piątek, 22 marca 2013

Jak nie urok to... część druga

Zbyt wcześnie miałam nadzieję, że to już koniec i będzie spokój. Niestety nie. Jak mnie w niedziele szlag trafił, to znów wylądowałam na Izbie Przyjęć, a potem na oddziale, z kolką nerkową. Po lekkim dysonansie diagnostycznym (jak to się wyraził jeden z lekarzy) miałam rozbijanego kamyczka. Czy się rozbił, wyjdzie w praniu. Plecy jak bolały, tak bolą. Wzięłam kolejne zwolnienie lekarskie, czym "uradowałam" oddziałową, tak bardzo, że nawet na mnie nie spojrzała jak je zanosiłam. Cóż, bywa. Nie zawsze trza być lubianym, znów będę na minusie u niej. Trudno. I tak wychodzi pewnie, że kombinuje albo udaje... ehh... mam dołka.

sobota, 16 marca 2013

Jak nie urok to...

Jak już człowiek myśli, że załatwił już jedną rzecz i ma z głowy na jakiś czas, to trafi go co innego. I jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Mnie trafiło ostatnio, a raczej mój kręgosłup. Boli gadzina nadal. Miałam nadzieję, że szybciej mi przejdzie i normalnie wrócę do pracy, ale prócz tego, że jestem bardziej mobilna, to boli nadal i nie wyobrażam sobie, bym kogokolwiek dźwignęła. Najmniej odpowiedni moment, dosyć że zostałam na weekend sama z synkiem, to na gwałt  z kotem musiałam jechać do weterynarza. Ale jak trza to trza i nie ważne, że coś tam boli. Przejdzie, kiedyś. Poza tym muszę na nowo się umówić do urologa, bo na TK kamyczki wyszło zdeczko więcej niż w USG czy na Urografii. Nie jestem pewna, czy sama będę w stanie je wysikać. Trza się skonsultować. Ehh... i weź tu człowieku cokolwiek zaplanuj.
Zwolnienie lekarskie też nie będzie specjalnie mile widziane, ale wątpię, bym się przydała na oddziale póki co, jak nic dźwigać nie mogę, ani się schylić porządnie... moment też nie jest za dobry, zwłaszcza, że zmieniamy oddziałem pięterka i masa roboty będzie. Boje się, że będzie gadania, że specjalnie wzięłam zwolnienie. Niestety sprawa z kręgosłupem i niemożnością dźwigania to dość drażliwy temat. Dwie osoby z takim problemem to za dużo na raz.
Jeden plus ostatnich dni, że chociaż mężowi udało się załatwić sprawę alimentów dla jego siostry. Bez obrazy, ale mieć takiego ojca... to nawet cenzura nie zdzierży. No ale sąd utrzymał w mocy alimenty i dziad płacić musi. Ehh... czasami naprawdę, z rodziną to tylko i wyłącznie na zdjęciu, nic poza tym.
W kwietniu planowaliśmy mały remoncik, jak dostanę pożyczkę z pracy, a tu dodatkowo wpadło wesele w rodzinie. I jak zwykle ja mam dylemat, głównie kasowy. Zdecydowanie nie lubię pod tym względem takich imprez. Ehh... jakoś to będzie.

czwartek, 7 marca 2013

Wiosna

Za oknem wiosna, niemal. Cieplutko dzisiaj, tylko słoneczka brak, ale i tak mimo wszystko czuć już wiosnę. Może i ja przebudzę się z tego leniwego, zimowego snu. Jak na razie nadal wszystko dzieje się gdzieś obok mnie, a ja stoję z boku i się tylko przyglądam. Nadal stale odsuwam od siebie wszystko, co wymagałoby większego zaangażowania, odstawiłam na półeczkę, gdzie większość spraw nadal czeka na swoją kolej, aż się zbudzę. Powoli do tego dojrzewam, by wrócić do starych spraw, czytania, pisania, tak sądzę. Coraz częściej o tym myślę. Wiem, że będzie dobrze. Na wszystko jest czas i miejsce, trzeba tylko cierpliwości, by przeczekać trudny okres, odzyskać siły i wiarę w siebie. Nie wszystko trzeba robić na hurra, to co może poczekać - nie ucieknie przecież. Powolutku, byle do przodu, a będzie dobrze. Do wszystkiego trzeba dojrzeć i tyle. 
Ważne, że idzie wiosna... mam nadzieję, że obudzę się na dobre i znów zacznę śnić, na jawie własne marzenia.