Z cyklu zaczęte, nie skończone...
1
Gdy Pani piękna
na lud swój spojrzała
Wnet gorzkim
płaczem tu zapłakała
Gorycz i ból ich
przyjąć zechciała
Tak od
cierpienia uwolnić ich miała
Jednak
wszystkich kolei losu nie znała
Na nic chęć jej
pomocy się zdała
Zatem w zadumie
pogrążyć się chciała
I więcej mocy
wydobyć z ciała
Tak więc na
wzgórzu po dzień dziś została
W kamień zmieniona
nadal czekała
Pomóż swej Pani,
ulżyj cierpieniu
Zmień losów tory,
by nabrać pokory
Spójrz na łzy
pani, co żłobią twarz smutną
Posmakuj z nią
bólu, lecz strzeż się jednego
Pamiętaj o
sercu…
– Co to znaczy?
Dlaczego mamy pamiętać o sercu?
– Mirya,
kochanie, wiersz ten prawdopodobnie był znacznie dłuższy. Niestety wandale nie
uszanowały słów naszej Pani.
– Był to jedyny
przekaz? – ciche słowa o dziwo przebiły się przez ogólny gwar dziewcząt.
– Tak, wierzymy,
że to słowa samej bogini, która zostawiła je dla swojego ludu, wraz z
ostrzeżeniem. Niestety jak widać, nie zachowały się te słowa w całości.
– Czy każdy może
skosztować łez?
– Tak,
oczywiście…
– Ja na pewno
zostanę kapłanką!
- Kristi!
Zachowuj się! – Tija szturchnęła siostrę. Tylko dlatego tu przyszła wraz z nią,
by nieco uspokajać zapędy dziewczyny. Matka bała się, że zechce od razu iść
wraz z kapłanką do świątyni. Zbyt wiele dziewcząt ulegało po takich
odwiedzinach i ruszały wraz z kapłankami na próbę sił. Matka nie chciała
stracić córki, a Tija siostry.
– Nikt nie może
być tego pewny. Jak każdy z was wie, należy przejść próbę. Nie każda z was
sobie poradzi – słowa kobiety niosły się po sali, która dziwnie ucichła.
Słychać było jedynie pojedyncze szepty.
– Na czym polega
ta próba?
– Mirya, tego
dowiedzieć się można jedynie w świątyni, podczas próby.
– A kiedy będzie
można podjąć się próby?
Tija spojrzała
ostro na siostrę, która uparcie unikała jej wzroku. W dodatku odsunęła się na
tyle, by Tija nie mogła jej znów szturchnąć. Widziała jak Kristi niecierpliwie
się wierci. Od dawna chciała zostać kapłanką, wbrew prośbom i tłumaczeniom
matki. Nawet Tija zdawała sobie sprawę, że się do tego nie nadaje.
– Nawet się nie
waż! – warknęła cicho. – Wiesz przecież jak matka to przeżyje.
– Przecież to
nic takiego. Czy ona wygląda na kogoś, kto by ciężko pracował? Chodzi od wioski
do wioski i opowiada o bogini. Spójrz jak wszyscy się na nią patrzą.
– Nic nie wiesz
przecież o życiu w świątyni. Ani o próbie.
– Ty też nic nie
wiesz! Nie pouczaj mnie!
– Każda chętna
dziewczynka będzie mogła się podjąć próby w świątyni, w drugi dzień święta
Sati. Jeśli któraś z was będzie chciała udać się ze mną, wyruszam jutro o
świcie. Będę czekać tutaj, nie dłużej niż godzinę na chętnych, później wyruszam
dalej. Tymczasem żegnam was kochani. Niech Pani was błogosławi.
***
– Kristi! Stój
wreszcie! Nie będę biegła za tobą!
– Tija, daj
spokój, dobrze?!
– Wiesz, że jak
pójdziesz z kapłanką, matka się wścieknie. Delikatnie mówiąc.
– Ma ciebie.
Poza tym jesteś młodsza niż ja i masz jeszcze czas na podejmowanie decyzji. A
ja jestem dorosła, mogę sama je podejmować.
– Nie jesteś! A
ja jestem młodsza zaledwie o dwa lata od ciebie. Zgodziłaś się na splecenie!
– Oj tam, Mazera
jakoś to przeżyje. Poza tym jest wiele innych dziewcząt chętnych, by zostać
jego partnerką.
– Nie możesz.
Tak się nie robi. Dałaś słowo przecież. Poza tym jak to wyjaśnisz matce?
– Ja? O nie,
nie. To ty jej wyjaśnisz wszystko. Na ciebie się nie wścieknie.
– Nie zrobisz
tego, nie zgadzam się! Kristi!
***
– Jak tam na
zebraniu było? – drżące słowa matki pełne były obaw. Wiedziała, czuła co się stanie,
jednak nie zmieniało to faktu, że nie chciała tego usłyszeć.
– Kristi chce
jutro wyruszyć z kapłanką.
– Tija! –
dziewczyna nie sądziła, że będzie to tak wyglądać, kiedy wymuszała na siostrze,
by to ona powiedziała matce. Nie przypuszczała, że mała się postawi. Nie w taki
sposób. – Tak jutro rano wyruszę wraz z nią.
– Dobrze, ale
Tija pójdzie wraz z tobą.
– Co?! Dlaczego?
– Nie chcę z nią
iść!
– Tija, tylko w
ten sposób dowiem się, co się stanie z Kristi, czy przeszła próbę, czy została
odrzucona. Proszę cię, zrób to dla matki.
– Ale mamo… – Tija
urwała jęk widząc, że i tak nic nie wskóra, jeśli matka coś postanowiła. Jak
zwykle niewiele miała do powiedzenia w takich sytuacjach. Spojrzała na siostrę,
która gniewnie odwróciła się, po czym wybiegła z pokoju. – Jeśli Kristi
postanowi przejść próbę, nie przekonam jej, ani nie uratuję przed tym co się
wydarzy.
– Wiem kochanie,
wiem. Ale niepewność tego, co się stało z dzieckiem jest jeszcze gorsza. Zdaję
sobie sprawę, że Kristi jest słaba, nie ma wystarczająco siły charakteru, by
przejść jakąkolwiek próbę. Gdybym mogła ja uchronić i od tego, zrobiłabym to.
– Dobrze, pójdę
z nią.
– Dziękuje
kochanie. Idź się spakować. Zrobię wam kolację i naszykuję prowiant na jutro.
Tija spojrzała
na matkę z troską. Łudziła się, choć nie miało to najmniejszego sensu. Kristi
była tak samo uparta jak i ona. Jak już coś wbiły sobie do głowy, nie było
odwrotu.
***
– Kristi!
Spóźnimy się! Nie zamierzam przez ciebie gonić całą grupę z wywieszonym jęzorem
jak jakiś pies!
– Idę, idę! Nie
marudź tyle. To nie ja ci kazałam iść ze mną.
– Jasne, jakbyś
matki nie znała. Nie rozumiem po co zabrałaś tyle ubrań ze sobą. Mogłaś chociaż
coś mi zostawić. I tak ci nie będą potrzebne jak zostaniesz kapłanką.
– Oj tam, skąd
wiesz co noszą pod tymi workami?
– Kristi!
– No co? Nie
ubierają się za ciekawie, ale może nie mają odpowiedniego wyczucia? Bo te
stroje ani nie są praktyczne, ani nawet ładne.
– A skąd wiesz?
– Tija miała już szczerze dość tej wyprawy, a nawet jej dobrze nie zaczęły. –
Chodź szybciej, bo już wyruszają. Tam są – wskazała na prawo od miejsca zebrań.
Nie sądziła, że tyle dziewczyn się skusi pójść. Chyba najwięcej, odkąd
pamiętała. Rozejrzała się wokół, dostrzegając gdzieniegdzie smutne, zapłakane
twarze matek i surowe spojrzenia ojców schowane w cieniu budynków. Nikt
otwarcie się nie żegnał, choć każdy wiedział, że żadna z nich nie wróci.
– Tyle smutku i
łez…
– Tija! Teraz to
ty opóźniasz nas. Chodź już.
**
– Nareszcie!
– Cicho Kristi,
słuchaj. – Po dwóch dniach Tija miała dość stałego utyskiwania siostry. Albo
świergotała jak ptaszek wraz z innymi dziewczynami, które tak samo nadawały się
na kapłanki jak Kristi, albo narzekała jak ciężka i długa jest droga.
– Jesteśmy przed
świątynią. Jedynie podczas święta Sati wpuszczamy wiernych, by mogli spojrzeć
na twarz bogini i zanieść do niej modlitwę. Tija, jako że towarzysz jedynie
siostrze, nie będziesz mogła wejść z nią do końca. Zostaniesz wpuszczona
jedynie tam, gdzie mogą być pozostali wierni.
– Tak, rozumiem.
– To dobrze,
Zatem chodźmy.
Tija patrzyła
jak cały szereg niemal dwudziestu dziewczyn przekracza próg świątyni. Stała,
czekając aż każda z nich przejdzie, po czym weszła za nimi. Wyobrażała sobie
inaczej tę budowlę, owszem była okazała, wręcz kolosalna, jednak nie robiła
takiego wrażenia na niej, jak się spodziewała. Wielkie kamienne wrota były z
pewnością bardzo ciężkie. Zastanawiała się, jak wątłe kapłanki je zamykają i
otwierają. Na ścianach nie było malunków, kamienne ściany zostawiono nagie,
surowe i zimne. Gdy przekroczyły kolejne drzwi, niewiele się zmieniło. W
ogromnej sali również nie było żadnych ozdób. Nie licząc posągów, mnóstwa
posągów kobiet ustawionych pod ścianami. Po środku jednak znajdowała się postać
najbardziej niezwykła jaką widziała. Dopiero po chwili zorientowała się, że to
nie jest żywa istota, a kolejny posąg kobiety. Był zdecydowanie wyższy niż
inne. Podeszła powoli do niej patrząc na twarz. Spokojne oblicze, na którym
malował się smutek i ból, ale nie taki jak widywała u chorych ludzi, cierpiących.
Nie do końca potrafiła to nazwać, to co odczuwała, gdy patrzyła na posąg.
– To nasza Pani,
bogini, do której możecie zanieść swe prośby. Byś może wysłucha ich i je
spełni. – Tija usłyszała głos jednej z kapłanek oprowadzających wiernych. Grupa,
z którą tu przyszła poszła już dalej. Teraz musiała jedynie czekać. Nie mogła
nic zrobić, by odwieźć od tego Kristi, rozmowy przynosiły jedynie ten efekt, że
ta się jeszcze bardziej zapierała. Spojrzała ponownie na oblicze bogini.
– Pani, nie wiem
czy mnie wysłuchasz. O nic nie prosiłam dotąd, a i teraz moja prośba błaha nie
będzie. Nie potrafię uchronić siostry przed tym, co wybrała… – nie sądziła, że
był to dobry pomysł, ale nic innego nie mogła już zrobić. Kontynuowała więc
cichą modlitwę, szepcząc kolejne słowa. – Kristi nie jest zła, nie ma po prostu
cierpliwości, by znosić jakiekolwiek niedogodności. Nie wiem jaką próbę musi
przejść, by zostać kapłanką…
„Próbę bólu”
Urwała słysząc
ledwo słyszalny głos. Odwróciła gwałtownie głowę, rozglądając się za tym, kto
to powiedział, jednak każdy pogrążony był we własnej modlitwie. Jeśli
wyszeptane słowa mówiły prawdę, Kristi nie poradzi sobie. Nie była odporna na
ból, jakikolwiek ból.
– Nie poradzi
sobie. Gdybym tylko mogła ją uchronić przed bólem, nawet przyjąć go na siebie,
zrobiłabym to. Dla matki, dla Kristi.
„Twoja modlitwa zostanie wysłuchana”
– Musisz już
iść.
Tija drgnęła
czując czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie wystraszona.
– Zamykamy
świątynie, musisz już iść.
Kapłanka delikatnie się uśmiechała,
nie nalegając twardo, a wskazując drzwi wyjściowe. Tija straciła całkiem
poczucie czasu. Zauważyła, że zapadał już zmierzch, a półmrok rozpraszało
światło świec.
– Och,
przepraszam. Zamyśliłam się. – Tija ruszyła w stronę wyjścia, nagle jednak
przystanęła uświadamiając sobie, że nie ma gdzie się zatrzymać ani przespać. –
Czy gdzieś w okolicy można wynająć jakiś pokój do spania? – spytała cicho nie
chcąc zakłócać atmosfery powagi, jaką wyczuwała teraz w tym miejscu.
– Niedaleko
drogą w dół jest gospoda, tam pytaj. Jeśli jednak nie chcesz po zmroku iść
sama, możesz też przenocować na obrzeżach świątyni. Pokażę ci, jeśli chcesz.
– Będę
wdzięczna, naprawdę. Mogę jeszcze o coś spytać?
– Oczywiście.
– Kiedy będzie
wiadomo kto przetrwał próbę?
– W najbliższych
dniach. Niektórzy wymagają więcej czasu, inni mniej. Ty jesteś może Tija?
Siostra Kristi?
– Tak, to ja.
– Rozumiem, że będziesz
chciała pozostać tutaj dopóki siostra nie przejdzie próby lub zostanie
odrzucona.
– Przejdzie ją –
słowa zaskoczyły Tiję, zwłaszcza że sama je wypowiedziała. I to uczucie
pewności, mimo że znała siostrę i wiedziała co ją czeka.
– Rzadko się
zdarza teraz, by ktoś z rodziny chciał zostać, kiedyś może częściej. Chodź,
zaprowadzę cię do pokojów dla rodzin. Mamy takich kilka. Będziesz mogła tam
zaczekać.
– Dziękuję,
jestem bardzo wdzięczna.
***
– Rozgość się
tutaj.
– Dziękuję.
Tija rozejrzała
się po niewielkim, skromnie urządzonym pokoiku. Najważniejsze, że było łóżko,
na którym mogła odpocząć. I woda w misce do obmycia się. Szybko zdjęła ubranie,
umyła się chłodną wodą, po czym nałożyła świeże ubranie. Zmęczona z ulgą
położyła się do czystej pościeli. Myślała, że nie będzie w stanie zasnąć,
jednak zmęczenie przezwyciężyło troski i obawy.
Obudziła się nagle
słysząc ciche śpiewy, zapewne dochodzące ze świątyni. Nie one jednak ją
obudziły, lecz uczucie oczekiwania na coś ważnego. Odetchnęła kilka razy
głębiej, znów układając się do spania. W tym samym momencie usłyszała krzyk,
głośny, przeraźliwy krzyk, do którego dołączył kolejny. Jej własny. Nigdy w
życiu nie czuła podobnego bólu jaki zagościł w niej teraz. Nie była w stanie
oddychać, a ciało wygięło się w łuk. Nie wiedziała co się dzieje, nie była w
stanie myśleć. Czuła jedynie ból, który rozrastał się w zastraszającym tempie,
gotów pochłonąć zarówno jej ciało jak i duszę. Płonęła bólem, trawił ją po
kawałku a zarazem w całości, smagając co chwila nową falą. Chciała krzyczeć,
lecz nie była w stanie nic zrobić. Kątem oka spojrzała na palce mocno
zaciśnięte na obrzeżach łóżka. Były pokryte wstęgami, jasnymi wstęgami bólu,
które pięły się w górę oplatając ją coraz ciaśniej i ciaśniej. Z trudem
chwytała myśli, które znikały tak szybko jak się pojawiały. Jedynie wciąż od
nowa wracały słowa matki: Otwórz się na
ból, niech przyjdzie i przejdzie przez ciebie, niech cię oczyści. Niech zostawi
duszę jasną i otwartą na świat zabierając ciemność zmartwień i cierpienia. Zatem zrobiła to, otworzyła duszę na ból, a gdy fala przyszła porwała ją w
całości, nie zostawiając nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz