestety. 
Mimo to, zawsze się znajdzie chwila na małe zaczytanie :). Tak jak dzisiaj.