Przeczytane: Musivum
Na samym wstępie wypadałoby przeprosić, że tak długo
musiałaś czekać, aż się pofatyguję, ruszę dupsko do czytania i ogólnie aż mi
się zechce zmusić do czegokolwiek. Więc przepraszam.
Do Musivum podchodziłam bodajże trzy razy. Raz
niemal skończyłam, po czym szlag trafił lapka, tak mi się zdaje. Po nauczce
zapisywałam na pendrivie, którego też mi trafiło. Jakoś sprzęt mnie nie lubi. W
każdym razie, tym razem nic mi nie trafiło, mnie o dziwo też nie. Tak sobie
myślałam, że w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem
czytałam na spokojnie i w sumie na nowo odkrywałam Twoje teksty. I przyznam
się, choć może nie powinnam, że za pierwszym razem chyba mniej miałabym uwag.
Być może dlatego, że wtedy jeszcze siedziałam w "ocenialniach".
Zwykle też nie czytam ocen innych, póki sama nie przeczytam tekstu, by się nie
sugerować. W tym wypadku nie raz robiłam odstępstwa od tej reguły. I doszłam do
jednego wniosku: jako, że wszyscy zachwalali pod niebiosa, nie znaleźli nic do
wypomnienia... przerobiłaś teksty specjalnie, bym miała na co ponarzekać. Nie
może być inaczej po prostu. Sprawdzałam kilka razy... Poza tym utwierdziło mnie
też to, co poczytałam w dodatkach, że jednak należysz do tych pedantów, co pilnują
wszystkiego, zwłaszcza porządku w tekstach.
Zatem zacznę od krótszej części, mniej przyjemnej...
czyli co mi się nie podobało. Będzie naprawdę krótko, choć zapewne napomknę
jeszcze o tym nie raz. Już na samym starcie, czyli w Priamelu... powtórzenia,
zwłaszcza zaimków: swoje, jego itp., no i który. To najczęstsze. W Priamelu
jeszcze tak nie zaznaczałam wszystkiego, sporadycznie zaczęłam, bo mi coś za
dużo tego było, a jak jedno wpadło w oczy, to następne zwykle tuż tuż było. Nie
gniewaj się, ale nie chciało mi się już po raz kolejny wracać do Priamelu i od
nowa zaznaczać powtórzenia, aczkolwiek przez chwilę miałam taki zamiar. Nie
robiłam tego od początku, bo raz, że nie pamiętałam o tych powtórzeniach z
poprzedniego czytania (widać nie rzuciły mi się na oczy jak tym razem) i gdzieś
koło połowy zaczęłam bardziej na to zwracać uwagę. Natomiast w "Bo to twój
dobry kumpel" nie utargałam i zaznaczałam wszystko, niemal każdy zaimek.
Przy czytaniu tego tekstu naprawdę zaczęło mi to przeszkadzać. Widać było
przerwy, długie akapity, czasami strony bez zaimkozy, aż nagle wpadał jeden,
potem drugi, a potem bywało, że leciały lawinowo. W następnych tekstach również
pojawia się ten problem, choć starałam się, by mi nie przeszkadzał w odbiorze
tekstu i nie zwracałam na to uwagi. Duża dziewczynka jesteś, to już
sama zdecydujesz, czy taki urok tych tekstów, czy jednak coś powywalasz. Mam
jednak małe ale… no może duże Ale. Jak ci się uda to wydać, a nie wywalisz powtórzeń,
nie kupię tego i już! W innym wypadku poczytałabym z przyjemnością.
Drugi problem to sama długość zdań. Momentami przeginasz
i to na całego. Zupełnie zapominasz o stawianiu kropek. Rozumiem, że może to
być zabieg stylistyczny, ale jest to zabieg zabójczy. Może czytając
bezpośrednio z bloga jakoś to przemyka, nie wiem, ale w wordzie jest gorzej.
Myślę, że jakbym miała to czytać na papierze, nie byłoby wcale lepiej. Lubisz
opisy, to widać, rozbudowane zdania, gdzie przejawiają się cechy bohaterów, jednak
zdecydowanie lepiej czytało mi się te teksty, gdzie tego nie było, albo
przynajmniej nie było to tak bardzo widoczne. Najbardziej się chyba rzucało
właśnie w Priamelu, może dlatego, że jako tako jest na początku i jest chyba
najdłuższy. To ciężki początek, a uwaga i skupienie gubią się gdzieś po drodze
w tych rozbudowanych zdaniach. Niemal na samym początku masz 3 zdania – 17
wersów, i jest to jeden akapit. Spory kawałek dalej, również w Priamelu jest
kolejny akapit, 1 zdanie – 26 wersów, w tym 13 razy powtórzyłaś słowo który.
Na szczęście takie zdania nie trafiają się często, bo nie wiem czy dałabym radę
przeczytać wszystko.
To chyba tyle jeśli chodzi o minusy. Teraz mogę
spokojnie pisać jakie miałam pozytywne wrażenia. Jak sama opisałaś, Musivum to
mozaika. I szczerze mówiąc można ją dostrzec, docenić dopiero po przeczytaniu
całości. Każdy kolejny element zgrabnie wskakuje w odpowiednie miejsce. Priamel jest w pewnym sensie ramą tych
puzzli, początkiem, od którego można zacząć, wyjaśnieniem pozostałych tekstów,
ich form, zapoznaniem się z bohaterami. Jak sama pisałaś, każdy tekst może żyć
własnym życiem, zupełnie odrębnym, jednak jako ta mozaika stanowią lepszą
całość, którą czyta się niezwykle przyjemnie i wciąż ma się mało. Niestety
ogólnie mówiąc, Musivum jest raczej ambitnym tekstem (pomijając to co pisałam w
minusach), który wymaga myślenia, wymusza wręcz to myślenie. Niejednokrotnie
wracając z pracy, czy idąc do pracy myślałam o Musivum, o losach Olka, Wiktora,
o wiecznie marudzącym Julku, o perypetiach Michała i Sebastiana, nawet o
Andrzeju, zastanawiając się co tam kryje pod tą swoją skorupą chłodu i wredoty.
Myślałam też o Oldze, o tym jak spaja ich wszystkich razem, mimo że nie wszyscy
się lubią, a bywa że ledwo tolerują, to jednak są w pewien sposób razem. Widać
to już w Priamelu, który (wybacz), ale jest w sumie o niczym, ot pogaduchy przy
przeprowadzce, raptem jeden dzień w gronie znajomych. Pamiętam, że po pierwszym
przeczytaniu miałam silne wrażenie „cebulki”. W jednym tekście zawarłaś wiele
tematów, wiele różnych warstw. Studia i pogaduchy o studiach (aż mi się
przypomniały stare dzieje), przyjaciele, związki pomiędzy nimi, napięcia,
niechęci. Pokazujesz pasję do książek, wszelakich książek, pasję do nauki,
ciągły głód wiedzy, czytania zdecydowanie bardziej ambitnego niż przeciętnego
szaraka (czyli np. mnie). Poruszasz tematykę zapewne drażliwą dla niektórych,
bo dużo jest związków męsko-męskich, choć akurat w Priamelu jest to delikatnie
zaznaczone. Przedstawiasz bohaterów, kto kogo i jak lubi lub nie lubi. Poza tym
co bardzo przypadło mi do gustu, wyjaśniasz w tekście co to znaczy priamel. I
tekst ten jest nim naprawdę, ale wydaje mi się, że dostrzec to można dopiero po
przeczytaniu wszystkiego, a przynajmniej większości tekstów. Pokazujesz również
sposób, w jaki będziesz się zabawiać tekstem, słowami, narracjami. To też mi
się podobało, wyjaśnienia zgrabnie wplecione w tekst.
Po pierwszym czytaniu „Bo to twój dobry kumpel” pamiętam, jak mnie na początku lekko
trzepnęło, sama narracja, to że nagle musiałam stać się bohaterem i doświadczać
wydarzeń w dodatku z męskiej perspektywy. To było na plus, duży plus. Tekst bardzo
mi się spodobał, był zupełnie inny od tych, które zwykle czytałam. Jednak po
obecnym przeczytaniu już tak fajnie nie było. Zapewne dlatego, że wrażenia
zapadły głęboko i pamiętałam o nich, więc szoku nie było, za to zdecydowanie
przeszkadzały mi powtórzenia zaimków (jeśli jakieś przegapiłam, to wybacz).
Momentami nie mogłam się powstrzymać od małych przytyków, za co przepraszam.
Był ulubionym tekstem z Musivum długo, ale niestety spadł z piedestału.
Przedstawiasz ciekawy punkt widzenia, trudności jakie trzeba było przełknąć, by
pogodzić się z faktem, że najlepszy kumpel jest gejem. I to jeszcze kiedy, w
czasie trwania nauki, w sumie najgorszy czas by dowiedzieć się o czymś takim.
Podobało mi się wrażenie, że wraz z głównym bohaterem sama musiałam się z tym
problemem uporać (nie żeby był, bo nie miałam okazji go mieć), poza tym ważna
była Monika, jej spojrzenie na świat, na te sprawy, proste i w sumie nieskomplikowane,
takie co zwykle potrafi każdego sprowadzić na ziemię. Dużym plusem myślę jest
to, że pokazujesz przemiany na przestrzeni czasu, w sumie dużego czasu, a także
to, że kiedy ich drogi się rozeszły, to mimo wszystko nadal, gdzieś tam w środku
zostali dobrymi kumplami. Ten tekst długo zostanie mi w pamięci, jako jeden z
ulubionych. Kolejny tekst jest jak dla mnie połączony z tym – „Kiedy zapominam, że widzę Innego”. Przy
czytaniu wracałam myślami do „kumpla”. Teksty bardzo ze sobą związane, coś
jakby odbicia lustrzane. Ten sam wątek, jednak napisany od tej drugiej strony.
Tym razem mamy punkt widzenia Michała, nie Pawła jak poprzednio. I tym razem
tym Innym jest zarówno Michał jak i Lala. Nie wiem jak dobierałaś imiona, ale
chyba żadne inne by nie pasowało. Eulalia, bardzo wyjątkowo imię i bardzo
pasujące. Tym razem Michał musi się uporać z własnym poglądem, spojrzeniem na
kogoś innego, zupełnie nie pasującego do jego wyobrażeń, standardów, w sumie
nie pasującego w ogóle. Przyjemnie się czytało, jak z czasem zaczynał patrzeć
inaczej, dostrzegać coś więcej poza imię Lala i etykietką przypiętą do imienia.
Czasami bardzo ciężko jest zobaczyć kogoś poprzez te etykiety, co bywa
krzywdzące, niestety. A najlepsze, że czytając ten tekst sama jestem tą Inną.
Naprawdę, momentami nie wiedziałam o czym piszesz. (A właśnie, na marginesie,
żeby kurde czytać coś i szukać znaczenia słów po googlach… no zlituj się
kobieto.)
Wiktorowe strony czytało mi się szybko. Widać było zabawę stylem,
znów zmiana formy, choć styl zdecydowanie Twój. Był to taki przelot przez życie
Wiktora, choć momentami można było się zgubić. Bardzo płynnie przeskakiwałaś
pomiędzy czasami, okresami w życiu bohatera, wspomnieniami. Bywało to irytujące
momentami, zwłaszcza jak czekałam co będzie dalej z Olkiem, a tu nic i nic. Mam
nadzieję, że kiedyś pozwolisz przeczytać ostatnią część. Bo naprawdę mam
niedosyt dość poważny. Im więcej czytałam Musivum, im bardziej się zagłębiałam
w teksty, tym większy niedosyt miałam, większy głód czytania. „Ku stronom”, kolejny tekst o Wiktorze,
może nie porywający, ale jako część układanki przyjemnie się czytało. Poczytałabym
zdecydowanie więcej o Wiktorze, i o Olku. Ciekawe co będzie, jak skorupka
pęknie i się Wiktor w końcu przełamie, te swoje ograniczenia narzucone przez
siebie. Przy następnym Wiktorowym tekście musiałam pomyśleć nieco, by usadowić
go w odpowiednich ramach czasowych. „To
co się nie może wydarzyć” pokazuje kolejny raz te ograniczenia, pęta, jakie
sam narzuca sobie Wiktor. I to co mogłoby być, gdyby je porzucił. Nie wątpię,
że byłoby ciekawie.
Ach… „Włóczykij
polski” jeden z moich ulubionych tekstów, w ogóle zauważyłam, że teksty o
Michale są moimi ulubionymi. A z Michałem jest Sebastian, w którym się chyba zadurzyłam.
Sama po trochu chyba jestem takim Michałem, ale bez tego włóczenia się. No i
jestem zazdrosna chyba, o ten ich związek, idealny niemalże. Chyba każdy
chciałby mieć takiego Sebastiana, który zawsze jest, czeka, nie ważne gdzie się
polezie, który daje to poczucie bezpieczeństwa, stałości, jak ta opoka. Poza
tym widać w tekście sentyment do miasta, bardzo wiele opisów, szczegółów, jedne
przyjemne inne mniej, ale każde z nich są jak ta mozaika, tworzą całość, od
której się ucieka, a zarazem tęskni. Wspominałam już, że teksty o tej dwójce są
moimi ulubionymi, więc razem je tu zbiorę. Drugą stroną włóczykija jest „Prostokąt zbielałej trawy”, ta wyprawa
Michała, tyle że od strony Sebastiana, z jego punktu widzenia. Też chce takiego
Sebastiana. Znajdę sobie takiego w innym życiu. A teraz najlepszy tekst, jak
dla mnie, który będzie na piedestale stał długo. Zostawiłam go na sam koniec,
bo był najdłuższy z ostatnich ekskursów – „Dialogi
historyczno-kulturoznawcze”. Myślałam, po tytule że będzie znów o Oldze, a
tu niespodzianka. Tekst pisany z humorem, tak na wesoło, na poprawę nastroju. Bardzo
przyjemnie mi się go czytało i nie wątpię, że jeszcze nie raz do niego wrócę.
Czytając po kolei teksty zastanawiałam się, czy
będzie cokolwiek o Andrzeju. Chciałam i dostałam. „Czwarte uderzenie”. Po samym tytule nie sądziłam, że będzie on tak
dosłowny. I przełomowy w życiu Andrzeja. Po przeczytaniu można lepiej zrozumieć
Andrzeja, może nieco współczuć mu (choć on zapewne tego by nie chciał). Z
jednej strony widać co go ukształtowało, jego charakter i powierzchowność, tą
zimną i arogancką wredotę, z którą się tak obnosi. Pomimo tego, te wszystkie
destrukcyjne uczucia, które się w nim kłębiły i w końcu wybuchły, pozwoliły mu
stać się silnym i zdecydowanym, choć jednocześnie pozbawiły go… hmm… empatii,
tej chęci troszczenia i zrozumienia innych ludzi.
„W co się
bawiły małe dziewczynki” tutaj z kolei mam nieco odmienne wrażenia niż za
pierwszym razem, bardziej na plus. Oczywiście od razu się rzuciła na oczy nowa
forma, sam dialog i ciekawy pomysł na to. Za pierwszym podejściem nie zrobił
tekst na mnie wrażenia, przeleciałam przez niego i w sumie tyle. Podobało mi się poczucie humoru, nieco autoironii, a także
takie pobudzanie wspomnień, wracanie myślami do czasów, gdy człowiek był
młodziutki i cieszył się pełnią życia. „Lekcja
poglądowa…” – w końcu coś więcej o Oldze. W sumie mało jest o niej. Przelatuje
przez teksty, w każdym gdzieś tam się pojawia, ale o niej samej jest mało. Cóż,
tu jest, zakochana, zakopana w książkach i patrząca na innych przez pryzmat
książek. Mimo, że jest o niej mało, to i tak pozostaje wrażenie, że to ona
wszystkich trzyma razem, jak Priamel trzyma razem pozostałe teksty. „Tydzień z życia…” jest kolejnym tekstem
kobiecym, że tak to ujmę. Więcej Olgi i jej koleżanek, niż facetów. Nie wiem
czemu, ale jakoś tak… no lepiej się czyta o facetach. Tekst był zabawny, z
humorem, można się było nieco pośmiać, ale… brakowało mi czegoś, nie wiem. Na
szczęście jako część układanki pasuje do całości, jest odskocznią od reszty, a
nie ciągle o mężczyznach i ich zawirowaniach życiowych. Może po prostu zbyt
mało było o kobietach, o samej Oldze do tej pory.
A jeśli chodzi o mężczyzn… no proszę cię, ale jak
mogłaś tak mało, tak niewiele napisać o Olku. Toż to bratnia dusza Olgi, druga
połówka nie podszyta tym wszystkim co się wiąże z podchodami zakochanych itp. Taka
platoniczna połówka. „Trzy dni, noc i
poranek” - nie spodziewałam się, że będzie jeszcze z wcześniejszego okresu,
studenckiego. Inny związek, a tekst… no Olkowy. Z jednej strony Olek jest cały
do pokochania, a z drugiej… no to trochę taka ciapa, która zawsze woli winę
wziąć na siebie, zmilczeć, przetrawić, byle tylko kogoś nie zrazić. No według
mnie powinien mu po prostu przywalić w pyszczydło i tyle. No ale wtedy to
raczej byłby Andrzej a nie Olek.
A teraz tak ogólnie kilka zdań, na sam koniec. Czekałaś
długo, bardzo długo, za co przepraszam. Nie jest też to ocena na jaką zapewne
liczyłaś, ale ocenialni nie ma, więc i oceny jako takiej brak. Za to mogę jedynie
podziękować za możliwość przeczytania wspaniałych tekstów, do których zapewne
bym nie zajrzała w innych okolicznościach. W Musivum można się zadurzyć,
zakochać i boleć nad tym, że nie ma więcej. Tekst jest ambitny i chyba nie
każdy umiałby go docenić. Do niektórych tekstów trzeba dojrzeć by je
zrozumieć. O matko, tyle myślałam o tym, co mam napisać, że mam teraz pustkę w
głowie. Z tekstów blogowych, które do tej pory czytałam Musivum jest
najlepsze, pomimo tych minusów. Najbardziej mnie wciągnęło, pomimo tematyki, za
którą jakoś nie przepadam (lubię się całkiem oderwać od rzeczywistości). To
kolejny plus dla Ciebie, że potrafiłaś mnie przekonać słowami. Musivum jest
warte polecenia, więc będę polecać J. Mam nadzieję, że nigdy nie porzucisz pisania, że
kolejne teksty będą wychodzić spod Twoich paluszków płynnie i wpadać wprost na
bloga, lub wprost do księgarni, a z czasem na moją półeczkę.
Jeśli o czymś zapomniałam napisać, wybacz… zawsze
możemy podyskutować w komentarzach, ewentualnie dopiszę jak mi coś się w głowie
zaświeci. Mam prośbę małą o podanie maila (w komentarzu bądź na maila mojego
rora.zozali@gmail.com) – wysłałabym pozostałe uwagi, jakie zrobiłam w wordzie, nie żeby było ich wiele. W razie pytań, nie krępuj się. Ja mam sklerozę, na pewno o czymś zapomniałam napisać.
Nie za dobrze się czyta na tym tle szablonowym, ale nie mam dzisiaj siły tego zmieniać.
Nie za dobrze się czyta na tym tle szablonowym, ale nie mam dzisiaj siły tego zmieniać.
Zozali, bardzo Ci dziękuję za ocenę (dobrze mi wczoraj zrobiła, akurat moment jej przeczytania okazał się właśnie tym momentem, którego było trzeba). Konkretnie odpowiem na poszczególne uwagi w ciągu najbliższych dni, zgoda? Bo to wymaga trochę więcej skupienia, a ja w tej chwili jestem w euforii znów-pisania i skupienie się na czymkolwiek innym średnio mi wychodzi.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję i niedługo wrócę tu na dłużej :)
Poczekam, ty czekałaś i tak zbyt długo. Ale jeśli pomogłam w czymkolwiek (zwłaszcza jeśli chodzi o tę tęsknote za pisaniem) cieszę się niezmiernie.
Usuń