czwartek, 22 października 2015

Łzy Pani


                 Z cyklu zaczęte, nie skończone...


1

Gdy Pani piękna na lud swój spojrzała
Wnet gorzkim płaczem tu zapłakała
Gorycz i ból ich przyjąć zechciała
Tak od cierpienia uwolnić ich miała
Jednak wszystkich kolei losu nie znała
Na nic chęć jej pomocy się zdała
Zatem w zadumie pogrążyć się chciała
I więcej mocy wydobyć z ciała
Tak więc na wzgórzu po dzień dziś została
W kamień zmieniona nadal czekała

Pomóż swej Pani, ulżyj cierpieniu
Zmień losów tory, by nabrać pokory
Spójrz na łzy pani, co żłobią twarz smutną
Posmakuj z nią bólu, lecz strzeż się jednego
Pamiętaj o sercu…



– Co to znaczy? Dlaczego mamy pamiętać o sercu?
– Mirya, kochanie, wiersz ten prawdopodobnie był znacznie dłuższy. Niestety wandale nie uszanowały słów naszej Pani.
– Był to jedyny przekaz? – ciche słowa o dziwo przebiły się przez ogólny gwar dziewcząt.
– Tak, wierzymy, że to słowa samej bogini, która zostawiła je dla swojego ludu, wraz z ostrzeżeniem. Niestety jak widać, nie zachowały się te słowa w całości.
– Czy każdy może skosztować łez?
– Tak, oczywiście…
– Ja na pewno zostanę kapłanką!
- Kristi! Zachowuj się! – Tija szturchnęła siostrę. Tylko dlatego tu przyszła wraz z nią, by nieco uspokajać zapędy dziewczyny. Matka bała się, że zechce od razu iść wraz z kapłanką do świątyni. Zbyt wiele dziewcząt ulegało po takich odwiedzinach i ruszały wraz z kapłankami na próbę sił. Matka nie chciała stracić córki, a Tija siostry.
– Nikt nie może być tego pewny. Jak każdy z was wie, należy przejść próbę. Nie każda z was sobie poradzi – słowa kobiety niosły się po sali, która dziwnie ucichła. Słychać było jedynie pojedyncze szepty.
– Na czym polega ta próba?
– Mirya, tego dowiedzieć się można jedynie w świątyni, podczas próby.
– A kiedy będzie można podjąć się próby?
Tija spojrzała ostro na siostrę, która uparcie unikała jej wzroku. W dodatku odsunęła się na tyle, by Tija nie mogła jej znów szturchnąć. Widziała jak Kristi niecierpliwie się wierci. Od dawna chciała zostać kapłanką, wbrew prośbom i tłumaczeniom matki. Nawet Tija zdawała sobie sprawę, że się do tego nie nadaje.
– Nawet się nie waż! – warknęła cicho. – Wiesz przecież jak matka to przeżyje.
– Przecież to nic takiego. Czy ona wygląda na kogoś, kto by ciężko pracował? Chodzi od wioski do wioski i opowiada o bogini. Spójrz jak wszyscy się na nią patrzą.
– Nic nie wiesz przecież o życiu w świątyni. Ani o próbie.
– Ty też nic nie wiesz! Nie pouczaj mnie!
– Każda chętna dziewczynka będzie mogła się podjąć próby w świątyni, w drugi dzień święta Sati. Jeśli któraś z was będzie chciała udać się ze mną, wyruszam jutro o świcie. Będę czekać tutaj, nie dłużej niż godzinę na chętnych, później wyruszam dalej. Tymczasem żegnam was kochani. Niech Pani was błogosławi.

***

– Kristi! Stój wreszcie! Nie będę biegła za tobą!
– Tija, daj spokój, dobrze?!
– Wiesz, że jak pójdziesz z kapłanką, matka się wścieknie. Delikatnie mówiąc.
– Ma ciebie. Poza tym jesteś młodsza niż ja i masz jeszcze czas na podejmowanie decyzji. A ja jestem dorosła, mogę sama je podejmować.
– Nie jesteś! A ja jestem młodsza zaledwie o dwa lata od ciebie. Zgodziłaś się na splecenie!
– Oj tam, Mazera jakoś to przeżyje. Poza tym jest wiele innych dziewcząt chętnych, by zostać jego partnerką.
– Nie możesz. Tak się nie robi. Dałaś słowo przecież. Poza tym jak to wyjaśnisz matce?
– Ja? O nie, nie. To ty jej wyjaśnisz wszystko. Na ciebie się nie wścieknie.
– Nie zrobisz tego, nie zgadzam się! Kristi!

***

– Jak tam na zebraniu było? – drżące słowa matki pełne były obaw. Wiedziała, czuła co się stanie, jednak nie zmieniało to faktu, że nie chciała tego usłyszeć.
– Kristi chce jutro wyruszyć z kapłanką.
– Tija! – dziewczyna nie sądziła, że będzie to tak wyglądać, kiedy wymuszała na siostrze, by to ona powiedziała matce. Nie przypuszczała, że mała się postawi. Nie w taki sposób. – Tak jutro rano wyruszę wraz z nią.
– Dobrze, ale Tija pójdzie wraz z tobą.
– Co?! Dlaczego?
– Nie chcę z nią iść!
– Tija, tylko w ten sposób dowiem się, co się stanie z Kristi, czy przeszła próbę, czy została odrzucona. Proszę cię, zrób to dla matki.
– Ale mamo… – Tija urwała jęk widząc, że i tak nic nie wskóra, jeśli matka coś postanowiła. Jak zwykle niewiele miała do powiedzenia w takich sytuacjach. Spojrzała na siostrę, która gniewnie odwróciła się, po czym wybiegła z pokoju. – Jeśli Kristi postanowi przejść próbę, nie przekonam jej, ani nie uratuję przed tym co się wydarzy.
– Wiem kochanie, wiem. Ale niepewność tego, co się stało z dzieckiem jest jeszcze gorsza. Zdaję sobie sprawę, że Kristi jest słaba, nie ma wystarczająco siły charakteru, by przejść jakąkolwiek próbę. Gdybym mogła ja uchronić i od tego, zrobiłabym to.
– Dobrze, pójdę z nią.
– Dziękuje kochanie. Idź się spakować. Zrobię wam kolację i naszykuję prowiant na jutro.
Tija spojrzała na matkę z troską. Łudziła się, choć nie miało to najmniejszego sensu. Kristi była tak samo uparta jak i ona. Jak już coś wbiły sobie do głowy, nie było odwrotu.

***

– Kristi! Spóźnimy się! Nie zamierzam przez ciebie gonić całą grupę z wywieszonym jęzorem jak jakiś pies!
– Idę, idę! Nie marudź tyle. To nie ja ci kazałam iść ze mną.
– Jasne, jakbyś matki nie znała. Nie rozumiem po co zabrałaś tyle ubrań ze sobą. Mogłaś chociaż coś mi zostawić. I tak ci nie będą potrzebne jak zostaniesz kapłanką.
– Oj tam, skąd wiesz co noszą pod tymi workami?
– Kristi!
– No co? Nie ubierają się za ciekawie, ale może nie mają odpowiedniego wyczucia? Bo te stroje ani nie są praktyczne, ani nawet ładne.
– A skąd wiesz? – Tija miała już szczerze dość tej wyprawy, a nawet jej dobrze nie zaczęły. – Chodź szybciej, bo już wyruszają. Tam są – wskazała na prawo od miejsca zebrań. Nie sądziła, że tyle dziewczyn się skusi pójść. Chyba najwięcej, odkąd pamiętała. Rozejrzała się wokół, dostrzegając gdzieniegdzie smutne, zapłakane twarze matek i surowe spojrzenia ojców schowane w cieniu budynków. Nikt otwarcie się nie żegnał, choć każdy wiedział, że żadna z nich nie wróci.
– Tyle smutku i łez…
– Tija! Teraz to ty opóźniasz nas. Chodź już.

**

– Nareszcie!
– Cicho Kristi, słuchaj. – Po dwóch dniach Tija miała dość stałego utyskiwania siostry. Albo świergotała jak ptaszek wraz z innymi dziewczynami, które tak samo nadawały się na kapłanki jak Kristi, albo narzekała jak ciężka i długa jest droga.
– Jesteśmy przed świątynią. Jedynie podczas święta Sati wpuszczamy wiernych, by mogli spojrzeć na twarz bogini i zanieść do niej modlitwę. Tija, jako że towarzysz jedynie siostrze, nie będziesz mogła wejść z nią do końca. Zostaniesz wpuszczona jedynie tam, gdzie mogą być pozostali wierni.
– Tak, rozumiem.
– To dobrze, Zatem chodźmy.
Tija patrzyła jak cały szereg niemal dwudziestu dziewczyn przekracza próg świątyni. Stała, czekając aż każda z nich przejdzie, po czym weszła za nimi. Wyobrażała sobie inaczej tę budowlę, owszem była okazała, wręcz kolosalna, jednak nie robiła takiego wrażenia na niej, jak się spodziewała. Wielkie kamienne wrota były z pewnością bardzo ciężkie. Zastanawiała się, jak wątłe kapłanki je zamykają i otwierają. Na ścianach nie było malunków, kamienne ściany zostawiono nagie, surowe i zimne. Gdy przekroczyły kolejne drzwi, niewiele się zmieniło. W ogromnej sali również nie było żadnych ozdób. Nie licząc posągów, mnóstwa posągów kobiet ustawionych pod ścianami. Po środku jednak znajdowała się postać najbardziej niezwykła jaką widziała. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie jest żywa istota, a kolejny posąg kobiety. Był zdecydowanie wyższy niż inne. Podeszła powoli do niej patrząc na twarz. Spokojne oblicze, na którym malował się smutek i ból, ale nie taki jak widywała u chorych ludzi, cierpiących. Nie do końca potrafiła to nazwać, to co odczuwała, gdy patrzyła na posąg.
– To nasza Pani, bogini, do której możecie zanieść swe prośby. Byś może wysłucha ich i je spełni. – Tija usłyszała głos jednej z kapłanek oprowadzających wiernych. Grupa, z którą tu przyszła poszła już dalej. Teraz musiała jedynie czekać. Nie mogła nic zrobić, by odwieźć od tego Kristi, rozmowy przynosiły jedynie ten efekt, że ta się jeszcze bardziej zapierała. Spojrzała ponownie na oblicze bogini.
– Pani, nie wiem czy mnie wysłuchasz. O nic nie prosiłam dotąd, a i teraz moja prośba błaha nie będzie. Nie potrafię uchronić siostry przed tym, co wybrała… – nie sądziła, że był to dobry pomysł, ale nic innego nie mogła już zrobić. Kontynuowała więc cichą modlitwę, szepcząc kolejne słowa. – Kristi nie jest zła, nie ma po prostu cierpliwości, by znosić jakiekolwiek niedogodności. Nie wiem jaką próbę musi przejść, by zostać kapłanką…
„Próbę bólu”
Urwała słysząc ledwo słyszalny głos. Odwróciła gwałtownie głowę, rozglądając się za tym, kto to powiedział, jednak każdy pogrążony był we własnej modlitwie. Jeśli wyszeptane słowa mówiły prawdę, Kristi nie poradzi sobie. Nie była odporna na ból, jakikolwiek ból.
– Nie poradzi sobie. Gdybym tylko mogła ją uchronić przed bólem, nawet przyjąć go na siebie, zrobiłabym to. Dla matki, dla Kristi.
„Twoja modlitwa zostanie wysłuchana”
– Musisz już iść.
Tija drgnęła czując czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie wystraszona.
– Zamykamy świątynie, musisz już iść.
Kapłanka delikatnie się uśmiechała, nie nalegając twardo, a wskazując drzwi wyjściowe. Tija straciła całkiem poczucie czasu. Zauważyła, że zapadał już zmierzch, a półmrok rozpraszało światło świec.
– Och, przepraszam. Zamyśliłam się. – Tija ruszyła w stronę wyjścia, nagle jednak przystanęła uświadamiając sobie, że nie ma gdzie się zatrzymać ani przespać. – Czy gdzieś w okolicy można wynająć jakiś pokój do spania? – spytała cicho nie chcąc zakłócać atmosfery powagi, jaką wyczuwała teraz w tym miejscu.
– Niedaleko drogą w dół jest gospoda, tam pytaj. Jeśli jednak nie chcesz po zmroku iść sama, możesz też przenocować na obrzeżach świątyni. Pokażę ci, jeśli chcesz.
– Będę wdzięczna, naprawdę. Mogę jeszcze o coś spytać?
– Oczywiście.
– Kiedy będzie wiadomo kto przetrwał próbę?
– W najbliższych dniach. Niektórzy wymagają więcej czasu, inni mniej. Ty jesteś może Tija? Siostra Kristi?
– Tak, to ja.
– Rozumiem, że będziesz chciała pozostać tutaj dopóki siostra nie przejdzie próby lub zostanie odrzucona.
– Przejdzie ją – słowa zaskoczyły Tiję, zwłaszcza że sama je wypowiedziała. I to uczucie pewności, mimo że znała siostrę i wiedziała co ją czeka.
– Rzadko się zdarza teraz, by ktoś z rodziny chciał zostać, kiedyś może częściej. Chodź, zaprowadzę cię do pokojów dla rodzin. Mamy takich kilka. Będziesz mogła tam zaczekać.
– Dziękuję, jestem bardzo wdzięczna.

***

– Rozgość się tutaj.
– Dziękuję.
Tija rozejrzała się po niewielkim, skromnie urządzonym pokoiku. Najważniejsze, że było łóżko, na którym mogła odpocząć. I woda w misce do obmycia się. Szybko zdjęła ubranie, umyła się chłodną wodą, po czym nałożyła świeże ubranie. Zmęczona z ulgą położyła się do czystej pościeli. Myślała, że nie będzie w stanie zasnąć, jednak zmęczenie przezwyciężyło troski i obawy.
Obudziła się nagle słysząc ciche śpiewy, zapewne dochodzące ze świątyni. Nie one jednak ją obudziły, lecz uczucie oczekiwania na coś ważnego. Odetchnęła kilka razy głębiej, znów układając się do spania. W tym samym momencie usłyszała krzyk, głośny, przeraźliwy krzyk, do którego dołączył kolejny. Jej własny. Nigdy w życiu nie czuła podobnego bólu jaki zagościł w niej teraz. Nie była w stanie oddychać, a ciało wygięło się w łuk. Nie wiedziała co się dzieje, nie była w stanie myśleć. Czuła jedynie ból, który rozrastał się w zastraszającym tempie, gotów pochłonąć zarówno jej ciało jak i duszę. Płonęła bólem, trawił ją po kawałku a zarazem w całości, smagając co chwila nową falą. Chciała krzyczeć, lecz nie była w stanie nic zrobić. Kątem oka spojrzała na palce mocno zaciśnięte na obrzeżach łóżka. Były pokryte wstęgami, jasnymi wstęgami bólu, które pięły się w górę oplatając ją coraz ciaśniej i ciaśniej. Z trudem chwytała myśli, które znikały tak szybko jak się pojawiały. Jedynie wciąż od nowa wracały słowa matki: Otwórz się na ból, niech przyjdzie i przejdzie przez ciebie, niech cię oczyści. Niech zostawi duszę jasną i otwartą na świat zabierając ciemność zmartwień i cierpienia. Zatem zrobiła to, otworzyła duszę na ból, a gdy fala przyszła porwała ją w całości, nie zostawiając nic.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz