Nie ogarniam tej kuwety - jak to mój mężu mawia. Dosyć, że ten tydzień jest najgorszy pod względem pracy, bo niemal codziennie miałam w niej być, to u mnie w domu postanowili sobie pochorować, a co tam. Najpierw w piątek zgorączkował synek, w sobotę Młodą tak czyściło, że nie była w stanie z łóżka wstać, a co najlepsze, nikt nie mógł się ze mną zamienić na niedzielny dyżur. Żyć nie umierać. No ale jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki jednemu i drugiemu przeszło w niedzielę. Poszłam więc do pracy, z duszą na ramieniu, ale spoko było.
Za to w nocy było już mniej spoko, jak synek zacząć kaszleć i ryczeć, że go boli. Zamiast dziś do pracy poszłam do lekarza z nim. Infekcja wirusowa. Na szczęście nic takiego, syropków dostanie i mu przejdzie. Bałam się, że znów będzie akcja z oskrzelami, inhalacje itp. Tak czy siak wzięłam opiekę na niego, bo do przedszkola przeziębionego go nie puszczę, aby bardziej się doprawił, albo doprawił innych.
W każdym bądź razie myślałam, że będzie gorzej. Jak ja kocham takie kumulacje, zwłaszcza jak nie mam nikogo, kto by mnie zastąpił.
Niestety..niezbyt ciekawa sytuacja.Jak to się mówi?Jak się wali to na całej linii.Też nie dawno było chora dokładnie na to samo co Twój synek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kameleon
Jak wszyscy zaczynaja chorowac, to mozna sie zaplakac. Kilka lat temu maly przez 3-4 miesiace chorowal non stop i juz mi sie plakac chcialo, bo co wyzdrowial to znowu musialam w pracy swiecic oczami. Oby juz nigdy czegos takiego. Zdrowka Wam zycze i cierpliwosci:)Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńAMO
Witaj.Zmieniłam swój nick oraz adres bloga.Przepraszam za wszelkie utrudnienia,
OdpowiedzUsuń(Kameleon)
PS http://pamietnik-pani-elektryk.blog.pl/
Nic nie szkodzi :) Zaczynam się przyzwyczajać.
UsuńWiem,wiem.To dość uciążliwe.Długo nie mogłam zdecydować się na nick,który już pozostanie.Ten raczej już się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pani Elektryk
Mnie to nie przeszkadza. :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńJestem, czytam zaległości...
Pozdrawiam miło :)
Dziękuję, że jesteś.
Usuń