wtorek, 10 lipca 2012

Dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień, czyli kurde nic nie wiem. Irytujący jest brak możliwości zaplanowania czegokolwiek, nawet dnia następnego. Mężowi właśnie skończył się urlop i teoretycznie jedzie na "wczasy", aczkolwiek tylko póki co teoretycznie, jak zwykle wszystko może ulec zmianie. Na razie ludziska w kolejce muszą poczekać, raz że nie mam czasu, a dwa - cztery osoby na jednego laptopa to tłum. Przy dobrych wiatrach jednak w następnym tygodniu może, ale tylko MOŻE, odzyskam swojego małego kalkulatorka. Ponoć jest do odzyskania. Do tego czasu muszę jednak się uzbroić w cierpliwość.
Dzisiaj po raz kolejny stwierdziłam, że słońce mnie nie lubi. Wystarczył przejechać się do centrum miasta pozałatwiać sprawy, by mieć na sobie pierwsze oznaki poparzenia słonecznego. No cóż, jakby nie było opalać się i tak muszę, zażywać wit. D, bo inaczej kiedyś się rozpadnę, tak coby było ciekawiej. Jakbym już miała nudno pod tym względem... no ale i tak bywa.

3 komentarze:

  1. Podoba mi się nowy wygląd bloga.Cztery osoby na jeden komputer to faktycznie dużo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, zażywać witaminy D dzięki słońcu a leżeć i się smażyć, jak niektórzy, to jednak różnica. Nie trzeba siedzieć na słońcu godzinami, aby nasz organizm wytworzył witaminę D, więc się nie martw. A jak nie lubisz upałów, to wpadnij do Anglii, gdzie panuje typowe angielskie lato: ciepło, ale pada. :P A szkoda, mam taką śliczną parasolkę przeciwsłoneczną, która wisi nieużywana w szafie odkąd do Anglii przyjechała.
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o wit. D, to miałam raczej na myśli kropelki :). Ostatnio w pracy można było sobie zbadać jej poziom. Norma jest od 30, ja miałam 4. Mnie nawet spalenie na wiór by nie pomogło :), ale tak czy siak nie zamierzam się jakoś specjalnie opalać, słońce mnie nie lubi.

      Usuń