W końcu, nareszcie, długo oczekiwane dwa tygodnie urlopu. Trwa w sumie już trzy dni i mam dość, ale to dopiero początek. Mam nadzieję, że uda się choć trochę złapać czasu na nic nie robienie, choć marnie to widzę. No cóż, będzie jak będzie. Może przynajmniej jakoś odpocznę, psychicznie, ale marnie też i to widzę, bym posiedziała nad tym, co bym chciała. Co jak co, na wyjazd biora Musivum i swoje pierdoły, może coś się uda.
Co poza tym. Bo ja wiem... organizacja czasu leży jeszcze bardziej niż leżała. Plany padły zaraz po tym, jak mąż powiedział, że ma ponad trzy miesiące przymusowego wolnego. Naprawdę, nie ma nic gorszego niż mąż na dłuższym urlopie. W każdym razie do wyjazdu przygotowana, mieszkanie ogarnięte. ZOstało zalatwić tylko opiekę na kotami i tyle. Można jechać.
Mam nadzieję, że będzie dobrze. I odpocznę sobie, przynajmniej troszkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz