Atori długo nie mogła odzyskać zmysłów, choć walczyła o
to zaciekle. Czasami wydawało się jej, że coś słyszy, jednak nigdy do końca nie
była pewna, zawsze było to bardzo nierealne odczucie. Pamiętała jedynie, że
spadała, nie wiedziała dlaczego. Może był to po prostu sen, koszmar, tylko
dlaczego nie mogła się obudzić? Znów te głosy, tak blisko niej, a zarazem tak
daleko. Coś mówiły, ale nie zrozumiała co, już odpłynęły zresztą. Znów cisza,
pełna wyczekiwania. Czuła, że znów śni, była już w tym miejscu, pamiętała je,
tylko nie wiedziała skąd. Starzec, co on tutaj robi? Coś mówi, nie rozumiała
zupełnie słów, dobiegały z bardzo daleka. A może jednak… ma pomóc, kogoś
uratować, chyba tak to było. Znów te głosy, nie pozwalają jej śnić dalej.
Starała się uchylić powieki, które ciążyły bardzo, były
jak z ołowiu. W końcu udało się, nie dużo ale miała nadzieję, że wystarczająco.
Jednak jeśli myślała, że zdąży się zorientować w sytuacji, zawiodła się bardzo.
Widziała jedynie rozmazane obrazy, a ból głowy, który pojawił się niemal w tej
samej chwili, chciał rozłupać doszczętnie głowę. Od razu zamknęła oczy, znów
oddalając się w niebyt.
Nie wiedziała ile czasu minęło, od kiedy ostatnio
widziała cokolwiek poza miękką i bezpieczną czernią. Bała się unieść powieki,
by znów nie poczuć dojmującego bólu, który wypełniał każdą część ciała.
Nasłuchiwała, tu gdzie się znajdowała panowała cisza. Nie, jednak nie do końca.
Słyszała czyjś cichy oddech, regularny, ktoś spał niedaleko. Odważyła się w
końcu otworzyć oczy. Ból się pojawił, jednak tym razem była w stanie go znieść.
Odwróciła głowę na bok, jednak w tej samej chwili pożałowała tego bardzo.
Przymknęła powieki szybko, jednak ból nie chciał odejść, a czerń nie
nadchodziła. Jęknęła cicho, sprawiając, że ktoś tuż obok zerwał się na nogi. Szybko,
nie zastanawiając się spojrzała w tamtą stronę, jednocześnie chcąc chwycić
uciekającego chłopca za ramię. Nie udało się, a jedyne co osiągnęła to bardzo
bolesny upadek z łóżka. Poczuła, że znów pochłonęła ją ciemność, ale chyba nie
trwało to długo. Wokół niej pełno było głosów, słyszała w nich zmartwienie. Odważyła
się unieść powieki i spojrzeć na otaczających ją ludzi. Na szczęście nie byli
to kapłani, czego najbardziej się obawiała.
- Głupia! Całkiem chciałaś się już zabić? Co ci do głowy
strzeliło, że z łóżka chciałaś w tym stanie wstawać?!
Atori zaskoczona zupełnie tym, jak została zrugana, nic
nie odpowiedziała. Zresztą i tak nie była w stanie mówić. Słyszała jednak
troskę w głosie pochylającej się nad nią kobiety. Miała wrażenie, że już ją
widziała, szczupła, niemal koścista, jednak mimo to ładna kobieta, o bardzo
sprężystych i zdecydowanych ruchach.
- Daj jej spokój Maddy, ledwo się ocknęła - mężczyzna,
który nagle pojawił się tuż obok, przystawił jej kubek do ust. Piła łapczywie i
szybko została powstrzymana. - Wybacz kochana, ale nie możesz tyle pić. Mogłoby
ci to zaszkodzić.
- Długo o ciebie walczyliśmy.
Atori uśmiechnęła się, choć dość słabo. Nadal bolało ją
całe ciało, a w głowie potwornie łupało. Miała ochotę znów znaleźć się w
bezpiecznej ciemności, gdzie nic jej nie groziło.
- Odpoczywaj, jak dojdziesz do siebie, porozmawiamy. Tu
nic ci nie grozi, nie musisz niczego się obawiać. - Kobieta miała przyjemny
głos, choć nieco surowy.
Atori chciała podziękować, lecz nie była w stanie nic
powiedzieć. Mężczyzna znów podstawił kubek z wodą, za co była mu bardzo
wdzięczna.
- Dziękuję - z wysiłkiem, ale w końcu powiedziała choć to
jedno słowo.
Następne dni mijały jeden za drugim, niemal identyczne.
Nadal nie była w stanie wstać z łóżka, czy choćby usiąść, jednak odstępy kiedy
odpływała w niebyt bywały coraz krótsze, zastąpione przez zdrowy sen. Ból także
już mniej doskwierał, zwłaszcza gdy pozostawała nieruchomo. Wiedziała jednak,
że nie może przecież wiecznie leżeć i nie ruszać się. Była bardzo wdzięczna
ludziom, którzy się nią zaopiekowali.
- Jak się czujesz kochanie?
Atori uśmiechnęła się słysząc Maddy, witającą ją tymi
samymi słowami jak co dzień. Widać było, że życie nie rozpieszczało ją, jednak
mimo to potrafiła stworzyć miły i przyjazny dom dla własnej rodziny i nie
tylko. Spajała całą tutejszą społeczność, choć bardzo nieoficjalnie, nie
pełniła żadnej roli ani funkcji, jednak to do niej ludzie garnęli, gdy
pojawiały się problemy.
- Znacznie lepiej, już nie boli tak bardzo jak wcześniej.
- Wiem, że powinnam dać ci więcej czasu na odpoczynek,
ale chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o tobie. - Maddy nie wspomniała, że
już całe miasto huczy, oczywiście po cichu, od plotek o zbuntowanym aniele. Nie
chciała przysparzać dziewczynie dodatkowych zmartwień - Jak to się stało, że
się tak urządziłaś? Gdy cię znalazły dzieci… byłaś już niemal po drugiej
stronie. Długo nie byliśmy pewni, czy zdołasz przeżyć, masz naprawdę wiele sił
w sobie.
- Jestem wam ogromnie wdzięczna za wszystko - Atori
mówiła powoli, z trudem wymawiając słowa - Nie wiem jak to się stało… - umilkła
a do oczu napłynęły łzy na wspomnienie pozostałych aniołów, którym tak
brutalnie odebrano życie. - Nagle wszystko stało się nie tak.
- Spokojnie kochanie, zacznij od początku, nie spiesz
się.
- Dziękuję - anielica skinęła delikatnie głową. Naprawdę
była wdzięczna im za wszystko, za uratowanie życia, troskliwą opiekę, zaufanie
jakim ją obdarzyli. Nie miała pojęcia jak się odwdzięczy. - Byłam aniołem, tak
jak wielu innych moich braci i sióstr. Naszą najważniejszą misją było
odnalezienie Boga i drogi do Nieba. Nasz świat, to miasto… nie ma wiele czasu
przed sobą, od dawna umiera, powolną śmiercią. Naszym zadaniem było uratować
ten świat i ludzi. Nie wiem co się stało, dlaczego nagle kapłani odwrócili się
od nas. Tego dnia kiedy spadłam, a raczej poprzedniej nocy, byłam świadkiem jak
torturują i zabijają mych braci Atariela i Atako. - Atori urwała chaotyczną
wypowiedź, ocierając płynące po policzkach łzy. Po chwili zduszonym głosem znów
podjęła rozmowę. - Wybacz, ale nie jestem w stanie o tym opowiadać, wciąż mam
przed oczami ich umęczone ciała.
- Rozumiem, jeśli chcesz, omiń drastyczne szczegóły.
Opowiedz o tym, co było dalej.
- Dobrze. Ścigali mnie. Nie wiedziałam co mam robić, nie
mogłam wrócić do domu, do świątyni. Nie miałam do kogo się zwrócić, poleciałam
więc wysoko, tak by nie mogli mnie w żaden sposób złapać. Przypomniałam sobie
wtedy o jednym miejscu, ruinach położonych niedaleko bariery. Zawsze kiedy tam
byłam, spotykałam starca, pustelnika, tak sądzę. Pomyślałam, że może on mi
poradzi, wytłumaczy co się stało. Namierzyli mnie wtedy… - urwała zdając sobie
sprawę, że zupełnie zapomniała o nadajniku. Przecież kapłani mogli w każdej
chwili tu przyjść, zaszkodziłaby tylko tej dobrej rodzinie. - Nadajnik. Mogą
znów mnie namierzyć, nie mogę tu zostać.
- Niczego takiego nie znaleźliśmy w twoim ciele, a
uwierz, że musieliśmy trochę metalowych części usunąć. Jeśli coś takiego było,
ten nadajnik, to na pewno już nie działał.
- Naprawdę nie wiem jak wam dziękować. Gdyby mnie tu
znaleźli, nie darowali by wam tego.
- Opowiadaj kochanie dalej, jak to się stało, że spadłaś
z tak wysoka?
- Uciekałam już bardzo długo, a mechanizmy skrzydeł są
bardzo wrażliwe na wilgoć. Wtedy, w ruinach zawiodły, nie byłam w stanie wzbić
się w powietrze, zabrakło mi sił i czasu. - Atori nie chciała wspominać o tym,
że to jej własny mentor chciał ją złapać i jak bardzo boleśnie to odczuła. -
Nie chciałam, by zrobili ze mną to samo co z Atako, potwornie się bałam, bólu i
upokorzenia. Bałam się stracić własną tożsamość, chciałam pozostać aniołem, a
wtedy wydawało mi się, że jedynym wyjściem będzie śmierć, ale taka jaką sama
wybiorę. Skoczyłam więc, a potem obudziłam się tutaj.
- Nie wyszłaś na tym dobrze. Aby zabrać cię z miejsca, w
które się wbiłaś, musieliśmy usunąć skrzydła, raczej nie będą nadawały się już
do użytku, choć Garlo pracował nad nimi w swoim warsztacie, kiedy byłaś
nieprzytomna. - Maddy zaśmiała się na myśl o zapale męża. Nie chciał odpuścić,
choć wiedział, że cudów nie zdziała. - Byłaś bardzo pokiereszowana. Jedno ze
skrzydeł wbiło się w twój bok, a reszta… nadal nie mogę uwierzyć, że przeżyłaś
i w ogóle się obudziłaś.
- Maddy, tu jesteś. Atori… - Garlo wpadł niemal jak burza
do małego pokoiku, widać było, że jest czymś bardzo przejęty. - Musimy
przenieść Atori gdzieś indziej i to w miarę szybko. Kapłani zaczęli
przeszukiwać Dolne Miasto.
- Nie poddają się. Będą mnie szukać aż znajdą, nie ważne
czy żywą, czy tylko ciało. Muszę odejść, inaczej ucierpicie i wy, a na to nie
mogę się zgodzić. - Atori usiadła szybko i gwałtownie, lecz w tym samym
momencie poczuła jak pochłania ją ciemność. Na szczęście nie trwało to długo.
- Nigdzie kochanie nie pójdziesz, przynajmniej nie o
własnych siłach.
- Już wszystko załatwiłem, przeniesiemy cię do niższych
części Dolnego Miasta. Kapłani raczej o ich istnieniu nie wiedzą. Nie jest to
najbezpieczniejsze miejsce, ale chyba nie mamy wyjścia. - Garlo uśmiechnął się,
chcąc pocieszyć obie kobiety, jednak uśmiech wypadł dość blado. - Nie mamy też wiele
czasu.
- Tylko jak to zrobimy, nikt przecież nie wie, że Atori
jest u nas.
Było to to lekkie przegięcie, bo wiedziało całkiem sporo
osób, że w domu Maddy leży umierająca dziewczyna, daleka kuzynka z Górnego
Miasta. Zaledwie garstka była świadoma, że Atori jest aniołem, poszukiwanym
przez wszystkich. Maddy z mężem specjalnie mówili, że dziewczyna umrze, zresztą
sami byli o tym przekonani. Nie byłoby problemu wtedy z pozbyciem się ciała,
gdyż jak wszędzie, każde narodziny i każda śmierć musiały być zarejestrowane w
urzędzie. W jaki sposób pogrzeb się odbędzie, nikt nie wnikał, zazwyczaj po
prostu wrzucano zwłoki do jednej z dziur, prowadzących do niższych części
miasta. Nikt nie zwiedzał tych partii, było to zbyt niebezpieczne, poza tym nie
było dostępu do świeżego powietrza, ani tym bardziej do jakiegokolwiek światła.
Nikt też z Dolnego Miasta nie mógł pozwolić sobie na taki luksus jak mocne
latarnie, którymi posługiwali się kapłani. Czasem skrywali się tam poszukiwani
przez władze, ale albo tam już zostawali na zawsze, albo wychodzili tak chorzy,
że wkrótce umierali.
- Nie pleć bzdur Maddy, wiesz dobrze, że nikt się nawet
nie zdziwi, jak wyniesiemy stąd worek z ciałem. Przecież mówiłem ci, że zapisałem
w urzędzie jej pobyt tutaj.
- Wiem przecież, po prostu się boję o to dziecko.
- Maddy, Garlo ma rację, nie mogę tutaj zostać. I tak
byłam tu za długo. - Atori przyłączyła się do mężczyzny. Pomysł z jej śmiercią
był logicznym posunięciem. Być może pozwoli to na pozbycie się zupełnie
problemu pościgu. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę…
- Kochanie, ale ty nic nie rozumiesz. Stamtąd się już nie
wraca… - Maddy urwała, nie wiedząc jak wytłumaczyć anielicy cały ten
absurdalny, ale jedyny który może się powieść, pomysł.
Atori patrzyła na nich, faktycznie nic nie rozumiejąc.
Musiała przyznać, że niewiele wiedziała o tym mieście. Nie miała pojęcia o
istnieniu Dolnego Miasta, a tym bardziej o jego niższych częściach. Myślała, że
to po prostu kolejna zamieszkana część, ale widać się myliła. Bała się zapytać,
ale jednak musiała to zrobić.
- Możecie mi to wyjaśnić?
- Masz rację, powinnaś wiedzieć co cię tam czeka. Dostęp
do niższych partii jest możliwy tylko na obrzeżach dolnego Barates. Być może są
inne wejścia, lecz są zbyt niebezpieczne. - Maddy spojrzała na męża szukając u
niego wsparcia, choć wiedziała, że lepiej będzie jak ona wszystko wyjaśni. Miała
więcej w tej kwestii do powiedzenia, choć wiedzieli o tym jedynie oni sami. Nie
chciała też straszyć dziewczyny zwłaszcza, że wyglądała na zupełnie niewinną i
nieuświadomioną. Maddy przypuszczała, że całe miasto przez tysiąclecia było
przebudowywane i zmieniane, choć było to oparte jedynie na własnych
doświadczeniach i obserwacjach. Odkąd pamiętała nie było możliwości burzenia
czegokolwiek, a nawet jeśli, to nie było sposobu na pozbycie się gruzu, gdyż bariera
niczego nie przepuszczała. Podejrzewała, że wcześniej ludzie władzy mieli te
same problemy co teraz, a może i większe, gdy z czasem okazało się, że to, co
miało ich zawsze chronić, teraz się kurczy stając się pułapką. Był to tylko
jeden z licznych problemów, które wymagały wtedy szybkiego rozwiązania. Jednym
z nich było również pozbywanie się zwłok. Spalanie, tak jak zawsze to robiono,
okazało się tragiczne w skutkach, filtry powietrza po prostu tego nie
wytrzymały. Dużo czasu zajęło naukowcom naprawienie tego błędu i oczyszczenie
atmosfery, także ograniczonej barierą. Wymyślono więc inny sposób, bynajmniej
nie informując o tym mieszkańców miasta. Zamknięto wszelkie wejścia do niższych
partii miasta i tam zaczęto składować zwłoki. Naukowcy twierdzili, że bliskość pola
energetycznego zneutralizuje wszelkie choroby, które mogłyby tam powstać. Nikt
też nie przejął się ludźmi, którzy tam żyli, i tak przecież byli poza wszelkim
marginesem społeczeństwa, więc straty dużej nie było. Z czasem powstały Dolne
Miasta, na obrzeżach Barates, gdzie wpływ bariery na tyle naruszył konstrukcje
z betonu, że dało się przeżyć pomiędzy jego warstwami. Nie każdy był w stanie
żyć w centrum Barates, pod silną władzą militarnego rządu i pod jeszcze silniejszą
władzą świątynnych kapłanów. Między nimi stale toczyła się skryta walka, każdy
chciał rządzić miastem na swój sposób. Nie wszyscy byli w stanie to znieść,
niektórzy uciekali, właśnie na obrzeża, gdzie władza zarówno jednych jak i
drugich nie była tak widoczna. Maddy była jedną z tych osób, które uciekły. Nie
potrafiła się poddać i być posłuszna w każdym aspekcie życia, zbyt wiele miała
do powiedzenia. Dopiero tutaj znalazła dom i uspokoiła się, założyła rodzinę,
osiadła na miejscu i było jej z tym dobrze. Aż do teraz.
- Atori, może najpierw powiesz co wiesz na temat miasta,
będzie łatwiej uzupełnić wiadomości, niż wszystko tłumaczyć od podstaw.
- Maddy, nie mamy na to czasu, szukają już jej! - Garlo
zdecydowanie wolał działać od razu, niż wszystko powoli tłumaczyć i marnować
czas, którego i tak już im brakowało.
- Cicho! Przecież zanim tu dotrą, trochę im to zajmie,
poza tym jest to kawał miasta do przeszukania, a wątpię by zaczęli tak od razu
od nas. Nie panikuj więc.
- Nie panikuję, tylko myślę racjonalnie. Wiem, że chcesz
jej pomóc, ale samym gadaniem tego nie zrobisz. Dziewczyna będzie musiała
radzić sobie sama…
- W tym stanie wątpię, by sobie poradziła…
- Przeżyła taki upadek to przeżyje i resztę. Jest Aniołem
przecież! Maddy, wiem co starzec ci obiecał, ale nie przesadzaj… - umilkł
gwałtownie zdając sobie sprawę, że za dużo powiedział. Spojrzał na żonę
otwierając jednocześnie usta, by szybko naprawić błąd i zmienić temat, jednak
ona pokręciła niemal niezauważalnie głową.
Atori zbyt zaskoczona, patrzyła na wymianę zdań pomiędzy
małżonkami. Mogłoby się to wydawać zupełnie zabawne, gdyby nie to, że
rozmawiali o niej. Nie wątpiła, że takie przepychanki słowne stanowiły ich
codzienność, lecz do tej pory przy niej się pilnowali. Aż do teraz.
- Starzec? - Atori od razu spytała, patrząc to na jedno,
to na drugie. - Jaki starzec?
- Żaden dziecinko, Garlo bredzi od rzeczy…
- Maddy, jaki starzec? - Atori spytała ponownie, tym
razem bardziej zdecydowanie. Znikł gdzieś niewinny wyraz oczu, zastąpiony
ponownie dziwną determinacją. Widziała jak kobieta się wije, nie chcąc
odpowiadać. - Maddy?
- Wybacz jej, obiecała, że nikomu nie zdradzi tego, co
usłyszała od tego starucha. Bywa tu czasami, zwykle wpada niezapowiedzianie.
Dzieci czasami widywały go w zachodnich ruinach, ale nie wolno im tam chodzić,
zbyt blisko bariery. - Garlo starał się szybko wytłumaczyć żonę. Zdawał sobie
sprawę, że czasem nie ma lekko i sporo dźwiga na barkach. Nie o wszystkim mu
mówiła, ale widział w jej oczach wiele. Nie chciał, by została zmuszona do
złamania obietnicy, bardzo ważnej dla niej obietnicy.
- Zaprowadź mnie tam. Natychmiast! - Atori wstawała już z
łóżka, dzielnie walcząc przy tym z zawrotami głowy. Walka niestety była dość
nierówna i nie mogła powiedzieć, leżąc znów na podłodze, że odniosła
zwycięstwo. Przynajmniej nie pochłonęła ją ciemność.
- Dobrze, ale nie dziś. Sama widzisz, że nie dasz rady…
Nie Maddy. - Garlo nie zamierzał tym razem odpuścić jak zwykle. - Tak będzie.
Zaprowadzę ją w pobliże bariery, tam nic Atori nie zagrozi… no, prawie nic.
Potem zajmiemy się jej ukryciem.
- Nie. - Atori, choć nadal nie do końca pewna gruntu pod
stopami, ostro się sprzeciwiła. Nie miała na to wszystko czasu. I tak zbyt
długo wracała do zdrowia, rozleniwiła się w łóżku, zapominając o tym, co
powinna zrobić. - Pójdziemy tam jeszcze dzisiaj. Dajcie mi tylko chwilę… -
zbierało się jej na wymioty, ale znów dzielnie je powstrzymała. Starała się
zignorować ból, ale przychodziło jej to z coraz większym trudem. - Tylko
chwilę… - tylko tyle zdążyła jeszcze powiedzieć słabym głosem, nim pochłonęła
ją miękka i bezpieczna czerń.
- Tak będzie lepiej dla niej. Uwierz mi Garlo. - Maddy
przekonywała usilnie męża, który nie do końca był przekonany.
- Tak sądzisz? A może jednak lepiej by było, gdyby z nim
porozmawiała?
- A potem co? Co dalej? Pamiętasz co ci powiedział?
- Tak, pamiętam. Mam się nie wahać, gdy przyjdzie czas.
Nie powiedział jednak, kiedy to będzie. - Garlo sarknął z przekąsem. Był
rozdarty między tym, co powinien zrobić, a tym co czuł. Realizując plan,
skazywali ją na pewną śmierć, a przecież dopiero co uratowali tę dziewczynę.
- Garlo… powiem ci, co powiedział mi starzec. - Maddy
spojrzała z miłością na męża. Kochała go ponad życie, oddałaby wszystko dla
niego i za niego, tym razem jednak musiała postąpić tak, jak starzec jej
powiedział. Tak długo czekali, wszyscy. Nie mogła teraz zawieść. - Powiedział
mi, jeszcze gdy byłam małą dziewczynką, że spotkam anioła. Powiedział, że ode
mnie będzie zależało jego życie, że go uratuję i dam siłę, by mógł narodzić się
na nowo. Nigdy o tym nie zapomniałam, ciągle czekając. Potem życie potoczyło
się zupełnie inaczej niż tego oczekiwałam, niż pragnęłam. Później znalazłam się
tutaj, uważając że zmarnowałam całe swoje życie, póki nie spotkałam ciebie.
Wszystko było niemal idealne, życie nabrało dla mnie nowych barw, sam wiesz o
tym dobrze. Spotkałam go znów jakiś czas temu… - urwała, starając się uspokoić
nerwy. Było jej bardzo trudno o tym mówić, a przecież nawet jemu nie mogła
powiedzieć wszystkiego. - Powiedział, że już czas, bym była gotowa. Powiedział,
że musimy pomóc aniołowi, który spadnie z nieba i na nowo go ukształtować.
Powiedział, że… musimy pomóc mu umrzeć, by znów mógł żyć. Nie wiesz jak trudne
były dla mnie chwile od kiedy ją zobaczyłam. Anioła, który spadł z nieba. Przez
cały czas walczyłam ze sobą, myśląc, że muszę pozwolić jej umrzeć… Nie mogłam
tego zrobić, pomogłam na tyle ile mogłam, choć nie sądziłam, że przeżyje. Stało
się jednak inaczej. Cieszyłam się, ale nie wiedziałam jak mam to odnieść do
słów starca. Dzisiaj ty przyniosłeś mi odpowiedź na te pytania. Zrozum, że
musimy sprawić, by dla innych stała się martwa. Wtedy znów będzie mogła
powrócić do życia.
- Maddy, kochanie… - Garlo starał się mówić spokojnie, by
nie zrazić od razu żony. Za bardzo się zaangażowała, by mogła teraz dostrzec
błędy w swej logice. Ujął dłońmi jej twarz, całując delikatnie usta, jakby
prosił o wybaczenie. - Maddy… wątpię, by o taką śmierć chodziło. Pomyśl, jakie
życie by ją czekało? Każdy od razu zauważy, że nie jest zwykłym człowiekiem,
skażemy ją na wieczne uciekanie. Nie… nie potrafię usunąć wszystkich znamion
jej tożsamości, są zbyt głęboko zakorzenione. Sama przecież widziałaś… -
uprzedził szybko protest żony - zaprowadzę Atori do ruin. Dalej będzie musiała
radzić sobie sama.
- Nie możesz tego zrobić! Nie pozwalam ci! Na pewno
znajdzie się inne wyjście…
- Mogę i zrobię to. A ty na to przystaniesz.
- W tym stanie skażesz ją na śmierć!
- A czy nie o to właśnie chodzi?
Po tym pytaniu zapadła cisza. Ani Maddy ani Garlo się nie
odzywali, bo nie było nic więcej do powiedzenia. Nie mogli sami zrobić
wszystkiego, byli tylko częścią większej układanki i oboje zdawali sobie z tego
sprawę.
Przeczytałam już wczoraj, a raczej dziś wieczorem, jednak dopiero teraz mam mozliwość skomentowania.
OdpowiedzUsuńI jak zwykle wrzucasz czytelnika w środek akcji. Podoba mi się to, bo sama tak robię :)
Sam pomysł na miasto, na katastrofę, religię także do mnie przemawia bo jest wszystko logiczne. Z czegoś wyszło, a potem rozwinęły się inne problemy.
Ostatnio rzadko sięgałam po opowiadania, które właśnie mówią o aniołach. Tutaj jednak pierwszy rozdział bardzo mnie wciągnął, a kolejne sceny, wypadki pociągnęły dalej.
Jestem pełna niepokoju i nie mogę doczekać się co będzie dalej. Podoba mi się jak zbudowane jest miasto, zwłaszcza Dolne Miasto i to jak władza wykorzystała okrutnie jeszcze niższe jego partie. Aż ciarki mnie przechodzą na myśl co może spotkać tam Atori.
Zwykle jest tak, że władza działa na już, nie patrząc w przyszłość, na zasadzie "jakoś to będzie". Nie muszę podawać przykładów, wystarczy obejrzeć wieczorne wiadomości. Tu też tak było. Z czasem każdy dążył do własnych celów, a gdy doda się jeszcze kurczące się stale miasto i brak możliwości szybkiego rozwiązania tego problemu. No cóż, różne rzeczy się dzieją. Atori ma o tyle przekichane, że od samego początku, dzieciństwa była trzymana niemal w zamknięciu. Nic nie wie o świecie i będzie musiała szybko się uczyć. Poza tym, jak to mówią, wiara czyni cuda :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję za przeczytanie tekstów, na pewno odwdzięczę się tym samym.
Historia Atori, troszkę kojarzy mi się z mangą Battle Angel. Takie miałam pierwsze wrażenie :) Jestem bardzo ciekawa jak Atori poradzi sobie w innych warunkach, gdzie rządzą inne zasady. Podoba mi się, że jest tylko takim słabym odbiciem aniołów legendarnych. Nie przepadam za bohaterami z mocami, którzy są niezwyciężeni. Pokazujesz żałosne próby ludzi, którzy nigdy nie staną się tacy jak skrzydlaci. Smutne to, ale jednak Atori pokazuje, że bycie kiepskim odbiciem czegoś wspaniałego, nie oznacza gorszym całkowicie.
UsuńNie ma za co :) Chętnie posłucham rad osoby, który zna się na pisaniu ^__^
Mangi nie znam, zresztą w ogóle mało ich znam. Historia Atori była zainspirowana tym obrazkiem http://i188.photobucket.com/albums/z197/Virgha/aniol2.jpg i tyle.
UsuńA co do znania się na pisaniu... z tym bym nie przesadzała.