czwartek, 6 grudnia 2012

Urlop

Strasznie dawno tu nie pisałam, ale jakoś tak... nie mogłam się zmusić. Bo o czym tu pisać? Nic nowego się nie dzieje, prócz tego, że w końcu doczekałam się urlopu, który i tak za szybko przeleci. Nieco inaczej go planowałam, ale jest jak jest.
Jutro wyjeżdżamy do rodziny, może złapie mnie wena na ocenianie, jak poprzednim razem. Chociaż... różnie może być. W każdym razie, pojadę przygotowana. Muszę w końcu wyczyścić kolejkę i pewnie dać sobie z tym spokój. Nie mam takiego zacięcia jak co poniektórzy, a szkoda by ludziska czekali tak długo. Nie to, że nie chce mi się czytać... po prostu nic mi się nie chce. Czekam aż się skończy ten rok... może następny będzie lepszy.
No cóż, trza się przygotować do wyjazdu i tyle.

środa, 7 listopada 2012

Sierotka Marysia

Sierotka Marysia wróciła, po niemal tygodniu nieobecności. Jak zwykle spełniło się to, czego się obawiałam. Znów miałam atak kolki nerkowej i tym razem nie bardzo byłam w stanie się opierać przed przyjęciem na oddział. W każdym razie poleżałam sobie niemal tydzień. Dzisiaj powrót do domu, od jutra kontrola kreatyniny, która nadal jest wysoka, a za dwa tygodnie ponowne rozbijanie kamyczka. Do niedzieli wolne, a potem się pożyje.
Wybaczcie zaległości, nadrobię może jutro... jak mnie leń nie ogarnie.
Tymczasem idę oglądać X-mena.

poniedziałek, 29 października 2012

Pechowy październik

Na szczęście ten pechowy październik się już kończy. Mam go serdecznie dość. Nie dość, że miałam stresa wielkiego, gdy na raz pochorował się synek i Młoda, to jeszcze w ten weekend znów w gości przyjechała kolka nerkowa. A ja sama w domu z synkiem. Na szczęście do pełnej desperacji nie doszło i sąsiad cudem oddzwonił na mój telefon o pierwszej w nocy i zawiózł mnie na Izbę Przyjęć. Pomogło niewiele i rano znów musiałam po prośbie dzwonić. Tym razem poszłam do koleżanek po ratunek, nie uśmiechało nijak mi się kłaść na oddział. Może to głupie, bo o zdrowie dbać trzeba, ale lekarka wprost mi powiedziała, że tylko miałabym kroplówki p/bólowe i antybiotyk. Gdybym była jeszcze w domu sama, to bym się może nie zastanawiała, jednak zostawić trzylatka pod opieką siedemnastolatki... która czasami ma jeszcze siano w głowie, to już inna inszość.
Na szczęście mężu dzisiaj w nocy powrócił, więc w razie czego mogę sobie pozwolić na leżenie w szpitalu. Póki co jestem na p/bólowych i rozkurczających. Zobaczymy jak się sprawy potoczą.
Mam nadzieję, że listopad będzie już spokojniejszy, przynajmniej pod względem chorób. Pożyjemy, zobaczymy.
Zaległości nadrobię w tzw. międzyczasie... gdzieś, kiedyś. Na razie staram się przemówić do moich nerek, by sobie odpuściły i dały mi święty spokój.

poniedziałek, 15 października 2012

Nie ogarniam...

Nie ogarniam tej kuwety - jak to mój mężu mawia. Dosyć, że ten tydzień jest najgorszy pod względem pracy, bo niemal codziennie miałam w niej być, to u mnie w domu postanowili sobie pochorować, a co tam. Najpierw w piątek zgorączkował synek, w sobotę Młodą tak czyściło, że nie była w stanie z łóżka wstać, a co najlepsze, nikt nie mógł się ze mną zamienić na niedzielny dyżur. Żyć nie umierać. No ale jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki jednemu i drugiemu przeszło w niedzielę. Poszłam więc do pracy, z duszą na ramieniu, ale spoko było. 
Za to w nocy było już mniej spoko, jak synek zacząć kaszleć i ryczeć, że go boli. Zamiast dziś do pracy poszłam do lekarza z nim. Infekcja wirusowa. Na szczęście nic takiego, syropków dostanie i mu przejdzie. Bałam się, że znów będzie akcja z oskrzelami, inhalacje itp. Tak czy siak wzięłam opiekę na niego, bo do przedszkola przeziębionego go nie puszczę, aby bardziej się doprawił, albo doprawił innych.
W każdym bądź razie myślałam, że będzie gorzej. Jak ja kocham takie kumulacje, zwłaszcza jak nie mam nikogo, kto by mnie zastąpił.

poniedziałek, 1 października 2012

Zmiana kwalifikacji

    Ostatnio coraz częściej myślę nad zmianą zawodu. Nijak nie widzę siebie w swoim obecnym zawodzie za choćby 10 lat. Już teraz nie wyrabiam. Po przepracowaniu ponad, albo ledwie pięciu lat, czuję się niemal wypalona. Bynajmniej nie chodzi o ludzi, którymi trzeba się zajmować, pod tym względem nic mi nie przeszkadza. Chodzi o sam system, o paranoję, którą widać niemal na każdym kroku. Myśl o tym, że za gówno (dosłownie) można zostać zwolnionym dyscyplinarnie, no chyba że wcześniej spóźnię się dwa razy, albo zapomnę karty odbić. I tak byłby to najmniejszym problem, gorzej że można pójść do więzienia albo co gorsza płacić komuś odszkodowania... od razu mam wizje komorników. Jakbym miała zbyt mało tego typu problemów. Szczera prawda jest w powiedzeniu, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Mój zawód na każdym kroku udowadnia, że nie można nikomu wierzyć, ufać, polegać na kimś. Jeśli samemu nie zrobisz, nie załatwisz, nie dopilnujesz... nie sklonujesz się kilka razy, to nie będzie zrobione jak trzeba.

sobota, 29 września 2012

Gdy muzyka utula

Od dwóch dni chodzi za mną piosenka Maleńczuka "Ostatnia nocka". Za Maleńczukiem nie przepadam, tekst piosenki też nie niesie jakiegoś wielkiego przesłania, ale sama muzyka chodzi za mną nieustannie. Kołysze mnie, sprawia, że lżej mi na duszy, utula mnie... Ogólnie rzadko słucham muzyki, ale czasami jak coś wpadnie nie tyle w ucho co w duszę, to nie mogę się od tego uwolnić. Ostatnim razem był Bajor z "Quo vadis", a teraz właśnie Maleńczuk. Mogłabym słuchać tego naokoło kołysząc się miękko, pozwalając się utulić melodii, zabrać smutki i wyłączyć się na cały świat. Aż żałuję, że muszę do pracy chodzić, siedziałabym tylko cały dzień i słuchała tego... 
Aż dziwne jaki muzyka może mieć wpływ na człowieka... 

środa, 26 września 2012

Ocena bloga Historie panny Vreles



Ocena bloga: Historie panny Vreles





Czas na kolejną ocenę. Niestety również nie będzie satysfakcjonująca, ani długa, przykro mi.
Szczerze mówiąc nie bardzo wiem od czego zacząć. Zwykle nie czytam zakładek na blogu, skupiając się głównie na samej treści. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału już mnie kusiło, ale się oparłam, jednak czytając drugi rozdział musiałam zajrzeć. Piszesz, że masz osiemnaście lat. Wybacz, ale poziom tekstu mówi, a wręcz krzyczy, że jest inaczej. Nie każdy ma talent do pisania, czasem nawet potencjału nie wystarcza. W twoim wypadku cóż mogę powiedzieć, wyobraźnię może masz, jednak problem leży zupełnie gdzie indziej. Nie potrafisz przekazać tego co masz w głowie innym, masz ogromne problemy z przelaniem tego na papier. Dlaczego? Już tłumaczę.

niedziela, 23 września 2012

Ocena bloga Return of gloom


Ocena bloga: Return of gloom




Najpierw nieco ogłoszeń. Z kolejki usuwam blog: Escapist - świadkowie przemocy, blog został usunięty, więc nie mam co oceniać. Oceniam nie po kolei, ale chcę wyczyścić kolejkę jak najszybciej, aby skupić się na tych najdłuższych blogach. Czytanie nadal w toku, pod tym względem staram się nie leniuchować. Zwłaszcza, że później znów mogę nie mieć czasu. Jak widać kolejka na ten rok zablokowana. Mam nadzieję, że dam radę przeczytać i ocenić wszystko do końca roku.

A teraz czas na blog Miss Darkness. Muszę przyznać, że byłam pełna obaw, gdy zaczynałam czytać. Raz, że jest to fanfik o Harrym Potterze, a dwa są to dzieje w głównej mierze jego trójki dzieci. Tekst, ku mojemu zdumieniu, przeczytałam bardzo szybko. Prócz zaimkozy, która momentami się panoszyła i kilku literówek, błędów jako takich nie ma. To duży plus. Musisz jednak zadbać o wygląd tekstu. W rozdziale 00 poprawiłam wygląd i tak masz zrobić z całą resztą. Wyjustuj tekst, zastosuj akapity, daj pauzy zamiast myślników w dialogach, a tekst będzie się czytać znacznie lepiej. I przede wszystkim odbiór bloga będzie bardziej pozytywny.

sobota, 22 września 2012

Urlop

Ehh... to co dobre szybko się kończy. Urlop niestety też. Nie wiele go było, bo tylko tydzień, ale i tak cieszę się, że mogłam wyjechać. Z siostrą obie pociągające, wspominałyśmy smarkate lata. Na szczęście szybko nam przeszło. Troszkę się podładowałam, nadrobiłam nieco zaległości, choć nie wszystkie. Mam jednak nadzieję, że po powrocie do domu nie osiądę na leniu jak zwykle, a wezmę się bardziej do roboty. Zwłaszcza, że mężu niebawem wraca. Potem znów będzie okres, zanim wszystko wróci na swoje miejsce. Nadal mam ogrom złudzeń, co do wiadomej sprawy, i za cholerę nie mogę się ich pozbyć. Cóż zrobić. W poniedziałek powrót, a we wtorek do pracy... już mnie serce boli na samą myśl o tym. Wszystko co dobre szybko się kończy...

czwartek, 13 września 2012

Ocena bloga Mirrors wordl

 Ocena bloga Mirrors wordl

 Zanim dojdę do oceny, najpierw ogłoszenie parafialne. Do końca tego roku nie przyjmuję więcej zgłoszeń. I tak jest już ich w cholerę. Postaram się ocenić wszystko do końca roku, aczkolwiek gwarancji nie daję.


Sylvia - korekty błędów nie chciałaś, zatem maila nie dostaniesz, również nie będzie przykładów błędów w ocenie.

Zacznę od początku. Musisz zadbać o wygląd tekstu, czyli justowanie, akapity, pauzy w dialogach zamiast myślników, odpowiednia interlinia. Wbrew pozorom, o tekst trzeba zadbać bardziej niż o sam wygląd bloga. I nie ma tłumaczeń, że się nie da, że strona nie współpracuje itd.. Da się. Otwierasz Word, ustawiasz wszystko jak trzeba, kopiujesz i wklejasz na bloga. Nic więcej nie trzeba. Akapity najlepiej ustawić na linijce w Wordzie, tabulatory czasami przesuwają zbytnio tekst, a po skopiowaniu tekstu z bloga do Worda wyświetlają się jako szereg spacji. Ok, ty tyle na temat wyglądu tekstu.
Zauważyłam, że masz ogrom komentarzy. Widać, że większość osób znała tę historię z innej strony. Z jednej strony to dobrze, że tyle osób Cię wspiera, z drugiej… czasami samo słodzenie nie daje satysfakcji i tyle.

sobota, 8 września 2012

Przedszkole itp.

Myślałam, że będzie z tym znacznie gorzej, zwłaszcza pamiętając co się działo, gdy synek do żłobka chodził. Jak na razie był dopiero dwa dni. Wraca uśmiechnięty, zadowolony, nie marudzi tam ani nie płacze, grzeczny jest. Jak go odprowadzam to nawet nie ma czasu mi papa powiedzieć, bo przecież inne dzieci już się bawią. Poza tym panie również przypadły synkowi do gustu. To dobrze, cieszę się bardzo. Mimo to człowiek jedna głupi. Zamiast skorzystać z wolnego czasu martwi się jak o będzie, czy dziecko nie marudzie, nie płacze, czy będzie spało, czy będzie jadło... no głupota. Mam nadzieję, że od poniedziałku już mi to przejdzie i bardziej efektywnie wykorzystam wolny czas. Doba bardzo mi się wydłużyła, bo wstajemy wcześnie, a idę po niego dość późno, bo dopiero o 16:30, także synek jest cały dzień w przedszkolu.
W końcu na spokojnie po nadrabiam wszelkie zaległości, zarówno te obowiązkowe, jak i w swoich pierdołach. Muszę się tym nacieszyć, spokojem, bo potem mężu wraca i wszystko może się sypnąć. Mam na myśli tę ciszę i spokój. Nie ma nic gorszego niż chłop na urlopie. Dwa dni poleży, a potem go roznosi. W każdym razie od wtorku biorę się intensywnie za czytanie zaległości no i pisanie. Póki co nie chcę się zbytnio rozpędzać w planach, bo wiadomo... może wszystko szlag trafić. I tak bywa. No, ale nie ma tego złego... na razie jestem optymistką. Zobaczymy jak długo.

środa, 5 września 2012

Dobra passa

Póki co nie jest źle. W poniedziałek na gwałt musiałam szukać zastępstwa na wczoraj, bo Młoda nowy rok szkolny zaczęła od praktyk, na których być musiała, nawet gdyby się waliło i paliło. Oddziałowa nieco pomogła i koniec końców koleżanka wzięła za mnie dyżur. Dzięki temu udało mi się również załatwić przedszkole dla synka. I to też był niezły fart. Było tylko jedno miejsce wolne, a ja byłam druga w kolejce. Jednak pani przede mną nie potwierdziła miejsca, więc mnie się udało. Przedszkole mam dziesięć minut od siebie, więc jest bardzo dobrze pod tym względem. Prywatne, ale w państwowym szans nie ma dla trzylatka. W każdym razie jutro synek pierwszy dzień spędzi w przedszkolu. Z chęcią zostałby nawet dzisiaj. Teraz muszę tylko trzymać kciuki, aby wypłata mi przyszła dzisiaj albo jutro, bo muszę zapłacić za to przedszkole. A jak na złość poszło mi dziś zlecenie stałe na kredyt mieszkaniowy i zostało mi dwieście złoty. Masakra. Damy radę, ważne że przedszkole jest. Od razu lżej mi na duszy. Powoli idziemy do przodu, powolutku, pomalutku. Mam jedynie nadzieję, że to wszystko w łeb nie weźmie i się nie zawali. Dzisiaj mam zadanie bojowe, bo muszę wyprawkę zrobić, a przynajmniej jej część.
Oby wszystko się udało jak trzeba...
Ok, przyszła paczka dla kotów, czyli zostało mi jakieś pięćdziesiąt złotych. No to byle do wypłaty...

niedziela, 2 września 2012

Zmęczona

Ostatnio ciągle jestem zmęczona, tak ogólnie, zarówno pracą jak i wszystkimi innymi problemami. Nie mogę się doczekać tygodnia urlopu w drugiej połowie września. Muszę jakoś do tego czasu dotrwać. Na razie skończył mi się maratonik w pracy, więc może nieco odetchnę. Powoli mam dość i stwierdzam, że zdecydowanie nie nadaję się do tej pracy, ani tego zawodu. Nie jestem w stanie przystosować się do tego chorego systemu i tyle. 
W tym tygodniu będę musiała załatwić sporo rzeczy, przedszkole dla synka, kursik po lekarzach zanim skierowania stracą ważność. Może, gdy uda się z przedszkolem, będę mieć więcej czasu dla siebie, może bardziej się zorganizuję... może. Nie ma co gdybać. Muszę się skupić na tym co konieczne i tyle, zrobić co trzeba, nie odwlekać jak to mam w zwyczaju. Jakoś wszystko ogarnąć zanim mężu wróci, bo potem znów będzie chaos...
Może dzisiaj będzie ładna pogoda, oby, bo synek przeżyć nie może, że nie ma jak iść na plac zabaw. Zdecydowanie muszę załatwić przedszkole, teraz by z chęcią chodził, bardzo go do dzieci ciągnie. To dobrze. No nic, pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie wrzesień zapowiada się pracowity. Poza tym impreza mnie czeka, zamierzam na ten tydzień urlopu pojechać do siostry. Okazja do świętowania jest. Ona będzie tylko biedna, bo niestety... w ciąży się nie pije.
No nic, trza ruszyć do roboty, póki synek jeszcze śpi. Może zdążę popracować nad Alethą, zwłaszcza że zgłosiłam opowiadanie do "oceny", zanim ją poprawiłam. Tak to jest, gdy się nie myśli, ale mam przynajmniej jakąś motywację by do tego przysiąść.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Takie se przemyślenia...

Ostatnio bardzo mało piszę na tym blogu i w sumie nie mam pojęcia czym jest to spowodowane. Mimo, że coś tam w głowie się plącze, coś by skrobnął... to jednak gdy siadam do klawiatury, palce milczą. Nic, null, zero. Nie mam weny, by wymyślać jakieś tematy, do opowiadań nie chce mi się siąść, a o problemach nie będę się tu rozpisywać. Nawet nie wiem, o czym chciałabym podyskutować, czuję się jakbym była pusta w środku, gdzie tylko echo szaleje  do woli. Nic mi nie przychodzi do głowy... znaczy się wtedy, gdy przysiądę przed monitor. Po pracy jestem zmęczona, zwłaszcza że synek przegoni mnie jeszcze przez plac zabaw. Nie chce mi się nic, dosłownie nic. Poza tym cisza jaka w domu panuje po wyjeździe męża... nieco mnie już świerzbi. Na początku było fajnie, spokój, cisza, nikt upierdliwie mi nie marudzi... ehh... człowiek przyzwyczaja się do każdej głupoty. Najlepsze jednak, że powiększy mi się rodzina. Niestety nie bezpośrednio, ale też się cieszę. Okazało się, że moja siostra jest w ciąży, a też się starali.  No cóż, ja się będę musiała postarać, jak mi mężu wróci, póki co mam małą przerwę od myślenia o tym.
Powinnam zająć się kolejką w zakładkach, ale tak mi się dzisiaj nie chce... już mi się tylko ziewać chce.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Ocena bloga Dyktator


Ocena bloga Dyktator




Przyznam się, że długo zabierałam się do oceny tego bloga. Robiłam przerwy, w między czasie oceniłam inny blog… niewiele mi to pomogło. Pomijam zupełnie fakt, że ciężko mi się dopchać do laptopa. W każdym bądź razie następny w kolejce do oceny jest blog Musivum, raz że i tak długo czeka, a dwa – na pewno jest w nim mniej błędów niż w dotychczasowych blogach, które czytałam. Z tego też względu proszę, błagam wręcz, by osoby czekające w kolejce zmusiły się i przeleciały chociaż wzrokiem tekst, który zgłosiły do oceny i z grubsza wyłapały błędy, o ile są oczywiście. A teraz do rzeczy.

Ogólnie piszesz bardzo dużo. Rozdziałów jest w sumie dziewięć, niby niewiele, za to samej treści w cholerę. Rozdziały są długie, jak dla mnie, za długie. Wiem, że inaczej czyta się książkę w wydaniu papierowym, a inaczej na monitorze. Jednak tutaj miałam chyba przesyt informacji. Zawsze uważałam, że na blogach rozdziały nie powinny być za długie dlatego, że nikt ich do końca nie przeczyta dokładnie, a ewentualnie po łebkach. Za dużo treści, szybkie zmęczenie oczu i po prostu nie chce się czytać, co w tym momencie jest szkodą dla Ciebie. Po przeczytaniu całości, niestety muszę potwierdzić swoje zdanie na ten temat. Rozdziały są zdecydowanie za długie. Wymiękłam z czytaniem przy szóstym rozdziale. Za dużo wątków na raz, pogubiłam się również w imionach, kto jest z kim i kogo zna itd. Po siódmym rozdziale nie wiem kompletnie nic. Dosłownie nic.

piątek, 3 sierpnia 2012

Ocena bloga Początek nieśmiertelności




No to następny blog z kolejki. Jak zwykle, nie po kolei. Autorów dłuższych tekstów już nie będę przepraszać. Czekacie sobie grzecznie, aż sobie poczytam do końca.

Na wstępie zaznaczę – Katerina, musisz koniecznie zadbać o estetykę tekstu, czyli akapity, justowanie, czytelna czcionka, poprawny zapis dialogów, itp. Pomijam wygląd bloga, bo cóż się będę nad tym rozwodzić. Gusta są różne, a nie po to się do mnie zgłosiłaś, bym omawiała kolorystykę bloga. Zatem lecę czytać. Mimo, że ogólnie lubię czytać o wampirach, nie jestem fanką popularnych seriali i filmów. Nie będę się więc czepiać kanonu, bo się nie znam.
W pierwszym dialogu poprawiłam dywizy na pauzy, stosuj je do dialogów. Tu masz małe wskazówki (link i link ).

piątek, 27 lipca 2012

Powrót - tak teoretycznie

W końcu coś ruszyło w moim zastoju. Dwie bety dziś poszły, przynajmniej z tym się wyrobiłam.
Ogólnie czas mija szybko, a nie możność zaplanowania czegokolwiek... jest delikatnie mówiąc irytująca. Mąż nadal na walizkach, czeka na kolejny termin. W domu tylko jeden laptop i każdy chce się do niego dobrać, zwłaszcza synek. Ciężko cokolwiek pisać w ratach.
Skończył mi się w końcu maratonik w pracy, nareszcie, bo już patrzeć nie mogłam na oddział.
W sumie nawet nie mam o czym tu pisać. Nic się nie dzieje, jakby kurde ktoś pauzę włączył. Dzień jak każdy inny, niczym się nie różni od dnia poprzedniego. Zwykła szara codzienność. I tyle. 

wtorek, 10 lipca 2012

Dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień, czyli kurde nic nie wiem. Irytujący jest brak możliwości zaplanowania czegokolwiek, nawet dnia następnego. Mężowi właśnie skończył się urlop i teoretycznie jedzie na "wczasy", aczkolwiek tylko póki co teoretycznie, jak zwykle wszystko może ulec zmianie. Na razie ludziska w kolejce muszą poczekać, raz że nie mam czasu, a dwa - cztery osoby na jednego laptopa to tłum. Przy dobrych wiatrach jednak w następnym tygodniu może, ale tylko MOŻE, odzyskam swojego małego kalkulatorka. Ponoć jest do odzyskania. Do tego czasu muszę jednak się uzbroić w cierpliwość.
Dzisiaj po raz kolejny stwierdziłam, że słońce mnie nie lubi. Wystarczył przejechać się do centrum miasta pozałatwiać sprawy, by mieć na sobie pierwsze oznaki poparzenia słonecznego. No cóż, jakby nie było opalać się i tak muszę, zażywać wit. D, bo inaczej kiedyś się rozpadnę, tak coby było ciekawiej. Jakbym już miała nudno pod tym względem... no ale i tak bywa.

czwartek, 5 lipca 2012

Okup

Jest to tekst napisany na konkurs, na portalu Szortal.
Warunki: Limit znaków 5000 ze spacjami,  zmiana narracji, temat: Okup.
Tekst nie wyszedł najlepiej, ale uwierzcie, naprawdę ciężko się przestawić z lania wody, na konkretne i zwięzłe pisanie. Muszę jeszcze do tego dojrzeć, ale jestem pewna, że jeszcze nie raz popełnię jakiś szort. Tekst miał posłużyć innym celom, ale po ostatnich "żartach" co poniektórych osób, odechciało mi się. Miłego czytania. Tekst zdobył trzecie miejsce, niestety na cztery możliwe :)


Trząsłem się jak osika. Tym razem ja miałem przekazać wiadomość, a Faria nie lubiła złych wieści. Nie zgłosiłem się na ochotnika, wyciągnąłem jedynie krótszą nitkę, pech i tyle. Starałem się trzymać prosto, jednak ciało drżało, a nogi same się uginały. Byłem tchórzem, zawsze unikałem zadań mogących mi zaszkodzić, tym razem nie miałem wyjścia. Nie należałem do osób, które z chęcią zginą za honor, czy inne takie pierdoły. Niestety porządni słudzy zginęli dawno, zostali jedynie tchórze tacy jak ja, losujący między sobą o zaszczyt przekazania wieści Farii. Problem w tym, że nigdy nie wiadomo, czy będzie to dobra, czy ta zła wiadomość. Z przerażeniem zauważyłem na skórzanej oprawie tuby ciemniejsze ślady pozostawione przez pot. Za mniejsze rzeczy ludzie ginęli.

środa, 4 lipca 2012

Nareszcie!

Nareszcie, w końcu, po długich poszukiwaniach, niemal dwumiesięcznych, albo i dłuższych, bo zgubiłam rachubę, znalazłam obraz Alethy. Wiem, że to głupota, ale ten obrazek chodził za mną odkąd go zobaczyłam,  a gdy szlag trafił mojego laptopa, a wraz z nim obraz, zblokowało mnie i tak po prawdzie nie napisałam nic od tego czasu. Teraz w końcu będę mogła dalej pisać i mam nadzieję, że pójdzie już z górki, a leń pójdzie sobie w cholerę. Od razu mi lżej  na duszy. Gorzej, że jutro do pracy... a może i lepiej, zdążę ochłonąć.
A oto i Aletha. Może nic wielkiego, ale zauroczył mnie ten obrazek na amen:


poniedziałek, 2 lipca 2012

Ocena bloga Hermiona w zespole

 Ocena bloga Hermiona w zespole

Po raz pierwszy wystawiam odmowę. Wybacz, ale zgłaszając tego bloga do mnie okazałaś brak szacunku nie tylko dla mnie, ale również i innych osób, które wyraziły chęć poznania mojej opinii o Ich twórczości. Każdej z tych osób zależy na opinii, ale jeszcze bardziej zależy na tekście, historii, którą tworzą, nawet jeśli zdają sobie sprawę z tego, że daleko im do ideału. Zgłaszając się do mnie, oczekują rad i pomocy w doskonaleniu talentu. Ty tego nie oczekujesz ode mnie. Już w pierwszym poście napisałaś, na samym początku, że nie zamierzasz poprawiać błędów, bo nie masz na to czasu. Tekst jest niedbały i składa się niemal wyłącznie z błędów, literówek, złączonych wyrazów itp.. Poza tym pomysł połączenia Hermiony z Legolasem wydaje się być... jednym wielkim żartem, nie wiem tylko z kogo. Ciężko mi uwierzyć, że napisała to osoba z dysleksją, nawet jeśli miałaby mieć poniżej dziesięciu lat. W podstawówce nie raz poprawiałam zeszyt koleżance, która miała naprawdę poważne problemy z pisaniem, choć wtedy nikt nie mówił o żadnej dysleksji czy dysortografii. Mimo takich problemów, w porównaniu z tym była mistrzem gramatyki.
W każdym razie odmawiam przeczytania, omówienia, czy też korekty błędów. Uzasadnienie: nie zależy Ci na tekście, a prosząc o ocenę... w sumie nie wiem na co liczysz. Może tylko chcesz się ponaśmiewać z ludzi. Przykro mi, że do mnie trafiłaś. 
Tyle w temacie.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Urlop

A więc... jak w tytule. Idę na mały urlop od blogowania. Za dużo nerwów mam ostatnio i za szybko się denerwuję. Nie chcę tu narzekać, a ocen pisać w takim stanie nie będę. Wybaczcie, ale poczekacie do lipca. 
Tyle ogłoszeń parafialnych.
Nara

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Szablon

    Nadal nie mogę zdecydować się na kolorystykę szablonu. Obrazek bardzo mi się podoba i póki co nie chciałabym go zmieniać, jednak odcienie różu, które mimo wszystko pasują, drażnią mnie i tyle. W szarości z kolei nie chcę wpadać, bo to takie zimne kolory, a przecież lato mamy. Tak więc póki co jestem w kropce, a szablon będzie się zmieniał, tak czy siak.
     Poza tym muszę się wziąć do roboty, bo strasznie się obijam... ale pierońsko nic mi się nie chce. A niestabilna sytuacja na każdym froncie niestety nie sprzyja mojemu skupianiu się, nad pracą oczywiście. Upał zresztą też. Najchętniej leżałabym w wannie z chłodną wodą. Powinnam się opalać, ale ostatnimi czasy nie trawię słońca, a ono odwdzięcza się jak tylko może... przypalają mnie niemal od razu jak mnie uwidzi. I tak źle, i tak nie dobrze. Czyli jak zwykle.

środa, 13 czerwca 2012

Ocena bloga Niewinna Eliza


Ocena bloga Niewinna Eliza


I znów muszę przeprosić Musivum, że to nie będzie ocena jej bloga. Nadal jestem w trakcie czytania Priamel. To niemal 80 stron w wordzie, a że dzisiaj nie mam dostępu do laptopa, na którym zaczęłam pisać ocenę, zajęłam się następnym w kolejce, czyli blogiem Semirkowej.
I na początek mała uwaga. Ze względu na to, że i tak przeklejam sobie teksty do worda, nie będę robić analiz w ocenie. Jeśli autorka będzie zainteresowana, prześlę analizę na maila.  Zmieniłam tę zasadę dlatego, że w niektórych tekstach treści jest ogrom i gdybym miała wszystkie uwagi dać w ocenie... to byłaby przesada. Z kolei wklejanie wyrwanych zdań i pokazywanie w nich błędów, może przysporzyć o ból głowy autora ocenianego bloga. Szukanie potem tego  w treści, to marnowanie czasu. Nie wiem, czy opcja będzie lepsza, czy gorsza, to się okaże w praniu.

piątek, 8 czerwca 2012

Irytacja

Szukanie jednego, konkretnego obrazka może nieźle zirytować. Jakiś czas temu znalazłam idealny obraz Alethy, miałam zapisany na małym laptopie, który synek łaskawie zalał. I kurcze nijak nie mogę go znaleźć teraz w internecie. Nie pamiętam na jakie hasło wtedy szukałam ani tym bardziej gdzie. Znalazłam za to nieco innych, jak np. Atori. Poza tym wpadła do kolekcji jedna inspiracja z pomysłem na nową historię. No nic, uparłam się i nie ma bata, trzeba znaleźć obrazek i koniec.
Co ciekawsze ostatnimi dniami wzrosło znacznie zainteresowanie ocenialnią, jeśli nadal tak można nazwać tę działalność, i to w momencie gdy chciałam z tego zrezygnować, właśnie z powodu braku zainteresowania. Co jeszcze ciekawsze, z większością osób współpraca będzie raczej na stałe. Zawsze mnie to zastanawiało, jak człowiek oficjalnie, w ocenie, wypisze błędy, jest ok, a jeśli zrobi to jako zwykły czytelnik... dostaje burę. W każdym razie cieszę się, że w jakikolwiek sposób mogę pomóc. Nie jest to może wiele, bo ekspertem nie jestem i nie umywam się co do poniektórych ambitnych oceniających, ale mnie tam wystarcza. 
Kilka dni wolnego nie było w sumie tak do końca zmarnowane, choć nadal nie napisałam ani słowa w swoich historiach. Dzisiaj chciałam popoprawiać błędy, tak z rozpędu, jednak pendriva, gdzie je miałam, wessało... gdzieś. Ostatnio widziany był w łapkach synka. Kiedyś się znajdzie. W sumie mogłabym skopiować te z bloga, ale na pendrivie były już po jednej edycji i nie chce mi się robić tego ponownie. Te zaległości mogą poczekać, najpierw muszę skończyć zaczęte artykuły na Katalog, które oczywiście również znajdowały się na pendrivie. Idzie weekend to się znajdzie. 
Gorzej, że jutro do pracy... a lenia mam okropnego...

Ocena bloga Jesteś w moim sercu




Ocena bloga: Jesteś w moim sercu



Mam nadzieję, że Musivum mi wybaczy pominięcie jej w kolejce, ale u niej jest znacznie więcej czytania niż na tym blogu.

Pierwsze co się rzuca w oczy to brak justowania i akapitów. Ustawiaj sobie to w Wordzie zanim wkleisz na bloga, choć i na blogu również można to zrobić. Rozdziały masz tylko dwa i to krótkie, więc oba zanalizuję.

czwartek, 7 czerwca 2012

Ocena bloga Marmurowe serce



Ocena bloga Marmurowe serce


Szablon jest taki… typowo onetowski, nie to, żeby był zły. Po prostu obrazek w nagłówku kojarzy mi się z niektórymi szabloniarniami. Zwykle nie zwracam uwagi na zakładki, jednak tutaj zrobię wyjątek. W zgłoszeniu napisałaś, że czas akcji to lata siedemdziesiąte, natomiast w zakładce postacie chyba tylko jedno zdjęcie pasowałoby mi do tego wyobrażenia. Reszta jest jak najbardziej współczesna przedstawiająca zbuntowaną, mniej lub bardziej, młodzież. Poza tym jedyne co podajesz jako informacje o bohaterach, to daty urodzin, tudzież śmierci i miejsce zamieszkania. Dlatego osobiście nie lubię tego typu zakładek, bo jedynie zakłamują wyobrażenie o czekającej lekturze. No cóż, zobaczę jeszcze jak się to ma do tekstu.
Widzę, że jest siedemnaście rozdziałów, czyli co średnio co czwarty zanalizuję. Myślę, że to wystarczy, by pokazać błędy, o ile takowe będą. W pozostałych rozdziałach wymienię jedynie błędy logiczne, o ile takie się trafią.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Jestem wielka

Jestem wielka, powinnam zostać ekspertką w żonglowaniu zaległościami. Ręce nadal mi się trzęsą z nerwów, ale pozałatwiałam wszystko. Zaczęło się od listonosza rano, który przyniósł mi wypowiedzenie umowy kredytu hipotecznego. Po prostu pięknie. No ale dogadałam się z kobietą, że jak spłacę zaległości, anulują je. Co lepsze, dogadałam się ze spółdzielnią, by nie płacić w tym miesiącu za zaległość i czynsz, więc będę mogła tę kwotę dać na kredyt. Będzie dobrze, tylko stresu mnie to kosztuje co nie miara, masakra jakaś. najważniejsze, że pozałatwiałam co trzeba. Teraz trza tylko pomyśleć, aby na życie stykło i będzie git. Dobrze, że do pracy dziś nie idę, bo muszę chyba sobie hydroxynke na uspokojenie wziąć. Okropnie mnie stresuje takie załatwianie spraw.

piątek, 1 czerwca 2012

Jak ja to kocham

Jak ja kocham, gdy mężu wysyła mi sms, że wyjeżdża znów na kilkumiesięczne "wakacje" za granicę. Po prostu uwielbiam. Plany urlopowe wzięły w łeb, dosłownie. Na razie wiem, że czeka nas pracowity miesiąc, jest masa spraw do załatwienia. Dobrze, że dzisiaj już mi nieco przeszło, ale wczoraj w pracy hydroxyzynkę łyknąć sobie musiałam.
Za to z tych dobrych rzeczy, chyba pozbyłam się kamyczka nerkowego, bo przestało mnie boleć. No i w sumie tyle z dobroci. Po prostu pięknie. Jeszcze dziś do pracy, do tego syfu (dosłownie i bez obrazy).

wtorek, 29 maja 2012

Ocena bloga Spalone słowa



 Ocena bloga Spalone słowa              


No to czas zacząć pisać ocenę. Tekstu w sumie dużo nie ma, więc czytanie poszło szybko. Na pocieszenie powiem, że wygląd bloga jest bardzo urzekający, tak jak i sam tytuł historii. Bardzo mi się podoba, schludnie i porządnie, bez bałaganu. Jednak z treścią jest ciut gorzej, nie tragicznie, ale wiele rzeczy trzeba dopracować. Ciężko wypowiedzieć mi się na temat jakiejkolwiek fabuły, bądź jej zarysu, gdyż nie wiele się dzieje. Mamy trójkę uwięzionych wampirów i dwóch łowców. Jak do tej pory historia opiera się na opowieściach więźniów o swoim ludzkim życiu. Nie wiem jaki masz w głowie większy zamysł tej opowieści, jak na razie ja tego nie widzę, ale zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek. Mimo to nie zainteresowałaś mnie, ani troszkę. Ogólnie mam wrażenie, że jest dużo lania wody, masa zbędnych informacji nic nie mówiących czytelnikowi, a wręcz przeciwnie, wprowadzają tylko zamęt. No ale nie ma tego złego, czego nie dałoby się naprawić. Ze wszystkiego da się zrobić dobrą opowieść.

sobota, 26 maja 2012

Ivona

Przeglądając tematy na Weryfikatorium zauważyłam, że często polecają syntezator mowy Ivona w celu wyłapania błędów w tekście. Skoro polecają... dawaj więc, ściągnęłam wersję próbną. Powiem, że jestem mile zaskoczona. Mimo dziwnej modulacji głosu, faktycznie od razu słychać, czy coś zgrzyta w tekście. Może jak się wykaraskam finansowo, to sobie zakupię licencję. Naprawdę przydatny gadżet. W poniedziałek mam wolne i jeśli mąż nie weźmie laptopa, odsłucham swoje teksty. Przesłuchałam teraz tylko część pierwszego rozdziału Alethy i już wyłapałam kilka rzeczy. Z jednej strony szkoda, że takie bajery są płatne, a z drugiej strony wcale się nie dziwię. Jeśli ktoś nie ma pod ręką dobrej bety, taki program jest idealny. Wyłapie wszystkie literówki, od razu słychać czy zdanie ma sens i czy dobrze brzmi. Zobaczę jakie wrażenia będą po odsłuchaniu wszystkiego. Przyda się przy pisaniu oceny dla Hakuny, taki mały eksperyment.

Szablon

Nadal staram się opanować szablon i przyznam, że zabawy jest z tym sporo. W porównaniu z onetem... no nie ma porównania. Weszłam ostatnio na bloga onetowskiego i zaskoczyło mnie to, jak bardzo jest ubogi, a przecież sądziłam, że graficznie onet wygląda super. Jednak dosłownie jest ubogi, a nawet bardzo ubogi. Do tej pory naprawdę byłam leniwa i nie chciało mi się ustawiać szablonu, no ale w końcu trzeba się za to zabrać. Może nie wyszło jakoś super, ale myślę, że nie najgorzej. Jeszcze nad nim popracuje, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Dzisiaj jestem po pracy i przed pracą, więc nie będę się zbytnio wysilać. Na razie zostaje taki szablon, ale mam już w planie inny obrazek.

środa, 23 maja 2012

Jak nie urok to...

To zawsze się coś innego znajdzie. Ogólnie mam jakiegoś pecha, bo takiej kumulacji dawno nie miałam. I jak nie lubię chodzić do lekarza, tak tym razem wyjścia nie było. Kolki nerkowej w sumie nie jestem już tam pewna (aczkolwiek niewykluczona), za to na bank potworne zapalenie pęcherza. W życiu takiego nie miałam. W dodatku bonusowo okres, jakże by inaczej. No a jak już z łóżka chciałabym się dźwignąć, no to jeszcze kręgosłup głupi również coś od siebie dorzucił. Oczywiście w tym wszystkim synek solidarnie z mamusią  łączy się w bólu gorączkując i nie odstępując jej ani na krok.
Wiem, że marudzę, ale nie lubię chorować, nie lubię brać urlopu na żądanie z tego powodu, albo tym bardziej zwolnienia lekarskiego. Człowiek głupi, ale cóż poradzić. Dzisiaj nocka, dobrze chociaż, że apteczka będzie pod ręką w razie czego. Gorzej, że Młoda sama z synkiem zostanie. Powiedziała, że sobie poradzi... więc nie kombinowałam już z pracą. Zobaczymy, niby w nocy nie ma z nim problemu, bo przesypia, tylko wieczorem jest marudny i już nie bardzo chce syrop na gorączkę pić. No cóż, jakoś to będzie. Teraz śpi, więc idę korzystać z tego. Muszę jeszcze szkolenie napisać, bo zalegam z nim przez to wszystko.

piątek, 18 maja 2012

Onet

Po przeczytaniu tego stwierdziłam, że może jednak pójdę w ślady Romana i skopiuję sobie onetowski blog. Nie będę go jednak tutaj dawać, a tylko w worda wkleję. Szkoda zaśmiecać tego bloga, a wizja utraty bądź co bądź sentymentalnych wpisów... nie widzi mi się. Myślałam, że tamten będzie robił za przechowalnię, ale widać plan upadł. Trochę mi zejdzie, ponad rok czasu pisania. W sumie szkoda by było, aby wszystko przepadło, mniejsza z moimi wpisami, ale te komentarze... niektóre są bardzo cenne i nie chciałabym ich stracić. Nie wiem, czy dzisiaj się za to zabiorę, bo lenia mam strasznego. Najchętniej to bym już lulać poszła. I pewnie tak zrobię...

piątek, 11 maja 2012

Ocena

Skusiłam się i dałam opowiadanie o anielicy do oceny. A co mi tam, niech stracę. Wyszło ogólnie kiepsko i nie do końca było to, czego oczekiwałam. Jednak fakt faktem, test i tak muszę poprawić. No i być mniej chaotyczna. 
Zastanawia mnie jedno, a co ocena tylko potwierdziła, nacisk na dużą ilość opisów, a nawet bardzo dużą ich ilość. Dla mnie jest to rozciąganie niepotrzebne treści, zwykłe lanie wody, które tak naprawdę nic nie wnosi do opowieści. Poza tym jak zmieścić w kilkunastu stronach całą opowieść ze wszystkimi szczególikami? Nie wiem. 
Przy pisaniu szorta konkursowego zobaczyłam jak wiele można wywalić niepotrzebnego, zbędnego wręcz tekstu. Z niemal 7tyś znaków, przy limicie 5tyś, musiałam wywalić około 2 tys znaków. Niemal stronę. To bardzo dużo jak na tak krótki tekst (który i tak pewnie wyjdzie do bani). Zobaczymy za kilka dni. 
Wracając do oceny. To jest właśnie problem z publikowaniem na blogu i dawaniem do oceny, nie każdego się zadowoli. Albo za stara na to jestem i tyle. 
Na razie będę się trzymać Weryfikatorium, bez obrazy dla ocenialni, ale ich bardziej uważam za profesjonalnych ludzi i znających się na sprawie. Na wszystko jest miejsce i czas. Ot i tyle.

wtorek, 8 maja 2012

Fatalny dzień

Dzisiaj miałam fatalny dzień. Przed czwartą rano obudził mnie ból w lewym boku, ale przeleżałam jeszcze godzinkę, zanim i tak musiałam wstać do pracy. Szybko się wyszykowałam, zaliczając przy okazji zwrot kolacji. Do pracy pojechałam taxi, stwierdziłam że nie dam rady dojść o własnych nogach. Dziewczyny postawiły mnie nieco na nogi buscolizyną i pyralginą. Obstawiałam kolkę nerkową, bo miałam typowe objawy. No cóż, kamyczka się nie doszukano, mimo obecnego zastoju w nerce, oczywiście odesłano do poradni, gdzie na pewno pojawię się... już lecę. Na łeb, na szyję. W każdym razie użyczyłam sobie z apteczki oddziałowej mały zapasik no-spy. Na wszelki wypadek. Co najśmieszniejsze, w nerce kamyczka nie znaleziono, za to sporo w woreczku żółciowym. Masakra jakaś. Mam nadzieję, że kamyczek z nerki postanowi się sam ewakuować. Prędzej niż później, i że nie skończy się to jak ostatnim razem.
Wieczorkiem zrobiłam małe <kilk> i tekst poszedł. Już żałuję. Niby było jeszcze kilka dni, ale wiem, że jutro już bym nie wysłała. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Mąż dzisiaj zawiózł oba laptopy do naprawy, znaczy się mój i swój. Mój mały kalkulatorek jest raczej... nie do odzyskania. Jeszcze się z tym nie pogodziłam. Jakoś sprzęty elektroniczne nie lubią mnie. No nic, jak zwykle, zacznę wszystko od nowa.
Zmęczona jestem i tyle.

sobota, 5 maja 2012

Szort

Pisanie szortów jest zdecydowanie trudniejsze niż zwykłe lanie wody. Ciężko zawrzeć wszystko w niecałych dwóch stronach, dialogi, opisy, zmieścić w dodatku jakąś historię. W każdym razie skończyłam pisać, muszę tylko skasować ponad tysiąc znaków i jeszcze dostosować je do wymogów konkursu. Miałam nieco inny plan, ale przez ten limit znaków raczej nie wypalił. No chyba, że po przeróbce zmieszczę jeszcze troszkę tekstu. Zobaczymy.
Nadal jestem bez swojego sprzętu, a jak wiadomo trwa dłuuugi weekend. Muszę przeczekać i trzymać kciuki, aby dało się odratować laptopa, choć mam ogromne wątpliwości co do tego. Pod względem sprzętu komputerowego, mam pecha, zdecydowanie. Nic nie poradzę.
Będzie to pierwszy konkurs na jaki wyślę cokolwiek swojego. O ilę się nie rozmyślę. Nadal mam spore obiekcje, ale może się przełamię. Jeśli nie zostanie tekst odrzucony od razu... może w końcu przekonam samą siebie, że jednak nie piszę najgorzej? Zobaczymy.
A teraz lulu. Późno już na pisanie takich pierdół.
Edit 5.05.
Po prostu masakra. Nadal mam prawie sto znaków poza limitem i nie mam pojęcia co jeszcze mogłabym wywalić. Jedyne co mi się udało, to dostosować tekst do drugiego wymogu, przynajmniej mam taką nadzieję. Na szczęście mam jeszcze kilka dni, by dopracować wszystko.

czwartek, 3 maja 2012

Bez sprzętu

Obecnie jestem bez własnego sprzętu. Komórkę synuś mi utopił, laptopa zalał. Po prostu pięknie. Moje plany odnośnie pisania jak zwykle będę musiała nieco zweryfikować. Chciałam napisać na jeden konkurs, i mam nadzieję, że się do tego przyłożę, bo historia już obmyślana. Nie żeby była jakaś super. Tekstu ma być coś ponad stronę. 
Może dzisiaj wygonię męża na spacer z synkiem i pożyczę laptopa od Młodej. Nie lubię pisać na nie swoim sprzęcie, bo zanim się przestawię... 
Zarejestrowałam się na Weryfikatorium, ale czuję się tam strasznie mała, bynajmniej nie wiem czemu, ale tak mam jakoś. Sama nie czuję sie jako osoba, która nie pisze jakoś specjalnie dobrze, a tym bardziej nie nałogowo jak inni, a poza tym... zawsze mam problemy w dyskusjach, aby wypowiedzieć się zrozumiale dla innych. No i tym bardziej... moja znajomość gramatyki... jest bardziej intuicyjna i opiera się na tym, czego mnie nauczyli w szkole, głównie w podstawówce. Chyba będe musiała częściej korzystać z poradnikow Smirka i tyle. 
Chyba też dlatego chciałabym właśnie napisać na konkurs, aby wiedzieć jak oceniają mnie inni, bardziej doświadczeni w kwestii pisania niż ja. Poza tym byłby to pierwszy konkurs, gdzie bym cokolwiek wysyłała. Pożyjemy, zobaczymy.

wtorek, 1 maja 2012

Ciężka noc

Szykując się wczoraj do pracy miałam nadzieję,  że ludziska poczują majowy weekend i będą trzymać się z dala od szpitala. Nawet po objęciu dyżuru byłam pełna nadziei, bo przez pierwsze dni weekendu nie było wiele przyjęć. Wzięła sobie laptopa, z cichą chęcią poprawienia pracy męża, poczytania Curse of the blood, a może nawet popisania ciągu dalszego swoich historii. Na cichych chęciach się skończyło, bo nawet nie wyciągnęłam laptopa z torebki. Praca chyba mnie lubi i tyle. W każdym razie do rana stale było coś. 
Mniej więcej już odespałam nockę, choć szczerze mówiąc nadal z chęcią walnęłabym się do łóżka pod kocyk. Niestety jakoś nikt nie chce mnie zmienić, a synek rano jak na złość jak skowronek. Mąż też po nocce, więc teraz on śpi.
I już maj. Kurcze ten czas tak mi umyka... dopiero był początek roku, a już jest połowa. Czas leci, a ja mam uczucie, że wciąż stoję w miejscu, ciągle z tymi samymi problemami. Bywa.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Zmian ciąg dalszy

Idzie wiosna, czas na zmiany. Adres bloga zmieniłam, szablon... no tego do końca jeszcze nie opanowałam i póki co zostanie tak jak teraz, a dziś była wizyta u fryzjera. Włoski króciutkie, tak na kilka centymetrów, bo ja wiem... 2-3? Moim zdaniem wyglądam lepiej, a przynajmniej lżej. Włosów trochę miałam, więc teraz wyglądam nieco inaczej. Teraz tylko muszę parę (naście) kilo zrzucić i będzie super. Zacznę od jutra, bo dziś już zakupy zrobiłam i nie oparłam się pokusie słodyczy. 
Dziś ogólnie czuję się lżejsza, ładniejsza... zapewne to wina słoneczka, które grzeje dzisiaj cieplutko, aż się pokusiłam o krótki rękaw na spacerze z synkiem. Jutro mi przejdzie, bo trzeba do pracy się niestety przespacerować.
Na marginesie, dodałam sobie nową zakładkę, gdzie będę zapisywać swoje pomysły, przynajmniej nie umkną gdzieś w niepamięć.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Szablon

Ciągle staram się dopracować wygląd bloga, ale ilość opcji nadal mnie przerasta. Poza tym źle się ustawia takie rzeczy na małym ekranie, bo potem pierdoły wychodzą jeśli ogląda się na znacznie większym. U mnie jest dobrze, ale u innych... szkoda słów. W każdym razie nie opanowałam jeszcze wszystkiego do końca.
Oczywiście przyszedł wieczór, a raczej noc, a mnie nachodzi wena twórcza i szukam dziury w całym. Jak zwykle.
Muszę w końcu się zebrać w sobie i zacząć pisać ciąg dalszy tych trzech historii, a nie tylko oglądać fragmenty w głowie. Sny na jawie są dobre, ale zawsze pozostaną snami, a przecież przynajmniej to pasowałoby uwiecznić. Może jak synek łaskawie pójdzie spać, a ja jakimś trafem nie zasnę... chociaż wątpię, bo piernik uciął sobie drzemkę w ciągu dnia i to dość późno, więc raczej nie będzie się szybko wybierał spać. W ciągu dnia jakoś nie mogę się zebrać w sobie do pisania, za wiele rzeczy mnie rozprasza.
Wciąż zastanawiam się nad Weryfikatorium, wciąż się waham. Wiem, że to głupota z mojej strony, ale czasami wciąż czuję się jak nastolatka, jak dziecko, które niewiele wie. Po prostu w ogóle nie czuję swojego wieku i nie czuję się z tym faktem dobrze. Zresztą,  innymi faktami również nie. Bywa.
Nie ma to jak pełny chaos w głowie.

Zmiany

Coraz częściej widzę jak ludziska zmieniają adres bloga, zmieniając tym samym coś w swym życiu. No jakby nie patrząc, trzeba coś zmieniać, choćby tylko wygląd bloga. Mnie by pasowało nie tylko to zmienić w życiu. Pewnie się i zmieni, tylko w swoim czasie. W każdym razie adres bloga zmieniłam, na razie styknie. Potem w kolejce jest fryzjer, a potem może o ile się uda w końcu, może powiększy się rodzinka... Kurcze, nadal mam fioła na tym punkcie, jeszcze nie do końca zwariowałam, ale już niewiele mi brakuje. Na razie daję sobie jeszcze czas na to, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym w pracy też nie jest to najlepszy moment, abym zachodziła w ciążę, choć zdaję sobie sprawę z tego, że praca nie powinna być ponad rodzinę. Z drugiej strony jednak widząc co u nas wyprawiają... po prostu głowa boli. Nie wiem kiedy taka sytuacja się zmieni, może kiedy faktycznie zabraknie osób do pracy, nie wiem. Staram się zwykle nie pisać o pracy, bo nie jest ona jakoś specjalnie interesująca, ale czasem nie mogę się powstrzymać. Raz, że mało płacą, dużo wymagają, w tym niańczenia innych ( którzy zarabiają... ugryzę się w język lepiej). Ostatnio dyrekcja robi "porządki" w poradniach, zabierając po pielęgniarce. Jedną,  z trzydziestoletnim stażem pracy tylko w poradni dają na oddział patologii noworodka. Oddział, wg mnie gorszy niż OIOM. Niestety protesty i tłumaczenia na nic się zdały, aż współczuję kobiecie. Ja bym chyba zrezygnowała  pracy, oczywiście po długim L4. Za coś takiego nawet bym się nie krępowała brać.
Właśnie dlatego szkoda by mi było zachodzić w ciążę, bo wiem, że nie wrócę na swój oddział. Wkurzające jest jak tak człowiek musi się na nowo przyzwyczajać. Każdy oddział ma inną specyfikę, inaczej się pracuje.
Może po drugiej ciąży ( o ile takowa nastąpi) pomyślę o zmianie pracy. Na razie szkoda mi macierzyńskiego, którego mogłabym nie dostać... ehh, takie gdybanie.
Gorzej, że wszystkie dodatki finansowe kończą się w tym miesiącu. Potem trzeba będzie sobie jakoś radzić, mniej lub bardziej efektywnie. Mimo prowadzenia rachunków, nie mam pojęcia gdzie ta kasa ucieka. Po prostu nie wiem.
Może dlatego marzy mi się wygrana w totka. Fajnie by było...

środa, 18 kwietnia 2012

Nadal chaos

Nadal nie do końca potrafię się zdecydować co do układu i ogólnego wyglądu bloga, ale nic to, w końcu kiedyś się zdecyduję.
Poza tym, jak już wcześniej pisałam, miałam dziś dobry dzień. Ogólnie jestem zadowolona, raz z nowego bloga, a dwa - znów wróciły marzenia. Nie powiem, miałam spory zastój w tej kwestii. Niestety, i to moja wielka wada, podchodzę zbyt emocjonalnie do wielu spraw, i to zwykle zaważa na mojej zdolności snucia snów. Fakt, że luty i marzec raczej nie należały do lekkich w pracy, też nieco na tym zaważył. Dziś jednak przewinęła mi się spory fragment trzeciej części historii Alethy, wraz z finałowym zakończeniem. Czułam się jak w kinie, w sumie na dwóch seansach półgodzinnych, bo tyle trwa moja droga do pracy. Fajnie było. Teraz muszę tylko to spisać... oczywiście po tym jak dojdę do tego. Jak na razie ledwo zaczęłam część pierwszą. Mam straszne zaległości i muszę je po nadrabiać. Mam nadzieję, że nie będzie to słomiany zapał. W każdym razie jutro dzień wolny i o ile synek nie będzie za bardzo po mnie skakał, dam pozostałe opowiadania. Mam nadzieję, że również nie będzie w nich dużo do poprawy. 
Oczy mi się same zamykają, chciałabym mieć tyle energii co synek, on w ogólnie nie myśli nawet o spaniu. Zazdroszczę mu.

Witaj w mych skromnych progach

Rozgość się Gościu, w moich skromnych progach...
Czyli główne rzeczy skończyłam robić, trzeba zrobić aktualizację starego bloga i poinformować zainteresowanych o zmianie adresu bloga. Jestem zadowolona. I to bardzo. Skończyłam robić najważniejsze rzeczy, synek grzecznie się sam bawi i nie przeszkadza mi. Czego chcieć więcej? Ano tak, wygranej w totka, ale w tej kwestii mogę jedynie pomarzyć.
Marzenia rzecz piękna, ale o tym później.
Myślę, że teraz nikt nie będzie miał problemów z dostępem do bloga i nie wystraszy się. 
Ogólnie jakoś jestem dziś w dobrym humorze, nawet w pracy dzień minął w miarę spokojnie i nikt się niczego nie czepiał. Jednak coś czuję, że dziś szybko padnę, o ile synuś mi pozwoli. Pozmieniam linki, rzucę garść informacji i idę się zrelaksować. Koniec na dziś pracy twórczej.

Marzenie Anioła cz. IV


Atori długo nie mogła odzyskać zmysłów, choć walczyła o to zaciekle. Czasami wydawało się jej, że coś słyszy, jednak nigdy do końca nie była pewna, zawsze było to bardzo nierealne odczucie. Pamiętała jedynie, że spadała, nie wiedziała dlaczego. Może był to po prostu sen, koszmar, tylko dlaczego nie mogła się obudzić? Znów te głosy, tak blisko niej, a zarazem tak daleko. Coś mówiły, ale nie zrozumiała co, już odpłynęły zresztą. Znów cisza, pełna wyczekiwania. Czuła, że znów śni, była już w tym miejscu, pamiętała je, tylko nie wiedziała skąd. Starzec, co on tutaj robi? Coś mówi, nie rozumiała zupełnie słów, dobiegały z bardzo daleka. A może jednak… ma pomóc, kogoś uratować, chyba tak to było. Znów te głosy, nie pozwalają jej śnić dalej.
Starała się uchylić powieki, które ciążyły bardzo, były jak z ołowiu. W końcu udało się, nie dużo ale miała nadzieję, że wystarczająco. Jednak jeśli myślała, że zdąży się zorientować w sytuacji, zawiodła się bardzo. Widziała jedynie rozmazane obrazy, a ból głowy, który pojawił się niemal w tej samej chwili, chciał rozłupać doszczętnie głowę. Od razu zamknęła oczy, znów oddalając się w niebyt.

Marzenie Anioła cz. III


- Żyje?
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie nie.
- Spadła naprawdę z wysoka - chłopiec zadarł głowę do góry, jednak nie był w stanie ocenić wysokości. - Nie mogła przeżyć.
- Idź sprawdź.
- Sama idź! Czemu ja się mam narażać?
- Bo jesteś starszy? - spytała niepewnie dziewczynka wycofując się kilka kroków.
- Niech ci będzie, ale ty biegniesz po ojca.
- Ja? Dlaczego? - tym razem dziewczynka niemal zapiszczała, bardziej przerażona wizją poinformowania o tym zdarzeniu ojca, niż możliwością, że martwa kobieta nagle ożyje.
- Bo ciebie ojciec nie spierze, za mała jesteś. Leć już, a ja sprawdzę, czy ona żyje - chłopiec twardo wydał polecenie, choć tym razem sam miał ochotę pobiec po ojca. Jednak wiedział, że gdyby zostawił siostrę tu samą, dostałby jeszcze większe cięgi. Wolał już poczekać tutaj. Miał jedynie nadzieję, że nie dostaną po głowie za to, że wałęsali się w pobliżu wysokich ruin.

Marzenie Anioła cz. II


- Atori. - Ciche słowo niosło ze sobą powitanie, troskę i smutek. Szare, zmęczone oczy patrzyły jak ląduje niezbyt zgrabnie na ziemi.
- Witaj - zwykle głos miała pewny i mocny, teraz drżał. - Potrzebuję wielu odpowiedzi. I ukojenia - dodała po chwili ciszej. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Nie chciała tłumaczyć dlaczego, nigdy też nie musiała tego robić. On zawsze wiedział.
- Nie znajdziesz ich u mnie. To co cię dręczy jest tam - starzec wskazał miasto - nie tutaj.
- Wiesz co się stało?
- Tak.
- Dlaczego? - spytała po chwili milczenia, nieco zaskoczona rzeczową i tak zwięzłą odpowiedzią. Zawsze zmuszał ją, by sama szukała odpowiedzi, w ten czy inny sposób.
- A jak sądzisz?
- Nie wiem. Nic nie wiem. - Nie wiedziała co się stało, nie miała nawet pojęcia od czego mogła zacząć snuć domysły. - Byliśmy na misji. Zostało nas troje, reszta wróciła do świątyni. Atariel, Atako… - głos się na chwilę załamał, jednak zdołała nad nim zapanować. - Kapłani odarli ich ze wszystkiego, zniszczyli to kim byli, zabili ich. Boję się, że wszyscy moi bracia i siostry nie żyją.

Marzenie Anioła cz. I



Atori czekała. Od ostatnich rozkazów minęło już kilka dni, a jak dotąd nie miała żadnych wieści od Atariela. Dowódca grupy nigdy nie opóźniał się z raportami zwłaszcza, że była to najważniejsza z misji. Nareszcie byli blisko odkrycia drogi do Nieba i niemal kilka kroków dzieliło ich od Boga. Jeśli misja powiodłaby się, wszystkie ich problemy przestałyby istnieć, a będąc Sługami Boga wprowadziliby do Nieba każdego mieszkańca tego zapomnianego przez wszystkich miasta. Barates było ostatnim miastem jakie zostało po wielkiej wojnie światów, a raczej jakie zdołało przetrwać to, co działo się później. Dzięki ochronnemu polu, którym otoczono całe miasto, mieszkańcy mogli żyć w jako takim spokoju. Było to trafione rozwiązanie, przynajmniej w tamtych czasach. Podczas wojny mówiono, że to koniec świata, że Anioły stąpią z nieba i wezmą wszystkich do Nieba. Anioły pozostały tam, gdzie były, a koniec świata rzeczywiście nastąpił. Nic już nie było takie jak dawniej. Z żyjących zostały garstki, każdy dbał tylko o siebie. Jedynie większe, bogatsze miasta zdołały osłonić się barierą energetyczną, by z czasem, jak wszystko wróci do normy, porzucić je i wrócić do życia. Nic jednak nie dzieje się samo z siebie. Nie było możliwości sprawdzenia, czy poza osłoną jest możliwe życie, poza tym prognozy naukowców były raczej długoterminowe. Po wiekach, jakie upłynęły od tamtego czasu niewiele się zmieniło, prócz tego, że umocniła się wiara w Boga i zaczęto tworzyć anioły na wzór tych z legend. Stali się jedyną nadzieją na przeżycie zwłaszcza, że bez możliwości zasilenia osłony, ta z każdym rokiem kurczyła się zagarniając dla siebie coraz większe części miasta, dzielnica za dzielnicą.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Niania

Temat niani wraca do mnie jak bumerang. Jak patrzę w internecie na ogłoszenia i stawkę za godzinę... nie stać mnie nawet na to, choć przecież chodzi o kilka dni w miesiącu. Nie mogę wiecznie prosić Młodej, by zostawała w domu, zwłaszcza że już fochy stroi. Poza tym rozumiem ją, nie powinna tyle opuszczać szkoły. Jedyne wyjście to znaleźć jakieś dodatkowe źródło dochodów, najlepiej w domu bo wróci kwestia niani, na którą i tak nie mam kasy. Finanse również jak zwykle mnie dobijają. I jakoś tylko ja się tym przejmuję. 
Dziś podpisałam ugodę ze spółdzielnią, drogą, ale cóż zrobić. Przynajmniej póki co się odczepią. Niestety wraz z ratą za kredyt mieszkaniowy wyniesie to całą wypłatę męża. Zostanie moja wypłata plus sms ratunkowy do teściowej. Muszę coś wymyślić i tyle. Nie mam wyjścia. Przedszkole odpadło, na żłobek mnie nie stać, na nianię też. Na samo życie również mnie nie stać. Ehh... wiem, że narzekam, ale w sumie gdzieś muszę ponarzekać. Muszę przemyśleć wszystko i coś wykombinować.

5. Romantyczna przygoda



— Kpisz sobie chyba. Błagam, powiedz, że sobie żarty robisz? — Aletha spojrzała z niedowierzaniem na siostrę. Naprawdę, nie tego się spodziewała, gdy o czwartej rano Rita zakomunikowała jej, że jadą na basen. — Po to jechaliśmy prawie cztery godziny, by teraz zjechać po tym… czymś? — wskazała ręką olbrzymią zjeżdżalnię, którą z trudem obejmowała wzrokiem. Na sam widok dostawała lęku wysokości. — Nie śmiej się ze mnie! Nie zamierzam tam wejść. W życiu!
— Aletha, proszę, fajnie będzie. Nie będę się śmiała, obiecuję — dodała szybko widząc sypiące się gromy z oczu siostry, jednak nie była w stanie powstrzymać śmiechu. — Oj, nie przesadzaj, nie jest tak wysoko przecież. Martin, powiedz coś!
— Nie zmuszaj jej. Jesteśmy tu dla zabawy, Aletha na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie, a my w tym czasie…
— Po czyjej jesteś stronie?! — Rita krzyknęła udając oburzoną, szturchając jednocześnie chłopaka w ramię.

4. Sen


Wieczorem Rita ustawiała zakupione rzeczy w mieszkaniu, szukając odpowiedniego dla nich miejsca. Aletha natomiast siedziała wpatrzona w szklaną kulę, ustawioną na podstawce, na stoliku. Myślała o niej odkąd wyszły ze sklepu. Przyciągała jej myśli jak magnes. Bała się dotknąć kuli, jednak po jakimś czasie się przemogła i wzięła ją do ręki. Gdy tylko dotknęła szkła, znów zobaczyła inny świat. Nie mały domek pokryty śniegiem z bałwanem na podwórku, tylko cały świat złożony z kilku wysp wiszących w powietrzu, jakkolwiek było to możliwe. Palcem wskazującym musnęła powierzchnię szkła mierząc w największą wyspę. Ląd powoli rósł, jakby przybliżał się. Teraz dokładniej widziała, że to nie wyspy, a sporej wielkości kontynenty. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, a mimo to nie była w stanie oderwać wzroku. Miała wrażenie, że jest zupełnie gdzie indziej, nie w swoim mieszkaniu, że stoi gdzieś wysoko i patrzy na ten zupełnie obcy świat z góry. Zmrużyła oczy, gdy promienie jasnego słońca znalazły się zbyt blisko. Mogłaby przysiąc, że czuła je na swojej twarzy. Nagle uśmiechnęła się, ogarnęło ją przemożne uczucie, że znalazła się w domu. Czuła się bezpieczna, spokojna. Pozwoliła aby ciepło słońca ogrzało skórę, wniknęło w nią głęboko, przegnało chłód trosk.

3. Antykwariat


Smutki nie trzymały się Rity długo. Tym razem również tak było. Aletha nie była pewna, ale dziewczyna musiała wstać chyba przed świtem. Była siódma rano, śniadanie zrobione, a głośny szczebiot skutecznie przegonił i tak dość niespokojny sen.
— Śniadanie gotowe. Wstawaj śpiochu, dzisiaj czeka nas długi dzień!
— Już nie śpię. — Aletha zaśmiała się zachrypnięta. Musiała odkaszlnąć, by móc coś więcej powiedzieć. — Coś zaplanowałaś?
— Ależ oczywiście! Nie możemy zmarnować tak pięknego dnia. Odwiedzimy ruiny za miastem. Odkryłam je przez przypadek, gdy tu jechałam stopem…
— Jechałaś czym? Przecież mówiłam ci tyle razy byś…
— Daj spokój, marudzisz i tyle. Jak zwykle.
— Nie marudzę, tylko…
– Jedz i nie gadaj. Kawa ci wystygnie. Potem idziemy do jednego antykwariatu, który znalazłam, kiedy spotkałam …

2. Niespodzianka


Pierwszy dzień był dość męczący, ale miała go już za sobą. Dzisiaj miała poznać wyniki niektórych badań i wstępną diagnozę. Nie sądziła, że będzie się tak denerwować. Już wczoraj nie mogła zasnąć, musiała poprosić o coś na sen. Niechciane myśli kotłowały się w głowie, nie dając ani chwili wytchnienia. Wiedziała, że rozmyślania typu co by było gdyby, nie mają najmniejszego sensu, jednak w żaden sposób nie mogła ich powstrzymać. Wiedzieć coś, a móc to dwie różne sprawy. Spodziewała się co usłyszy, jednak pragnęła całym sercem tego nie słyszeć, traktować to jak senny koszmar, z którego w każdej chwili można się obudzić. Koszmar jednak nie ustąpi, tego była boleśnie pewna.
— Dzień dobry, pani Brok.
Mimo, że czekała na wizytę, nie była do końca na nią przygotowana, przynajmniej nie psychicznie. Uśmiechnęła się nieco wymuszenie, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo to wszystko przeżywa. Nie potrzebowała fałszywego współczucia.

1. Wizyta




— Komu w drogę, temu czas. — Aletha zaczerpnęła głębiej powietrza. Już przez dłuższą chwilę stała przed drzwiami, usiłując zmusić się do wyjścia. Dawno już tak się nie stresowała mimo, że nie był to przecież pierwszy raz. Termin wizyty miała ustalony od miesiąca. Przekładała go dwa razy, choć wiedziała, że nie powinna. Zdawała sobie sprawę z tego co usłyszy. Wystarczająco dobrze znała objawy, już to raz przerabiała. Myślała, że tym razem będzie lżej, łatwiej, ale myliła się. Była przerażona.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, po czym bardzo wolno je wypuściła. Otworzyła drzwi, a noga sama przekroczyła próg. Przynajmniej ona się nie bała. Druga o dziwo podążyła za pierwszą i tak krok za krokiem. Taksówka niestety już czekała, nie było drogi odwrotu, choć w tej chwili jedyne czego pragnęła, to odwrócić się, wbiec do domu i głośno zatrzasnąć za sobą drzwi. Nie zrobiła tego. Wsiadła do auta podając adres kliniki. Dziwne, ale głos nawet nie zadrżał, gdy mówiła. Może to i dobrze, będzie potrzebować chłodnego opanowania na później. I to bardzo. Bała się, że w ostatniej chwili zabraknie odwagi i wycofa się, ucieknie. Nie chciała drugi raz przechodzić przez to wszystko.
Nie pamiętała dokładnie drogi. Szczerze mówiąc w ogóle jej nie pamiętała. Nagle, tak po prostu, znaleźli się przed kliniką. Zapłaciła za jazdę, podziękowała spokojnym tonem. Była niemal pewna, że wygląda jak młoda osoba idąca w odwiedziny do szpitala, a nie jak osoba, która ma za chwilę usłyszeć wyrok. Za pierwszym razem miała chociaż nadzieję, tym razem nie mogła na nią liczyć. Nogi same ruszyły ku frontowemu wejściu, nie czekając na żadne polecenia.

Ocena bloga Alicja w krainie garów



 
Blog: Alicja w krainie garów.


Nie przepadam za kolorem pomarańczowym, a tu jest go aż nadto. Oczy mnie już bolą. Pociesza mnie jedynie fakt, że piszesz, iż to tymczasowe. Mam nadzieję. Bo okładka odrzuca. Ciesz się, że nie oceniam szablonu, tylko treść. Zmień jednak go koniecznie, na jakikolwiek inny, przyjemny dla oka.
Wstęp odrzuca równie skutecznie jak szablon. Zlituj się i popraw to wszystko, mam na myśli szablon, czcionkę... ogólny wygląd. W porównaniu z poprzednim Twoim blogiem, który wydaje mi się był bardziej dopracowany, ten wypada już na starcie gorzej. Mam nadzieję, że chociaż treść jest wyższych lotów, bo talent do pisania masz.
Dobrze, przeczytałam całość. Ocena będzie raczej krótka. Zacznę najpierw od błędów, aby mieć je najpierw z głowy, a potem napiszę co myślę, o opowiadaniu.

Ocena bloga Prezent dla Charliego




 
Blog:  Prezent dla Charliego


Nie wiem czy wolałam poprzedni szablon czy ten, ten być może bardziej pasuje do tematyki opowiadania, a przynajmniej tak sądzę, skoro ma być o wampirach. Przeleciałam pobieżnie dodatki, sporo ich, większość wg mnie zbędna, wiem jednak, że na innych ocenialniach uważają, że im więcej tym lepiej. Mnie tam na szczęście do niczego to potrzebne. Podoba mi się cytat na belce, intrygujący.
Na pierwszy rzut oka rozdziały nie są zbyt długie. Moim zdaniem to dobrze, czytelnik nie zdąży się znudzić, za to zainteresować jak najbardziej. Na blogu zawsze czyta się inaczej, oczy szybciej męczą, a i zainteresowanie również maleje niemal proporcjonalnie wprost to długości tekstu. Oczywiście wiadomo, że z książką jest inaczej, ale przecież nie trzymam książki w ręku, tylko laptopa. Ale dość tych dywagacji. Idę czytać.

Ocena bloga W naszej szkole



 
Blog: W naszej szkole


Wchodzę na bloga i wita mnie spokojny szablon w białej tonacji. Bardzo szkolny, tak jak i adres. Przyznam, że bardzo spodobał mi się napis w nagłówku i muszę mu przyznać rację. Czuję, że wrócimy do liceum, albo gimnazjum. Szablon nie odtrąca mnie, tematyczny, od razu wiadomo o co chodzi. Plus za czytelność, czcionka jest przystępna, kontrastowa, nie mikroskopijna, więc moje oczęta są Ci wdzięczne.
Przeleciałam pobieżnie zakładki w menu. I tu drugi plus za to, że nie są na osobnych blogach, jak często to bywa. Czego się dowiedziałam. Jesteś dość młody i całe życie twórcze przed Tobą, bo z tego co piszesz literaturą i pisaniem, w tej czy innej formie, interesujesz się od dawna. Przyznam też, że mimo iż nie przepadam za opowiadaniami szkolnymi, zdołałeś mnie zainteresować, przynajmniej na tyle, że mam chęć przeczytać opowiadanie. Czasami dużo można dowiedzieć się o kimś po tym jak pisze, nawet o takich banalnych rzeczach krótka notka o treści bloga. Piszesz dojrzale i wydaje mi się, że poważnie i racjonalnie podchodzisz do tego, to dobrze. Nie rozumiem za to tej ankiety. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie do szuflady, lub jedynie kilku osób, którzy być może nie wypowiadają się satysfakcjonująco może być irytujące, jednak taka ankieta to ukłon w stronę: pociesz mnie proszę. Moim zdanie zupełnie niepotrzebna zakładka i przeczy temu o pisałam o dojrzałości. Przystanęłam chwilę nad zakładką o ocenach. Są dość rozbieżne i nieco mnie to zaniepokoiło. Zwykle nie czytam ocen wystawionych przez innych przed napisaniem własnej oceny, aby się nie sugerować, ale jednak zerknęłam, tylko na punktację. Od razu widać, że podpadłeś na samej grafice i szablonie. A i jeszcze jedno. Podoba mi się linkowanie bezpośrednio do oceny. Na marginesie, jedna ocena zalinkowana jest wprost do komentarza, popraw to.

8. Tunel


- Skąd masz te perełki?
To już chyba setne pytanie nowej współlokatorki, które Leyen zignorowała.
Podróż faktycznie nie zajęła dużo czasu i w miarę szybko dojechały do Mirt. Ośrodek był mały, raptem kilka budynków. Szczerze mówiąc spodziewała się czegoś większego. Na szczęście to tylko przejściowe miejsce, tak przynajmniej usłyszała. I dobrze. Nie zamierzała spędzić tu wieczności.
- To prezent. Dostałam je od dwóch maagi - odpowiedziała w końcu dla świętego spokoju.
- Mi nic nigdy nie dały.
- Może za mało się starałaś? Byłaś miła dla nich?
- Noo… chyba nie, dlatego tu mnie wysłały.
- A ja tu jestem w nagrodę. - Leyen spokojnie odpowiadała, patrząc jak w dziewczynie rodzi się zazdrość. Mimo, że ciężko przychodziło jej myślenie, nie była najgorsza, choć nieco irytująca. - Myślę, że takich perełek zdobędę wkrótce więcej.

7. Anielina Sardo

Salia Nekam wolnym krokiem zmierzała do wejściowych drzwi. Nie spodziewała się nikogo o tej godzinie. Było na tyle późno, że odprawiła już służbę na noc, teraz więc musiała sama przyjąć nieproszonego gościa.
- W czym mogę pomóc? - spytała oschle nieznajomą, która niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
- Pani Salia Nekam?
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - Salia spytała ponownie, nieco zirytowana. Nie lubiła się powtarzać, zwłaszcza o tej porze.
- Jestem Anielina Sardo. Przybyłam po Leyen.
- Przykro mi, ale nic nie wiem na ten temat. W tej sprawie oczekuję panny Biern. Poza tym nie jest to chyba odpowiednia godzina na załatwianie takich spraw.
- Rozumiem, ale Lucia nie będzie mogła kontynuować tej sprawy. Została przekazana mnie…
- Powiedziałam już, że będę rozmawiać jedynie z panną Biern. - Salia miała ochotę zatrzasnąć kobiecie drzwi przed nosem, jednak dobre wychowanie nie pozwoliło jej na to. Nie zamierzała również tolerować tego typu wyskoków agencji. To już była zdecydowana przesada.

6. Nowy dar

Tego było już dla Leyen za dużo. Dosyć, że wyrzucono ją z własnego domu, musiała podróżować przez kilka dni z wredną jędzą, udając przy tym jak jest jej dobrze, to teraz jakaś niewyrośnięta ździra będzie bronić dostępu do łóżka, które dostała z przydziału. Może nie należało do najlepszych, ale była zmęczona i chciała się położyć, w spokoju. Miała serdecznie dość odgrywania grzecznej dziewczynki.
- Jak chcesz możesz się wyprowadzić. Drzwi są tam! - warknęła podchodząc do niej jednocześnie wskazując zamaszystym ruchem drzwi. Skończyło się udawanie. Nie pozwoli się dłużej znieważać, a skoro sama się prosi o nauczkę, to ją dostanie.
- Ty pierwsza przez nie wylecisz! - Bergit nie pozostała dłużna, zrobiła nawet krok dalej. Chwyciła Leyen za włosy, ciągnąc zupełnie zaskoczoną dziewczynę w stronę drzwi.

5. Nowe życie


- Daleko jeszcze? - Leyen zdecydowanie miała dość podróży. Odkąd wyjechały, nie zatrzymały się nigdzie na dłużej. Jedynie na stacjach przesiadkowych mogły na chwilę rozprostować nogi, gdy woźnica zmieniał zaprzęg, no i oczywiście noclegi, ale tych wolała nie wspominać. Były to jedyne momenty, gdy mogła zobaczyć zewnętrzny świat, jak go nazywała. Nie tego oczekiwała po tej podróży.
- W tym tempie, wieczorem będziemy na miejscu. Została nam jedynie przeprawa przez góry. Nie, nie będziemy się wspinać. - Lucia uśmiechnęła się uspokajająco widząc dokąd wędruje wzrok dziewczynki. - Przejedziemy tunelem wydrążonym w górze. Nie ma się czego bać. - Dodała szybko, mimo że sama nie była pewna tych ostatnich słów. Słyszała zbyt wiele opowieści o tunelu, by teraz mogła ze spokojem nim jechać. Sama przemierzyła go zaledwie dwa razy i nie wspominała tych chwil zbyt dobrze. Już sama myśl o tym, ile skał ma się nad głową, wywoływała przerażenie i paniczny strach. A przecież była to jedynie drobnostka, bo nie tego należało się bać.
Leyen patrzyła z podziwem, a zarazem z niepokojem na ośnieżone szczyty gór. Jakoś nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że będzie to jej przyszły dom. Czuła się przy nich taka maleńka, niemal niewidoczna. Wzrokiem szukała wejścia do tunelu, jednak niczego takiego nie znalazła. Droga wiodła pod górę, a dalej po prostu znikała za kolejnym wzniesieniem.

4. Przygotowania


Nie zauważyła nawet kiedy stanęła przed drzwiami gabinetu wraz z wyczekującą Salią.
- Proszę wejść.
- Dziękuję. - Lucia weszła do środka, zachowując stoicki spokój. Wiedziała, że będzie jej bardzo potrzebny podczas tej rozmowy. - Pani Nekam… - dodała, gdy pani domu zamknęła drzwi za nimi - dlaczego nie powiedziała pani o tym, o siostrach od razu? To nie jest zwykły przypadek, nigdy wcześniej nie zdarzyło się coś takiego, a przynajmniej ja nie wiem o żadnych naznaczonych bliźniaczkach.
- Wiem o tym, dowiadywałam się. Jednak sama pani wie, jak traktuje się naznaczone dzieci, jak wyklęte. Nie chciałam, by to spotkało Leyen. - Salia mówiła spokojnym tonem, który w tej chwili bardzo do niej pasował. Nie powiedziała też konkretnie, o którą córkę chodzi. - Niestety nie miałam innego wyjścia po tych atakach.
- Rozumiem panią… ale nie mogę pojąć jak udało się pani tak długo wszystko zachować w sekrecie?
- Wbrew pozorom nie było to takie trudne. Bardzo starannie dobierałam służbę.
- Pani Nekam… Salio - Lucia czuła, że kobieta nie do końca mówi prawdę, nie kłamała, ale nie mówiła wszystkiego, karmiąc ją jedynie półprawdami. - Uwierz mi proszę, że chcę wam pomóc, tobie i dziewczynkom. Będzie wam coraz trudniej nad nimi zapanować, a na pewno nad ciemnowłosą Leyen. Mam doświadczenie…

3. Leyen


- Pani Nekam. Właśnie kończymy jeść śniadanie. Może przysiądzie się pani na chwilkę?
- Dziękuję, może innym razem. Leyen, mam nadzieję, że nie sprawiasz problemów guwernantce.
- Nie matko. - Leyen odpowiedziała uprzejmie formułką, jednak gdyby tylko mogła wzrokiem zabijać… na pewno w tym momencie zrobiłaby użytek z tej umiejętności. Byłby jeden problem z głowy.
- Dobrze. Wybaczcie zatem.
Leyen pożegnała matkę skinieniem głowy, patrząc uważnie jak wychodzi. Ach jak pragnęła mieć zabójczy wzrok, albo potrafić wzrokiem wzniecać płomienie. Spaliłaby ją tu na miejscu, patrząc jak jej ciało skwierczy w płomieniach. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Niemal czuła zapach palonego mięsa. Przestałaby ją w końcu gnębić. Potem w podobny sposób rozprawiłaby się z tą jędzą guwernantką, tylko że ją piekłaby powoli, na wolnym ogniu, ciesząc się z pełnych przerażenia krzyków. Tak… widok byłby naprawdę piękny.
- Leyen! - nieco zirytowany głos guwernantki przywrócił ją do rzeczywistości. - Obudź się i skończ śniadanie. Za chwilę zaczniemy kolejną lekcję.
- Nie. - Leyen usłyszała własny głos, cichy ale zdecydowany. Słyszała jak groźnie zabrzmiał, co nawet ją zdziwiło. - Żadnych więcej lekcji nie będzie! - mówiła powoli akcentując każdy wyraz. Nie zauważyła nawet kiedy nóż do pieczywa znalazł się w jej ręku. Zobaczyła go dopiero w chwili, gdy atakowała nauczycielkę.

2. Pierwsza lekcja


Dzień był straszny. Nic nie było takie, jak oczekiwała. Miała być przeprowadzka, a nie było. Dostała od razu umeblowany pokój, który przedzielony był jedynie do połowy cienką ścianką. Miała mieszkać w jednym pokoju z guwernantką! Szczyt wszystkiego. Została odarta ze wszystkiego, z godności, prywatności. Zastanawiała się, co jeszcze jej zabiorą. Bezczelna! Teraz mogła krzyczeć jedynie w myślach. Szlag by trafił wszystkich! Zwłaszcza tę guwernantkę!
- Leyen, skup się proszę. - Chłodny, znienawidzony głos ponownie przywrócił ją do rzeczywistości.
- Tak, maagi - odpowiedziała grzecznie wyuczoną formułkę. Musiała szybko się jej nauczyć, mimo że nie chciała. Dłonie wciąż ją paliły po wcześniejszym upomnieniu. Ale przyjdzie czas gdy odda z nawiązką tej suce.
- Przepisz jeszcze raz wszystko.
- Tak, maagi. - Przepisze, a potem cię uduszę! - ostatnie zdanie dodała już w myślach uśmiechając się przy tym sztywno do guwernantki. Stała nad nią i czekała. Była jak skała, nieczuła na upływ czasu. Czekała aż do momentu, gdy osiągnęła zamierzony cel. Jeśli była tak wytrwała czekało ją pasmo długich cierpień, jakie przeżywała podczas tych nauk. No chyba, że… usunie ją w miarę szybko. Wymagałoby to ataku wprost i to dość skutecznego. Miałaby na pewno przez to kłopoty, ale może tym samym zostawiliby ją w spokoju. Szansa na to istniała.