Jak już człowiek myśli, że załatwił już jedną rzecz i ma z głowy na jakiś czas, to trafi go co innego. I jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Mnie trafiło ostatnio, a raczej mój kręgosłup. Boli gadzina nadal. Miałam nadzieję, że szybciej mi przejdzie i normalnie wrócę do pracy, ale prócz tego, że jestem bardziej mobilna, to boli nadal i nie wyobrażam sobie, bym kogokolwiek dźwignęła. Najmniej odpowiedni moment, dosyć że zostałam na weekend sama z synkiem, to na gwałt z kotem musiałam jechać do weterynarza. Ale jak trza to trza i nie ważne, że coś tam boli. Przejdzie, kiedyś. Poza tym muszę na nowo się umówić do urologa, bo na TK kamyczki wyszło zdeczko więcej niż w USG czy na Urografii. Nie jestem pewna, czy sama będę w stanie je wysikać. Trza się skonsultować. Ehh... i weź tu człowieku cokolwiek zaplanuj.
Zwolnienie lekarskie też nie będzie specjalnie mile widziane, ale wątpię, bym się przydała na oddziale póki co, jak nic dźwigać nie mogę, ani się schylić porządnie... moment też nie jest za dobry, zwłaszcza, że zmieniamy oddziałem pięterka i masa roboty będzie. Boje się, że będzie gadania, że specjalnie wzięłam zwolnienie. Niestety sprawa z kręgosłupem i niemożnością dźwigania to dość drażliwy temat. Dwie osoby z takim problemem to za dużo na raz.
Jeden plus ostatnich dni, że chociaż mężowi udało się załatwić sprawę alimentów dla jego siostry. Bez obrazy, ale mieć takiego ojca... to nawet cenzura nie zdzierży. No ale sąd utrzymał w mocy alimenty i dziad płacić musi. Ehh... czasami naprawdę, z rodziną to tylko i wyłącznie na zdjęciu, nic poza tym.
W kwietniu planowaliśmy mały remoncik, jak dostanę pożyczkę z pracy, a tu dodatkowo wpadło wesele w rodzinie. I jak zwykle ja mam dylemat, głównie kasowy. Zdecydowanie nie lubię pod tym względem takich imprez. Ehh... jakoś to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz