poniedziałek, 1 października 2012

Zmiana kwalifikacji

    Ostatnio coraz częściej myślę nad zmianą zawodu. Nijak nie widzę siebie w swoim obecnym zawodzie za choćby 10 lat. Już teraz nie wyrabiam. Po przepracowaniu ponad, albo ledwie pięciu lat, czuję się niemal wypalona. Bynajmniej nie chodzi o ludzi, którymi trzeba się zajmować, pod tym względem nic mi nie przeszkadza. Chodzi o sam system, o paranoję, którą widać niemal na każdym kroku. Myśl o tym, że za gówno (dosłownie) można zostać zwolnionym dyscyplinarnie, no chyba że wcześniej spóźnię się dwa razy, albo zapomnę karty odbić. I tak byłby to najmniejszym problem, gorzej że można pójść do więzienia albo co gorsza płacić komuś odszkodowania... od razu mam wizje komorników. Jakbym miała zbyt mało tego typu problemów. Szczera prawda jest w powiedzeniu, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Mój zawód na każdym kroku udowadnia, że nie można nikomu wierzyć, ufać, polegać na kimś. Jeśli samemu nie zrobisz, nie załatwisz, nie dopilnujesz... nie sklonujesz się kilka razy, to nie będzie zrobione jak trzeba.
Poza tym pasowałoby sobie skombinować program pt. co autor miał na myśli... To wszystko jest naprawdę deprymujące, a myśl o tym, że czeka mnie jeszcze niemal 40 lat pracy w tym zawodzie... dobija jeszcze bardziej. W tym zawodzie nie ma już miejsca na powołanie i naprawdę cieszę się, że nie szłam uczyć się go właśnie z tego powodu. Rozczarowanie byłoby jeszcze większe. Wmawia się nam, że pielęgniarstwo jest wolnym zawodem, niezależnym... co tak naprawdę jest bzdurą i w praktyce, przynajmniej tej szpitalnej, ciężko byłoby szukać tej wolności. Bez zlecenia lekarskiego mogę zmienić pampersa, a i na to czasami wpisują zlecenie, co jest po prostu upokarzające. Tego typu zapis w karcie zleceń świadczy o tym, że pielęgniarka nie potrafi sama pomyśleć o pielęgnacji pacjenta i robi to źle. To co zapisane, jest zapisane. Za parę lat, gdyby dana sprawa trafiła do sądu zapis się nie zmieni, a ja na przykład nie pamiętałabym, że tego i tego dnia był taki a taki chory i ile razy i jak zmieniałam mu pampersa. A jak widać w zleceniu... pielęgniarka nie robiła tego, więc lekarz musiał zlecić. To tylko drobny przykład paranoi. Inny - nie wolno chorego unieruchomić bez zlecenia lekarza (dla przykładu: założone wkłucie centralne - czyli dojście do głównego naczynia), lekarz nie widzi problemu, albo nie chce mu się założyć karty unieruchomienia (co wiąże się z poinformowaniem pisemnym dyrektora szpitala, wezwania psychiatry), a nawet jak założy, ważna jest jedynie 4 - 6 godzin. Później trzeba przedłużyć, co wiąże się z tym co wspomniałam wyżej. Dajmy, że jest druga w nocy i co wtedy? Jak wyciągnąć lekarza, by łaskawie wstał i to zrobił? Zawołać, że coś się dzieje z chorym... ok, ale następnym razem już nie przyjdzie. Zatem karta nie jest przedłużona... zatem powinnam zwolnić z pasów chorego i pozwolić mu wyrwać wkłucie (a zrobiłby to na pewno), czy pozostawić go unieruchomionego? Pytanie za sto punktów. Według procedury muszę go zwolnic z pasów i niech wyrywa co se chce. A jak przy okazji umrze... cóż, wina pielęgniarki, bo nie przypilnowała chorego, nie wytargała za bety lekarza, nie zmusiła go by zrobił to, co należy do jego obowiązków... W każdym razie, czego człowiek by nie zrobił, jest złe. I wsio...
    Właśnie dlatego, że brak jest poszanowania godności ludzkiego życia, nie chcę pracować w tym zawodzie i myślę coraz częściej o zmianie zawodu. To jedynie przykład, nieco wyolbrzymiony, choć znany z własnej autopsji. Niedługo dojdzie do tego, że pisanie raportu pielęgniarskiego nie będzie skupiało się na problemach pielęgnacyjnych chorego, a stanie się donosem w stylu: powiedziano temu i temu lekarzowi o tej i o tej w tym dniu a tym, o tym i o tamtym. Albo będzie się dyktafony nosić i stale nagrywać.
    Ale co tam... jeszcze trochę wytrzymam. Do ciąży, byle do ciąży. A potem pomyślę co dalej.

9 komentarzy:

  1. Rzeczywiście wygląda to wyjątkowo paskudnie i zniechęca do pracy... Nie dziwię się, że myślisz o przebranżowieniu się. Chodzi Ci już po głowie jakiś konkretny kierunek/zawód?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie to tylko gdybanie. Na razie nie mam określonego kierunku, w którym chciałabym pójść. Może uda się gdzieś po drodze znaleźć złoty środek.

      Usuń
  2. Zozali, mam do Ciebie pytanie w kwestii szpitali, a jesteś jedyną znaną mi osobą, która może wiedzieć. Otóż czy dobrze myślę, że ordynatorowie różnych oddziałów nie przechodzą tak po prostu na inne? Przykładowo, ordynator oddziału położniczego nie zostanie tak ni z tego, ni z owego przeniesiony na oddział chorób zakaźnych. I nie chodzi mi o negłe przypadki, ale o taką "normalną" pracę, o, bo się dyrektorowi zachciało kogoś przenieść na stałe. Pytam, ponieważ oceniam bloga, w którym podobny numer mi wyskoczył (co prawda miał on miejsce w realiach Harry'ego Pottera, ale i tak wygląda gorzej niż naciąganie) i wolę się upewnić, zanim coś wytknę.
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak do tej pory nie ma takiej opcji, przynajmniej w polskich realiach. Aby zostać ordynatorem trzeba mieć specjalizację, a przynajmniej rozpoczętą. Poza tym jest ogłaszany konkurs na to stanowisko.
      Powoli się to zmienia, nie będzie ordynatorów, a będą kierownicy oddziału. W praktyce na jedno wychodzi, z tym że nie będzie konkursów, a dyrektor może kogoś zwolnić niezależnie od kadencji. Mimo to i tak nie ma opcji, aby np. położnik został ordynatorem np. chorób zakaźnych, chyba że ma obie specjalizacje. Ale i tak wątpię. Niestety nie orientuję się jak jest za granicą, ale wątpię by było inaczej. Tam tym bardziej liczy się wykształcenie i jest bardziej kierunkowe niż u nas.

      Usuń
    2. Okej, dziękuję Ci ślicznie za potwierdzenie moich przypuszczeń. Zawsze dobrze mieć potwierdzenie kogoś bardziej zorientowanego w środowisku. :)

      Usuń
  3. Uch czyli podsumowując: stres, stres i stres. Jeśli masz taką możliwość to zmieniaj, bo nawet jeśli nic z Twojej winy nie będzie, to ludzie przecież są różni, każdy liczy na siebie :C

    Ach! Mogę dostać Twojego maila? Chciałam się spytać, również coś z tematu medycznego :)


    Pozdrawiam,

    Kkohaku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne: rora.s@onet.pl. Jak będę w stanie to odpowiem.

      Usuń
  4. Zozali, to dla mnie ogromna strata, że nie ma CIę tam gdzie zawsze byłaś... Jaszcur - "Dzień z życia socjologa"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, zarówno tam, jak i tutaj. Choć tutaj jest mi znacznie wygodniej. Cieszę się, że się odezwałeś :) Oby częściej, także na swoim blogu.

      Usuń