Od czasu do czasu zmieniam szablon, wygląd bloga, kto nawiedza ten wie, że jest to jak wizyta u fryzjera. Zdecydowanie poprawia mi nastrój. Nie zawsze od razu czuję satysfakcję, bywa że szablon jest tymczasowy, aż znajdę ten odpowiedni obraz. Nie ukrywam, że niezmiernie podobają mi się szablony z szabloniarni, jednak zwykle podobają mi się różne rzeczy w różnych szablonach... i ciężko mi jest znaleźć ten jeden idealny. Zazwyczaj kończy się na samodzielnych próbach tworzenia szablonu, a im prostszy tym lepszy. Ostatnio zaczęłam się bawić w próbę (zaznaczam - próbę, bo nadal niespecjalnie wiem o co w tym chodzi) zabawy kodami CSS. Niektóre zabiegi mi się podobają, niektóre powoli zaczynam rozumieć... chociaż naprawdę toporna w tym jestem. Mam nadzieję, że wytrwam i jakoś to opanuję. Zazdroszczę młodszemu pokoleniu łatwości w pojmowaniu tego... no cóż, starość nie radość...
A na marginesie, znalazłam dzisiaj, przez przypadek oczywiście, stronę Aphrodisiacart no i się zakochałam, po same uszy wpadłam. No i oczywiście się rozmarzyłam na amen. Tyle obrazów, postaci, które tylko czekają aby o nich opowiedzieć... och... aż żal, że akurat w tej kwestii nie jestem ani ciut ciut wytrwała, choćby tylko dla siebie. Wiem, że powinnam ruszyć swoje cztery litery, posadzić gdzie trzeba, następnie ruszyć dziesięcioma, ba, nawet dwoma paluszkami (niech już będzie - nawet jednym) i kurde napisać co siedzie w szufladkach, otworzyć je i wypuścić całą zawartość na wolność. Niech nie zżerają tego paskudne mole niepamięci.
Przeglądałam ostatnio notatki i kurcze... z trudem przypomniałam sobie kim jest Kari i w co się wpakowała. Aż mi się przykro zrobiło i żal bidulki... Ale to cała ja, słomiany zapał i tyle. Zacząć i zostawić... choć z drugiej strony jak dojrzeje to może coś z tego będzie, kto tam wie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz