Miałam w planie do końca miesiąca przeczytać całe Musivum, ale nie ma szans. Na szczęście nie jest źle i już niebawem kończę. Mam nadzieję, że utrzymam tempo i szybko przeczytam również resztę zaległości. Poślizg dwuletni niemal, ale cóż... teraz już chyba bardziej dla siebie to czytam, bo raczej nikt na to nie czeka. Przynajmniej moje sumienie będzie miało spokój i zacznę się skupiać nad swoimi pierdołami.
Do szczęścia braknie tylko kilku rzeczy, a w sumie dwóch: kolejnego dziecka w drodze i innej pracy. Bo na obecną mam duże uczulenie. No, oczywiście z chęcią pozbyłabym się mojego nerkowego kamieniołomu, ale na coś cierpieć trzeba.
Czas leci szybko, kolejne święta się zbliżają... a ja tak jak i przy poprzednich, jakoś nastroju nie czuje. Dzień jak co dzień, i tak do pracy trzeba będzie iść, w goście nikt nie przyjdzie, dni przelecą szybko. Ot, i po świętach. Może kiedyś się to zmieni, ale póki co nie specjalnie to widzę. Nigdy zresztą nie miałam tego zapału do sprzątania, gotowania, prania, mycia okien i całej tej masy rzeczy, których po prostu nie lubię, a robię bo muszę. I tak w każdy dzień. Blee... no cóż, w totka raczej milionów nie wygram, więc trzeba się pogodzić z szarą codziennością i nie narzekać.
Czasami jednak warto cierpliwie poczekać, i dążyć do celu krok po kroku. Jak się nie ma poweru do zrywów wielkich to zostaje jedynie cierpliwie do celu mrówczym krokiem. A jeszcze jak ktoś lubi pomarudzić, ponarzekać... No i właśnie się od tego ma blogi, nikt nie zagląda, można marudzić do woli :).
Wiosna idzie, a pogoda taka paskudna ;/. Jak moje nastroje, takie zmienno wiosenne, troche optymizmu przetykanego pesymizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz