czwartek, 26 kwietnia 2012

Zmian ciąg dalszy

Idzie wiosna, czas na zmiany. Adres bloga zmieniłam, szablon... no tego do końca jeszcze nie opanowałam i póki co zostanie tak jak teraz, a dziś była wizyta u fryzjera. Włoski króciutkie, tak na kilka centymetrów, bo ja wiem... 2-3? Moim zdaniem wyglądam lepiej, a przynajmniej lżej. Włosów trochę miałam, więc teraz wyglądam nieco inaczej. Teraz tylko muszę parę (naście) kilo zrzucić i będzie super. Zacznę od jutra, bo dziś już zakupy zrobiłam i nie oparłam się pokusie słodyczy. 
Dziś ogólnie czuję się lżejsza, ładniejsza... zapewne to wina słoneczka, które grzeje dzisiaj cieplutko, aż się pokusiłam o krótki rękaw na spacerze z synkiem. Jutro mi przejdzie, bo trzeba do pracy się niestety przespacerować.
Na marginesie, dodałam sobie nową zakładkę, gdzie będę zapisywać swoje pomysły, przynajmniej nie umkną gdzieś w niepamięć.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Szablon

Ciągle staram się dopracować wygląd bloga, ale ilość opcji nadal mnie przerasta. Poza tym źle się ustawia takie rzeczy na małym ekranie, bo potem pierdoły wychodzą jeśli ogląda się na znacznie większym. U mnie jest dobrze, ale u innych... szkoda słów. W każdym razie nie opanowałam jeszcze wszystkiego do końca.
Oczywiście przyszedł wieczór, a raczej noc, a mnie nachodzi wena twórcza i szukam dziury w całym. Jak zwykle.
Muszę w końcu się zebrać w sobie i zacząć pisać ciąg dalszy tych trzech historii, a nie tylko oglądać fragmenty w głowie. Sny na jawie są dobre, ale zawsze pozostaną snami, a przecież przynajmniej to pasowałoby uwiecznić. Może jak synek łaskawie pójdzie spać, a ja jakimś trafem nie zasnę... chociaż wątpię, bo piernik uciął sobie drzemkę w ciągu dnia i to dość późno, więc raczej nie będzie się szybko wybierał spać. W ciągu dnia jakoś nie mogę się zebrać w sobie do pisania, za wiele rzeczy mnie rozprasza.
Wciąż zastanawiam się nad Weryfikatorium, wciąż się waham. Wiem, że to głupota z mojej strony, ale czasami wciąż czuję się jak nastolatka, jak dziecko, które niewiele wie. Po prostu w ogóle nie czuję swojego wieku i nie czuję się z tym faktem dobrze. Zresztą,  innymi faktami również nie. Bywa.
Nie ma to jak pełny chaos w głowie.

Zmiany

Coraz częściej widzę jak ludziska zmieniają adres bloga, zmieniając tym samym coś w swym życiu. No jakby nie patrząc, trzeba coś zmieniać, choćby tylko wygląd bloga. Mnie by pasowało nie tylko to zmienić w życiu. Pewnie się i zmieni, tylko w swoim czasie. W każdym razie adres bloga zmieniłam, na razie styknie. Potem w kolejce jest fryzjer, a potem może o ile się uda w końcu, może powiększy się rodzinka... Kurcze, nadal mam fioła na tym punkcie, jeszcze nie do końca zwariowałam, ale już niewiele mi brakuje. Na razie daję sobie jeszcze czas na to, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym w pracy też nie jest to najlepszy moment, abym zachodziła w ciążę, choć zdaję sobie sprawę z tego, że praca nie powinna być ponad rodzinę. Z drugiej strony jednak widząc co u nas wyprawiają... po prostu głowa boli. Nie wiem kiedy taka sytuacja się zmieni, może kiedy faktycznie zabraknie osób do pracy, nie wiem. Staram się zwykle nie pisać o pracy, bo nie jest ona jakoś specjalnie interesująca, ale czasem nie mogę się powstrzymać. Raz, że mało płacą, dużo wymagają, w tym niańczenia innych ( którzy zarabiają... ugryzę się w język lepiej). Ostatnio dyrekcja robi "porządki" w poradniach, zabierając po pielęgniarce. Jedną,  z trzydziestoletnim stażem pracy tylko w poradni dają na oddział patologii noworodka. Oddział, wg mnie gorszy niż OIOM. Niestety protesty i tłumaczenia na nic się zdały, aż współczuję kobiecie. Ja bym chyba zrezygnowała  pracy, oczywiście po długim L4. Za coś takiego nawet bym się nie krępowała brać.
Właśnie dlatego szkoda by mi było zachodzić w ciążę, bo wiem, że nie wrócę na swój oddział. Wkurzające jest jak tak człowiek musi się na nowo przyzwyczajać. Każdy oddział ma inną specyfikę, inaczej się pracuje.
Może po drugiej ciąży ( o ile takowa nastąpi) pomyślę o zmianie pracy. Na razie szkoda mi macierzyńskiego, którego mogłabym nie dostać... ehh, takie gdybanie.
Gorzej, że wszystkie dodatki finansowe kończą się w tym miesiącu. Potem trzeba będzie sobie jakoś radzić, mniej lub bardziej efektywnie. Mimo prowadzenia rachunków, nie mam pojęcia gdzie ta kasa ucieka. Po prostu nie wiem.
Może dlatego marzy mi się wygrana w totka. Fajnie by było...

środa, 18 kwietnia 2012

Nadal chaos

Nadal nie do końca potrafię się zdecydować co do układu i ogólnego wyglądu bloga, ale nic to, w końcu kiedyś się zdecyduję.
Poza tym, jak już wcześniej pisałam, miałam dziś dobry dzień. Ogólnie jestem zadowolona, raz z nowego bloga, a dwa - znów wróciły marzenia. Nie powiem, miałam spory zastój w tej kwestii. Niestety, i to moja wielka wada, podchodzę zbyt emocjonalnie do wielu spraw, i to zwykle zaważa na mojej zdolności snucia snów. Fakt, że luty i marzec raczej nie należały do lekkich w pracy, też nieco na tym zaważył. Dziś jednak przewinęła mi się spory fragment trzeciej części historii Alethy, wraz z finałowym zakończeniem. Czułam się jak w kinie, w sumie na dwóch seansach półgodzinnych, bo tyle trwa moja droga do pracy. Fajnie było. Teraz muszę tylko to spisać... oczywiście po tym jak dojdę do tego. Jak na razie ledwo zaczęłam część pierwszą. Mam straszne zaległości i muszę je po nadrabiać. Mam nadzieję, że nie będzie to słomiany zapał. W każdym razie jutro dzień wolny i o ile synek nie będzie za bardzo po mnie skakał, dam pozostałe opowiadania. Mam nadzieję, że również nie będzie w nich dużo do poprawy. 
Oczy mi się same zamykają, chciałabym mieć tyle energii co synek, on w ogólnie nie myśli nawet o spaniu. Zazdroszczę mu.

Witaj w mych skromnych progach

Rozgość się Gościu, w moich skromnych progach...
Czyli główne rzeczy skończyłam robić, trzeba zrobić aktualizację starego bloga i poinformować zainteresowanych o zmianie adresu bloga. Jestem zadowolona. I to bardzo. Skończyłam robić najważniejsze rzeczy, synek grzecznie się sam bawi i nie przeszkadza mi. Czego chcieć więcej? Ano tak, wygranej w totka, ale w tej kwestii mogę jedynie pomarzyć.
Marzenia rzecz piękna, ale o tym później.
Myślę, że teraz nikt nie będzie miał problemów z dostępem do bloga i nie wystraszy się. 
Ogólnie jakoś jestem dziś w dobrym humorze, nawet w pracy dzień minął w miarę spokojnie i nikt się niczego nie czepiał. Jednak coś czuję, że dziś szybko padnę, o ile synuś mi pozwoli. Pozmieniam linki, rzucę garść informacji i idę się zrelaksować. Koniec na dziś pracy twórczej.

Marzenie Anioła cz. IV


Atori długo nie mogła odzyskać zmysłów, choć walczyła o to zaciekle. Czasami wydawało się jej, że coś słyszy, jednak nigdy do końca nie była pewna, zawsze było to bardzo nierealne odczucie. Pamiętała jedynie, że spadała, nie wiedziała dlaczego. Może był to po prostu sen, koszmar, tylko dlaczego nie mogła się obudzić? Znów te głosy, tak blisko niej, a zarazem tak daleko. Coś mówiły, ale nie zrozumiała co, już odpłynęły zresztą. Znów cisza, pełna wyczekiwania. Czuła, że znów śni, była już w tym miejscu, pamiętała je, tylko nie wiedziała skąd. Starzec, co on tutaj robi? Coś mówi, nie rozumiała zupełnie słów, dobiegały z bardzo daleka. A może jednak… ma pomóc, kogoś uratować, chyba tak to było. Znów te głosy, nie pozwalają jej śnić dalej.
Starała się uchylić powieki, które ciążyły bardzo, były jak z ołowiu. W końcu udało się, nie dużo ale miała nadzieję, że wystarczająco. Jednak jeśli myślała, że zdąży się zorientować w sytuacji, zawiodła się bardzo. Widziała jedynie rozmazane obrazy, a ból głowy, który pojawił się niemal w tej samej chwili, chciał rozłupać doszczętnie głowę. Od razu zamknęła oczy, znów oddalając się w niebyt.

Marzenie Anioła cz. III


- Żyje?
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie nie.
- Spadła naprawdę z wysoka - chłopiec zadarł głowę do góry, jednak nie był w stanie ocenić wysokości. - Nie mogła przeżyć.
- Idź sprawdź.
- Sama idź! Czemu ja się mam narażać?
- Bo jesteś starszy? - spytała niepewnie dziewczynka wycofując się kilka kroków.
- Niech ci będzie, ale ty biegniesz po ojca.
- Ja? Dlaczego? - tym razem dziewczynka niemal zapiszczała, bardziej przerażona wizją poinformowania o tym zdarzeniu ojca, niż możliwością, że martwa kobieta nagle ożyje.
- Bo ciebie ojciec nie spierze, za mała jesteś. Leć już, a ja sprawdzę, czy ona żyje - chłopiec twardo wydał polecenie, choć tym razem sam miał ochotę pobiec po ojca. Jednak wiedział, że gdyby zostawił siostrę tu samą, dostałby jeszcze większe cięgi. Wolał już poczekać tutaj. Miał jedynie nadzieję, że nie dostaną po głowie za to, że wałęsali się w pobliżu wysokich ruin.

Marzenie Anioła cz. II


- Atori. - Ciche słowo niosło ze sobą powitanie, troskę i smutek. Szare, zmęczone oczy patrzyły jak ląduje niezbyt zgrabnie na ziemi.
- Witaj - zwykle głos miała pewny i mocny, teraz drżał. - Potrzebuję wielu odpowiedzi. I ukojenia - dodała po chwili ciszej. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Nie chciała tłumaczyć dlaczego, nigdy też nie musiała tego robić. On zawsze wiedział.
- Nie znajdziesz ich u mnie. To co cię dręczy jest tam - starzec wskazał miasto - nie tutaj.
- Wiesz co się stało?
- Tak.
- Dlaczego? - spytała po chwili milczenia, nieco zaskoczona rzeczową i tak zwięzłą odpowiedzią. Zawsze zmuszał ją, by sama szukała odpowiedzi, w ten czy inny sposób.
- A jak sądzisz?
- Nie wiem. Nic nie wiem. - Nie wiedziała co się stało, nie miała nawet pojęcia od czego mogła zacząć snuć domysły. - Byliśmy na misji. Zostało nas troje, reszta wróciła do świątyni. Atariel, Atako… - głos się na chwilę załamał, jednak zdołała nad nim zapanować. - Kapłani odarli ich ze wszystkiego, zniszczyli to kim byli, zabili ich. Boję się, że wszyscy moi bracia i siostry nie żyją.

Marzenie Anioła cz. I



Atori czekała. Od ostatnich rozkazów minęło już kilka dni, a jak dotąd nie miała żadnych wieści od Atariela. Dowódca grupy nigdy nie opóźniał się z raportami zwłaszcza, że była to najważniejsza z misji. Nareszcie byli blisko odkrycia drogi do Nieba i niemal kilka kroków dzieliło ich od Boga. Jeśli misja powiodłaby się, wszystkie ich problemy przestałyby istnieć, a będąc Sługami Boga wprowadziliby do Nieba każdego mieszkańca tego zapomnianego przez wszystkich miasta. Barates było ostatnim miastem jakie zostało po wielkiej wojnie światów, a raczej jakie zdołało przetrwać to, co działo się później. Dzięki ochronnemu polu, którym otoczono całe miasto, mieszkańcy mogli żyć w jako takim spokoju. Było to trafione rozwiązanie, przynajmniej w tamtych czasach. Podczas wojny mówiono, że to koniec świata, że Anioły stąpią z nieba i wezmą wszystkich do Nieba. Anioły pozostały tam, gdzie były, a koniec świata rzeczywiście nastąpił. Nic już nie było takie jak dawniej. Z żyjących zostały garstki, każdy dbał tylko o siebie. Jedynie większe, bogatsze miasta zdołały osłonić się barierą energetyczną, by z czasem, jak wszystko wróci do normy, porzucić je i wrócić do życia. Nic jednak nie dzieje się samo z siebie. Nie było możliwości sprawdzenia, czy poza osłoną jest możliwe życie, poza tym prognozy naukowców były raczej długoterminowe. Po wiekach, jakie upłynęły od tamtego czasu niewiele się zmieniło, prócz tego, że umocniła się wiara w Boga i zaczęto tworzyć anioły na wzór tych z legend. Stali się jedyną nadzieją na przeżycie zwłaszcza, że bez możliwości zasilenia osłony, ta z każdym rokiem kurczyła się zagarniając dla siebie coraz większe części miasta, dzielnica za dzielnicą.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Niania

Temat niani wraca do mnie jak bumerang. Jak patrzę w internecie na ogłoszenia i stawkę za godzinę... nie stać mnie nawet na to, choć przecież chodzi o kilka dni w miesiącu. Nie mogę wiecznie prosić Młodej, by zostawała w domu, zwłaszcza że już fochy stroi. Poza tym rozumiem ją, nie powinna tyle opuszczać szkoły. Jedyne wyjście to znaleźć jakieś dodatkowe źródło dochodów, najlepiej w domu bo wróci kwestia niani, na którą i tak nie mam kasy. Finanse również jak zwykle mnie dobijają. I jakoś tylko ja się tym przejmuję. 
Dziś podpisałam ugodę ze spółdzielnią, drogą, ale cóż zrobić. Przynajmniej póki co się odczepią. Niestety wraz z ratą za kredyt mieszkaniowy wyniesie to całą wypłatę męża. Zostanie moja wypłata plus sms ratunkowy do teściowej. Muszę coś wymyślić i tyle. Nie mam wyjścia. Przedszkole odpadło, na żłobek mnie nie stać, na nianię też. Na samo życie również mnie nie stać. Ehh... wiem, że narzekam, ale w sumie gdzieś muszę ponarzekać. Muszę przemyśleć wszystko i coś wykombinować.

5. Romantyczna przygoda



— Kpisz sobie chyba. Błagam, powiedz, że sobie żarty robisz? — Aletha spojrzała z niedowierzaniem na siostrę. Naprawdę, nie tego się spodziewała, gdy o czwartej rano Rita zakomunikowała jej, że jadą na basen. — Po to jechaliśmy prawie cztery godziny, by teraz zjechać po tym… czymś? — wskazała ręką olbrzymią zjeżdżalnię, którą z trudem obejmowała wzrokiem. Na sam widok dostawała lęku wysokości. — Nie śmiej się ze mnie! Nie zamierzam tam wejść. W życiu!
— Aletha, proszę, fajnie będzie. Nie będę się śmiała, obiecuję — dodała szybko widząc sypiące się gromy z oczu siostry, jednak nie była w stanie powstrzymać śmiechu. — Oj, nie przesadzaj, nie jest tak wysoko przecież. Martin, powiedz coś!
— Nie zmuszaj jej. Jesteśmy tu dla zabawy, Aletha na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie, a my w tym czasie…
— Po czyjej jesteś stronie?! — Rita krzyknęła udając oburzoną, szturchając jednocześnie chłopaka w ramię.

4. Sen


Wieczorem Rita ustawiała zakupione rzeczy w mieszkaniu, szukając odpowiedniego dla nich miejsca. Aletha natomiast siedziała wpatrzona w szklaną kulę, ustawioną na podstawce, na stoliku. Myślała o niej odkąd wyszły ze sklepu. Przyciągała jej myśli jak magnes. Bała się dotknąć kuli, jednak po jakimś czasie się przemogła i wzięła ją do ręki. Gdy tylko dotknęła szkła, znów zobaczyła inny świat. Nie mały domek pokryty śniegiem z bałwanem na podwórku, tylko cały świat złożony z kilku wysp wiszących w powietrzu, jakkolwiek było to możliwe. Palcem wskazującym musnęła powierzchnię szkła mierząc w największą wyspę. Ląd powoli rósł, jakby przybliżał się. Teraz dokładniej widziała, że to nie wyspy, a sporej wielkości kontynenty. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, a mimo to nie była w stanie oderwać wzroku. Miała wrażenie, że jest zupełnie gdzie indziej, nie w swoim mieszkaniu, że stoi gdzieś wysoko i patrzy na ten zupełnie obcy świat z góry. Zmrużyła oczy, gdy promienie jasnego słońca znalazły się zbyt blisko. Mogłaby przysiąc, że czuła je na swojej twarzy. Nagle uśmiechnęła się, ogarnęło ją przemożne uczucie, że znalazła się w domu. Czuła się bezpieczna, spokojna. Pozwoliła aby ciepło słońca ogrzało skórę, wniknęło w nią głęboko, przegnało chłód trosk.

3. Antykwariat


Smutki nie trzymały się Rity długo. Tym razem również tak było. Aletha nie była pewna, ale dziewczyna musiała wstać chyba przed świtem. Była siódma rano, śniadanie zrobione, a głośny szczebiot skutecznie przegonił i tak dość niespokojny sen.
— Śniadanie gotowe. Wstawaj śpiochu, dzisiaj czeka nas długi dzień!
— Już nie śpię. — Aletha zaśmiała się zachrypnięta. Musiała odkaszlnąć, by móc coś więcej powiedzieć. — Coś zaplanowałaś?
— Ależ oczywiście! Nie możemy zmarnować tak pięknego dnia. Odwiedzimy ruiny za miastem. Odkryłam je przez przypadek, gdy tu jechałam stopem…
— Jechałaś czym? Przecież mówiłam ci tyle razy byś…
— Daj spokój, marudzisz i tyle. Jak zwykle.
— Nie marudzę, tylko…
– Jedz i nie gadaj. Kawa ci wystygnie. Potem idziemy do jednego antykwariatu, który znalazłam, kiedy spotkałam …

2. Niespodzianka


Pierwszy dzień był dość męczący, ale miała go już za sobą. Dzisiaj miała poznać wyniki niektórych badań i wstępną diagnozę. Nie sądziła, że będzie się tak denerwować. Już wczoraj nie mogła zasnąć, musiała poprosić o coś na sen. Niechciane myśli kotłowały się w głowie, nie dając ani chwili wytchnienia. Wiedziała, że rozmyślania typu co by było gdyby, nie mają najmniejszego sensu, jednak w żaden sposób nie mogła ich powstrzymać. Wiedzieć coś, a móc to dwie różne sprawy. Spodziewała się co usłyszy, jednak pragnęła całym sercem tego nie słyszeć, traktować to jak senny koszmar, z którego w każdej chwili można się obudzić. Koszmar jednak nie ustąpi, tego była boleśnie pewna.
— Dzień dobry, pani Brok.
Mimo, że czekała na wizytę, nie była do końca na nią przygotowana, przynajmniej nie psychicznie. Uśmiechnęła się nieco wymuszenie, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo to wszystko przeżywa. Nie potrzebowała fałszywego współczucia.

1. Wizyta




— Komu w drogę, temu czas. — Aletha zaczerpnęła głębiej powietrza. Już przez dłuższą chwilę stała przed drzwiami, usiłując zmusić się do wyjścia. Dawno już tak się nie stresowała mimo, że nie był to przecież pierwszy raz. Termin wizyty miała ustalony od miesiąca. Przekładała go dwa razy, choć wiedziała, że nie powinna. Zdawała sobie sprawę z tego co usłyszy. Wystarczająco dobrze znała objawy, już to raz przerabiała. Myślała, że tym razem będzie lżej, łatwiej, ale myliła się. Była przerażona.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, po czym bardzo wolno je wypuściła. Otworzyła drzwi, a noga sama przekroczyła próg. Przynajmniej ona się nie bała. Druga o dziwo podążyła za pierwszą i tak krok za krokiem. Taksówka niestety już czekała, nie było drogi odwrotu, choć w tej chwili jedyne czego pragnęła, to odwrócić się, wbiec do domu i głośno zatrzasnąć za sobą drzwi. Nie zrobiła tego. Wsiadła do auta podając adres kliniki. Dziwne, ale głos nawet nie zadrżał, gdy mówiła. Może to i dobrze, będzie potrzebować chłodnego opanowania na później. I to bardzo. Bała się, że w ostatniej chwili zabraknie odwagi i wycofa się, ucieknie. Nie chciała drugi raz przechodzić przez to wszystko.
Nie pamiętała dokładnie drogi. Szczerze mówiąc w ogóle jej nie pamiętała. Nagle, tak po prostu, znaleźli się przed kliniką. Zapłaciła za jazdę, podziękowała spokojnym tonem. Była niemal pewna, że wygląda jak młoda osoba idąca w odwiedziny do szpitala, a nie jak osoba, która ma za chwilę usłyszeć wyrok. Za pierwszym razem miała chociaż nadzieję, tym razem nie mogła na nią liczyć. Nogi same ruszyły ku frontowemu wejściu, nie czekając na żadne polecenia.

Ocena bloga Alicja w krainie garów



 
Blog: Alicja w krainie garów.


Nie przepadam za kolorem pomarańczowym, a tu jest go aż nadto. Oczy mnie już bolą. Pociesza mnie jedynie fakt, że piszesz, iż to tymczasowe. Mam nadzieję. Bo okładka odrzuca. Ciesz się, że nie oceniam szablonu, tylko treść. Zmień jednak go koniecznie, na jakikolwiek inny, przyjemny dla oka.
Wstęp odrzuca równie skutecznie jak szablon. Zlituj się i popraw to wszystko, mam na myśli szablon, czcionkę... ogólny wygląd. W porównaniu z poprzednim Twoim blogiem, który wydaje mi się był bardziej dopracowany, ten wypada już na starcie gorzej. Mam nadzieję, że chociaż treść jest wyższych lotów, bo talent do pisania masz.
Dobrze, przeczytałam całość. Ocena będzie raczej krótka. Zacznę najpierw od błędów, aby mieć je najpierw z głowy, a potem napiszę co myślę, o opowiadaniu.

Ocena bloga Prezent dla Charliego




 
Blog:  Prezent dla Charliego


Nie wiem czy wolałam poprzedni szablon czy ten, ten być może bardziej pasuje do tematyki opowiadania, a przynajmniej tak sądzę, skoro ma być o wampirach. Przeleciałam pobieżnie dodatki, sporo ich, większość wg mnie zbędna, wiem jednak, że na innych ocenialniach uważają, że im więcej tym lepiej. Mnie tam na szczęście do niczego to potrzebne. Podoba mi się cytat na belce, intrygujący.
Na pierwszy rzut oka rozdziały nie są zbyt długie. Moim zdaniem to dobrze, czytelnik nie zdąży się znudzić, za to zainteresować jak najbardziej. Na blogu zawsze czyta się inaczej, oczy szybciej męczą, a i zainteresowanie również maleje niemal proporcjonalnie wprost to długości tekstu. Oczywiście wiadomo, że z książką jest inaczej, ale przecież nie trzymam książki w ręku, tylko laptopa. Ale dość tych dywagacji. Idę czytać.

Ocena bloga W naszej szkole



 
Blog: W naszej szkole


Wchodzę na bloga i wita mnie spokojny szablon w białej tonacji. Bardzo szkolny, tak jak i adres. Przyznam, że bardzo spodobał mi się napis w nagłówku i muszę mu przyznać rację. Czuję, że wrócimy do liceum, albo gimnazjum. Szablon nie odtrąca mnie, tematyczny, od razu wiadomo o co chodzi. Plus za czytelność, czcionka jest przystępna, kontrastowa, nie mikroskopijna, więc moje oczęta są Ci wdzięczne.
Przeleciałam pobieżnie zakładki w menu. I tu drugi plus za to, że nie są na osobnych blogach, jak często to bywa. Czego się dowiedziałam. Jesteś dość młody i całe życie twórcze przed Tobą, bo z tego co piszesz literaturą i pisaniem, w tej czy innej formie, interesujesz się od dawna. Przyznam też, że mimo iż nie przepadam za opowiadaniami szkolnymi, zdołałeś mnie zainteresować, przynajmniej na tyle, że mam chęć przeczytać opowiadanie. Czasami dużo można dowiedzieć się o kimś po tym jak pisze, nawet o takich banalnych rzeczach krótka notka o treści bloga. Piszesz dojrzale i wydaje mi się, że poważnie i racjonalnie podchodzisz do tego, to dobrze. Nie rozumiem za to tej ankiety. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie do szuflady, lub jedynie kilku osób, którzy być może nie wypowiadają się satysfakcjonująco może być irytujące, jednak taka ankieta to ukłon w stronę: pociesz mnie proszę. Moim zdanie zupełnie niepotrzebna zakładka i przeczy temu o pisałam o dojrzałości. Przystanęłam chwilę nad zakładką o ocenach. Są dość rozbieżne i nieco mnie to zaniepokoiło. Zwykle nie czytam ocen wystawionych przez innych przed napisaniem własnej oceny, aby się nie sugerować, ale jednak zerknęłam, tylko na punktację. Od razu widać, że podpadłeś na samej grafice i szablonie. A i jeszcze jedno. Podoba mi się linkowanie bezpośrednio do oceny. Na marginesie, jedna ocena zalinkowana jest wprost do komentarza, popraw to.

8. Tunel


- Skąd masz te perełki?
To już chyba setne pytanie nowej współlokatorki, które Leyen zignorowała.
Podróż faktycznie nie zajęła dużo czasu i w miarę szybko dojechały do Mirt. Ośrodek był mały, raptem kilka budynków. Szczerze mówiąc spodziewała się czegoś większego. Na szczęście to tylko przejściowe miejsce, tak przynajmniej usłyszała. I dobrze. Nie zamierzała spędzić tu wieczności.
- To prezent. Dostałam je od dwóch maagi - odpowiedziała w końcu dla świętego spokoju.
- Mi nic nigdy nie dały.
- Może za mało się starałaś? Byłaś miła dla nich?
- Noo… chyba nie, dlatego tu mnie wysłały.
- A ja tu jestem w nagrodę. - Leyen spokojnie odpowiadała, patrząc jak w dziewczynie rodzi się zazdrość. Mimo, że ciężko przychodziło jej myślenie, nie była najgorsza, choć nieco irytująca. - Myślę, że takich perełek zdobędę wkrótce więcej.

7. Anielina Sardo

Salia Nekam wolnym krokiem zmierzała do wejściowych drzwi. Nie spodziewała się nikogo o tej godzinie. Było na tyle późno, że odprawiła już służbę na noc, teraz więc musiała sama przyjąć nieproszonego gościa.
- W czym mogę pomóc? - spytała oschle nieznajomą, która niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
- Pani Salia Nekam?
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - Salia spytała ponownie, nieco zirytowana. Nie lubiła się powtarzać, zwłaszcza o tej porze.
- Jestem Anielina Sardo. Przybyłam po Leyen.
- Przykro mi, ale nic nie wiem na ten temat. W tej sprawie oczekuję panny Biern. Poza tym nie jest to chyba odpowiednia godzina na załatwianie takich spraw.
- Rozumiem, ale Lucia nie będzie mogła kontynuować tej sprawy. Została przekazana mnie…
- Powiedziałam już, że będę rozmawiać jedynie z panną Biern. - Salia miała ochotę zatrzasnąć kobiecie drzwi przed nosem, jednak dobre wychowanie nie pozwoliło jej na to. Nie zamierzała również tolerować tego typu wyskoków agencji. To już była zdecydowana przesada.

6. Nowy dar

Tego było już dla Leyen za dużo. Dosyć, że wyrzucono ją z własnego domu, musiała podróżować przez kilka dni z wredną jędzą, udając przy tym jak jest jej dobrze, to teraz jakaś niewyrośnięta ździra będzie bronić dostępu do łóżka, które dostała z przydziału. Może nie należało do najlepszych, ale była zmęczona i chciała się położyć, w spokoju. Miała serdecznie dość odgrywania grzecznej dziewczynki.
- Jak chcesz możesz się wyprowadzić. Drzwi są tam! - warknęła podchodząc do niej jednocześnie wskazując zamaszystym ruchem drzwi. Skończyło się udawanie. Nie pozwoli się dłużej znieważać, a skoro sama się prosi o nauczkę, to ją dostanie.
- Ty pierwsza przez nie wylecisz! - Bergit nie pozostała dłużna, zrobiła nawet krok dalej. Chwyciła Leyen za włosy, ciągnąc zupełnie zaskoczoną dziewczynę w stronę drzwi.

5. Nowe życie


- Daleko jeszcze? - Leyen zdecydowanie miała dość podróży. Odkąd wyjechały, nie zatrzymały się nigdzie na dłużej. Jedynie na stacjach przesiadkowych mogły na chwilę rozprostować nogi, gdy woźnica zmieniał zaprzęg, no i oczywiście noclegi, ale tych wolała nie wspominać. Były to jedyne momenty, gdy mogła zobaczyć zewnętrzny świat, jak go nazywała. Nie tego oczekiwała po tej podróży.
- W tym tempie, wieczorem będziemy na miejscu. Została nam jedynie przeprawa przez góry. Nie, nie będziemy się wspinać. - Lucia uśmiechnęła się uspokajająco widząc dokąd wędruje wzrok dziewczynki. - Przejedziemy tunelem wydrążonym w górze. Nie ma się czego bać. - Dodała szybko, mimo że sama nie była pewna tych ostatnich słów. Słyszała zbyt wiele opowieści o tunelu, by teraz mogła ze spokojem nim jechać. Sama przemierzyła go zaledwie dwa razy i nie wspominała tych chwil zbyt dobrze. Już sama myśl o tym, ile skał ma się nad głową, wywoływała przerażenie i paniczny strach. A przecież była to jedynie drobnostka, bo nie tego należało się bać.
Leyen patrzyła z podziwem, a zarazem z niepokojem na ośnieżone szczyty gór. Jakoś nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że będzie to jej przyszły dom. Czuła się przy nich taka maleńka, niemal niewidoczna. Wzrokiem szukała wejścia do tunelu, jednak niczego takiego nie znalazła. Droga wiodła pod górę, a dalej po prostu znikała za kolejnym wzniesieniem.

4. Przygotowania


Nie zauważyła nawet kiedy stanęła przed drzwiami gabinetu wraz z wyczekującą Salią.
- Proszę wejść.
- Dziękuję. - Lucia weszła do środka, zachowując stoicki spokój. Wiedziała, że będzie jej bardzo potrzebny podczas tej rozmowy. - Pani Nekam… - dodała, gdy pani domu zamknęła drzwi za nimi - dlaczego nie powiedziała pani o tym, o siostrach od razu? To nie jest zwykły przypadek, nigdy wcześniej nie zdarzyło się coś takiego, a przynajmniej ja nie wiem o żadnych naznaczonych bliźniaczkach.
- Wiem o tym, dowiadywałam się. Jednak sama pani wie, jak traktuje się naznaczone dzieci, jak wyklęte. Nie chciałam, by to spotkało Leyen. - Salia mówiła spokojnym tonem, który w tej chwili bardzo do niej pasował. Nie powiedziała też konkretnie, o którą córkę chodzi. - Niestety nie miałam innego wyjścia po tych atakach.
- Rozumiem panią… ale nie mogę pojąć jak udało się pani tak długo wszystko zachować w sekrecie?
- Wbrew pozorom nie było to takie trudne. Bardzo starannie dobierałam służbę.
- Pani Nekam… Salio - Lucia czuła, że kobieta nie do końca mówi prawdę, nie kłamała, ale nie mówiła wszystkiego, karmiąc ją jedynie półprawdami. - Uwierz mi proszę, że chcę wam pomóc, tobie i dziewczynkom. Będzie wam coraz trudniej nad nimi zapanować, a na pewno nad ciemnowłosą Leyen. Mam doświadczenie…

3. Leyen


- Pani Nekam. Właśnie kończymy jeść śniadanie. Może przysiądzie się pani na chwilkę?
- Dziękuję, może innym razem. Leyen, mam nadzieję, że nie sprawiasz problemów guwernantce.
- Nie matko. - Leyen odpowiedziała uprzejmie formułką, jednak gdyby tylko mogła wzrokiem zabijać… na pewno w tym momencie zrobiłaby użytek z tej umiejętności. Byłby jeden problem z głowy.
- Dobrze. Wybaczcie zatem.
Leyen pożegnała matkę skinieniem głowy, patrząc uważnie jak wychodzi. Ach jak pragnęła mieć zabójczy wzrok, albo potrafić wzrokiem wzniecać płomienie. Spaliłaby ją tu na miejscu, patrząc jak jej ciało skwierczy w płomieniach. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym. Niemal czuła zapach palonego mięsa. Przestałaby ją w końcu gnębić. Potem w podobny sposób rozprawiłaby się z tą jędzą guwernantką, tylko że ją piekłaby powoli, na wolnym ogniu, ciesząc się z pełnych przerażenia krzyków. Tak… widok byłby naprawdę piękny.
- Leyen! - nieco zirytowany głos guwernantki przywrócił ją do rzeczywistości. - Obudź się i skończ śniadanie. Za chwilę zaczniemy kolejną lekcję.
- Nie. - Leyen usłyszała własny głos, cichy ale zdecydowany. Słyszała jak groźnie zabrzmiał, co nawet ją zdziwiło. - Żadnych więcej lekcji nie będzie! - mówiła powoli akcentując każdy wyraz. Nie zauważyła nawet kiedy nóż do pieczywa znalazł się w jej ręku. Zobaczyła go dopiero w chwili, gdy atakowała nauczycielkę.

2. Pierwsza lekcja


Dzień był straszny. Nic nie było takie, jak oczekiwała. Miała być przeprowadzka, a nie było. Dostała od razu umeblowany pokój, który przedzielony był jedynie do połowy cienką ścianką. Miała mieszkać w jednym pokoju z guwernantką! Szczyt wszystkiego. Została odarta ze wszystkiego, z godności, prywatności. Zastanawiała się, co jeszcze jej zabiorą. Bezczelna! Teraz mogła krzyczeć jedynie w myślach. Szlag by trafił wszystkich! Zwłaszcza tę guwernantkę!
- Leyen, skup się proszę. - Chłodny, znienawidzony głos ponownie przywrócił ją do rzeczywistości.
- Tak, maagi - odpowiedziała grzecznie wyuczoną formułkę. Musiała szybko się jej nauczyć, mimo że nie chciała. Dłonie wciąż ją paliły po wcześniejszym upomnieniu. Ale przyjdzie czas gdy odda z nawiązką tej suce.
- Przepisz jeszcze raz wszystko.
- Tak, maagi. - Przepisze, a potem cię uduszę! - ostatnie zdanie dodała już w myślach uśmiechając się przy tym sztywno do guwernantki. Stała nad nią i czekała. Była jak skała, nieczuła na upływ czasu. Czekała aż do momentu, gdy osiągnęła zamierzony cel. Jeśli była tak wytrwała czekało ją pasmo długich cierpień, jakie przeżywała podczas tych nauk. No chyba, że… usunie ją w miarę szybko. Wymagałoby to ataku wprost i to dość skutecznego. Miałaby na pewno przez to kłopoty, ale może tym samym zostawiliby ją w spokoju. Szansa na to istniała.

1. Plany

A gdyby tak użyć sznura i przywiązać go pomiędzy drzewami w dębowej alei. Wymagałoby to nieco pracy i sporego sprytu, ale przecież dla niej to błahostka. Poza tym pora będzie w sam raz odpowiednia, wymknęłaby się o brzasku i niepostrzeżenie umocowała liny, tuż przed Jej przejażdżką konną. Tak, to mogłoby się udać, ot wypadek przy drodze, koń się spłoszył, a biedaczka spadając łamie sobie obie nogi, albo lepiej, łamie sobie kark. Tak, tak byłoby dobrze. W wyobraźni widziała wszystko doskonale, zaśmiała się na samą myśl o tym wszystkim.
Nienawidziła swojego pokoju, tej małej klitki, w której ją trzymali, jedynie dzięki planowaniu wymyślnych sposobów na pozbycie się tej, tej… brakowało jej słów, aby ją odpowiednio nazwać, proste przekleństwa nie oddawały niczego z prawdy o Niej. Codziennie znajdowała chwilę z samego rana na snucie nowych planów lub ulepszaniu starych. Tylko dzięki temu mogła wytrzymać tutaj, w tym małym więzieniu. Nie raz marzyła o tym co zrobi jak już stąd ucieknie, jak się pozbędzie swojego największego problemu. W końcu miałaby święty spokój i uwolniłaby się od tej jędzy, której obecność nie pozwalała nawet na ułamek normalnego życia. Byłaby wtedy wolna i mogła robić co tylko zechce.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kolejne przenosiny

Kolejna przeprowadzka. Doszłam do wniosku, że jednak samotność tak całkiem a całkiem nie pasuje mi do końca, a nie wiedzie czemu, poprzednia strona odstrasza wszystkich. Cóż, może i racja i tu będzie mi lepiej. Dlaczego blogspot? Z racji tego, że już jestem współautorką jednego bloga, mniej więcej znam panel edycji. Poza tym jest tu masa możliwości, co bardzo mi się podoba. Nie muszę kombinować jak na onecie, tu jest wszystko gotowe. Trzeba to tylko opanować. Muszę jeszcze znaleźć odpowiedni szablon, który zechce mi się łaskawie wczytać bez wyskakujących błędów. Przenosić wiele nie muszę, tylko opowiadania i kilka ocen. Stwierdziłam, że z oceniania, a raczej wydawania opinii na temat tekstów, nie zrezygnuję póki co. Jutro zajmę się wszystkimi ustawieniami związanymi z przenosinami. Dziś już późno, a jutro do pracy niestety.
Wiem, że strasznie się rzucam, to tu, to tam, łapię wiele srok za ogon, a potem mi uciekają... cóż poradzić jak się ma w głowie jeden wielki chaos.
Jak to mówią: stara a głupia. Niestety. Na głupotę lekarstwa nie ma.