Ocena bloga Dyktator
Przyznam się,
że długo zabierałam się do oceny tego bloga. Robiłam przerwy, w między czasie
oceniłam inny blog… niewiele mi to pomogło. Pomijam zupełnie fakt, że ciężko mi
się dopchać do laptopa. W każdym bądź razie następny w kolejce do oceny jest
blog Musivum, raz że i tak długo czeka, a dwa – na pewno jest w nim mniej
błędów niż w dotychczasowych blogach, które czytałam. Z tego też względu
proszę, błagam wręcz, by osoby czekające w kolejce zmusiły się i przeleciały
chociaż wzrokiem tekst, który zgłosiły do oceny i z grubsza wyłapały błędy, o
ile są oczywiście. A teraz do rzeczy.
Ogólnie
piszesz bardzo dużo. Rozdziałów jest w sumie dziewięć, niby niewiele, za to
samej treści w cholerę. Rozdziały są długie, jak dla mnie, za długie. Wiem, że
inaczej czyta się książkę w wydaniu papierowym, a inaczej na monitorze. Jednak
tutaj miałam chyba przesyt informacji. Zawsze uważałam, że na blogach rozdziały
nie powinny być za długie dlatego, że nikt ich do końca nie przeczyta dokładnie,
a ewentualnie po łebkach. Za dużo treści, szybkie zmęczenie oczu i po prostu
nie chce się czytać, co w tym momencie jest szkodą dla Ciebie. Po przeczytaniu
całości, niestety muszę potwierdzić swoje zdanie na ten temat. Rozdziały są
zdecydowanie za długie. Wymiękłam z czytaniem przy szóstym rozdziale. Za dużo wątków
na raz, pogubiłam się również w imionach, kto jest z kim i kogo zna itd. Po
siódmym rozdziale nie wiem kompletnie nic. Dosłownie nic.
Na początku
szło całkiem gładko, źle się nie czytało, choć ilość powtórzeń jest… delikatnie
mówiąc ogromna zważywszy na to, że powtarzasz głównie zaimki i słowa: który i
był.
Nie jestem też
jakąś fanką Japonii, mang, czy anime, choć przyznam się, że zdarzało mi się co
nieco obejrzeć czy poczytać. Jednak mimo to przeszkadzały mi wtrącenia z języka
japońskiego. Raz, że nie rozumiałam ich, a dwa nie tłumaczyłaś ich w
jakikolwiek sposób, tak by czytający mógł załapać o co chodzi. Na początku aż
tak bardzo nie rzucały się w oczy, jednak w dalszej części tekstu było ich
coraz więcej i więcej, jakbyś na siłę postanowiła udowodnić, że są tu japońskie
klimaty. Pomóc mi to nie pomogło, choć myślę, że opisy samej Japonii, miasta,
ogrodów czy co byś tam chciała pokazać, były by bardziej pomocne.
Przy końcówce
czwartego rozdziału zaczęłam się nieco gubić, zwłaszcza w imionach i kto jest
kim, nie jestem zbyt mocna w japońskich imionach. Jakoś trzymałam w garści
fabułę, ciekawie się zaczęło, badania naukowe, dwóch chłopców, którzy w
rezultacie zamieniają się tożsamościami, jeden pamięta wszystko, drugi raczej
nie. Obaj mają dość zabójcze zdolności… potem wchodzi nowy wątek, że ktoś ich
śledzi, że jednak jest to w sumie grubsza sprawa. Ok., jeszcze ogarniam, jako
tako, ale imiona już mi się plączą… Yukari, Yuri, Nari, Hiro, Takashima,
Ashida, Kyohei, Inohara, Ryuichiro, Daichi… pogubiłam się w pewnym momencie,
część z nich jest imieniem i nazwiskiem, w międzyczasie pojawiają się japońskie
zwroty, chyba grzecznościowe, nie wiem, zdrobnienia, odmiany… za dużo tego dla
mnie. Zbyt często jak dla mnie żonglujesz postaciami w jednym rozdziale,
musiałam kurcze zaglądać do zakładki postacie zbyt często. Jak na mój gust, nie
powinno tak być. Zwykle nie zaglądam to tego typu zakładek, bo tekst i postacie
w nim powinny same mi wszystko powiedzieć. Kurcze, po przeczytaniu tekstu nie
wiem nic o nich. Imiona nic kompletnie mi nie mówią. Nie, żebym od razu się
poddała, zaczęłam od nowa czytać… nie wyszło. Widziałam jeszcze więcej błędów,
a nie o to mi chodziło. Chciałam zobaczyć fabułę, to co się dzieje. Doszłam do
wniosku, że to może przez imiona, że to moja mózgownica nie przyswaja ich.
Wybacz, pozmieniałam sobie imiona i zaczęłam od nowa czytać. Poddałam się przy
trzecim rozdziale. Tym razem przeszkadzała mi składania zdań i interpunkcja. Nie
jestem w tej dziedzinie mocna, więc nie brałam się za poprawianie przecinków i składni
zdań, jednak momentami zdania nie nadawały się do czytania. Zdania były za
długie, kilku wersowe, w których od groma było powtórzeń, a i literówki
momentami mnie załamywały.
Przeszkadzały
mi też inne rzeczy, np. motyw z chichotaniem Yukariego: shishi. Nie umiem sobie
tego wyobrazić, nawet próbowałam… po prostu bezsensowny zabieg, mający na celu…
nie wiem co. Czasami brzmi to jakbyś Yukari zwracał się tym zwrotem do kogoś po
imieniu i mam wrażenie, jakby kolejna postać się tam pojawiała. Tak samo z hora
hora… musiałam szukać w Google i przy pierwszym podejściu nie wyskakiwało mi
nic japońskiego, dopiero na onetowskim blogu znalazł się jakiś słowniczek
zwrotów. Tłumaczenie i tak mi nie pasowało do tekstu.
Pod koniec
piątego rozdziału wymiękłam jeśli chodzi o błędy. Od tego momentu musisz
wyłapać resztę sama, w tekście jest zaznaczone, gdzie skończyłam. Wrażenie, że
nie czytałaś drugi raz tekstu po jego napisaniu narastało niestety z każdą
kolejną stroną. Wiem, że nasza mózgownica potrafi przekłamywać i nie wyłapywać
takich błędów, ale jakieś granice chyba są. Jak jeden, czy dwa razy nie
wystarczą, czytaj trzy razy albo i więcej, pozwól aby tekst odpoczął nim
wstawisz go na bloga. Na pewno przez ten czas leżakowania nic mu się nie stanie
i nie pogubi literek. Podobna sprawa z ogólną budową zdań. Na początku było
jeszcze znośnie, fajnie się czytało, ale w piątym rozdziale chyba wzięłaś sobie
za cel pisanie jak najdłuższych zdań, z tym że co poniektóre były masłem
maślanym z maślanym masłem.
Wiem,
powtarzam się, ale nie mam pojęcia co mam napisać. Fabuła gdzieś jest, ale mi
uciekła, schowana za chichrającymi się błędami. Gdybym miała streścić to, co
napisałaś, nie potrafiłabym. To tak, jakbym nie czytała tekstu wcale. I to mnie
nieco przeraża, uwierz mi. Nie wiem, czy mam zwalić to na moją niekompetencję,
lenistwo, zbyt duże przerwy w czytaniu… nie wiem. Z jednej strony wystawiając
teraz ocenę skrzywdzę Cię, ale z drugiej strony dłuższa przerwa w niczym nie
pomoże, przynajmniej mi. Nie jestem wszechwiedzącą oceniającą, wręcz
przeciwnie, sama robię masę błędów. Jednak nie o to chodzi, miałam dać opinię o
tekście po jego przeczytaniu. Nie będzie ona zadowalająca, przynajmniej Ciebie
ona na pewno nie zadowoli. Wiem, że fabuła gdzieś w tym tekście jest i na pewno
jest wciągająca, ma potencjał, jednak nie może tak być, że czytelnik nie będzie
w stanie jej dojrzeć. Pamiętaj, jeśli piszesz dla czytelników, nie mierz ich
według siebie. Czytelnicy są głupi i leniwi, nie lubią myśleć przy czytaniu,
czytanie to rozrywka, myśli się przy podręcznikach. Koniec, kropka. Skupiona,
mądra, inteligentna itd. to ja jestem w pracy, w domu jestem leniem, który chce
odpocząć, zrelaksować się, nie myśleć o niczym skomplikowanym. Tekst, który
czytam nie musi być strasznie wysokich lotów, ważne by nie było w nim błędów, a
fabuła potrafiła porwać i oderwać mnie od mojej własnej rzeczywistości. Pamiętaj
też, że tekst na monitorze czyta się zupełnie inaczej. Oczy męczą się szybko, a
znudzenie wkrada się jeszcze szybciej. Podziel rozdziały na krótsze części,
uwierz mi, nie zaszkodzi to im. Czytelnik łatwiej opanuje ogrom informacji
jakie w nich zawarłaś. Popraw błędy, wywal wszystko co niepotrzebne, zaimki,
powtórzenia, zbędne lanie wody… to nie jest wyścig szczurów o to, kto więcej
słów napisze. Ważna jest jakość, nie ilość.
Nie wiem co
jeszcze mogłabym napisać. Przykro mi, że nie ogarnęłam tego tekstu tak jak
trzeba, a moja wstrętna i głupia mózgownica odmówiła przyswojenia sobie treści.
Jeśli chcesz mam dla Ciebie propozycję. Mogę pomóc Ci to ogarnąć, na tyle ile
potrafię, jednak większość pracy musisz wykonać sama. Możesz zgłosić się do
zakładki współpraca lub zgłosić się do ponownej oceny, jak ogarniesz tekst.
Wybór należy do Ciebie, o ile zechcesz mojej marnej pomocy.
Tekst jak
zwykle wyślę po pierwszym Twoim komentarzu, oczekując oczywiście dalszej
rozmowy (podaj maila proszę w komentarzu).
Ale tutaj różowiutko.
OdpowiedzUsuńZozali!
W odpowiedzi do twojego maila muszę powiedzieć, że nie przestałam pisać opowiadania o moich wampirkach ze względu na twoje uwagi, broń Boże!
Twoje komentarze zmotywowały mnie do tego, aby nad tym popracować, aby nadać każdemu bohaterowi odpowiednie cechy i się tego trzymać. Zrezygnować również z historii, które niczego nie wniosły do opowiadania et cetera, et cetera.
Za co ci dziękuję, oczywiście ;)
Chwilowo sobie ode mnie odpoczniesz, bo nie potrafię zmotywować się do czegokolwiek, a egzamin poprawkowy zbliża się wielkimi krokami.
Pozdrawiam,
Hakuna
Egzamin ważniejszy. A historia może poczekać, dojrzeje tylko :). Cieszę się, że nie uraziłam w niczym.
UsuńDziękuję za ocenę, a właściwie opinię, Zozali-san! :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, nigdy nie zamierzałam i nadal nie zamierzam napisać książki, dlatego nie traktuje tego bloga jak "książki", a przerwę od nauki, od ludzi, którzy mnie otaczają i życia. Rozdziały są długie, prawda? Nie mam pojęcia jak je skracać i co z nimi zrobić. Po prostu są. Właściwie nie trudno się z tobą nie zgodzić - moje opowiadanie ma trudną fabułę, czasem jest obarczone nie potrzebnymi słowami i opisami (żałuję, że wplątuje się w retrospekcje). Ostatnio dużo myślałam na temat "dyktatora", fabuły, rozdziałów i samego dyktatora. Szczerze powiedziawszy mam ochotę czasem napisać, że definitywnie kończę i dać sobie spokój. Ale uświadomiłam sobie, że nie chcę. Lubię "dyktatora" i to opowiadanie, jest dla mnie ostoją i przystankiem. Czymś co naprawdę trudno zdefiniować. Jednakże pragnę napisać go od początku i stworzyć trochę mocniejsze charaktery, dodać im cechy indywidualne, a przy tym nie zmieniać dyktatorowi żadnego znaczenia. I twoja ocena po części pomogła mi dokonać takiego, a nie innego wyboru. Dziękuję ^^
Nie mam ci za złe, że nie potrafiłaś skupić się na fabule, zważywszy na fakt, że przyznam z ręką na sercu, że tak, jest strasznie pogmatwana, jednakże ja znam jej koniec, ba, mam wszystko w głowie, wiem kto zginie, a kto przeżyje, wiem kto się zmieni, a kto zostanie taki sam niezmienny. Jednakże chyba u mnie jest w ogóle bardzo źle z realizacją jakiegokolwiek pomysłu i ostatecznie ona leży, kwiczy i woła o pomstę do niebios. (To samo uświadomiła mi Chiyo-san z "ławy").
Niestety jestem osobą, która nie potrafi dostrzec swoich błędów, jestem ślepa i fizycznie i na duchu (jakkolwiek to brzmi). I możesz mi nie uwierzyć, ale czytam swoje rozdziały dwa, trzy, a nawet pięć razy, nawet puszczam rozdziały przez lektora. Nie potrafię doszukać się błędów. To może się wydać śmieszne, ale gdy piszę na kartce papieru (np. wypracowanie w szkole) nie mam wcale tak dużo błędów.
Jezu~ Wybacz mi mój bełkot i w ogóle. Ostatnio wpadam w jedną skrajnością po drugiej.
Chcę żebyś wiedziała jedno, jestem naprawdę wdzięczna, że poświęciłaś "dyktatorowi" czas i nie mam ci absolutnie za złe, że robiłaś to troszkę na wyrost. Dziękuję :)
Dziękuję za propozycję współpracy.
Mój mail to - kana.chan@vp.pl.
Pozdrawiam ciepło :D
Tym bardziej powinnaś popracować nad treścią, skoro nie chcesz się rozstawać z "Dyktatorem". Błędy znikną jeśli wywalisz wszystko co niepotrzebne. A da się to zrobić, uwierz mi. Sama nie tak dawno się z tym zmierzyłam i jakoś dałam radę. Ogół może nie był najlepszy, ale limit słów mnie nieco ograniczył. Blogi mają to do siebie, że lubią lanie wody, co nie zawsze jest dobre. Zbędny potok słów, wbrew pozorom i ogólnej opinii, jest zły. Wszystko musi mieć ręce i nogi.
UsuńPoświęcając czas na ocenę tego bloga nie robiłam tego na wyrost, czy na odwal się. Chyba do żadnego bloga nie podchodziłam tyle razy, co do Twojego. Błędy da się dostrzec, tekst musi odpocząć, a Ty od tekstu. Trudno dostrzec błędy, gdy siadając do pisania widzi się scenę, postacie, rozmowę, akcję, a nie słowa. Mam to samo. Moje tekstu odpoczywają już kilka miesięcy, choć w sumie treści ze wszystkich jest mniej niż u Ciebie, a nadal gdy do nich przysiadam nie widzę słów, tylko sceny jak w filmie. Moim zdaniem to tylko świadczy o wyobraźni, trzeba tylko dopracować warsztat i tyle.
Przysiądź do tego na spokojnie, powywalaj zbędne słowa, podziel na mniejsze części,a nawet dla Ciebie będzie to do ogarnięcia.
Chcę zabrać się za „dyktatora” od zera, nie do końca z tymi samymi postaciami, ale stąd samą fabułą, ale jednak z całkiem innej perspektywy. Nie chcę później wszystko wyjaśniać przez retrospekcje, która i tak będę konieczne. To opowiadanie skupia się przede wszystkim na reakcjach jakie zapadają pomiędzy bohaterami – miejsce akcji i wszystkie inne to tło. Tylko czas odgrywa większe znaczenie. Fabuła jest trochę skomplikowana, co prawda, ale nie potrafię jej zmienić. Ona po prostu taka musi być. No cóż, może powinnam dać po prostu ostrzeżenie, że to nie jest prosta lektura, nie wszystko przychodzi z czasem, albo inaczej, przychodzi, ale w innej kolejności, czasem trzeba czekać na wyjaśnienie wątku. Jednak nie zmienia to faktu, że nie potrafię stworzyć czegoś banalnego. Nie potrafię zrobić czegoś takiego, aby czytelnik na czarnobiałym znalazł odpowiedź na nurtujące pytanie. Wszystko niestety jest ukryte pod stertą domysłów. I, szczerze powiedziawszy, nawet ta z pozoru idiotyczna wzmianka o „meteorycie” w siódmym rozdziale nie jest do końca kłamstwem. To dość istotna informacja, która łączy ze sobą co najmniej dwójkę bohaterów, taka samo jak gwiazda w prologu, naszyjnik Yuri, wtrącenie Narity „Czasem mam wrażenie, że podpisał kontrakt…” czy zdanie „Yukari posiadł jedną z najbardziej niebezpiecznych broni – umiał jednoczyć sobie ludzi.”, która z pozoru jest tylko, żeby było. To czasem jest bardziej dosłowne niż można było się wydawać.
UsuńPrzyznam jednak, że faktycznie wzięłam się za to od złej strony.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i ponownie pozdrawiam :)
Zgadzam się, że fabuła jest istotna, ale utonęła w natłoku słów. Ona tam jest i widać to, że to grubsza sprawa, jednak skomplikowanie fabuły nie musi oznaczać, że nie da się jej zrozumieć. Może być w tej wersji, tak jak jest, po prostu wywal zbędne słowa i podziel na mniejsze rozdziały. Wiem,że się przy tym upieram, ale łatwiej tak będzie wszystko ogarnąć, etapami. Nie zaczynaj całkiem od nowa, bo z czasem nabierzesz do tego niechęci, doszlifuj to co już masz. Ociosaj ten kamień, a pojawi się dzieło sztuki, które kryje się wewnątrz. W każdym razie dużo pracy przed Tobą. Mam nadzieję, że mail doszedł?
UsuńBezwątpienia, ale jeśli chodzi o mnie, lepiej mi wszystko zacząć od początku niż cerować stare dziury nowymi rzeczami. Po ocenianie na "Ławie przysięgłych" brałam się za poprawianie, ale skończyło się na tym, że przeczytałam wszystko i nic, a nic nie poprawiłam, nie licząc błędów, które wypisała mi Chiyo-san. Nie potrafię nic opchać, nic zmienić. Niestety. Właśnie przed chwilą sprawdziłam pocztę i doszło :) Jestem w trakcie przeglądania i sama w pewnym momencie chwyciłam się za głowę. Nie dziwię się, że zrezygnowałaś z bety. ^^
UsuńW pewnym momencie powtarzalność tych samych błędów mnie przytłoczyła niestety. Zrobisz jak będzie Ci lepiej. W razie czego możesz liczyć na moją pomoc, lichą bo lichą, ale zawsze to coś :)
UsuńDziękuję :)
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńZozali, chciałabym powiadomić Cię, iż zmieniłam adres bloga z www.sukcesja.blog.onet.pl na www.sukcesja-chiyo.blogspot.com.
Mam nadzieję, iż nie będzie to żadnym utrudnieniem i pozdrawiam ciepło,
Już zmieniłam :) Nie ma żadnego problemu.
UsuńJestem i widze, ze sie kreci u Ciebie- super. Powoli bede nadrabiala zaleglosci. Ale to jest akurat przyjemne:)Pozdrawiam goraco:)
OdpowiedzUsuńAMO
A już myślałam, że pochłonęło Cię na amen. Mam nadzieję, że wszystkie sprawy już niemal na finiszu?
UsuńWiekszosc przyjemnosci juz za mna a co do ksiazki to chyba w srodku:)Skonczylam i zostalo ostatnie czytanie. Wiem, tych ostatnich czytan bylo juz sporo, ale to jest definitywne, bo dotyczy caslosci a nie tylko czesci. A potem dluga droga tlumaczenia o ile bedzie mialo to sens. Mam nadzieje dzisiaj cos skrobnac by bylo wiecej wiadomo co i jak:)
OdpowiedzUsuńANO