piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt


Ten opłatek wszystkich łączy,
tłumi spory, kłótnie kończy,
ten opłatek może wiele,
z nim życzenia płyną szczere.
Wigilijna, cicha noc
ma w sobie niezwykłą moc,
dzisiaj chcą być razem wszyscy,
kolędować do kołyski.
Do Jezusa Maleńkiego,
w biednej szopie zrodzonego,
By swą rączką błogosławił,
zmartwień wszystkich nas pozbawił.


Spokojnych i rodzinnych świąt
życzy Zozali

niedziela, 20 grudnia 2015

Jak nówka

No jestem jak nówka nie śmigana, no prawie że :). Już w domku, po zabiegu, kamyczka nie ma i jest super. Na koniec tego roku chyba lepiej być nie mogło. Ostatnio święta w pełni, że tak powiem, spędzałam w domu chyba na macierzyńskim, dobrych kilka lat temu. A tak zwykle któryś dzień w pracy był. Poza tym w pracy jak w pracy, gdy same baby są. Norma, że na tapecie jestem, i w sumie nawet mnie to nie rusza. Kiedyś może byłoby mi i przykro, a teraz, gdy mam świadomość, że i tak odejdę i zmienię pracę, nie rusza mnie to. Mogę ze spokojem ducha spędzić święta w domu, cieszyć się wolnym i podkurować się, odpocząć od pracy. Zdecydowanie mi lżej na duszy. Czeka mnie rok zmian i nie mogę się go doczekać. Tyle odkładanych planów, które mam nadzieję zrealizować. W końcu po tylu latach musi pójść z górki i dla odmiany wiatr powieje w plecy, a nie w oczy :)

sobota, 12 grudnia 2015

Czas zmian

Przede mną czas zmian. Niektóre pewnie będą spore, zobaczymy.
Jedne stresy mam za sobą, czyli wigilijka oddziałowa, której organizacja spadła na moją głowę, a nie jestem dobra w te klocki. A drugi stres to ustalanie terminu na zabieg, prosić się nie lubię, zwłaszcza we własnym zakładzie pracy, no ale obyło się jakoś bez tego. Termin dostałam na wtorek (po wcześniejszym stresowaniu mnie, że będę musiała czekać kilka miesięcy na to) - i jeśli wszystko pójdzie super, no to będzie lepiej niż dobrze. W końcu odstawię p/bólowe i zacznę normalnie funkcjonować. No a potem... mam nadzieję, że reszta planów poleci już z górki jakoś. Mam nadzieję, że tak będzie. Póki ci prezent na święta dostałam w postaci terminu zabiego, więc oby dalej też było tak. Przynajmniej jeden rok z górki niech będzie, tak dla odmiany.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Klanówka

To drugie takie moje spotkanie w życiu, z kimś kogo w sumie się nie zna w realu, tylko w sieci. W sumie, bo z jedną osobą miałam okazję się spotkać. Jak po pierwszym spotkaniu, lata, lata temu byłam w sumie rozczarowana, tak tym razem jestem pełna bardzo pozytywnych emocji. Ludzie zakręceni, pozytywnie oczywiście, nałogowcy - zdecydowanie. No ale cóż, też należę do tego kręgu. 
Przyjemnie jest spotkać ludzi, których właściwie się nie zna, ale jednocześnie czuć się przy nich naturalnie, nie krępować się pierdołami itp. Spotkanie bliskich przyjaciół, ot i tyle... Tego mi brakowało, na pewno, zwłaszcza po niedawnych wydarzeniach, gdzie miałam delikatnie mówiąc, sporego dołka. Poza tym mąż też nie miał nic przeciwko temu, bym wyjechała, wpadło nieco kasy (pożyczkowej, ale cóż z tego) więc mogłam na spokojnie jechać, nie martwiąc się o finanse. Ogólnie po tym spotkaniu jestem bardzo optymistycznie nastawiona, że wszystko sie ułoży, tak jak trzeba.
Znając życie będzie to trwało do jutra,  najpóźniej środy (jutro do pracy, a w środę do lekarza) i czar optymizmu pryśnie.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Wiatr zmian


Zgubiłam drogę
w gęstej chaosu mgle
gdzieś tam zbłądziłam
któż uratuje mnie?
Zgubiłam drogę
znów poszłam źle
Boże, Ty ocal mnie!
I stoję biedna
jak kołek sama,
i wciąż zapłakana
Otwórz oczy! -
słyszę skądś szept.
Wiatr zmian się zbliża
Korzystaj wnet
Więc dna sięgnęłam
by odbić się
z wiatrem polecieć
i uciec chaosu mgle.

czwartek, 22 października 2015

Porządki, któreś tam z rzędu

Jak w tytule, po raz kolejny wzięłam się za sprzątanie na blogu. Takie małe malutkie, tyci tyci. Skoro i tak nie zajmuję się tym, czym powinnam (czyli uczeniem się i przygotowywaniem do specjalizacji), a zamiast tego siedzę i czas marnuję (nie powiem na co, bo sama nie wiem, gdzie tak leci) między innymi na legendę, na czytanie, na szlajanie się po necie, na bujanie w obłokach, na pisanie z cyklu zaczęte nie skończone.
A co do cyklu - stwierdziłam, że nie ma co ze sobą walczyć. Historie się plączą po głowie, żyć nie dają, a tym bardziej spać. A tak zacznę i mam spokojną głowę. Opowieść zaszufladkowana, zapomnieć nie zapomnę, więc może się ode mnie odczepić. Stwierdziłam, że nie ma bata, bym się zmusiła do jakiejkolwiek systematyczności, a odwlekanie wszystkiego na później też wielkiego sensu nie ma. Poza tym i tak tu praktycznie nikt nie zagląda, więc cisza i spokój, wystarcza więc, że ja spamuję innym. 
I chyba znów zmienię wizerunek szablonu. Dziewczę urokliwe spojrzenie ma, ale patrzy na mnie z taką dezaprobatą... cóż z tego, że ma rację. Wielkie rzeczy, Ameryki nie odkryła. Leń jestem i się to raczej nie zmieni.
Wracając do porządków na blogu, mam w planach wywalić też kolejną zbędną zakładkę - Inspiracje. Muszę jednak poczekać, aż jej zawartość wskoczy w Zaczęte, nie skończone.
Inszości zostaną, no bo cóż z tym zrobić, od czasu do czasu poczytuję to, co mam czytać. szybkiego tempa to nie mam niestety.
Ehh... tyle rzeczy jest, które powinnam zrobić, a które odwlekam, że głowa mnie zaczyna boleć od samego myślenia o tym. Stara a głupia... inaczej się powiedzieć nie da.
A tymczasem, mam jeszcze chwilkę czasu nim spać wybędę. Może jeszcze pobujam tu i ówdzie.

Łzy Pani


                 Z cyklu zaczęte, nie skończone...


1

Gdy Pani piękna na lud swój spojrzała
Wnet gorzkim płaczem tu zapłakała
Gorycz i ból ich przyjąć zechciała
Tak od cierpienia uwolnić ich miała
Jednak wszystkich kolei losu nie znała
Na nic chęć jej pomocy się zdała
Zatem w zadumie pogrążyć się chciała
I więcej mocy wydobyć z ciała
Tak więc na wzgórzu po dzień dziś została
W kamień zmieniona nadal czekała

Pomóż swej Pani, ulżyj cierpieniu
Zmień losów tory, by nabrać pokory
Spójrz na łzy pani, co żłobią twarz smutną
Posmakuj z nią bólu, lecz strzeż się jednego
Pamiętaj o sercu…

wtorek, 1 września 2015

Skrzydła

Z cyklu zaczęte, nie skończone...


1

— Mamo!
— Tak, słoneczko?
— Pomożesz mi? Chciałam narysować skrzydła. Pokażesz mi swoje?
— Ależ słonko, widziałaś je już tyle razy.
— Mamo, proszę…
— No dobrze kochanie. Ale mam nadzieję, że nie będę musiała pozować. Muszę skończyć przygotowanie posiłku na dzisiejszą uroczystość.
— Wiem mamo, tylko na chwilkę, proszę.
Posiadanie skrzydeł zawsze miało swoją cenę, a Bethea do tej pory nie pogodziła się z tym, że cenę tę musiała płacić córka. Nigdy nie odmawiała jej, pragnąc obdarować ją tym wszystkim, czego nie będzie mogła zaznać później w życiu. Poza tym Raissę zawsze cieszyły drobne rzeczy, wywołując uśmiech na twarzy. Zdjęła wierzchnią pelerynkę chroniącą delikatne skrzydła, po czym powoli rozłożyła je, odwracając się jednocześnie ku oknu, tak by padały na nie promienie słońca. Zawsze była dumna ze skrzydeł, najpiękniejszego daru jaki w życiu otrzymała. Prócz córek oczywiście.
— Czy tak może być kochanie?

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Postrzeganie

"Nasz punkt widzenia zależy od miejsca siedzienia"

Znów zaczęłam czytać książkę, o której już tu wspominałam: "7 Nawyków skutecznego działania" Stephena R. Coveya. Bardzo wiele zależy od postrzegania, własnego zdania, króte jakże często w naszym przeświadczeniu jest nieomylne. Zakładanie z "góry" opini o kimś, bez zrozumienia jest bardzo łatwe. Zdarza się, bardzo często nawet, że druga strona w niczym sprawy nie ułatwia. Nie raz "dyskutowałam" np. z mężem, chcąc przedstawić mu własny pogląd na sprawę... no ale, siły przebicia to ja nie mam niestety. Fakt faktem, złe podejście do takiej dyskusji niestety skazuje nas niemal zawsze na porażkę. Czasami wystarczy zacząć inaczej niż od razu atakować. Bardzo wyraźnie to widziałam na urlopie, gdy siostra wpadała w zrzędzący nastrój. Wszystko było złe, nawet gdy nie było. W większości przypadków trzeba chcieć otworzyć oczy, by zobaczyć, a nie tylko patrzeć, zacząć słuchać, a nie tylko słyszeć co ktoś mówi. Niestety bywa to trudne ;/.
A dla przykładu cytat z książki pokazujący jak duże ma znaczenie miejsce siedzenia do punktu widzenia :)

piątek, 24 lipca 2015

Dylematy


Gdy oczy zamykam, śnię
o miejscach dalekich
gdzie nikt mnie nie skrzywdzi
choć ciało słabe i ból każdy przyjmie
to duszy nikt nie tknie, nie sięgnie jej nigdy
bezpieczna, zamknięta na wiele pięczęci
nie do zerwania będą te więzy.
I tak do czasu, aż ten nastanie
gdy wybrać musi ta jedna jedyna
tego jednego co zgubę jej niesie...
I co wybierze, co zdecyduje
niepewna tego, co los jej szykuje
Czy wybrać leże bezpieczne, spokojne
czy zabrać swą duszę i ruszyć na wojnę...
I dylematy znane są przecież
przetrwać czy przeżyć
cóż wybierzecie?



niedziela, 12 lipca 2015

Małe cuda urlopu

Urlop był i się zbył, przeleciał nie wiadomo kiedy. Ale co to za urlop! Ha! Jak na mnie same cudy. Po pierwsze opaliłam się... i nie poparzyłam, łapiąc tradycyjne uczulenie. Także nie było smarowania skóry czym popadnie, byle przestało swędzieć. To już samo w sobie jest super! Po drugie nie pożarłam się z siostrą - to akurat jest cud. Zwykle wytrzymujemy 3 dni zanim nie dojdzie do kłótni i wypraszania z domu. Tym razem nic takiego nie było. A co się z tym wiąże, nie było też scysji z mężem. Ha! Super! Nawet synek dzielnie się trzymał, choć pod koniec widać było, że jest już zmęczony 2,5 latkiem siostry. Nie zawsze mogli się pogodzić, gdy mały gonił za synkiem krok w krok i chciał wszystko robić i mieć w tym samym momencie. Ogólnie nie było źle, jak nigdy. Ale nie ma jak w domu, akurat mam 2 dni by odpocząć po urlopie, zanim do pracy wrócę. A później dzień jak codzień. Po mału, do przodu, małymi krokami.

niedziela, 21 czerwca 2015

Tęsknota



Tęsknota wciąż gdzieś mnie gna
W marzenia senne stale pcha
Choć śnić czasem nie chcę
spokoju nie daje
I woła za mną...

piątek, 5 czerwca 2015

Modlitwa

Ostatnio podkradłam mężowi książkę pt."7 nawyków skutecznego działania". Książka jest bardzo fajnie i ciekawie napisana, można wiele się z niej nauczyć. Fakt, jestem na początku dopiero, ale i tak jestem pod wrażeniem. W każdym razie przytoczona była tam modlitwa o pogodę ducha:

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, 
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Żyjąc w teraźniejszości,
Ciesząc się bieżącą chwilą,
Przyjmując przeciwności jako drogę do pokoju,
Biorąc ten grzeszny świat takim, jaki jest - jak to czynił Jezus,
A nie takim, jaki chciałbym mieć, 
Ufając, że On uczyni wszystko dobrym, jeżeli poddam się Jego woli.
I że mogę być szczęśliwy, w pewnym stopniu już w tym życiu,
A w pełni razem z Nim w wieczności.

niedziela, 31 maja 2015

Senila

Małe cuś, inspirowane obrazem, który wybrała Esi.



piątek, 29 maja 2015

Szafa szablonowa

Od czasu do czasu zmieniam szablon, wygląd bloga, kto nawiedza ten wie, że jest to jak wizyta u fryzjera.  Zdecydowanie poprawia mi nastrój. Nie zawsze od razu czuję satysfakcję, bywa że szablon jest tymczasowy, aż znajdę ten odpowiedni obraz.  Nie ukrywam, że niezmiernie podobają mi się szablony z szabloniarni, jednak zwykle podobają mi się różne rzeczy w różnych szablonach... i ciężko mi jest znaleźć ten jeden idealny. Zazwyczaj kończy się na samodzielnych próbach tworzenia szablonu, a im prostszy tym lepszy. Ostatnio zaczęłam się bawić w próbę (zaznaczam - próbę, bo nadal niespecjalnie wiem o co w tym chodzi) zabawy kodami CSS. Niektóre zabiegi mi się podobają, niektóre powoli zaczynam rozumieć... chociaż naprawdę toporna w tym jestem. Mam nadzieję, że wytrwam i jakoś to opanuję. Zazdroszczę młodszemu pokoleniu łatwości w pojmowaniu tego... no cóż, starość nie radość...

niedziela, 24 maja 2015

Macanko, ziółka itepe

Rzadko zdarza mi się siedzieć ze znajomymi na ts3, szkoda, siła wyższa, jednak jeśli już się zdarzy mi tam trafić, to... albo nikogo nie ma, albo nikt nie chce gadać, albo... albo jest jak dzisiaj, czyli macanko truposzy, gwałcenie klawiatury i rozmowa o ziółkach dostępnych w Feo. Miło jest się tak pośmiać, tak dla odmiany posłuchać innych, a nie tylko czytać czat.
Zwykle nie mieszam różnych aspektów życia ze sobą, przynajmniej się staram, każda część jest zaszufladkowana osobno, choć przecież niektóre z nich łączą się ze sobą. Kiedyś, jeszcze na starym blogu, więcej chyba pisałam ogólnie, o własnym życiu, rodzinie itp. Dawne czasy, zdecydowanie. Teraz wole szufladki, są wygodniejsze, praktyczniejsze... i ciekawiej się do nich zagląda, niż do jednego... bałaganu. Poza tym... no nie wyobrażam sobie opowiadać np. w pracy w jaki sposób spędzam wolny czas w domu, że zamiast sprzątać, kucharzyć itp. siedzę przy lapku i błąkam się wśród misiów na krańcu świata Feo. A z drugiej strony cóż kogo obchodzi ile pampersów się zmieniło w ciągu dnia w pracy. Lepiej rozmawiać o wszystkim innym... a w wolnym czasie tułać się po Feo. Może kiedyś, jak mnie najdzie, opiszę te bliskie spotkania z pchadami... może kiedyś.
A tymczasem... pora wrócić do macanka i gwałcenia klawiatury :) i słuchania rozmów znajomych póki mogę.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Przeczytane: Musivum


Przeczytane: Musivum



Na samym wstępie wypadałoby przeprosić, że tak długo musiałaś czekać, aż się pofatyguję, ruszę dupsko do czytania i ogólnie aż mi się zechce zmusić do czegokolwiek. Więc przepraszam.
Do Musivum podchodziłam bodajże trzy razy. Raz niemal skończyłam, po czym szlag trafił lapka, tak mi się zdaje. Po nauczce zapisywałam na pendrivie, którego też mi trafiło. Jakoś sprzęt mnie nie lubi. W każdym razie, tym razem nic mi nie trafiło, mnie o dziwo też nie. Tak sobie myślałam, że w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem czytałam na spokojnie i w sumie na nowo odkrywałam Twoje teksty. I przyznam się, choć może nie powinnam, że za pierwszym razem chyba mniej miałabym uwag. Być może dlatego, że wtedy jeszcze siedziałam w "ocenialniach". Zwykle też nie czytam ocen innych, póki sama nie przeczytam tekstu, by się nie sugerować. W tym wypadku nie raz robiłam odstępstwa od tej reguły. I doszłam do jednego wniosku: jako, że wszyscy zachwalali pod niebiosa, nie znaleźli nic do wypomnienia... przerobiłaś teksty specjalnie, bym miała na co ponarzekać. Nie może być inaczej po prostu. Sprawdzałam kilka razy... Poza tym utwierdziło mnie też to, co poczytałam w dodatkach, że jednak należysz do tych pedantów, co pilnują wszystkiego, zwłaszcza porządku w tekstach.

piątek, 17 kwietnia 2015

Zaczytana

Czasami nachodzą mnie takie chwile, że chcialabym wrócić do dawnych czasów, jeszcze ze studiów, gdy może nie byłam już "na swoim", ale w każdym razie z dala od domu. Czasów, gdzie mogłam się zaszyć w pokoju, olać wszystko i wszystkich, wziąć książke do ręki i czytać. Dać się porwać słowom, utonąć w treści, odwiedzać wszystkie te inne światy, które nawiedziły głowy autorów. Z dala od teraźniejszości, z dala od wszystkiego. Bywają takie chwile jak dziś, że mi tęskno do tego... Teraz nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, może jedynie na krótką chwilę, godzinkę, może dwie, kiedy jestem sama w domu, kiedy mam jeszcze czas dla siebie, zanim będę musiała szykować się do obiadu, lecieć na zakupy, potem po synka... Nie mogę pozwolić sobie na olanie wszystkiego i wszystkich, nie da się, a czasami bym tego potrzebowała. Póki co, muszę zadowolić się tym co mam. Nie sądzę też, by więcej czasu w dobie cokolwiek by zmieniło, zawsze znalazłoby się coś ważniejszego, pilniejszego co należałoby zrobić na już. Tak wiele rzeczy stale przekładam na później, że chyba weszło mi to w nawyk, niestety. 
Mimo to, zawsze się znajdzie chwila na małe zaczytanie :). Tak jak dzisiaj.

wtorek, 31 marca 2015

Sen


Zamykam oczy, snem otulam się
gdy wieczór szumem liści kołysze mnie
śnię, choć to jawa zdaje się
lecz wiem, że sen jest tylko snem.

Plany

Miałam w planie do końca miesiąca przeczytać całe Musivum, ale nie ma szans. Na szczęście nie jest źle i już niebawem kończę. Mam nadzieję, że utrzymam tempo i szybko przeczytam również resztę zaległości. Poślizg dwuletni niemal, ale cóż... teraz już chyba bardziej dla siebie to czytam, bo raczej nikt na to nie czeka. Przynajmniej moje sumienie będzie miało spokój i zacznę się skupiać nad swoimi pierdołami. 
Do szczęścia braknie tylko kilku rzeczy, a w sumie dwóch: kolejnego dziecka w drodze i innej pracy. Bo na obecną mam duże uczulenie. No, oczywiście z chęcią pozbyłabym się mojego nerkowego kamieniołomu, ale na coś cierpieć trzeba. 
Czas leci szybko, kolejne święta się zbliżają... a ja tak jak i przy poprzednich, jakoś nastroju nie czuje. Dzień jak co dzień, i tak do pracy trzeba będzie iść, w goście nikt nie przyjdzie, dni przelecą szybko. Ot, i po świętach. Może kiedyś się to zmieni, ale póki co nie specjalnie to widzę. Nigdy zresztą nie miałam tego zapału do sprzątania, gotowania, prania, mycia okien i całej tej masy rzeczy, których po prostu nie lubię, a robię bo muszę. I tak w każdy dzień. Blee... no cóż, w totka raczej milionów nie wygram, więc trzeba się pogodzić z szarą codziennością i nie narzekać.
Czasami jednak warto cierpliwie poczekać, i dążyć do celu krok po kroku. Jak się nie ma poweru do zrywów wielkich to zostaje jedynie cierpliwie do celu mrówczym krokiem. A jeszcze jak ktoś lubi pomarudzić, ponarzekać... No i właśnie się od tego ma blogi, nikt nie zagląda, można marudzić do woli :).
Wiosna idzie, a pogoda taka paskudna ;/. Jak moje nastroje, takie zmienno wiosenne, troche optymizmu przetykanego pesymizmem. 

piątek, 13 marca 2015

Matko jak ten czas szybko leci, a w sumie nic się nie dzieje. Nic wartego opisania, bo przecież nie będę pisać, że mam serdecznie dość swojej pracy i jedyny jej plus to ten, że ją mam. A pracować trzeba, póki co nie chce też zmieniać pracy... mam jeszcze nadzieję cichą na inne rozwiązane sprawy.
Powoli biorę się za zaległości, zwłaszcza czytania blogów z niegdysiejszej kolejki. Jakoś to idzie, korzystam z czasu, gdy sama jestem w domu i mogę na spokojnie się skupić na czytaniu i nic ani nikt nie przeszkadza. W końcu zrealizuję wszystko, czego do tej pory nie zrobiłam. A potem wezmę się za swoje pierdoły i też powoli do celu. Nowy rok, więc trzeba się w końcu zmobilizować. I tyle, cóż więcej...

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Lepiej późno niż...

Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. A ja się jak zwykle zbieram w sobie... długo. Planowałam wcześniej dać małe podsumowanie, a raczej małe przemyślenia odnośnie minionego roku. Wyszło jak wyszło, czyli piszę dopiero dzisiaj. 
Poprzedni rok przeleciał szybko, choć bywały momenty, że czas się dłużył. Był to przede wszystkim rok przeczekania... bo wiele rzeczy i spraw odłożyłam na później. Jedne z konieczności, inne z wyboru a inne... no cóż, z niechcenia robienia. Wierzę, że na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce, i czasami po prostu trzeba przeczekać gorsze chwile, a nie dalej brnąć w zaparte pogarszając jedynie sytuację. Był to też rok małych kroczków... powoli a do celu. I uczył cierpliwości. Do rodziny, do pracy - choć tu akurat bez większego efektu niestety. Również do własnych planów odnośnie moich "snów na jawie". 
Wiem jednak, że warto czekać na odpowiedni moment, uchwycić go i wykorzystać jak trzeba. A potem... potem już do przodu realizując cel. 
Nowy Rok  się zaczął, pora ruszyć do przodu i przestać się opier...dzielać. Dość czekania :).

Ale optymistka ze mnie dzisiaj. Jutro mogę być już realistką, a po jutrze jedynie pesymmistką, z cieniem nadziei na lepszy czas. 

Właśnie zobaczyłam ile już lat prowadzę bloga, łącznie ze starym blogiem, to 4 lata będzie. Aż się zdziwiłam...