piątek, 27 grudnia 2013

Święta


Świąt magiczny czas już nastał
I choć bieli śniegu brak to radosny wokół gwar
Śmiech rodziny, blask choinki
Stos prezentów piętrzy się
Życzeń moc płynie z każdych ust
Więc i moje też już życzą
Wszystkim marzeń pięknych w cichą noc
Sił i zdrowia za dzień każdy
Cierpliwości wielkiej, niestrudzonej
By przeżywać znojów trud
Zwykłej codzienności
Wyobraźni, co do marzeń rwie się w noc
Niech za dnia też służy Tobie
By problemów supeł mocny
Zawsze wnet rozwiązać
Życzę też wszystkiego Tobie, czego życzyć sobie chcesz
Niech pragnienia się spłeniają
I te małe i te duże
Czas magiczny ten świąteczny
Niechaj trwa przez cały rok



czwartek, 21 listopada 2013

Dla odmiany

Dla odmiany znów zmieniłam nieco szablon, prosto i w miarę skromnie. Oczywiście na obrazek trafiłam w sieci, dzięki pomocy wujka Google. Przypadł mi do gustu, naprawdę, może ze względu na skojarzenia, że gdzieś tam, w każdym z nas tkwi kolorowa wyobraźnia zdolna zmieniać świat, otulona jedynie w szary papier codzienności. Jak gruby jest ten papier zależy od każdego z osobna, i oczywiście czy zechce się przez niego przedrzeć. Na obrazku akurat widnieje moja, troszkę smutna i zbyt poważna, ale może dlatego, że istnieje zupełnie w innym świecie, a do mnie zagląda tylko co jakiś czas. Osobiście lubię marzyć na jawie, tuż przed snem, podczas truptania do pracy, czy powrotu do domu. Gorzej jednak przychodzi skupienie się w domu, przelania tego wszystkiego na papier. Rozpraszam się bardzo, jednak nadal jestem zdania, że krok po kroczku, a będzie lepiej. Wierzę, że przyjdą dni, kiedy troska o codzienność dnia nie będzie mnie przytłaczać i będzie mi ciut lżej na sercu. Oby tak było. Póki co staram się jakoś zorganizować, choć naprawdę kiepsko mi to wychodzi. Będzie dobrze.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Drzwi zamknięte

Wczoraj skończyłam czytać książkę S. Kinga pt."Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika". Bardzo fajna książka, nie jako podręcznik pisania, ale ogólnie, o nim. Często powtarza, by pisać przy zamkniętych drzwiach, sam na sam z tym co się ma w głowie, a dopiero jak się skończy całość, te drzwi otworzyć. Nie jest to głupie, zwłaszcza gdy pomyślę o wielu blogach w sieci. Człowieka aż korci przecież, by pokazać choć ten jeden rozdział komukolwiek, przeczytać w komentarzu kilka miłych słów. Owszem, fajnie się czyta takie komentarze, ale to wypala na dłużą metę, potem gdy czytelnicy się wykruszą, nagle okazuje się, że nie ma dla kogo pisać i jest wielki dołek, porzucanie bloga, opowieści, a czasem i pisania. Z drugiej strony jak ktoś nie ma wokół siebie nikogo, komu mógłby bez skrępowania pokazać co napisał, zostaje internet, blogi, ocenialnie. Te z kolei potrafią czasami skrzywdzić, nie mówię o wszystkich, absolutnie, bo są przecież osoby, które naprawdę przykładają się do pracy i robią to porządnie. Jednak taka korekta potrzebna jest na samym końcu pracy, pisania, gdy opowieść jest już skonczona. Tylko gdzie znaleźć kogoś, kto przeczyta i poprawi dzieło, które ma sporą oobjętość?
" Słowa tworzą zdania. Zdania - akapity. Czasami akapity ożywają i zaczynają oddychać." Ten fragment również bardzo mi sie spodobał. Mam nadzieję, że moje akapity również będą oddychać, będą żyć i kiedyś ktoś będzie mógł to zobaczyć. Jak moje dzieło żyje. O ile się je napisze :).
A teraz mykam. Trzeba zamknąć drzwi i napisać kilka słów.

piątek, 8 listopada 2013

To, co podświadome

Czasami dziwią mnie własne sny, nie chodzi mi tu o marzenia senne, ale takie związane z codziennością, przeżywanie jej w snach. Czemu o tym piszę, śniło mi się w nocy, że zaspaliśmy z synkiem, obudzilismy się o 8:39 (czas pamiętam o dziwo doskonale), a przez okno widziałam jego kolegę, który wracał z mamą z przedszkola (czemu akurat tak, to nie wiem). W każdym razie obudziłam się o 2:20 i sprawdziłam budzik, którego oczywiście wieczorem nie nastawiłam. Naprawiłam szybko błąd i znów poszłam spać. Podobnie mi się śni, jak dostaję okres w nocy, śni mi się morze czerwone, dosłownie. Jak się obudzę, mam akurat tyle czasu, coby do łazienki dojść i się zabezpeczyć przed potopem. Śni mi się też czasem to, co się przemilczy na codzień, ale o tym pisać nie będę. Bywa też, że śni mi się szkoła, straszne czasy widać były, bo takie sny mam zwykle, gdy sie przed czymś stresuje, albo gdy się boję do pracy spóźnić, albo przed egazminem.
Przynajmniej takie sny łatwo wytłumaczyć, wprost mówią, co chcą przekazać. Człowiek jednak ma zakodowane w mózgownicy to i owo, z czego sam sobie sprawy nie zdaje. 
Dzisiaj już mi nieco lżej na duszy. Ktoś jednak czuwa stale, bym nie wpadła w naprawdę wielki dołek. Wiem, że wygrana w totka byłaby za dużywm wymaganiem, więc zadowolilam się bonusem męża z pracy i czym prędzej wydałam. I lżej mi na duszy, bo nie musze pisać pisma do spółdzielni, huurra! No i daje mi to jeszcze nieco czasu, może nie będę musiała szukać drugiej pracy... 

poniedziałek, 4 listopada 2013

O matko i córko!

Jestem do niczego! Poczucie chwili, wena, tęsknota, czy jakby to tam zwał, wciąż sprawia, że mam zmiany nastrojów gorsze niż w ciąży, ale to nie o humorach chciałam pisać. Po niemal roku czasu przeczytałam swój tekst, a przynajmniej zaczęłam. I pierwszy raz nie widziałam filmu, lecz słowa, obce, nie swoje. Hip hip hurra! Szkoda, że trwało to aż tyle czasu. Przynajmniej będę mogła wrócić do tego i może, przez duże M, zobaczę błędy, tak jakbym czytała czyjś tekst. Długo się mnie trzymają marzenia, a nie umiem pisać, przynajmniej nie tragicznie, w takcie tzw weny. Może jutro, znów przed duże M albo i większe, bo nie wiem czy duże wystarczy, aby mój zapał się nie ulotnił. Już sama nie wiem, wcześniej mobilizowała mnie myśl, że jednak ktoś to czyta, fakt faktem, nie mam nikogo takiego, kto by bliżej chciał o tym ze mną dyskutować. W każdym razie, zwykle kończy się na chceniu i nic nie robieniu. Tradycyjnie. Zobaczymy jutro jak to będzie. Może mi się nie odechce. Dzisiaj jestem już zbyt zmęczona i jedyne co mi się chce, to spać. I tak chyba zrobię. Spanko przede wszystkim (tak rzecze mój Leń).

niedziela, 3 listopada 2013

Z innej beczki

Z innej beczki, a raczej bajki. Nerwy nieco opadły, więc i myślenie nieco inne. Ostatnimi dniami znów zaczęłam marzyć na jawie. Historia wciąga mnie, nęci stale. Aż żal, że nie można się odciąć całkiem, w ciszy, tak by nikt nie przeszkadzał i marzyć. Porzucić ten świat i odwiedzić inny, być kimś niezwykłym, od kogo zależą losy świata... wiem, banalne, ale co mi tam. Ważne, że przyjemne... Najlepsze momenty, gdy historia się dopiero wyłania, pojawia fragmentami, które o dziwo tworzą całość. To jak oglądanie serialu, nowości, gdzie na kolejne odcinki trzeba czekać niecierpliwie. Uwielbiam to. Żałuję, że nie ma opcji nagrywania marzeń, bo niestety pisać to ja nie potrafię. Nawet się przemóc nie mogę, już niemal rok, ale co tam, przyjdzie i na to czas. Opowieści nie uciekną, są gdzieś tam, zaszufladkowane, czekają tylko na mój lepszy dzień. Kiedyś nadejdzie ten moment, gdy zrealizuje wszystkie plany, zlikwiduję kolejkę czekającą na przeczytanie, aż w końcu napiszę to, co tłucze mi się po łepetynie. 
Przyznam, że brakuje mi tego pisania, ogólnie, również tego paplania na blogu. Patrząc na mój stary blog, pisałam zdecydowanie częściej niż teraz. Cóż zrobić, muszę przeczekać gorsze momenty życia, licząc że przyjdą te lepsze. Czasami mam wrażenie, że to już już... że tylko krok mnie dzieli od tego, by dobre wróciło, ale coś mnie powstrzymuje, by go nie zrobić. Wiem, że kiedyś to zrobię, ten jeden jedyny krok, później nóżki już same pójdą. Obym tylko wybrała dobry kierunek.
A teraz idę pomarzyć. Potem spać, bo jutro praca ;/.

Nerwy na wodzy

Jak mi ciężko utrzymać nerwy na wodzy, masakra jakaś. Naprawdę chciałabym mieć tyle cierpliwości, by po prostu ze stoickim spokojem znieść idiotów, zwłaszcza tych bezczelnych. Niestety takich zdolności nie mam, i nerwy nie raz mi puszczają. Nie żebym od razu krzyczała itp., po prostu pozwalam sobie, choć nie powinnam, nieco zniżyć się do ich poziomu. Hasło - bądź mądrzejsza, nie pomaga w takich sytuacjach. Jeszcze gorsze jest to, że się w ogóle tym przejmuje. Być może za mało przebywam z ludźmi, jestem strasznie nietowarzyska, a internet... cóż, to tylko internet. Nie jest dobry jako substytut życia towarzyskiego. Jak dla mnie, mam zdecydowanie za dużo na głowie... koniecznie muszę iść do fryzjera. Szkoda tylko, że w ten sposób nie pozbędę się kłopotów i zmartwień tak szybko jak nadmiaru włosów. Cóż, dzisiaj nie będę o tym myśleć. Pomyślę o tym jutro :).

poniedziałek, 21 października 2013

Ło matko!

Naprawdę, nie mam żadnej mobilizacji, by ostatnio tu pisać, Ten rok, to jedna wielka posucha pod tym względem. Masakra jakaś. Najgorsze jest to, że nie mam nawet o czym pisać. O życiu codziennym pisać sensu nie, po co dodatkowo się dołować, jest wystarczająco nieciekawe. Na razie próbuje się zmobilizować do egzaminu, jak się uda, załapię się na specjalizację, a jak nie... nic nie tracę, i nic nie zyskam, czyli będzie po staremu. Obstawiam, że będzie po staremu. Nie planuję nic na zaś, bo już nie raz dostałam nauczkę, by się zbytnio na nic nie nastawiać. Jak się ze mnie ostatnio śmiali: kobieta żwirownia. Kamyków mam spory zapas, więc szanse, że mnie coś trafi sa spore, niestety ;/.
Tymczasem dzień jak co dzień. Nic nowego. Ale pocieszam się, że przyjdzie jeszcze czas na marzenia.

piątek, 23 sierpnia 2013

Prywatnośc

Postanowiłam nieco pozmieniać na blogu, głownie w stronach i działalnościach tam prowadzonych. Zakończyłam działalność oficjalną ocenialni a także bety. Oficjalną, bo jeszcze została kolejka, no a potem jak kto poprosi... no nie będę taka, by odmawiać. Jednak wątpię, by to nastąpiło, z prostej przyczyny, praktycznie mnie nigdzie nie ma i tyle. W każdym razie dzisiaj mam dzień sprzątania i zaczęłam od bloga. Został mi niestety jeszcze caluśki dom do ogarnięcia, rachunki itp. Na samą myśl mam dość, no ale cóż robić, mus to mus.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Po urlopie

Urlop się skończył i jedno co mogę o nim powiedzieć - zdecydowanie za krótki. Marzy mi się inny, ale to zupełnie insza bajka. Nie ma co na ten temat gadać. Urlopik spędzony u siostry, chrzciny jej synka, a potem laba. Kilka minut opalania, a potem apteka i Alertec, bo oczywiście mnie uczuliło, do tej pory mnie skóra swędzi. A nawet się rozebrać do opalania nie zdążyłam i już było po opalaniu ;/. No cóż, bywa i tak. W każdym razie urlop się skończył, do pracy trzeba było wrócić i tyle. Teraz mam drugi "urlop", bo sama w domu jestem przez kilka dni. Wczoraj był leń i nic nierobienie. Dzisiaj muszę nieco bloga ogarnąć i tu popracować. Wstyd mi, że tak zaniedbuję tutaj swoje obowiązki, ale nie mam o czym pisać, dzień jak każdy inny, nic nowego się nie dzieje. Na insze rzeczy też weny nie mam ;/. No nic, piszę tutaj rzadko, może kiedyś się to zmieni na lepsze. Nie wiem, ale na pewno nie porzucam bloga. To i tak jest taka mała odskocznia od codzienności. 
Idę zabrać się za czytanie. Sama w domu jestem, to nikt nie będzie mi przeszkadzał. Mam chwilkę czasu to akurat się tym zajmę. Może w końcu uda mi się odpowiednio zorganizować sobie czas i przede wszystkim siebie. A przynajmniej mam taką nadzieję.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Zmiany

Szablon zmieniony, choć pojęcia nie mam jak długo tu zagości, coś mi nie pasuje. Oczywiście nie zapisałam sobie poprzednich ustawień, tradycyjnie, no bo po co? No nic, później się tym zajmę, by poprzypominać sobie wszystkie linki. Idę ogarnąć resztę. Zachciało mi się gotowego szablonu, to mam. Jak ja się za coś zabiorę... lepiej nic na ten temat nie wspominać. Dzisiaj i tak umierającego kalekę, który ledwo kolano sobie otarł, ale ile cierpienia i krzyku przy tym jest... aż głowa boli, dosłownie. Jutro w przedszkolu ozdrowieje cudownie. Jak zwykle.

Edit 11.07.
 Znów zmieniłam szablon, wolę jednak moje proste produkcje, lepiej się odnajduję we własnych śmieciach. Większość linków odnaleziona, tak sądzę. W razie pominięcia, dobijać się głośno z reklamacją. Skoro porobiłam porządki, czas się wziąć za listę oczekującą i tam posprzątać. Koniec lenia! Dość mówię.

środa, 3 lipca 2013

Cicho wszędzie...

Cicho wszędzie, głucho wszędzie... o matko kochana, ja zaś walczę ze sobą jeśli chodzi o zmobilizowanie się do wszystkiego. Ale, ale... mam nadzieję, że zbiorę się na dniach. Dzisiaj niestety nie, bo idę zaraz spać, jutro do pracy, to też odpada, ale potem chwila wolnego będzie, więc jak znalazł. Trzeba w końcu wrócić do świata blogowego, choć akurat mój jest bardzo skromny. Szykowałam się do tego od dawna, bo po prawdzie brakuje mi tego, tej części mojego małego światka, małych marzeń. Może jak wrócę do tego, to pomoże mi się to skupić, lepiej pozbierać, poukładać sobie wszystko jak trzeba. Czasami trzeba dojrzeć, do wszystkiego, odczekać, przeczekać gorszy okres... Będzie co ma być i tyle.

sobota, 1 czerwca 2013

Czas

Czas... umyka mi strasznie. Nie bylo mnie tu dlugo, choć przyznam szczerze, że nie odczuwam tego wcale. Dzień wygląda jak każdy inny, praca, dom, praca, dom... itd. Uciekają dni jeden za drugim i nawet nie wiem kiedy. Nie chce mi sie nic, a już szczególnie, gdy mąż mi marudzi, bym nie zajmowała sie pierdołami, tylko poprawiła mu pracę licencjacką. A ja zielonego pojęcia nie mam o tym, o czym pisze. No ale to akurat bez znaczenia jest, jak nie zrobię, nie przestanie zrzędzić i tyle. 
Wszystko inne czeka w kolejce... może w końcu jak pójde na urlop, może wtedy bardziej się ogarnę i wszystko jakoś sprawniej mi pójdzie. Póki co jestem zmęczona, tak ogólnie, po prostu zmęczona. Nie mam nawet o czym tu pisać, kompletnie nie mam o czym. Mam nadzieję, że wystarczy po prostu przeczekać to i tyle, a potem będzie lepiej. Oby.

piątek, 22 marca 2013

Jak nie urok to... część druga

Zbyt wcześnie miałam nadzieję, że to już koniec i będzie spokój. Niestety nie. Jak mnie w niedziele szlag trafił, to znów wylądowałam na Izbie Przyjęć, a potem na oddziale, z kolką nerkową. Po lekkim dysonansie diagnostycznym (jak to się wyraził jeden z lekarzy) miałam rozbijanego kamyczka. Czy się rozbił, wyjdzie w praniu. Plecy jak bolały, tak bolą. Wzięłam kolejne zwolnienie lekarskie, czym "uradowałam" oddziałową, tak bardzo, że nawet na mnie nie spojrzała jak je zanosiłam. Cóż, bywa. Nie zawsze trza być lubianym, znów będę na minusie u niej. Trudno. I tak wychodzi pewnie, że kombinuje albo udaje... ehh... mam dołka.

sobota, 16 marca 2013

Jak nie urok to...

Jak już człowiek myśli, że załatwił już jedną rzecz i ma z głowy na jakiś czas, to trafi go co innego. I jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Mnie trafiło ostatnio, a raczej mój kręgosłup. Boli gadzina nadal. Miałam nadzieję, że szybciej mi przejdzie i normalnie wrócę do pracy, ale prócz tego, że jestem bardziej mobilna, to boli nadal i nie wyobrażam sobie, bym kogokolwiek dźwignęła. Najmniej odpowiedni moment, dosyć że zostałam na weekend sama z synkiem, to na gwałt  z kotem musiałam jechać do weterynarza. Ale jak trza to trza i nie ważne, że coś tam boli. Przejdzie, kiedyś. Poza tym muszę na nowo się umówić do urologa, bo na TK kamyczki wyszło zdeczko więcej niż w USG czy na Urografii. Nie jestem pewna, czy sama będę w stanie je wysikać. Trza się skonsultować. Ehh... i weź tu człowieku cokolwiek zaplanuj.
Zwolnienie lekarskie też nie będzie specjalnie mile widziane, ale wątpię, bym się przydała na oddziale póki co, jak nic dźwigać nie mogę, ani się schylić porządnie... moment też nie jest za dobry, zwłaszcza, że zmieniamy oddziałem pięterka i masa roboty będzie. Boje się, że będzie gadania, że specjalnie wzięłam zwolnienie. Niestety sprawa z kręgosłupem i niemożnością dźwigania to dość drażliwy temat. Dwie osoby z takim problemem to za dużo na raz.
Jeden plus ostatnich dni, że chociaż mężowi udało się załatwić sprawę alimentów dla jego siostry. Bez obrazy, ale mieć takiego ojca... to nawet cenzura nie zdzierży. No ale sąd utrzymał w mocy alimenty i dziad płacić musi. Ehh... czasami naprawdę, z rodziną to tylko i wyłącznie na zdjęciu, nic poza tym.
W kwietniu planowaliśmy mały remoncik, jak dostanę pożyczkę z pracy, a tu dodatkowo wpadło wesele w rodzinie. I jak zwykle ja mam dylemat, głównie kasowy. Zdecydowanie nie lubię pod tym względem takich imprez. Ehh... jakoś to będzie.

czwartek, 7 marca 2013

Wiosna

Za oknem wiosna, niemal. Cieplutko dzisiaj, tylko słoneczka brak, ale i tak mimo wszystko czuć już wiosnę. Może i ja przebudzę się z tego leniwego, zimowego snu. Jak na razie nadal wszystko dzieje się gdzieś obok mnie, a ja stoję z boku i się tylko przyglądam. Nadal stale odsuwam od siebie wszystko, co wymagałoby większego zaangażowania, odstawiłam na półeczkę, gdzie większość spraw nadal czeka na swoją kolej, aż się zbudzę. Powoli do tego dojrzewam, by wrócić do starych spraw, czytania, pisania, tak sądzę. Coraz częściej o tym myślę. Wiem, że będzie dobrze. Na wszystko jest czas i miejsce, trzeba tylko cierpliwości, by przeczekać trudny okres, odzyskać siły i wiarę w siebie. Nie wszystko trzeba robić na hurra, to co może poczekać - nie ucieknie przecież. Powolutku, byle do przodu, a będzie dobrze. Do wszystkiego trzeba dojrzeć i tyle. 
Ważne, że idzie wiosna... mam nadzieję, że obudzę się na dobre i znów zacznę śnić, na jawie własne marzenia.

czwartek, 31 stycznia 2013

Bez tytułu tym razem

Nie mamo czym pisać, naprawdę. Od początku roku niewiele się wydarzyło, dzień wygląda jak każdy inny. Albo jestem w pracy, albo siedzę w domu i marnuję czas. Okres zimowy jest do... niczego. Non stop w domu ktoś przeziębiony, w pracy nie lepiej. Styczeń pod tym względem, ze swoim świńskim grypskiem nie ułatwiał sprawy. W pracy nagle wyszło tak, że pięć dziewczyn na chorobowe poszło, a dyżury obstawić trzeba było. Jest jak jest... specjalnie lepiej nie będzie.
Poza tym... nic się nie dzieje.
Miałam pisać o Romanie, ale stwierdziłam, że byłoby to swego rodzaju pożegnaniem, a nie bardzo chce się z nim żegnać. Więc nic nie pisałam.
Nadal życie blogowe jest po części w odstawce, choć powoli i do niego wracam. Może w końcu wrócę do własnego pisania... może. 
Póki co czekam, aż przestanę być taka wypalona... bo naprawdę, w głowie mam pustkę. Kompletną. 
Ale wszystko w swoim czasie, chęci wrócą i aktywność również.

wtorek, 1 stycznia 2013

Stary rok i ten Nowy

I przyszedł koniec roku. Minął zbyt szybko, przynajmniej dla mnie, ale może to i dobrze. Wiele się wydarzyło, wiele sobie obiecywałam, niewiele dotrzymałam. Nie żebym była tym zdziwiona specjalnie, jakoś czepił się mnie słomiany zapał i wiele rzeczy sobie odpuszczałam, schodziły na dalszy plan, bo coś innego było ważniejsze... a im dłużej moje sprawy czekały, tym trudniej mi do nich wrócić.
Miniony rok był dla mnie rokiem czekania, nieustannego czekania na coś. Aż będzie lepiej, aż się długi skończą, aż synek do przedszkola pójdzie, aż przestanie chorować, aż ja przestanę chorować, aż mężu wróci... aż będzie lepiej.
Nadal czekam aż będzie lepiej, choć już widzę, że kolejny rok, nadal będzie rokiem czekania... niestety. Niewiele się zmieni, może ciuteńkę będzie lepiej, no chyba że w totka wygram. Marzenia...
Chciałabym się w Nowym Roku nieco bardziej zorganizować, zwłaszcza zorganizować sobie czas pomiędzy obowiązkami, przyjemnością, relaksem itp. Chciałabym wrócić do swoich historii, które leżą i czekają, aż otworzę ich szufladkę i wyciągnę na światło dzienne.
Poza tym wciąż czekają blogi w kolejce, aż je przeczytam, na nie również muszę znaleźć czas, a przede wszystkim przegonić lenia. Trzeba po nadrabiać wszelkie zaległości, odświeżyć to, co sobie odpuściłam, odłożyłam na później.
Trzeba się wziąć za siebie i tyle... akurat to obiecuję sobie co roku, i chyba niewiele z tego wychodzi. Cóż zrobić...
Pozostaje mi mieć nadzieję, że będzie lepiej, że ja będę lepsza i bardziej zorganizowana.